14.08.2010
— Ewka, ty jesteś pewna, że to co robisz jest... no, nie wiem,
humanitarne?
Głos
Ani przypominał Ewie trochę głos bohaterki słabego thrillera, w
którym jej przyjaciółka próbuje zakopać ciało w lesie, ale obie
nachodzą w ostatniej chwili wątpliwości. Dziewczyna zacisnęła
usta w wąską kreskę i poprawiła się na krześle. Miała ledwie
dziewiętnaście lat, niedawno zdała maturę i wyjazdem do
Kołobrzegu świętowała to, że w ogóle jej się to udało, skąd
miała wiedzieć, czy jakikolwiek jej czyn nie wpłynie na dobro
innych ludzi? Niby czemu miałaby się zastanawiać, nie zamierzała
wybiec z nożem na ulicę i zachowywać się jak jakaś wariatka.
— Humanitarne? – spytała w końcu niepewnie, podnosząc na
przyjaciółkę wzrok. Anka patrzyła na nią uważnie, popijając
kawę i nie zamierzała odpuścić. — Grzebiemy przejechanego psa,
czy wybieramy pomiędzy dwoma facetami?
— My? Ja niczego nie wybieram. Co najwyżej, którym ciastem powiększę
obwód bioder.
Ewa
westchnęła i przejechała sobie palcami po policzku. Była w stanie
najwyższej rozterki uczuciowej, a przynajmniej tak jej się
wydawało. To były jej pierwsze wakacje bez rodziców, razem z Anią
same wybrały nocleg i starały się być jak najbardziej cool
jak tylko potrafią być dwie dziewczyny wyrwane z małego miasta.
Czyli wychodziło im średnio, ale przynajmniej jedna z nich miała
telefon. Ewka za to dorobiła się na wakacjach dwóch miłości
swojego życia, a wybór między
nimi był równie trudny, jak pomiędzy ciastkami w cukierni.
Czyli
cholernie trudny.
— Ej, nie możesz po prostu wylosować? — Ania wepchnęła sobie do ust ogromny kawałek ciasta i zanim
przeszła do wyjaśnień, minęło kilka chwil pełnych ponaglających
wzdychań i cmoknięć Ewy. — Ciągniesz zapałki. Ten napakowany
koleś będzie krótszą, tamten jak z epopei narodowej dłuższą.
— Ale ich podsumowałaś.
— Ciągniesz czy nie?
— No dobra.
Anka
sięgnęła do plecaka i wyjęła paczkę zapałek, po czym kazała
Ewie zamknąć oczy i wybrała dwie. Po namyślę jedną przełamała
na pół, żeby wynik był bardziej dobitny i włożyła je między
palce tak, że widać było tylko ich czubki. Ewa otworzyła
niechętnie oczy i podparła twarz na dłoniach zwiniętych w pięści.
Obie wersje wyglądały tak samo i żadna do niej nie przemawiała,
za to kciuk Anki wołał o pomstę do nieba.
— Zjesz sobie te palce w końcu.
— Wybieraj.
W
końcu wybór padł na zapałkę po lewej, która okazała się
dłuższa. Głośne westchnienie brzmiało tak, jakby właśnie
gdzieś runął wieżowiec i Ewa po prostu wzruszyła ramionami i
wróciła do swojej kawy.
— Rocky out, tak?
— Na to wygląda.
— To uczcijmy to sernikiem, prooooszę!
Przy
stoliku numer siedem nie padło już tego dnia ani jedno słowo
nawiązujące do miłości albo mężczyzn. Decyzja była podjęta,
zdecydował kawałek drewna, a Ewa nie miała z tym najmniejszego
problemu. No dobra, może miała, bo tliła się w niej nadzieja, że jednak padnie na krótką, ale skoro tak chciał los, to niech mu będzie, staremu skurczybykowi, co nie?
Dwa
dni później Ewa Czaja stanęła przed siłownią, ściskając w
dłoni srebrny łańcuszek. Nie wiedziała w sumie, po co go ze sobą
brała, ale wypadł z jej torby podróżnej, kiedy ciągnęła ją po
schodach w dół, więc uznała to za znak. Wzięła trzy głębokie
wdechy i weszła do środka, czując się jak agent, kiedy
korzystając z nieuwagi dziewczyny za niewielkim kontuarem,
przemknęła — jak przez ostatni tydzień — do sali, w której
odbywały się zajęcia z boksu. Nie zamierzała płacić prawie dwudziestu złotych za maksymalnie pięć minut rozmowy. Bez
przesady. Wzięła kolejne pięć wdechów i poprawiwszy sukienkę,
przekroczyła próg sali.
Było
pusto, ale słyszała stąd odgłos uderzenia pięściami o worek
treningowy. Bardzo powoli skierowała się w tamtą stronę i
ominąwszy amatorsko zmontowany ring, dotarła w końcu do źródła
jedynego dźwięku w pomieszczeniu, nie licząc buczenia
klimatyzacji. „Rocky”, jak określiła go Anka, zawzięcie
okładał worek pięściami; na plecach czarnej koszulki widać było
rozległą plamę potu, a butów w ogóle się pozbył, rzuciły jej
się w oczy niedbale rzucone w kąt adidasy.
— Ale dajesz jej wycisk — odezwała
się niepewnie.
Chłopak
przerwał gwałtownie i odwrócił się w stronę Ewy, dysząc
ciężko. Policzki miał lekko zarumienione od wysiłku, a z krótkich
włosów skapywała woda, uderzając o nos, swoją drogę kończyła
na podłodze. „Rocky” zmarszczył brwi i wskazał palcem ręcznik
zawieszony na jednej z lin ringu. Ewa szybko ściągnęła go z niej
i podała mu, cierpliwie czekając, aż ten się wytrze i będzie
mógł wysłuchać przemowy, którą ułożyła.
— Dzisiaj nie mam czasu — stwierdził, zanim się odezwała.
Nie
zdziwił ją kompletny brak emocji na jego twarzy, ale właściwie to
dlatego wydał jej się taki interesujący — teraz było to
kłopotliwe, bo nie miała pojęcia, jak zareaguje na wieści.
— Ja też nie, wyjeżdżam do domu — odparła, wzruszając ramionami.
— Och.
— No tak.
Czy
ta klimatyzacja musiała tak buczeć? Spojrzała na nią z irytacją,
a kiedy wróciła wzrokiem do miłości życia numer dwa,
on dalej pokazywał kompletny brak czegokolwiek, co wytrącało ją z
równowagi. Mógłby się zmartwić, do cholery.
— No to... chciałam się pożegnać.
Tak wiesz... na zawsze. Bo przecież wyjeżdżasz na ten kontrakt i w
ogóle.
— To coś zmienia? — Zmarszczył
brwi ponownie i podrapał się po głowie, przez co przypominał
kogoś, kto próbuje zrozumieć, co się wokół niego dzieje. — Dałaś mi swój adres, żebym wysyłał ci pocztówki z Londynu.
— To nie ślij – powiedziała
szybko. — Przyszłam się tak pożegnać właśnie po to, żebyś
wiedział, że to takie... na zawsze.
Rozumiesz.
— Czyli... właściwie mogłaś po
prostu wyjechać, nie?
— No w sumie mogłam, ale chciałam
coś ci dać.
Otworzyła
dłoń i podeszła dwa kroki bliżej, z wahaniem wyciągając do
chłopaka rękę. Srebrny wisiorek wymknął jej się spomiędzy
palców i tylko dzięki refleksowi Rocky'ego, nie upadł na podłogę.
Ewa odchrząknęła z zakłopotaniem i cofnęła się, chowając ręce
za plecami, gdzie splotła palce tak mocno, że wątpiła, by
kiedykolwiek udało jej się je rozdzielić.
— Dzięki.
— To cześć.
Skinął
jej głową i jakby nigdy nic wrócił do okładania worka, nawet bez
jakiejś gwałtowności, po prostu tak, jakby wcale tam nie przyszła.
Westchnęła głośno i wymaszerowała z sali, czując się trochę
jak idiotka i nie zareagowała nawet na głośne „ej!” dziewczyny
stojącej za kontuarem przy drzwiach.
A
kiedy Ewa Czaja wyszła na zewnątrz, z nieba lunął deszcz. Jak w
naprawdę słabej komedii. Brakowało tylko księcia, który
pocałowałby ją, skazując na zepsucie swoje piękne, lśniące włosy albo zatańczył z nią, śpiewając
głupią piosenkę. Niestety, „bohater epopei narodowej” nie
wiedział nawet, że został mężczyzną jej życia, a przynajmniej
kimś, komu będzie mogła słać listy miłosne z dalekiego
Poznania.
— Niech cię szlag, Rocky.
Tylko
łańcuszka jej było szkoda.
Bardzo zachęcające preludium.
OdpowiedzUsuńJest świetnie napisane i, mimo dwóch, czy trzech błędów, jest to bardzo wysoki poziom.
Masz, a przynajmniej tak mi się wydaje, mocno wykreowaną bohaterkę, której wprost nie da się nie lubić.
Weny życzę i dodaje do czytanych,
Chocolate
A mogłabyś mi wymienić te błędy? Prawdopodobnie dostrzegę je za milion lat, bo przeczytałam to wczoraj z kilkanaście razy i nie widzę ich. :C
UsuńProblem w tym, że Ewa jest najmniej wykreowana ze wszystkich postaci, ale dobrze, że tego nie widać. :D
Dzięki za komentarz!
Trochę dziwna ta Ewka, sama nie wiem, jak ją określić. Najpierw ciągnie zapałkę, który chłopak lepszy i z którym może ewentualnie się zwiąże, a potem ta niezręczna sytuacji, gdy daje mu ten łańcuszek. Chyba jednak coś musiał dla niej znaczyć, skoro dała mu tak jakby prezent pożegnalny. I całe pożegnanie. Ten chłopak chyba w ogóle nie ma uczuć. Nawet się nie zmartwił, że to już koniec tej znajomości. Olał ją po prostu.
OdpowiedzUsuńPostać Anki, chociaż tak niewiele jej w tym prologu, to spodobała mi się najbardziej.
Zapowiada się na ciekawą historię.
Dodaję do obserwowanych i czekam na więcej. :)
Z Ewką jest taki problem, że ona sama nie wie czego chce, a głupia uznała, że jak da mu łańcuszek, to może on uzna, że powinien ją zatrzymać, a wtedy mogłaby oszukać los, który wybrał drugiego delikwenta.
UsuńDzięki za komentarz! :D
To teraz już wszystko jasne. Jakoś na początku nie mogłam zrozumieć, o co chodzi z tym łańcuszkiem.
UsuńWszystkie Twoje historie zawsze pochłaniam, więc i z tą tak będzie.
OdpowiedzUsuńMyślę, że skoro stworzyłaś już jesień i lato, to kiedyś przyjdzie pora na wiosnę i zimę, hm?
Ewka wydaje mi się być postacią ciekawą - dziewczyna, która trochę zagubiła się w swoim toku myślenia.. Rocky nie przypadł mi do gustu, więc może tamten jak z epopei narodowej okaże się inny. Anka urzekła mnie i polubiłam ją od razu. A łańcuszek.. cóż słodziutko - dostała łańcuszek, a teraz głupia oddaje i jeszcze strzela fochem. Coś czuję, że lato będzie dla niej naprawdę poplątane.
Coxon, przesyłam buziaki i czekam na jedynkę, a także Twój powrót Na Manowce ;*
Ktoś mnie przejrzał. :C zima i wiosna powstaną! w swoim czasie, ale mam już pomysły, mniej więcej.
UsuńRocky też będzie spoko, jak dostanie trochę więcej czasu antenowego na niebycie bucem, ale wszystko w swoim czasie. Też najbardziej lubię Ankę! :D
Na manowce kiedyś wrócą. Kiedyś.
Dzięki, pozdrówki! :D
Twoje opowiadania to prawdziwe perełki, jak mogłabym nie dołączyć do groma czytelników Lata? :D Skoro Jesień podbiła moje serce, to z Latem tym bardziej powinno być podobne. Nie będę się rozpisywać, bo piszę z telefonu, w każdym razie będę cierpliwie czekać na rozdziały również na tym blogu i życzę powodzenia :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z dalekiego Poznania :D
Jejuu, dzięki! :D
UsuńAhaha, ale trafiłam!
Dzięki raz jeszcze, mam nadzieję, że nie zawiodę i tym razem.
tak gdzieś kiedyś zasłyszałam, że w momencie kiedy mamy dokonać wyboru i losujemy, to chwilę przed tym przychodzi nam na myśl to, co chcemy bardziej, więc sprawa rozwiązana. Ewka chciała chyba Rockyego, co jak się okazało, nie byłoby najlepszym wyborem. Jakiś taki dziwny z niego typ. mógł udawać, ale jakoś mi się nie wydaje. za to interesuje mnie pan numer dwa xd bohater epopei narodowej brzmi interesująco :D
OdpowiedzUsuńBardzo cieszę się na myśl, że będę mogła czytać Twoje drugie opowiadanie! I chyba nie będzie odkryciem, gdy napiszę, że już nie mogę doczekać się publikacj pierwszych rozdziałów :)
Pozdrawiam!
Och, trójkąciki, trójkąciki, czyli to co tygryski lubią najbardziej. I te wybory, te niezdecydowanie. Pff, bo niby kawałek drewna, tak, tak. Już to widzę, właśnie widzę jak Ewka już się plączę w emocjonalnych zeznaniach. :D
OdpowiedzUsuńMoje pierwsze opowiadanie od Ciebie i jestem zachwycona. Pewnie odwiedzę to drugie jak zbiorę siły do nadrabiania. :D Jestem na tak.
Będę tutaj często i gęsto.:D
Pozdrówki. <3
Nie, nie śledzę Cię. Trafiłam przypadkiem.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się. Wstęp, nie Rocky.
Daj nexta. :)
Za Tobą
...
OdpowiedzUsuńZatkało mnie. Nie dość, że mam na imię tak samo, jak bohaterka, nie dość, że mam tyle samo lat, co ona, to jeszcze mieszkam w Poznaniu!!! *zatkało ją* Aż z wrażenia nie umiem sensowniej skomciać.
Hej, Poznań nie jest znowu tak małym miastem. Wypraszam sobie ;)
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie. Na prawdę. I z aska domyślam się, że Rockyego nie pozbędzie się tak łatwo z życia. Ale ja już jestem za bohaterem epopei narodowej. Tak przypuszczam choć za Tadeuszem nie przepadałam. No i Rocky, hmm, taki tajemniczy... Jest przygłupem, pozbawiony uczuć czy może jednak właśnie tajemniczy? Chętnie się przekonam!
/*mam nadzieję, że jakimś cudem natkniesz się na moje komentarze w archiwalnych postach, no bo chciałam ci coś niecoś przekazać. Głupio by było tak pisać do nikogo ;)*/
Nie lubię sztucznie nabijać komentarzy, bo to takie onetowe, ale komcie przychodzą mi na mejla i jestem na bieżąco, także możesz śmiało pisać, nie obrażam się. :D
UsuńA co tam, będę pisać komentarze pod każdym rozdziałem, bo jak zrobię to dopiero po przeczytaniu całości to będzie bałagan. W sumie i tak będzie, ale mniejszy.
OdpowiedzUsuńZbierałam się, aby przeczytać któreś z Twoich opowiadań już od jakiegoś czasu. Długiego dosyć. I wreszcie się zebrałam.
Podoba mi się to preludium. Ogólnie masz bardzo fajny styl pisania. Lekko się czyta i miło, ale też ma... To coś. Coś takiego... Swojskiego? Nie wiem w sumie, jak to określić, ale uwielbiam taki styl. Wiem, jestem bardzo konkretna. Przepraszam...
Na razie za dużo o bohaterach nie wiem, ale Ewę chyba da się polubić...
Pozdrawiam! :)
Ten opis sceny z thrillera brzmi jakoś dziwnie specyficznie (thrillery swego czasu pochłaniałam i na żaden taki się nie natknęłam, acz to nie wyklucza ;)) - czy nie lepiej byłoby też podać jakiś tytuł? Bo ta specyfika (głos bohaterki, tani thriller, ciało w lesie, wątpliwości) gryzie się z brakiem uściślenia jakoś.
OdpowiedzUsuńCzyli wychodziło im średnio, ale przynajmniej jedna z nich miała telefon. - co ma bycie cool do posiadania telefonu? Posiadanie telefonu było cool w czasach, kiedy nie miał ich każdy, czyli na pewno nie w 2010 roku, kiedy były już nie tylko spopularyzowane, ale i stanowiły nieodłączną część środowiska.
on dalej pokazywał kompletny brak czegokolwiek, co wytrącało ją z równowagi. - równie dobrze mogę odczytać to tak, że w ogóle jej nie wytrącał teraz z równowagi.
Strasznie zachęcający początek i cudowny styl pisania! Podziwiam ;) Na miejscu Ewki też bym pewnie wybrała "bohatera epopei narodowej", ten Rocky kojarzy mi się jakoś tak... pusto. No to lecę czytać dalej!
OdpowiedzUsuńMój blog!