14 mar 2015

Preludium

14.08.2010
 Ewka, ty jesteś pewna, że to co robisz jest... no, nie wiem, humanitarne?
Głos Ani przypominał Ewie trochę głos bohaterki słabego thrillera, w którym jej przyjaciółka próbuje zakopać ciało w lesie, ale obie nachodzą w ostatniej chwili wątpliwości. Dziewczyna zacisnęła usta w wąską kreskę i poprawiła się na krześle. Miała ledwie dziewiętnaście lat, niedawno zdała maturę i wyjazdem do Kołobrzegu świętowała to, że w ogóle jej się to udało, skąd miała wiedzieć, czy jakikolwiek jej czyn nie wpłynie na dobro innych ludzi? Niby czemu miałaby się zastanawiać, nie zamierzała wybiec z nożem na ulicę i zachowywać się jak jakaś wariatka.
 Humanitarne? – spytała w końcu niepewnie, podnosząc na przyjaciółkę wzrok. Anka patrzyła na nią uważnie, popijając kawę i nie zamierzała odpuścić. — Grzebiemy przejechanego psa, czy wybieramy pomiędzy dwoma facetami?
 My? Ja niczego nie wybieram. Co najwyżej, którym ciastem powiększę obwód bioder.
Ewa westchnęła i przejechała sobie palcami po policzku. Była w stanie najwyższej rozterki uczuciowej, a przynajmniej tak jej się wydawało. To były jej pierwsze wakacje bez rodziców, razem z Anią same wybrały nocleg i starały się być jak najbardziej cool jak tylko potrafią być dwie dziewczyny wyrwane z małego miasta. Czyli wychodziło im średnio, ale przynajmniej jedna z nich miała telefon. Ewka za to dorobiła się na wakacjach dwóch miłości swojego życia, a wybór między nimi był równie trudny, jak pomiędzy ciastkami w cukierni.
Czyli cholernie trudny.
 Ej, nie możesz po prostu wylosować? — Ania wepchnęła sobie do ust ogromny kawałek ciasta i zanim przeszła do wyjaśnień, minęło kilka chwil pełnych ponaglających wzdychań i cmoknięć Ewy. — Ciągniesz zapałki. Ten napakowany koleś będzie krótszą, tamten jak z epopei narodowej dłuższą.
 Ale ich podsumowałaś.
 Ciągniesz czy nie?
 No dobra.
Anka sięgnęła do plecaka i wyjęła paczkę zapałek, po czym kazała Ewie zamknąć oczy i wybrała dwie. Po namyślę jedną przełamała na pół, żeby wynik był bardziej dobitny i włożyła je między palce tak, że widać było tylko ich czubki. Ewa otworzyła niechętnie oczy i podparła twarz na dłoniach zwiniętych w pięści. Obie wersje wyglądały tak samo i żadna do niej nie przemawiała, za to kciuk Anki wołał o pomstę do nieba.
 Zjesz sobie te palce w końcu.
 Wybieraj.
W końcu wybór padł na zapałkę po lewej, która okazała się dłuższa. Głośne westchnienie brzmiało tak, jakby właśnie gdzieś runął wieżowiec i Ewa po prostu wzruszyła ramionami i wróciła do swojej kawy.
 Rocky out, tak?
 Na to wygląda.
 To uczcijmy to sernikiem, prooooszę!
Przy stoliku numer siedem nie padło już tego dnia ani jedno słowo nawiązujące do miłości albo mężczyzn. Decyzja była podjęta, zdecydował kawałek drewna, a Ewa nie miała z tym najmniejszego problemu. No dobra, może miała, bo tliła się w niej nadzieja, że jednak padnie na krótką, ale skoro tak chciał los, to niech mu będzie, staremu skurczybykowi, co nie?

Dwa dni później Ewa Czaja stanęła przed siłownią, ściskając w dłoni srebrny łańcuszek. Nie wiedziała w sumie, po co go ze sobą brała, ale wypadł z jej torby podróżnej, kiedy ciągnęła ją po schodach w dół, więc uznała to za znak. Wzięła trzy głębokie wdechy i weszła do środka, czując się jak agent, kiedy korzystając z nieuwagi dziewczyny za niewielkim kontuarem, przemknęła — jak przez ostatni tydzień — do sali, w której odbywały się zajęcia z boksu. Nie zamierzała płacić prawie dwudziestu złotych za maksymalnie pięć minut rozmowy. Bez przesady. Wzięła kolejne pięć wdechów i poprawiwszy sukienkę, przekroczyła próg sali.
Było pusto, ale słyszała stąd odgłos uderzenia pięściami o worek treningowy. Bardzo powoli skierowała się w tamtą stronę i ominąwszy amatorsko zmontowany ring, dotarła w końcu do źródła jedynego dźwięku w pomieszczeniu, nie licząc buczenia klimatyzacji. „Rocky”, jak określiła go Anka, zawzięcie okładał worek pięściami; na plecach czarnej koszulki widać było rozległą plamę potu, a butów w ogóle się pozbył, rzuciły jej się w oczy niedbale rzucone w kąt adidasy.
 Ale dajesz jej wycisk — odezwała się niepewnie.
Chłopak przerwał gwałtownie i odwrócił się w stronę Ewy, dysząc ciężko. Policzki miał lekko zarumienione od wysiłku, a z krótkich włosów skapywała woda, uderzając o nos, swoją drogę kończyła na podłodze. „Rocky” zmarszczył brwi i wskazał palcem ręcznik zawieszony na jednej z lin ringu. Ewa szybko ściągnęła go z niej i podała mu, cierpliwie czekając, aż ten się wytrze i będzie mógł wysłuchać przemowy, którą ułożyła.
 Dzisiaj nie mam czasu — stwierdził, zanim się odezwała.
Nie zdziwił ją kompletny brak emocji na jego twarzy, ale właściwie to dlatego wydał jej się taki interesujący — teraz było to kłopotliwe, bo nie miała pojęcia, jak zareaguje na wieści.
 Ja też nie, wyjeżdżam do domu — odparła, wzruszając ramionami.
 Och.
 No tak.
Czy ta klimatyzacja musiała tak buczeć? Spojrzała na nią z irytacją, a kiedy wróciła wzrokiem do miłości życia numer dwa, on dalej pokazywał kompletny brak czegokolwiek, co wytrącało ją z równowagi. Mógłby się zmartwić, do cholery.
 No to... chciałam się pożegnać. Tak wiesz... na zawsze. Bo przecież wyjeżdżasz na ten kontrakt i w ogóle.
 To coś zmienia? — Zmarszczył brwi ponownie i podrapał się po głowie, przez co przypominał kogoś, kto próbuje zrozumieć, co się wokół niego dzieje. — Dałaś mi swój adres, żebym wysyłał ci pocztówki z Londynu.
 To nie ślij – powiedziała szybko.  Przyszłam się tak pożegnać właśnie po to, żebyś wiedział, że to takie... na zawsze. Rozumiesz.
 Czyli... właściwie mogłaś po prostu wyjechać, nie?
 No w sumie mogłam, ale chciałam coś ci dać.
Otworzyła dłoń i podeszła dwa kroki bliżej, z wahaniem wyciągając do chłopaka rękę. Srebrny wisiorek wymknął jej się spomiędzy palców i tylko dzięki refleksowi Rocky'ego, nie upadł na podłogę. Ewa odchrząknęła z zakłopotaniem i cofnęła się, chowając ręce za plecami, gdzie splotła palce tak mocno, że wątpiła, by kiedykolwiek udało jej się je rozdzielić.
 Dzięki.
 To cześć.
Skinął jej głową i jakby nigdy nic wrócił do okładania worka, nawet bez jakiejś gwałtowności, po prostu tak, jakby wcale tam nie przyszła. Westchnęła głośno i wymaszerowała z sali, czując się trochę jak idiotka i nie zareagowała nawet na głośne „ej!” dziewczyny stojącej za kontuarem przy drzwiach.
A kiedy Ewa Czaja wyszła na zewnątrz, z nieba lunął deszcz. Jak w naprawdę słabej komedii. Brakowało tylko księcia, który pocałowałby ją, skazując na zepsucie swoje piękne, lśniące włosy albo zatańczył z nią, śpiewając głupią piosenkę. Niestety, „bohater epopei narodowej” nie wiedział nawet, że został mężczyzną jej życia, a przynajmniej kimś, komu będzie mogła słać listy miłosne z dalekiego Poznania.
 Niech cię szlag, Rocky.
Tylko łańcuszka jej było szkoda.

18 komentarzy:

  1. Bardzo zachęcające preludium.
    Jest świetnie napisane i, mimo dwóch, czy trzech błędów, jest to bardzo wysoki poziom.
    Masz, a przynajmniej tak mi się wydaje, mocno wykreowaną bohaterkę, której wprost nie da się nie lubić.
    Weny życzę i dodaje do czytanych,
    Chocolate

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mogłabyś mi wymienić te błędy? Prawdopodobnie dostrzegę je za milion lat, bo przeczytałam to wczoraj z kilkanaście razy i nie widzę ich. :C
      Problem w tym, że Ewa jest najmniej wykreowana ze wszystkich postaci, ale dobrze, że tego nie widać. :D
      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  2. Trochę dziwna ta Ewka, sama nie wiem, jak ją określić. Najpierw ciągnie zapałkę, który chłopak lepszy i z którym może ewentualnie się zwiąże, a potem ta niezręczna sytuacji, gdy daje mu ten łańcuszek. Chyba jednak coś musiał dla niej znaczyć, skoro dała mu tak jakby prezent pożegnalny. I całe pożegnanie. Ten chłopak chyba w ogóle nie ma uczuć. Nawet się nie zmartwił, że to już koniec tej znajomości. Olał ją po prostu.
    Postać Anki, chociaż tak niewiele jej w tym prologu, to spodobała mi się najbardziej.
    Zapowiada się na ciekawą historię.
    Dodaję do obserwowanych i czekam na więcej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Ewką jest taki problem, że ona sama nie wie czego chce, a głupia uznała, że jak da mu łańcuszek, to może on uzna, że powinien ją zatrzymać, a wtedy mogłaby oszukać los, który wybrał drugiego delikwenta.
      Dzięki za komentarz! :D

      Usuń
    2. To teraz już wszystko jasne. Jakoś na początku nie mogłam zrozumieć, o co chodzi z tym łańcuszkiem.

      Usuń
  3. Wszystkie Twoje historie zawsze pochłaniam, więc i z tą tak będzie.
    Myślę, że skoro stworzyłaś już jesień i lato, to kiedyś przyjdzie pora na wiosnę i zimę, hm?
    Ewka wydaje mi się być postacią ciekawą - dziewczyna, która trochę zagubiła się w swoim toku myślenia.. Rocky nie przypadł mi do gustu, więc może tamten jak z epopei narodowej okaże się inny. Anka urzekła mnie i polubiłam ją od razu. A łańcuszek.. cóż słodziutko - dostała łańcuszek, a teraz głupia oddaje i jeszcze strzela fochem. Coś czuję, że lato będzie dla niej naprawdę poplątane.

    Coxon, przesyłam buziaki i czekam na jedynkę, a także Twój powrót Na Manowce ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ktoś mnie przejrzał. :C zima i wiosna powstaną! w swoim czasie, ale mam już pomysły, mniej więcej.
      Rocky też będzie spoko, jak dostanie trochę więcej czasu antenowego na niebycie bucem, ale wszystko w swoim czasie. Też najbardziej lubię Ankę! :D
      Na manowce kiedyś wrócą. Kiedyś.
      Dzięki, pozdrówki! :D

      Usuń
  4. Twoje opowiadania to prawdziwe perełki, jak mogłabym nie dołączyć do groma czytelników Lata? :D Skoro Jesień podbiła moje serce, to z Latem tym bardziej powinno być podobne. Nie będę się rozpisywać, bo piszę z telefonu, w każdym razie będę cierpliwie czekać na rozdziały również na tym blogu i życzę powodzenia :)
    Pozdrawiam z dalekiego Poznania :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejuu, dzięki! :D
      Ahaha, ale trafiłam!
      Dzięki raz jeszcze, mam nadzieję, że nie zawiodę i tym razem.

      Usuń
  5. tak gdzieś kiedyś zasłyszałam, że w momencie kiedy mamy dokonać wyboru i losujemy, to chwilę przed tym przychodzi nam na myśl to, co chcemy bardziej, więc sprawa rozwiązana. Ewka chciała chyba Rockyego, co jak się okazało, nie byłoby najlepszym wyborem. Jakiś taki dziwny z niego typ. mógł udawać, ale jakoś mi się nie wydaje. za to interesuje mnie pan numer dwa xd bohater epopei narodowej brzmi interesująco :D
    Bardzo cieszę się na myśl, że będę mogła czytać Twoje drugie opowiadanie! I chyba nie będzie odkryciem, gdy napiszę, że już nie mogę doczekać się publikacj pierwszych rozdziałów :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Och, trójkąciki, trójkąciki, czyli to co tygryski lubią najbardziej. I te wybory, te niezdecydowanie. Pff, bo niby kawałek drewna, tak, tak. Już to widzę, właśnie widzę jak Ewka już się plączę w emocjonalnych zeznaniach. :D
    Moje pierwsze opowiadanie od Ciebie i jestem zachwycona. Pewnie odwiedzę to drugie jak zbiorę siły do nadrabiania. :D Jestem na tak.
    Będę tutaj często i gęsto.:D
    Pozdrówki. <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie, nie śledzę Cię. Trafiłam przypadkiem.
    Podoba mi się. Wstęp, nie Rocky.
    Daj nexta. :)

    Za Tobą

    OdpowiedzUsuń
  8. ...
    Zatkało mnie. Nie dość, że mam na imię tak samo, jak bohaterka, nie dość, że mam tyle samo lat, co ona, to jeszcze mieszkam w Poznaniu!!! *zatkało ją* Aż z wrażenia nie umiem sensowniej skomciać.

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej, Poznań nie jest znowu tak małym miastem. Wypraszam sobie ;)
    Zapowiada się ciekawie. Na prawdę. I z aska domyślam się, że Rockyego nie pozbędzie się tak łatwo z życia. Ale ja już jestem za bohaterem epopei narodowej. Tak przypuszczam choć za Tadeuszem nie przepadałam. No i Rocky, hmm, taki tajemniczy... Jest przygłupem, pozbawiony uczuć czy może jednak właśnie tajemniczy? Chętnie się przekonam!
    /*mam nadzieję, że jakimś cudem natkniesz się na moje komentarze w archiwalnych postach, no bo chciałam ci coś niecoś przekazać. Głupio by było tak pisać do nikogo ;)*/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubię sztucznie nabijać komentarzy, bo to takie onetowe, ale komcie przychodzą mi na mejla i jestem na bieżąco, także możesz śmiało pisać, nie obrażam się. :D

      Usuń
  10. A co tam, będę pisać komentarze pod każdym rozdziałem, bo jak zrobię to dopiero po przeczytaniu całości to będzie bałagan. W sumie i tak będzie, ale mniejszy.
    Zbierałam się, aby przeczytać któreś z Twoich opowiadań już od jakiegoś czasu. Długiego dosyć. I wreszcie się zebrałam.
    Podoba mi się to preludium. Ogólnie masz bardzo fajny styl pisania. Lekko się czyta i miło, ale też ma... To coś. Coś takiego... Swojskiego? Nie wiem w sumie, jak to określić, ale uwielbiam taki styl. Wiem, jestem bardzo konkretna. Przepraszam...
    Na razie za dużo o bohaterach nie wiem, ale Ewę chyba da się polubić...
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten opis sceny z thrillera brzmi jakoś dziwnie specyficznie (thrillery swego czasu pochłaniałam i na żaden taki się nie natknęłam, acz to nie wyklucza ;)) - czy nie lepiej byłoby też podać jakiś tytuł? Bo ta specyfika (głos bohaterki, tani thriller, ciało w lesie, wątpliwości) gryzie się z brakiem uściślenia jakoś.
    Czyli wychodziło im średnio, ale przynajmniej jedna z nich miała telefon. - co ma bycie cool do posiadania telefonu? Posiadanie telefonu było cool w czasach, kiedy nie miał ich każdy, czyli na pewno nie w 2010 roku, kiedy były już nie tylko spopularyzowane, ale i stanowiły nieodłączną część środowiska.
    on dalej pokazywał kompletny brak czegokolwiek, co wytrącało ją z równowagi. - równie dobrze mogę odczytać to tak, że w ogóle jej nie wytrącał teraz z równowagi.

    OdpowiedzUsuń
  12. Strasznie zachęcający początek i cudowny styl pisania! Podziwiam ;) Na miejscu Ewki też bym pewnie wybrała "bohatera epopei narodowej", ten Rocky kojarzy mi się jakoś tak... pusto. No to lecę czytać dalej!

    Mój blog!

    OdpowiedzUsuń