Wiecie, czasem sobie wyobrażałam, że jestem księżniczką Anną, a
Ignacy to taki Joe Bradley i jesteśmy absolutnie uroczy. Potem
przychodził moment zderzenia ze ścianą, kiedy okazywało się, że
brwi Ignacego nie są takie wspaniałe i w ogóle nie wygląda jak
amant. Nie żeby Peck w Rzymskich wakacjach był jakimś
tam pożeraczem serc biednych niewiast, ale jednak... patrzyłam na
Ignacego i porównanie nie wychodziło na jego korzyść. Nie mówiąc
już o mnie, bo przecież byłam ruda i czasem opluwałam ludzi,
kiedy za szybko mówiłam.
Ale wracając do tych wyobrażeń, pomagały mi grzebać wszelkie
wątpliwości, zanim jeszcze zdążyły się narodzić. Gorzej było
właśnie wtedy, kiedy nie miałam na nie czasu. I wszelkie „ale”
a także „dlaczego?” rzucały się na mnie jak stado ludzi
podczas pogo.
Albo w nocy, na przykład. Kiedy bolał mnie siniak na ramieniu, a także kolano, bo jak ścierałam szafkę w panice, to się rąbnęłam tak z całej siły aż mi oczy zaszły łzami. A przecież był jeszcze telefon! Ten dziwny
telefon z „ja ciebie też” i „Ewa nic nie wie”. O czym nie
wiem, Ignacy? Oświeć mnie. Oczywiście mówiłam to do siebie, nie
do niego. Ale o czymś, cholera, nie wiedziałam. Chciałam wiedzieć,
nawet jeśli wszystko mówiło mi, że może nie chcę.
W tę
niedzielną noc, a właściwie już poniedziałek (kiedy wybiła
trzecia, nie przypominałam sobie) było gorąco jak w piekle.
Przewracałam się z boku na bok, starając się nie obudzić
Ignacego, bo nawet nie pochrapywał i byłoby mi głupio — wyglądał
na bardzo zmęczonego i chciałam dać mu się wyspać. W końcu
wstałam, żeby wypić chociaż małą szklankę wody z lodem, kiedy
jego telefon zawibrował na stoliku nocnym i rozświetlił ciemny
pokój. Przez chwilę zamarłam w drzwiach i w napięciu przyglądałam
się śpiącemu Ignacemu, ale nie ruszył się ani o milimetr.
Oddychał miarowo. Jakby automatycznie przypomniała mi się
czwartkowa rozmowa, a siniak na ramieniu podświadomie dał o sobie
znać. To był ten moment. Nie miałam nawet ochoty podstawiać
Tadeusza pod jakiegoś wspaniałego aktora lat czterdziestych, bo
sobie nie zasłużył.
Zakradłam
się na palcach i zgarnęłam telefon ze stolika, a potem czmychnęłam
do kuchni, gdzie przy stole, ze szklanką wody, żeby ewentualnie
chlusnąć się nią w twarz, przesunęłam drżącym palcem po
ekranie blokady. Wiadomość wyświetliła się na ekranie głównym,
a podpis sprawił, że zrobiło mi się zimno.
Julka.
Jaka
Julka? Nie znałam żadnej Julki, nawet z kręgu jego znajomych. W
tym upale poczułam, jak przechodzi mnie zimny dreszcz i miałam
ochotę się rozpłakać. Jak mnie zapisał? Natychmiast to
sprawdziłam. Ewa.
Czym zasłużyła sobie jakaś tam Julka,
żeby zdrabniać jej imię? Pełna forma była zła? Ignacy nie był
typem człowieka, który posługuje się zdrobnieniami, nawet Anka
musiała go przekonać, że czuje się jak jakaś „ąśęś”, jak
się do niej zwracają „Anno”. W sensie, powiedziała „zęby
cię swędzą, Leszczyński?”, ale ja potrafiłam to przetłumaczyć
na ludzki język.
Nie
miałam nawet cienia wyrzutu sumienia, kiedy odczytałam wiadomość
od tej całej Julki.
„Znasz moje zdanie, Ignaś...”
BEZCZELNA.
Ignaś. Ignaś. Tylko ja tak do niego mówiłam, na początku
się krzywił, dopiero później przywykł!
„… chcę, żebyś przyjechał. Nie tylko dlatego, bo wieki Cię
nie widziałam, ale dlatego, bo wiem, że zaprowadzisz tu porządek.
No dobra, może nie do końca tak jest, ale liczą się z twoim
zdaniem. Poza tym będzie fajnie, naprawdę. Dopilnuję tego! ;D”
Miałam ochotę wytargać
ją za włosy, chociaż nawet nie wiedziałam, jak wygląda. Musiała
być tą Julką z listu. Julka. Co za głupie imię! Znalazł się
Ignacy Romeo Leszczyński, który pisał z jakąś, kimkolwiek ona
tam była. Dopilnuje, żeby
było fajnie. Tak, na pewno. Byłam ciekawa, czy w innych
wiadomościach też pisała do niego „Ignaś”, ale powstrzymałam
się przed sprawdzeniem tego. Czułam, że nie chcę się w to
zagłębiać, to byłoby za wiele. Musiałam wyrzucić z głowy tę
uśmiechniętą emotikonę. Zajrzałam więc w ostatnie połączenia,
od razu szukając wzrokiem czwartkowej daty.
Osiemnaście
połączeń do mnie, Eryk... Mama.
Podejrzewałam go o romans z jego matką? Odruchowo zagryzłam wargę
i wcisnęłam zieloną słuchawkę przy nazwie kontaktu. Pierwszy
sygnał... drugi... czwarty... siódmy... byłam bliska zawału. W
końcu rozległo się „Siedem, dwa, cztery, osiem, dwa, jeden,
sześć, dziewięć, trzy. Po sygnale zostaw wiadomość...” Pik.
„Tu Katarzyna Leszczyńska, nie mogę teraz odebrać. Jeśli to coś
ważnego, zostaw wiadomość. Oddzwonię.”
W
panice odsunęłam telefon od ucha i o mało nie upuściłam go na
podłogę, tak gwałtownie próbowałam wcisnąć przycisk „Rozłącz”.
Serce biło mi strasznie głośno i szybko. Kobieta w słuchawce nie
brzmiała jak jego kochanka, bardziej jak jakaś dystyngowana
starsza kobieta. Katarzyna. Katarzyna Leszczyńska. I próbowałam
się do niej dodzwonić o trzeciej w nocy, byłam błyskotliwa jak
dwa grosze.
Nie chlusnęłam sobie wodą w twarz, ale nawet tego nie
potrzebowałam. Wyjaśnił się telefon, ale doszło coś nowego.
Julka.
Nie
chciałam jechać na żaden ślub. O, nie. To nie wchodziło w grę.
Nie chciałam poznać jego rodziny, jeśli to uwzględniało
przebywanie z tamtą dziewczyną. Nawet jej nie znałam, ale już
wiedziałam, że się nie polubimy. Czy wiedziała, że Ignacy ma
dziewczynę? Mnie? Pewnie nie. Pewnie się nie przyznał.
Miałam ochotę uderzyć głową w stół. Nawet kilka razy. Może
powinnam napisać w jego imieniu coś, co by ją zniechęciło? Nie,
to zamieniłoby mnie w psychiczną dziewczynę. Więc może to ja
powinnam przekonać Ignacego, żebyśmy pojechali na ślub? Gdyby to
okazało się świetną decyzją, wszystko byłoby moją zasługą. I
pokazałabym tej całej Julce, że to ja jestem dziewczyną Ignacego
i ma kto mu obiecywać, że będzie fajnie!
Nadal miałam ochotę spuścić jego telefon w toalecie.
Nie zasnęłam już tej nocy.
Rano wyglądałam okropnie. Wstałam, kiedy Ignacy zrobił już
pierwszy, podejrzany przewrót na drugi bok, a potem szybko uciekłam
i zamknęłam się w łazience. Robił mi się ewidentny pryszcz na
czole, na poziomie, gdzie nie mogę już zagarnąć grzywki, bo
wyglądałabym jak rude emo. Spróbowałam ją jednak zagarnąć i
nie mogłam z nią wrócić do poprzedniej kondycji, więc machnęłam
ręką, zrzucając wodę kolońską Ignacego na podłogę.
Stłukła się.
W łazience zaczęło nią śmierdzieć, nie pachnieć, śmierdzieć.
Patrzyłam tępo, jak płyn rozlewa się po kafelkach, płynie, jak
ten strumień życia i śmierci w okolice wanny, a potem dotknął
moich stóp i wrzasnęłam. Tak okropnie, niekontrolowanie
wrzasnęłam, bo chyba doszło do mnie, co zrobiłam, że Julka
pewnie pryszczy nie ma, a moje brwi też jak Snake ze starej Nokii,
siódma, dziesiąta woda po kisielu. Byłam tak bardzo beznadziejna,
że aż zrobiło mi się źle do stopnia, kiedy pomaga tylko darcie
mordy.
Minutę później w drzwiach stanął zaspany Ignacy, ale równie
mocno wystraszony.
— Co się stało? — Doskoczył do mnie i zaczął się rozglądać. — Chrabąszcz?
Spojrzałam na jego twarz i zrobiło mi się jeszcze gorzej. Nie
wyglądał jak ktoś, kto za moimi plecami wymienia zdradzieckie
wiadomości z jakąś tam Julką, wyglądał jak mój Ignaś, co miał
trochę krzywy nos i oczy takie bardzo niebieskie, coś jak morze w
Kołobrzegu. I był taki bardzo zmartwiony, jakby naprawdę pomyślał,
że to wymaga natychmiastowej interwencji, że pająk pod prysznicem
może, że...
— Stłukłam ci wodę.
Wydał z siebie jakiś dziwny odgłos, kiedy dostrzegł w końcu
kałużę i rozbity flakon koło wanny. Przez chwilę stał bez
ruchu, a potem westchnął ciężko:
— Nie szkodzi, posprzątam to.
Ulotniłam się, bo zamiast cichego „okej” na usta cisnęło mi
się „czemu wyglądasz tak niewinnie, skoro robisz takie rzeczy,
Ignacy?”. Nie przyznał się, że pisała do niego jakaś Julka.
Ale czemu miałby? Czemu miałby wejść do łazienki i powiedzieć
„Ewa, słuchaj, piszę z Julką”. Co miałabym odpowiedzieć?
„Super, Ignacy”. A on by się ucieszył i tworzylibyśmy
szczęśliwy trójkąt bermudzki? Niczym robot przebrałam się i
zanim wyszłam z domu, zajrzałam jeszcze do łazienki. Wszystko było
posprzątane, a sam Ignacy golił się, mimo że nie miał tej swojej
okropnej, sprawiającej problemy wody. I uśmiechnął się do mnie.
Nawet nie zauważył, że wychodzę, że nie mam piżamy tylko sukienkę.
Wróciłam się do pokoju i wrzuciłam do torby zaproszenie dla Anki.
Szach-mat, Tadeusz. Jak ty tak, to ja tak.
— Cześć, Ania.
W słuchawce zapadła cisza, a po chwili usłyszałam ciche
parsknięcie.
— Co zrobiłaś?
Miałam ochotę się rozłączyć, ale ścisnęłam mocniej telefon
przy uchu i uśmiechnęłam się miło do chłopaka siedzącego
naprzeciw mnie w autobusie. A masz, ty zdrajco jeden, ty zakichany
Ignacy Leszczyński. Odwzajemnił uśmiech. Może nie było widać
na kilometr, że mam ochotę zadźgać się listem od Staszka? Albo
Ignacego. Zadźgać go. Dźg, dźg.
Ten chłopak, tak swoją drogą, miał ciekawą twarz. Miałam
wrażenie, że już gdzieś go widziałam, ale chwilowo zapomniałam
gdzie, jak zwykle. Świat jest mały. Nie przywiązałam więc do tego wagi, wytrwale próbując być uroczą nieznajomą z autobusu, o której wypisuje się epopeje na Spotted Autobus.
— Nic nie zrobiłam — powiedziałam, rzecz jasna, niezgodnie z
prawdą, do Anki. — Gdzie jesteś? Abo gdzie idziesz? Gdzie
będziesz sz...
— Ewa, co jest?
Starałam się utrzymać uśmiech, ale nie wyszło mi. Głos Ani był
potępiający i poczułam się strasznie. Miałam ochotę jej
wszystko wyznać i rozpłakać się, chciałam, żeby mnie przytuliła
i powiedziała, że takie idiotki jak ja to zawsze na cztery łapy,
Tadeusz to idiota też i nakopać mu do dupy. Ale nie mogłam.
Przecież wtedy stałoby się wszystko naraz, a nie powinno się tak
stać. Powinnam to rozegrać spokojnie, w końcu przeradzałam się w
swoistą intrygantkę. Przyglądałam się więc nadal nieznajomemu naprzeciw mnie. Wyglądał
jak uroczy chłoptaś z filmu, taki młody prawnik, któremu pomaga
piękna, młoda nieprawniczka. I miał zielony krawat. Ignacy nosił
tylko nudne, czarne. Zielony był przyjaznym kolorem.
— Nic, mam coś dla ciebie i nie wiem, gdzie mam cię szukać.
Ania głośno westchnęła.
— Bałam się, że znowu robisz coś głupiego.
Znała mnie zdecydowanie za dobrze.
— Mam zamiar spędzić cały dzień w bibliotece, ale mogę ci
poświęcić z dwadzieścia minut, idę po coś na wynos.
— Mak?
— Taaak, ustaliłam z Pawłem cheat day i trochę go powiększyłam.
Miałam ochotę zachichotać, bo z jej tonu wywnioskowałam, że ma
dobry humor, ale pewnie zaraz by uznała, że uważam to za coś
super i węszę koniec ich związku.
— Co masz dla mnie? — dodała po chwili, bo ja tłumiłam chichot
i nic nie odpowiedziałam.
— Coś fajnego, mam nadzieję. Ignacy mówił, że nie powinnam,
ale co on tam wie, nie?
— Ewa, jesteś pewna, że nic się nie stało?
— No, nic.
— No dobra, to do zobaczenia.
Rozłączyłam się i westchnęłam cicho, wpatrując się przez
chwilę w swoje odbicie w ekranie telefonu. Pryszcz nadal rozwijał się na czole, a jeszcze drugi, dodatkowy robił sobie miejsce na policzku. Pewnie dlatego Ignacy nie przejmował się zbitym flakonem i wolał Julki. Pewnie sobie z tego Mielna przywiózł pełno takich. Wód, nie Julek. Ciekawe, gdzie miałby je trzymać, skoro monitorowałam nawet szafę, rozbijając się o parasolki. Ha, ha, ale ze mnie agentka, jak Aśka z W11.
— Cześć, Ewa.
Podskoczyłam. Chłopak z siedzenia naprzeciw mnie zniknął, a jego miejsce zajął inny, także typowy prawnik, ale... bardziej prawniczy Adonis. Nie no, może przesadziłam, ale mnie trochę zatkało, bo kontrast między dwoma towarzyszami podróży zdzielił moją płytką część osobowości wielką cegłą. Owszem, przypominał mi trochę Ignacego, miał porządnicką koszulę, ale rozpiął dwa górne guziki i podwinął rękawy, na co Tadeusz by się nigdy nie zdobył, bo miał blade, szczupłe ręce. Facet naprzeciw mnie miał naprawdę ładne przedramiona, trochę umięśnione, jakby sobie czasem ćwiczył pomiędzy sesjami czytania kodeksu karnego. Z niepokojem stwierdziłam, że poobserwowałabym go sobie, jak tak czyta, bo brwi też miał zabójcze, o, i kości policzkowe takie wyrzeźbione w kamieniu poświęconym przez boga Słońca...
Uśmiechnęłam się do niego uśmiechem, który podczas suszenia włosów zawsze ćwiczyłam przed lustrem. Nie powinnam tego robić, ale Julka pewnie miała uśmiech z reklamy Colgate, musiałam sobie udowodnić, że chociaż wyglądam jak glon zaplątany w sieć, to też potrafię... cokolwiek.
O, cholera. Nagle olśniło mnie, kiedy też wyszczerzył zęby i dostrzegłam między nimi minimalną przerwę, co sprawiło, że twarz zrobiła się nagle dziwnie znajoma... Kiedyś, z trzy lata temu, na parapetówce u Olgi, Ignacy przedstawił mi swojego przyjaciela, Anka zmierzyła go spojrzeniem i nazwała imieniem jakiejś modelki. Wyglądali z Tadeuszem jak bracia, obaj tacy porządni, wychuchani i czyści, ale czas i studia w wielkim mieście zrobiły swoje — jeden z nich musiał się wyrobić. Czułam, jak moje policzki powoli zaczynają zmieniać kolor. A on nie zamieniał się w Profesora Detergenta, nadal wyglądał tak, że miałam ochotę kogoś zabić, żeby móc z nim konsultować moją sprawę w sądzie. I robił się coraz bardziej podobny...
— Cześć, Eryk.
Tym razem uśmiech przyszedł mi z takim trudem, że o mało co nie
zamieniłam go w grymas. Zrobiłam z siebie idiotkę przed
przyjacielem mojego chłopaka, a doszło to do mnie z prędkością i
siłą piłki w grze w zbijaka. Widziałam go cały jeden raz, może dwa, dawno temu, kiedy jeszcze wychodziłam na imprezy nie sama, tylko z Ignacym. Poza tym nigdy nie przyprowadzał nikogo do domu, do nikogo też nie chodził (chyba!). Teraz miałam mu to za złe, bo może nie robiłabym z siebie takiej idiotki. Podwójnej, bo przecież co ja sobie o nim przed chwilą myślałam. CO JA SOBIE O NIM MYŚLAŁAM, O BOŻE, EWA, TY KRETYNKO, SPŁONIESZ W PIEKLE. Może ta woda mi zaszkodziła, udusiła mnie toksycznymi oparami alkoholu i aromatów, tak, to na pewno to.
— Jak tam w Mielnie? — spytałam w końcu.
— Hm?
Eryk patrzył na mnie tak, jakbym spytała go, co u jego żony, czy z
dziećmi w porządku, Zosia pięknie mówiła wierszyk? Poczułam się
tak, jakbym właśnie to powiedziała. I dostałam w twarz tym jego
„hm”. Co za „hm”? Zmarszczył te swoje wspaniałe, równiutkie brwi i przekrzywił głowę.
— No, w Mielnie. Na wyjeździe integracyjnym. Ignacy mówił, że
jedzie tam, bo namawiasz go któryś tam już raz. Więc pytam, bo
miał być jakiś facet, ta?
— Ach! No tak. — Eryk wyglądał jakby nagle go olśniło. — To
było średnio, moim zdaniem. Ten facet nawet nie przyjechał,
strasznie lało, ale ośrodek był w porządku, więc nie ma co
narzekać.
Nie potrafiłam się uśmiechnąć. Czułam, że Eryk kłamie.
Okłamuje mnie na całego, zmyślając kolejne rzeczy na bieżąco. Miałam ochotę oderwać mu głowę... nie, dobra, prędzej bym go pocałowała, gdybym już złapała go za szyję. Poza tym wyglądał na tak zakłopotanego tym,
że zadaję mu takie niewygodne pytania, że zrobiło mi się go
szkoda. To Ignacy zasłużył na to, żebym tak na niego patrzyła.
Jak na winowajcę.
Westchnęłam ciężko i pokręciłam głową.
— Trzymaj się, Eryk. Powiedz Ignacemu, że będę późno, jeśli
będziesz się z nim dzisiaj widział. Cześć.
Nie czekałam nawet aż coś odpowie, wysiadłam po prostu na złym
przystanku i całą drogę do miejsca spotkania z Anką przeszłam.
Na piechotę. W nowych butach, które po drodze obtarły mi pięty i
miałam ochotę wyrzucić je do najbliższego śmietnika. Kupiłam
je, bo Ignacy stwierdził, że pasują do mnie, są bardzo klasyczne.
Ciekawe jak wygląda klasyczne morderstwo? W klasycznych, drogich
butach, których ta cała Julka pewnie by nie ubrała. Nie wiedziałam, czy Eryk studiuje prawo, ale wiedziałam, że chciałabym, żeby mnie bronił. W całym moim nieszczęściu, uśmiechnęłam się do wystawy sklepowej, gdzie moje odbicie kroczyło chodnikiem.
Anka czekała na mnie, siedząc przy stoliku na zewnątrz, pod
parasolem. Ubrała się na czarno, a do tego wszystkiego założyła
okulary przeciwsłoneczne, przez co wyglądała tak, jakby była
tajną agentką. Uniosłam brwi i usiadłam obok. Na widok mojej
miny, Ania natychmiast podsunęła mi frytki, które z wdzięcznością
przyjęłam. Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy, aż w końcu
powiedziała:
— Nie mam nic przeciwko siedzeniu z tobą, ładny dzień, ale za
dziesięć minut muszę być w bibliotece. Wczoraj się spóźniłam
i Olga prawie urwała mi głowę. Przeszła już do stalkowania
Rafała ze stolika i posyłania mu spojrzeń znad książki. Każe
mi się ubierać na czarno, żebyśmy wyglądały jak poważne
studentki, takie wiesz...
— Mam dla ciebie zaproszenie na ślub brata Ignacego.
Anka urwała i przez chwilę patrzyła na mnie przez okulary, a potem
je zdjęła i zobaczyłam, że wytrzeszcza oczy. Oznajmiłam jej tę
wiadomość grobowym głosem, więc uśmiechnęłam się głupio i
wyciągnęłam z plecaka zaproszenie. Stokrotka trochę się
odkleiła, ale jakoś mnie to nie obchodziło. Obserwowałam jak Ania
niemalże odruchowo ją przyklepuje, a potem otwiera kartę.
Przeczytała swoje imię i nazwisko kilka razy, a brwi uniosły jej
się tak wysoko, że aż odniosłam wrażenie, że zaraz wylecą w
niebo.
— Co to za Staszek? — spytała w końcu.
— No, brat Ignacego — powtórzyłam cierpliwie, chociaż miałam
wrażenie, że słychać moje zdenerwowanie jej wolnym myśleniem.
— No przecież wiem, Czajka. Ale skąd on mnie zna?
Wzruszyłam ramionami.
— Może przez Darka?
Anka parsknęła.
— Co ty znowu z tym Darkiem? Jak zdarta płyta.
— Bo skąd niby miałby cię znać? — Potrząsnęłam głową. —
Nie poznałaś chyba żadnego Staszka? Ani Darii?
Ania nie odpowiedziała. Przez chwilę wpatrywała się w swoje
frytki, aż w końcu pstryknęła palcami.
— Może i była tam jakaś Daria, ale zamieniłam z nią dwa słowa,
po co miałaby zapraszać mnie na ślub, hm? Nie jestem aż tak
zajebista, żeby obcy ludzie słali mi zaproszenia do Kołobrzegu, no
Czajka, myśl logicznie.
Przewróciłam oczami. Ania brzmiała tak, jakby nic się nie stało,
a patrzyła na to głupie zaproszenie, jakby chciało ją ugryźć.
Mnie ugryzło. Tak bardzo mi to wszystko nie grało!
— Ale co o tym myślisz? Chciałabyś tam pojechać?
— A wy jedziecie?
— Ignacy nie chce — odparłam po chwili wahania. — Twierdzi, że
jego rodzina jest głupia i coś tam.
Ania przez chwilę patrzyła na mnie tak, jakbym powiedziała coś
naprawdę niestosownego, a potem cmoknęła i podniosła się.
— Pogadam z Pawłem. A teraz idę.
— Idę z tobą.
— Jesteś pewna? Olga ma pierdolca.
— Przyda mi się coś takiego.
Zgarnęłam swoje frytki do plecaka, żeby móc je podjadać z nudów
i ruszyłam z Anią w stronę uniwersyteckiej biblioteki. Po drodze
słuchałam o jakichś super treningach, ale szczerze mówiąc, słowa wlatywały jednym uchem i uciekały drugim. Moje myśli były daleko, daleko od tamtego miejsca
i nieprędko miały zamiar wrócić na normalne tory. Zwłaszcza że
Rafał okazał się nieciekawym prawnikiem-trawnikiem z orlim nosem.
Nie mogłabym nawet myśleć o nim w kategorii konkurencji dla
Ignacego. Także dlatego, bo sama jakąś miałam i czułam się na
pozycji straconej, jak ten wyśniony facet Olgi...
Do domu wróciłam, jak zapowiedziałam, późno. Po długim dniu w
bibliotece poszłyśmy jeszcze do klubu, ale nie miałam nastroju na zabawę, więc ulotniłam się, zanim zdążył do nas
dołączyć Paweł. Anka jeszcze pokazałaby mu zaproszenie i
musiałabym znosić jego komentarze. „Stokrotka się odkleiła!”
Twoja dupa, głupi maratończyku. Nikt nie każe ci jechać, oceniać
urody zaproszenia, oddychać, żyć. Idiota.
Dlatego
nie powinnam pić. A skoro nie tańczyłam, to wypiłam dosyć dużo, co poczułam dopiero w windzie.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi i rzuciłam niedbale te „klasyczne”
buty pod ścianę, za co moje nogi podziękowały ulgą tak głęboką,
że aż ugięły się pode mną kolana. Spojrzałam jeszcze w lustro,
żeby zapobiegawczo zmazać ślady tuszu pod oczami i weszłam od
razu do sypialni. Ignacy leżał na łóżku i czytał Pratchetta.
Kupiłam mu go na Gwiazdkę dwa lata temu. Albo chciał się
podlizać, albo szukał książek na chybił trafił.
Opadłam na łóżko obok niego.
— Cześć — mruknął i na oślep poklepał mnie po twarzy,
myśląc zapewne, że to moje ramię.
— Cześć.
— Gdzie byłaś?
Spojrzałam na niego. Zamknął książkę i odwrócił się do mnie,
opierając głowę na ręce zgiętej w łokciu. Patrzył teraz na
mnie z góry i czułam się z tym niekomfortowo, więc zakryłam
twarz dłońmi i wydałam z siebie jakieś dziwny odgłos.
— Ewa, co jest? Eryk mówił, że nie wyglądałaś najlepiej. Ja
też muszę przyznać, że...
— Ignacy, ty coś ciągle kręcisz — wybuchnęłam w końcu,
odejmując dłonie od twarzy. Chciałam, żeby zobaczył w moich
oczach furię. — Ciągle coś przede mną ukrywasz. A to list, a to
ten cały wyjazd, kto do ciebie dzwonił w czwartek? Czego masz mi
nie mówić, co? Gdzie nie chcesz mnie zabrać? Jak chcesz mnie
zostawić, to mi to powiedz prosto w twarz, nie jestem jakąś
histeryczką, nie rzucę w ciebie wazonem, do cholery!
— Jaki czwartek?
Ignacy był nad wyraz spokojny, ale patrzył na mnie z wyraźnym
niepokojem. Miałam ochotę go uderzyć. Udawał idiotę, a może był idiotą? Uch, miałam go powoli dość. Tego kręcenia i patrzenia na mnie jak ostatnie cielę.
— W czwartek, kiedy wróciłeś po torbę — odpowiedziałam w końcu. Musiałam się przyznać. — Siedziałam cały czas
w szafie i słyszałam dwa telefony. Kto dzwonił?
— Siedziałaś w szafie? Dlaczego siedziałaś w szafie? EWA.
Poczułam się jeszcze gorzej. Ignacy wyglądał tak, jakbym mu
oznajmiła, że jestem kosmitką. Szok mieszał się na jego twarzy z
niedowierzaniem i... o, nie. On był na mnie zły. Dlaczego musiał być na mnie zły akurat teraz?
— Chcesz mi powiedzieć, że kiedy szukałem cię, żeby przeprosić
cię za wszystko i pojechać z czystym sumieniem, TY CAŁY CZAS
SIEDZIAŁAŚ W SZAFIE? Co tam robiłaś? Szpiegowałaś mnie, czy co?
Ewa, jak długo zamierzasz ciągnąć to swoje dziwaczne śledztwo i
zachowywać się jak schizofreniczka?
— Nie krzycz na mnie. Szukałam listu — burknęłam, nie patrząc
na niego. — Ale nie migaj się, kto dzwonił?
— Jeśli już musisz wiedzieć, dzwoniła moja matka.
Ignacy podniósł się i podszedł do okna. Odważyłam się odwrócić
w jego stronę i patrzyłam, jak nerwowo postukuje palcami w parapet.
Był na mnie wściekły. Z jednej strony czułam się z tym
potwornie, ale z drugiej cieszyłam się. Powie mi wszystko! Albo ze
mną zerwie. Nie wiedziałam, co będzie gorsze. Przyciśnięty, powiedział mi to, co już wiedziałam, ale jakoś nie czułam satysfakcji.
— Wszyscy zachowują się tak, jakby to był mój ślub i jeszcze
nalegają, żebym wziął cię ze sobą, bo to święto, że Ignacy
ma dziewczynę! — Był tak rozgoryczony, że w sumie miałam ochotę uciec, ale dzielnie leżałam na łóżku i wpatrywałam się w
jego plecy znad poduszki. — Jestem tym zmęczony, chcę świętego
spokoju. Kiedy przyszłaś, chciałem ci powiedzieć, że może
powinniśmy pojechać, ale teraz nie jestem pewien, czy to dobry
pomysł.
— Może... może poczujesz się wtedy lepiej? — powiedziałam
nieśmiało po chwili ciszy. Tak, to właśnie JA powinnam go
przekonać, a nie jakaś wywłoka. Widziałam w tym moją szansę. —
Dadzą ci spokój, kiedy to odbębnisz. I może ten twój brat nie
przyjedzie, hm? Spędzimy kawałek wakacji nad morzem.
Ignacy odwrócił się do mnie. Nie widziałam już na jego twarzy
złości. Wyglądał na zmęczonego, ale uśmiechnął się do mnie
lekko. Odważyłam się wstać z łóżka i bardzo powoli do niego
podeszłam.
— Nieważne o co się teraz na ciebie gniewam, ale bardzo
chciałabym, żebyś poczuł się lepiej, Ignaś — oznajmiłam z
wahaniem. — I jeśli to ma sprawić, że przestaniesz się
zamartwiać, to jestem gotowa pojechać z tobą i cię wspierać.
Ignacy skrzywił się i odgarnął mi kosmyk włosów z czoła za ucho.
— Dlaczego mi nie ufasz?
— Ufam ci, po prostu zachowujesz się dziwnie — skłamałam gładko, wzruszając ramionami. Daleko było mi do ufności, ale korzystałam z tego, że lepiej mi się łgało, kiedy byłam trochę pijana.
— Obiecaj mi coś. Jeśli będziesz miała jakieś wątpliwości, po prostu spytaj, dobrze?
Pokiwałam niechętnie głową. Niespodziewanie Ignacy mocno mnie przytulił, a ja skorzystałam z tego, że nie muszę już zachowywać kamiennej twarzy i wypuściłam gwałtownie powietrze. Miałam ochotę jednocześnie wyrzucić go przez okno i powiedzieć mu wszystko naraz, ale to nie był ten moment. Musiałam zachowywać się normalnie choćby do momentu, kiedy moje wątpliwości co do niego sięgną apogeum.
— Zadzwonię jutro do Staszka. Dzisiaj jest za późno. —
Usłyszałam ciche słowa Ignacego. — Dziękuję.
PIEPRZ SIĘ, TY JAKAŚ TAM JULKO.
TOBIE NIE PODZIĘKOWAŁ.
Chyba.
Przez telefon objąć jej nie mógł, a to co zrobiłam, było warte
kaca nazajutrz. A przynajmniej tak mi się wydawało. Z tego wszystko zapomniałam nawet, że przecież Ignacy nie potrafi przytulać ludzi i nie zanalizowałam tego nagłego przypływu ludzkich odruchów...
Jakby kogoś to interesowało, czy coś, to na Wiośnie pojawił się taki jakby teaser, czy jak nazwać rzucenie takim mięchem do odgrzania później. W grudniu po południu... czy coś. :D Miłych wakacji! (btw, wiem, że to w ogóle nie posuwa akcji do przodu, ten rozdział w sensie, ale to tylko chwilkę potrwa, promys!)
Nie wiem, kim Julka jest, ale już jej nie lubię, no! Chociaż z jednej strony wydaje mi się, że Ewka znowu doszukuje się dziury w całym i że tak naprawdę między Ignacym a Julką jest coś zupełnie innego... A z drugiej strony całkowicie i totalnie ją rozumiem. To smutne. :<
OdpowiedzUsuńA tam smutne, Ewka jest głupia, i tyle. :D Nawet gdyby Julka okazała się siostrą Ignacego, TO PRZECIEŻ EWA OGLĄDAŁA GRĘ O TRON, CO NIE, ONA JEST ŚWIADOMA WSZELKICH NIEBEZPIECZEŃSTW.
UsuńXD
UsuńNo, powiem szczerze, że Ewa jest zmienna jak cholera jasna.
OdpowiedzUsuńNaprawdę cholernie współczuję jej takiego faceta i tego, że przez niego i jakąś laskę, która ma na imię Julia , potem jeszcze natrafił się ten Eryczek i coś mi tu śmierdzi spiskiem, coxon. Jestem pewna, że Tadeusz ze swoim kompanem uknuli coś przeciwko Czajki. Nogi z... No, powyrywam coś z czegoś. Popieram katję, to bardzo smutne - ta cała sytuacja Czajki. Ale ja wierzę, że nieszczęście nie będzie trwać wiecznie.
W końcu Rocky ją udobrucha, co nie? :D
Ślę (niestety gorące) pozdrowienia.
i ups. wycięło mi dwa zdanka z komentarza.
Usuń*która ma na imię Julia łapie doły i jest wplątana w jakąś bardzo dziwnie dziwną sytuację. Niech jeszcze z aktualnego trójkąta zrobi się kwadrat. Biedna ta Ewka, przecież potem*
Ewa jest gorzej niż zmienna, trochę jak taka chorągiewka, jak wiatr zawieje. :D Jej wynurzenia trzeba brać pod poprawkę, ale nic nie mówię, bo się jeszcze tak na dobre właściwa część tego opka nie rozpoczęła.
UsuńPozdrówki równie gorące, bo się tooopięęę.
omatkoboska Ignacy! Nie wiem juź nawet co o nim myśleć. Wątpię, że zdradza Ewę, ale jego zachowanie jest ostatnio dziwne (dziwne dla niego, bo normlany człowiek zachowuje się w taki sposób mniej więcej). Upatruję w tym jakiś problemów rodzinnych, których Tadzio się po prostu wstydzi. Ale co to może być?
OdpowiedzUsuńNa dodatek pojawia się tajemnicza Julka, która może być kuzynką albo ciotką, albo kimś z rodziny. Ewka w swojej zazdrości robi się taka nieracjonana. I chyba w tym twki urok tej postaci. Gdy ci smutno gdy ci źle ewa zawsze rozweseli cię (bardzo dobry rym XD). Histeria E. rzuca być może inne światło na sprawy niż rzeczywiście mogą one wyglądać, ale my kobiety już tak chyba z natury mamy, że dokładamy sobie historię, tak gdzie jej nie ma. A już tym bardziej jeśli chodzi o facetów.
Z tym, że Tadeusz ostatnio naprawdę jest nieswój. Nawet wodę potłuczoną przyjął na klatę! (staje się ideałem czy odczuwa tak wielkie wyrzuty sumienia, że robi wszystko, by nie zwrócić na siebie uwagi?).
Mam nadzieję, że wyjdziesz z kryzysu (to chyba jakaś choroba panuje, bo nawet i mnie dosięgnęła).
Czekam na kolejnę dawkę ewkowego humoru :D
Pozdrawiam!
Piękny rym, a jak pasuje! Dla niej pewnie nieśmieszne, ale #mnieśmieszy. Ewka jest nieracjonalna i wszystko wyolbrzymia, więc trzeba to czytać z przymrużonym jednym okiem, serio, polecam. :D
UsuńJak na razie nic nie jest w stanie mnie natchnąć, ale pociesza to, że nie tylko ja na to cierpię.
Pozdrówki!
Ewa mnie totalnie rozpierdala. W pozytywnym sensie :D Czasem mam ochotę uderzyć tym parasolem, który jej się wbijał w szafie, a innym razem krzyczę w myślach "dajesz Ewka!" i kibicuje jej z całych sił. Trudno jej nie kibicować, kiedy ewidentnie coś jest na rzeczy. Ten cały Eryk coś się zaplątał w zeznaniach i tylko wzbudził moje wątpliwości. Swoją drogą, co do zeznań, Ewka pięknie wszystko wyśpiewała Ignacemu, a mam wrażenie, że on karmi ją tylko takimi ochłapami prawdy, żeby ją uciszyć. Wiem, że Ewa lubi histeryzować i wszystko wyolbrzymia, sama czasem mam poważne zastrzeżenia, co do prawdomówności Ignacego. Ostatnio urósł w moich oczach, ale równie szybko stracił. Poza tym jeszcze ta cała Julia. Nie lubię jej - czy kręci coś z Tadeuszem, czy nie, tego nie wiem, ale na pewno jest ładna, a to doskonały powód, żeby jej nie lubić XD
OdpowiedzUsuńCzekam na ten ślub, im bliżej, tym bardziej się nie mogę doczekać :D
Pozdrawiam!
Nie lubię jej - czy kręci coś z Tadeuszem, czy nie, tego nie wiem, ale na pewno jest ładna, a to doskonały powód, żeby jej nie lubić XD - w tym momencie, gdyby Ewa była prawdziwą osobą z krwi i kości, a nie tylko liter i słów, to pewnie zyskałabyś jej dozgonną sympatię. Winna czy nie, pewnie ładna jest, a to już niebezpieczne!
UsuńJuż niedługo. :D
Pozdrówki!
Czemu mam wrażenie, że Ewka kręci z gówna bata? Nie wiem, szuka takiej ogromnej dziury w całym. Dobra, wesele weselem. Coś tam jest podejrzanego, że tak nie chciał jechać. A ta Julka...przecież to na kilometr czuć, że to jakaś rodzina czy coś...a ta już pierdzi żarem. Matko, ona jest naprawdę jakaś...rozstrojona. :D Jak czytam tyle opowiadań i damskie kreacje działały mi na nerwy, to Ewka po prostu i po ludzku mnie wkurwia. :D O.
OdpowiedzUsuńBrawo! Takie komentarze udowadniają mi, że piszę to tak, jak zamierzałam. Ewka ma wkurwiać, ma być widać, że wyolbrzymia i marudzi na potęgę. Ale wkurwiać ma przede wszystkim. Taka już jej rola. :D
UsuńEj.
OdpowiedzUsuńTen tekst o brwiach? Tak bardzo rozumiem. Czyli nie tylko ja mam tak, że jak facet ma odpowiednio dzikie, grube brwi, to lecę na niego mimo zdrowego rozsądku? Dobrze, że ktoś mnie rozumie, no ej. Nawet jeżeli miałaby to być tylko Ewka. Albo aż Ewka. Hehhe, #meta. Cicho, może mi się włączy zmysł ogarniętego komciatora, ale nie spodziewałabym się :'). Wygoglałam Pecka i chyba mam kolejny argument za tym, żeby obejrzeć więcej starych filmów. ALE CZAS! No i pierwszy był Gosling, Gosling wyprasza sobie.
A tak w ogóle to powinnam się spodziewać tego twistu z braćmi Leszczyńskimi, bo niby próbuję sprawiać tu pozory kogoś, kto umie coś z tekstu wyciągać, ale tak naprawdę to wszystko jest gra, ja w ogóle nie umiem komentować i przecież to on the internet nobody knows you're a cat. Więc się nie spodziewałam :'(. Serce mnie boli. Przecież tyle wskazówków dostałam! IGNAŚ, tak cię przeżywałam z daleka, bo na antyseptyczny uścisk nie zasługuję, przesłoniłeś mi oczy ;-;.
Ewa zatraciła się w swojej nieuzasadnionej zazdrości, hehehe. Jak miło, kiedy coś mnie od niej różni, czuję się z tym lepiej. Ewka, pomogę ci walnąć głową w stół (nie no, tak naprawdę to jestem miętka i rozumiem człowieków, trudno mnie zdenerwować - ale potępiam Ewkę, bo Ewka niby się potępia, ale dalej robi to samo; zresztą jak mam jej życzyć złego, jak jej to dźg, dźg mnie rozczula?).
BRWI I KOŚCI POLICZKOWE!
EWA!!!!!
W SUMIE GRAHAM PEWNIE TEŻ!!!!
Nie wiedziałam, czy Eryk studiuje prawo, ale wiedziałam, że chciałabym, żeby mnie bronił. - Ewka, przestań mnie rozczulać, ja tu cię powinnam potępiać.
— Może przez Darka?
Anka parsknęła.
— Co ty znowu z tym Darkiem? Jak zdarta płyta. - ANKA (ej, czy ja to mówię po ignasiowemu?), przede mną tego nie ukryjesz, wyczuwam ból twojego serduszka, aha! Oj, Ewa się we mnie odezwała. Ojojoj.
I widzisz? Kolejny ogarnięty komć. Taki ze mnie wspaniały czytelnik. No ale ja teraz jestem napalona na Kubę, więc...
Polecam filmy z młodym Carym Grantem, przede wszystkim "Podejrzenie". Moja wewnętrzna fangirl dostaje palpitacji. I "Rzymskie wakacje" z Peckiem! Iiii "Teraz i zawsze", Gary Cooper 10/10. Soul sista, Ewka miłość do grubych brwi u facetów ma po mnie. Ja mam manię brwi. Jak facet ma grube brwi, to nawet jak już się zestarzał i ma bebzon jak Colin Farrell, nadal ma u mnie miłość gwarantowaną po wieki.
UsuńJestem w szoku, że się nie zorientowałaś wcześniej. I to we mnie dumę powoduje taką wielką, bo zauważyłaś tyle drobiazgów, a tego nie! HA! A więc zasłona dymna działa w stu procentach, o ile nie zagląda się do spojler zakładki. Nie robiłabym jej, ale potrzebuję mieć wyobrażenie czyjejś twarzy, to jest efekt uboczny oglądania filmów.
GRAHAM W SUMIE TEŻ, KOŚCI POLICZKOWE I BRWI, JOŁ. Nie umiem potępiać Ewki tu i jak ktoś ją potępia to mi przykro, bo Eryk to takie zwyczajne urocze chłopię z fafnastego planu. :C