W
środę Ignacy zakomunikował mi, że jest wyjazd integracyjny. W
Mielnie.
—
A mówisz mi to, bo...? — spytałam ostrożnie, podnosząc w końcu
na niego wzrok znad ekranu telefonu. Moja koleżanka, Olga, pokazała
mi jakiś quiz i znowu wyzwała mnie w kategorii „Woody Allen”,
musiałam ustawić priorytety jeśli chodzi o zerkanie w świat
rzeczywisty. Uciekłyby mi punkty. Ale Ignacy ruszył we mnie jakąś
strunę i musiałam spojrzeć. Opierał się o framugę drzwi i
patrzył na mnie tak... dziwnie ostrożnie, jakby się bał, że
zacznę go przesłuchiwać. Zrobiło mi się głupio, ale trwałam w
mierzeniu go podejrzliwym spojrzeniem. A wyzwanie czekało na
odpowiedź.
—
Chyba pojadę.
Pokiwałam
powoli głową.
—
Na ile?
—
Weekend. Nie pojechałem na dwa ostatnie, Eryk naciska, bo ma być
jakiś facet...
—
Nie tłumacz mi się, Ignacy, nie jestem twoją matką.
Zabrzmiałam
trochę za ostro, ale nie chciałam tego cofać, więc wróciłam do
grania. Wiedziałam, że Ignacy nadal tam stoi, chwilę później
jednak westchnął i wyszedł. Wytworzyło się między nami jakieś
napięcie i nawet ten taki mały moment, kiedy mnie przytulił, nie
było w stanie tego zmienić. Ja wiedziałam, że coś się święci
i to przeczucie nie opuszczało mnie, kiedy widziałam, jak Ignacy
dziwacznie się zachowuje.
Bo
musicie wiedzieć, że nie był pedantem w sposób przeze mnie
wyolbrzymiony. Naprawdę nosił ze sobą płyn do dezynfekcji, uważał
swoje włosy za świętość, polerował blaty i szyby na błysk,
robił test białej rękawiczki na szafkach dwa razy w tygodniu, a
kiedy zostawiałam kałużę koło prysznica rano, to dostawał
histerii. Długo zajęło mi przekonywanie go, że mogę się do
niego normalnie przytulać i potem wygładzę mu przecież koszulę,
że od całowania się nie dostaje się żadnych cierpiących
chorób... ale w końcu mi się udało. Jeśli kiedykolwiek się
rozstaniemy, to jego dziewczyna powinna być mi wdzięczna, bo ja go
nauczyłam bycia chłopakiem.
Ostatnio
jednak zachowywał się jak nie mój Ignaś. Fakt, nadal był mega
porządny, bo tego nie da się zmienić, ale... był dziwnie nieswój.
Dało mi do myślenia zwłaszcza to, że kładł się spać z mokrymi
włosami, a to, że pozwolił mi przytulić się do siebie, kiedy nie
miał na sobie koszuli ani nawet podkoszulka to już w ogóle. O
matko, nie mogłam całą noc zasnąć, nie tylko dlatego, bo potem
pochrapywał, a ja bałam się go szturchnąć, bo by się odwrócił
ode mnie i kolejny strach, że zaraz demoniczny klaun wylezie spod
łóżka, bo Tadeusz mnie nie obejmuje ramieniem.
Do
rzeczy — był dotykalski, mimo że surowy, miał przede mną
tajemnice i to nie jakieś w stylu „słuchaj, Ewcia, nie wchodź do
piwnicy, bo trzymam tam zwłoki ordynatora”, ale nigdy nie
wspominał o swoim bracie. W sensie, no, wiedziałam o Staszku, bo
kazał mnie pozdrawiać, jak już udało mu się do Ignacego
dodzwonić, ale jakiś drugi istniał podobno. Jaki drugi? Czemu nie
przysyłał chociaż kartek na święta? Pewnie był mały. To chyba
powinien podwójnie tęsknić za Ignacym, chyba że też był taki
zamknięty. Tyle domysłów, zero podpowiedzi.
I to
nie jest tak, że ja jestem strasznie ciekawska. Bo nie jestem. Ale o
mojej rodzinie Ignaś wszystko wie — że moja mama to taka mama
Ludwiczka, czyli przyjazna światu kulka z fryzurą na lata
osiemdziesiąte, że mój tata sprzedaje odkurzacze i raz grał w
reklamie Mango, ale już go drugi raz nie chcieli wziąć, bo popsuł
mikser, że nie mam rodzeństwa, bo ja i tak jestem późno urodzona,
że bardzo bym chciała mieć brata o imieniu Oskar i kupować mu
klocki Lego... Ignacy wszystko wiedział, ale nie było tu mowy o
wzajemności. I miał młodszego brata! Mogłabym kupować mu całe
armie żołnierzyków jako jego pseudo ciocia. I tarmosić go za
policzki.
Pewnie
wygląda jak taki Ignaś miniaturka. Tak uroczo, jak wyobrażałam
sobie zawsze małego Ignacego: te jego przedpotopowe koszule w wersji
mini, obowiązkowo podkoszulek na ramiączkach, bo innego nie będzie
nosił, on musi być takim chłoptasiem kreowanym na lata dwudzieste.
I skarpetki w kropki, które próbowałam mu wcisnąć, ale pewnie
miał do nich awersję z dzieciństwa, dlatego na mnie nakrzyczał.
Już sobie całą wizję stworzyłam.
I
szlag by trafił każdego, kto próbowałby mi ją zepsuć, jak Boga
kocham.
Dalsza
część środy minęła nam na milcząco. Ignacy chyba bał się
cokolwiek do mnie mówić, a ja też nie miałam zbytnio ochoty.
Pewnie byśmy się pokłócili, a moje kanaliki łzowe ostatnio miały
więcej weny niż pisarz zarzucający wydawców swoimi książkami
dwa razy w roku. Wpadłby w panikę, gdybym się znowu rozpłakała,
nie mówiąc o mnie. Poza sprawami domowymi,
bałam się też odezwać do Anki. Sądziłam, że jest na
mnie wściekła i prawdopodobnie się nie myliłam. Czekała aż
przyjdę w łaskę, jak zawsze. Bo to ja zawsze pierwsza przepraszam
i gryzie mnie poczucie winy, potem ja obgryzam paznokcie i boli mnie
brzuch, a kiedy w końcu piszę epopeję na temat tego, jak jest mi
przykro, druga strona też zaczyna przepraszać. A wtedy mi znowu
jest głupio. Mimo że Ignacy zachowywał się dziwnie, nie chciałam
mu tego robić. W sensie, pisać w takim stanie do Anki — musiałby
czytać mojego mejla i mówić mi, czy bardzo przeginam.
W
czwartek obudziłam się dziwnie nabuzowana. Dobre dwadzieścia minut
przewracałam się po łóżku, aż w końcu wyszłam na spacer i
zrobiłam z osiem rundek wokół bloku. Ignacy wyszedł do pracy,
zanim jeszcze wstałam; zostawił mi też karteczkę, że wróci
wcześniej, bo wieczorem ma pociąg i jeszcze jakieś inne głupoty w
stylu „kup marchewkę”, których nie doczytałam. Nigdy nie
doczytywałam, a on się irytował. Teraz chciałam zrobić mu na
złość. Niech się podenerwuje jak ja.
Około
dwunastej zadzwoniłam do Anki. Odebrała dopiero po piątym sygnale
i pierwszym co usłyszałam, było głośne westchnięcie. Poprawiłam
się na krześle i starałam się nie oddychać za głośno. Czekałam
aż ona pierwsza się odezwie.
—
Czego chcesz, Czajka?
—
Odpowiedz mi w quizie — palnęłam bez namysłu. — Brakuje mi
punktów do rankingu.
Mogłam
wręcz poczuć, jak Ania wywraca oczami. Uśmiechnęłam się do
siebie.
—
Po to do mnie dzwonisz?
—
Chciałam jeszcze przeprosić.
—
Już się nie gniewam, byłaś pijana.
—
Nie byłam.
—
Czajka, nie przeginaj. Po co dzwonisz?
Wstrzymałam
oddech. Zastanawiałam się, czy ciągnąć tę rozmówkę towarzyską
o głupotach, czy przejść do sedna. Stwierdziłam jednak, że Anka
i tak wie, że nie dzwonię tylko po to, żeby powiedzieć
„przepraszam”, że mam interes. Ja zawsze mam interes.
—
Czy gdyby Paweł zachowywał się dziwnie, to grzebałabyś w jego
rzeczach?
—
Wiesz, że nie. — Odpowiedź brzmiała bardziej jak rozdrażnione
szczeknięcie, ale zignorowałam to.
—
A czy gdybyś była mną i Ignacy zachowywałby się dziwnie,
grzebałabyś w jego rzeczach?
—
Musiałabym to zrobić już na początku związku.
—
Dzięki, Anka, jesteś świetna w doradzaniu.
—
Mam przyjechać?
—
Nie — odparłam po namyśle. — Ale bądź w zasięgu, okej?
—
Okej. Nie zrób nic głupiego, nie będę cię ratować.
Odłożyłam
telefon na blat i wziąwszy kilka głębokich wdechów, wstałam z
krzesła i ruszyłam na poszukiwania listu. Czułam, że mam niemą
aprobatę Anki, do której by się nigdy nie przyznała, ale
słyszałam w jej głosie, że nie będzie mnie potępiać, że
zachowuję się jak psychiczna dziewczyna. Zawsze szanowałam
prywatność Ignacego, ale nie mogłam tego zignorować, do cholery!
Możliwe, że sobie coś ubzdurałam, że po prostu nie miałam
zajęcia i uparłam się, że w tej kopercie kryje się wielka
tajemnica, ale czułam, że mam rację, kiedy otwierałam szafki w
komodzie po stronie Ignacego i przetrząsałam stosy jego skarpetek.
Zakopane głęboko, jeszcze nieodpakowane egzemplarze w kropki
zabolały mnie i potwierdziły słuszność działań. Jeśli nie
chce mi powiedzieć czegoś wprost, dowiem się sama.
Nie
znalazłam jednak niczego w szafkach, jego uporządkowanych
alfabetycznie teczkach z dokumentami ani pod łóżkiem. Została mi
tylko torba podróżna i szafa, do której musiałam się wtarabanić, bo nie dało się
szukać bez wyjmowania odkurzacza i stada parasolek, a nie chciałam
wzbudzać podejrzeń, gdyby Ignacy nagle wrócił. Szukanie mu po
kieszeniach było słabe, poza tym znalazłam jedynie pełno
opróżnionych do połowy albo jeszcze nieotworzonych gum do żucia.
Nic więcej Ignacy po kieszeniach nie nosił, tylko ja robiłam sobie
śmietnik. Wychyliłam się do ostatniej marynarki i w tym samym
momencie trzasnęły drzwi frontowe.
—
Ewa, jesteś?
Co
tak wcześnie? Co tak wcześnie?
Wpadłam w panikę i próbowałam szybko wyplątać się z rury od
odkurzacza, ale efekt był taki, że upadłam na plecy i wstrzymałam
oddech, pomijając już jęk bólu, bo coś mocno wbiło mi się w
łopatki. Chyba parasolka. Niewdzięcznica. Skrzyżowałam palce,
modląc się, żeby Ignacy nie zaglądał do szafy, tylko poszedł do
łazienki albo w ogóle wrócił się — szafa była podzielona na
równą połowę i znajdowałam się właśnie w jego części, jak
miałam to wyjaśnić? Zachciało mi się odkurzać? Nie dość, że
byłam słabą kłamczuchą, to jeszcze miałam korzystać z alibi, w
które nawet moja łatwowierna mama by nie uwierzyła? No, nie byłam
aż tak głupia.
—
Ewa?
„Nie
ma mnie!”, chciałam krzyknąć, bo Ignacy ewidentnie stał blisko.
Gdybym nie cierpiała teraz za swoje grzechy, mogłabym go nawet
dokładnie zlokalizować, bo znałam na pamięć rozmieszczenie
skrzypiących paneli. Ale czułam, że zostanę zaraz zdemaskowana,
że cały czas kręci się wokół. Miałam rację — otworzył
szufladę, która wydawała z siebie miauknięcie. Zastanawiałam się
po co tam zaglądał, przecież niczego tam nie chował, sprawdziłam.
Może chciał zabrać na wyjazd skarpetki w kropki? Albo nieuważnie
szukałam. Albo... coś buczało mi w głowie i nie mogłam się
nawet skupić.
Na
chwilę zrobiło się cicho, a potem znów ogarnęła mnie panika.
Ignacy stał obok szafy. Padł na nią jego cień. Czułam się
martwa i miałam ochotę taką udawać. Może uznałby, że ktoś
mnie zabił i nie miał pomysłu na inne miejsce schowania trupa?
Może i brzmi to śmiesznie, ale tak naprawdę chciałam przez
chwilę, żeby tak było. Bo inaczej ta dziwna tragikomedia
rozgrywająca się od kilku dni osiągnęłaby punkt kulminacyjny i
pewnie zaatakowałabym Ignacego parasolką.
Zacisnęłam
powieki i czekałam, aż odsuną się drzwi. Zacisnęłam nawet palce
na parasolce za moimi plecami. Miałam zamiar wyskoczyć z nią i
trochę go oszołomić. Nie doczekałam się. W ciszy rozległ się
wiercący dziury w uszach dzwonek telefonu i kiedy otworzyłam oczy,
cień odsunął się znacznie. Nie wiem komu miałam za to dziękować,
ale chwilę później dopadła mnie chęć, żeby wszystko cofnąć.
—
Tak? — Głos Ignacego był
zachrypnięty, jak zawsze kiedy się denerwował; w mojej głowie
zapaliła się ostrzegawcza lampka. — Nie... nie, nie jestem
zmęczony... nie jestem zły... NIE KRZYCZĘ... Przepraszam... nie
wiem, może... nic jej nie powiem, jeszcze nie teraz, o ile w
ogóle... nie jestem niegrzeczny... no dobrze... trochę się spieszę
na pociąg... do Mielna... nie, nie zahaczę... wiem, że to po
drodze, ale nie sądzę, żeby to był dobry pomysł... nie... tak,
ja ciebie też... dobrze... tak... nie... nie, nie, nie. Cześć.
Zapadła
cisza, potem usłyszałam głośne westchnięcie Ignacego i już
wiedziałam, że nic mnie nie uratuje, mimo że tego telefonu
ratunkiem nie mogłam nazwać. Raczej odebrało mi dech. Miałam
ochotę wybiec z szafy i sama się zdemaskować, najlepiej prawym
sierpowym prosto między oczy, ale nie potrafiłam zrobić choćby
minimalnego ruchu. Poczułam napór na drzwi szafy i znów zacisnęłam
powieki. Nie wiem, co mi to dawało, na pewno nie plus pięćset do
niewidzialności. Już szykowałam się na to, że Ignacy nakryje
mnie na grzebaniu w jego rzeczach (drzemaniu?), kiedy telefon znów
zadzwonił.
Wniebowzięta
nie byłam, ale miałam nadzieję, że wylezie z nim na korytarz,
żebym mogła się ewakuować w inną kryjówkę.
— Mhm? — Jak sprytnie zmieniał
początki rozmów! Może wiedział, że podsłuchuję i chciał mnie
oszukać, że to nie ta sama osoba? — Nie mogę nigdzie znaleźć
Ewy... nie, nie biorę jej ze sobą... no dobrze, idę.
Znów
poczułam, że Ignacy chciał otworzyć drzwi, ale w ostatniej chwili
się rozmyślił. Słyszałam jakieś szmery, prawdopodobnie wpakowywał coś jeszcze do torby. Charakterystyczny odgłos klucza przekręcanego w zamku, a potem tylko cisza. A kiedy
byłam już całkiem pewna, że zostałam w mieszkaniu sama, nadal
leżąc na tej parasolce i odkurzaczu, bardzo głośno krzyknęłam.
Nie byłam w stanie zdobyć się na nic innego, a lekki ból w gardle
przyniósł mi ulgę. Było to jednak tylko chwilowe, bo zaraz
dotarło do mnie, że miałam rację. Cały czas miałam rację. Z
wodą kolońską, z tym, że Ignacy jest nieswój. Ciekawe po co
jechał do tego Mielna. Nie sądziłam, żeby był to wyjazd
integracyjny. Nie po rozmowie, którą usłyszałam. Ewidentnie
rozmawiał z jakąś pańcią, do tego jeszcze niecierpliwą. Pewnie
podoba jej się mieszkanie Leszczyńskiego. Niech je zabierze. Całe.
I jego też, pieprzonego tchórza. Żałowałam, że nie otworzył
drzwi. Żałowałam, że nie przywaliłam mu parasolką. Żałowałam,
że posłuchałam tych cholernych zapałek. Żałowałam, że nie
przeforsowałam mojego pomysłu, żebyśmy uczciły zdanie matury
wyjazdem za granicę.
Odsunęłam
gwałtownie drzwi szafy i wyczołgałam się z niej. Przejrzałam się
w lustrze. Nabiłam sobie siniaka na ramieniu i byłam rozczochrana.
Jakbym co najmniej biła się z tym odkurzaczem. Aktualnie, że tak
powiem, biłam się sama z sobą. Podniosłam się z podłogi z
zamiarem ruszenia prosto do kuchni, ale mój wzrok przyciągnęła
kartka zostawiona na komodzie, prawdopodobnie wyrwana z notatnika Ignacego, poznałam po charakterystycznych
liniach.
„Musiałem
wyjść wcześniej, ale gdziekolwiek jesteś, odezwij się jak
wrócisz. Nie dzwoniłem, bo widziałem, że zapomniałaś telefonu.
Po prostu daj znać, że wszystko w porządku. Ignacy”
Miałam
ochotę napisać mu, że nic nie jest okej i powinien doskonale
zdawać sobie z tego sprawę, kretyn. Zamiast tego usiadłam na
podłodze w kuchni, oparłam się o szafkę i odruchowo zadzwoniłam do mamy.
—
Mamo — przemówiłam grobowym
głosem, kiedy odebrała ze zdyszanym „no,
słucham, da pani jeszcze trochę tego kabaczka”.
—
Mamo, Ignacy kogoś ma.
Po
drugiej stronie zapadła cisza.
—
Mamo?
—
Może coś źle zrozumiałaś?
Powiedział ci wprost? Gdzie jesteś?
Zdałam
sobie sprawę, że cisza nastąpiła, bo mama włączyła głośnik.
Przerwało ją chwilę później piknięcie kasy, ale nie potrafiłam
się rozłączyć. Musiałam jej to powiedzieć. I wszystkim babom w
warzywniaku też.
—
Nic mi nie powiedział — jęknęłam.
— Pisze z jakąś i ona do niego wydzwania, i pyta, czy już ze mną
zerwał. A on mówi, że nie wie, czy mi powie. Nie wie! I będzie
leciał na dwa fronty, mamo? Wyobrażasz to sobie? Co mam robić?
Chciałam go przez chwilę zabić, ale pojechał do Mielna.
—
Pakuj się, córciu, wracaj do domu.
—
Nie mogę, mamo — powiedziałam
natychmiast. — Nie mogę go tak zostawić tu bez słowa.
—
Ewka, szanuj się! — krzyknęła
do telefonu mamy pani Oszmaniec. — Zostaw gnoja, jak ma jakieś
pieniądze to też zabierz!
Następne
dwadzieścia minut spędziłam tłumiąc płacz, kiedy słuchałam
jej opowieści o tym, co zrobiła, kiedy jej mąż zdradził ją z
jakąś Wiolą, co była w orkiestrze na weselu w remizie. Pan
Oszmaniec był strażakiem i „się puścił, mówię ci, Ewcia, nie
ma co, wracaj do nas”. Nie chciałam skończyć jak ona, na kasie w
warzywnym. Rozłączyłam się, uprzednio uspokajając mamę, że na
pewno zrobię to, co dla mnie najlepsze. I żeby nie mówiła tacie.
Mój
tata zrobiłby z Ignacego sushi. A ja chciałam przecież wysłuchać
go, dlaczego.
Resztę
dnia spędziłam zakopana w pościeli, grając w quiz, póki nie
rozładował się telefon. Chęci do życia miałam tak wielkie jak
chęć podłączenia go do ładowania. Kiedy więc sam się wyłączył,
poszłam spać. Tyle, jeśli chodzi o „robienie tego, co dla mnie
najlepsze”.
Ale
to nie było najgorsze. O, nie. Byłabym głupia, gdybym uznała, że
złamane na pół serce to najgorsza rzecz, jaką może mi przynieść
deszczowe lato. W końcu to była taka powtórka z rozrywki, nie?
Taka szalona, dodaję dzień wcześniej, bo mam jakieś wątpliwości co do tej czwórki. Ale sobie powiedziałam, że skoro ogarnęłam swoje życie szkolne tak oficjalnie, to uczczę to dodaniem rozdziału dziś, nie jutro. No i jest, taka trochę kolejna zapchajdziura. Następny po piętnastym, tak bardziej niż na pewno, bo Opener usunie mnie z życia na dobry tydzień, a jak wrócę, to pewnie nie będę mogła się ruszyć, WIĘC BĘDĘ PISAĆ, A CO. Tysiąc uścisków!
W mordę jeża jeżozwierza. Ignacy, Tadeuszu-sruszu, ty idioto!
OdpowiedzUsuńJa wiedziałam, że on ją zdradza, po prostu wiedziałam. Ha! Ten typ tak ma... Pewnie jakaś franca napaliła się na zadbanego i czystego doktorka, no i stwierdziła, że zostanie jego miłością na całe życie. Ale coś mi świta, cholera jestem tego niemal pewna, że to się nie skończy tak łatwo , więc albo Anka coś wymyśli albo Ewka dowali Ignasiowi jakimś mega ciężkim czymś. Oh, durna, trzeba go było walnąć tą parasolką!
Ugh, ten rozdział wzbudził we mnie tak mieszane uczucia, że piszę jak potłuczona. Wiesz, nawet wyobraziłam sobie Czajkę w szafie; skulona chowa za sobą ten parasol i już zamierza się, żeby wyjść z szafy i go walnąć... Tak, widok Tadka z siniakiem albo podbitym okiem byłby wspaniały. Czy ja go za bardzo nie znienawidziłam? Chyba tak.
Dajcie mi tu Rocky'ego. I więcej takich superaśnych monologów Ewci.
Coxon, powtarzam się, ale no cóż... genialna jesteś po prostu, czysto teoretycznie. <3
Ten komentarz to jakaś kupa, która nie trzyma się kupy. Tak. Krychson teraz szaleje.
Pozdrówki!
W mordę jeża jeżozwierza. Ignacy, Tadeuszu-sruszu, ty idioto! zrobiło mi dzień, serio. :D
UsuńProszę cię, czeka nas taki rollecoaster, że chyba nikt się nie spodziewa, co daje mi taką radochę, że zacieram aż ręce. :D Rocky pojawi się już niedługo, a natężenie monologów się zwiększy, także ten, będzie się działo!
Jezu, dzięki, no, rumienię się za każdym razem, jak czytam Twoje komcie, no weź. :D
Pozdrówki wielkie!
Ignacy z inną babką? O kurcze. Nie podejrzewałabym tego czyściocha o jakikolwiek romans. Sądziłam, że to taki typ, że praca na pierwszym miejscu i że w ogóle będzie wierny Ewce, ale chyba nic z tego. Znalazł sobie jakieś przeciwieństwo Ewki i teraz z nią ją zdradza. Drań! Ewka powinna mu nieźle nakopać do tego tyłka. Już ją sobie wyobraziłam, jak wyskakuje z szafy z parasolką i dźga go w żebra. :)
OdpowiedzUsuńJa bym się nie mogła powstrzymać na jej miejscu.
To teraz się będzie działo. Ewka z Anką już umilą życie Tadeuszowi. A skoro jeszcze ma się pojawić Rocky to już w ogóle jestem wniebowzięta. :)
Pozdrawiam.
Nie no, Ewka to by amatorsko mu Kill Billa zrobiła, gdyby odważyła się wyleźć z tej szafy. :D To się nie wydarzyło, ale i tak będzie się działo, to mogę obiecać!
UsuńPozdrawiam!
Trochę krótko, ale to nic! Komentuję chyba pierwszy raz, więc wypadałoby się postarać napisać coś sensownego, ale to różnie bywa :P
OdpowiedzUsuńEhh, Ewka jest taka specyficzna, sama nie wiem do końca, czy ją lubię, czy nie. Mogłaby kiedyś tam się ogarnąć, bo na razie to jest niezły roztrzepaniec. Chyba się trochę źle zabrała do tego szperania, a poza tym wydaje mi się, że sprawa Ignacego wcale nie dotyczy jakiejś tam babeczki... Dziwne, że jedzie akurat do Mielna (w sensie nad morze :P)... Może to chodzi o sprawę z jego bratem... Pewnie niedługo się dowiemy, ale coś czuję, że jak już się dowiemy to szczeny nam opadną do samej ziemi :P wyczuwam w pobliżu Rockiego!
Pozdrawiam :)
ps! — Ewka, szanuj się! — krzyknęła do telefonu mamy pani Oszmaniec. — Zostaw gnoja, jak ma jakieś pieniądze to też zabierz!
Usuńleżę i kwiczę xD
Charlize, pozdrawiam z podłogi, znowu śmieję się z tego tekstu jak potrzepana :D
UsuńJeszcze ciekawsze jest to: „kup marchewkę”.
Na cholerę Ignacemu marchewka do tego Mielna?
NO WEŹCIE, TERAZ I MNIE TO ŚMIESZY, SZATANY. :D
UsuńE, to tylko taki twórczy przykład od Ewci. Równie dobrze mogło tam być: złóż szafę z Ikei albo, em, wtaszcz kanapę na szóste piętro. :D
PS. Nie wiem czy szczęki opadną, ale będzie fajnie, obiecuję!
Ogólnie dodam, że..."jebłam", leżę i się brecham. XDDDD Nie wiem, bawią mnie Twoje teksty, rozmyślenia Ewki (to, że Ewka ogólnie mnie wkurwia, to potem) ;D ale nad tym jej rozmyślaniu o Ignacym w nocy to dobre pięć minut wyłam XDD NADAL SIĘ BRECHAM! :D Jesteś niemożliwa tym opowiadaniem. :D
OdpowiedzUsuńA teraz co do Ewki...matko, co za sierota społeczna i emocjonalna z niej. Tak mnie denerwuje tym swoim życiowym nie ogarnięciem i brakiem chęci do czegokolwiek. Taki...społeczny pasożyt. Tylko łazi, pierdzi o tym Ignacym zamiast dawno go ogarnąć i powiedzieć, co leży na wątrobie albo leży w łóżku...matko, serio? Miłość jej życia? Zwłaszcza, że wybrała go w zapałkach? SERIO, SEEEEEEEERIO?! Już dawno zwinęłaby żagle i pojechała do Kuby...ach, ach. :D Mam nadzieje, że ona się w końcu ogarnie.
I wracając do poprzedniego rozdziału, bo byłam dwa do tyłu to: POLAĆ ANCE. AMEN.
Borze, raz jeden wychodzę na zabawną, chociaż to nawet nie moja zasługa, po prostu Ewka jest głupia. XD Próbuję się wczuć w taką roztrzepaną lasię, która wszystko analizuje, powiem ci, że to fajne doświadczenie!
UsuńProszę cię, Ignacy jest miłością życia, bo Los tak stwierdził, no. Ewa jest jak takie małe, pięcioletnie dziecko, co sobie wlewa kisiel do butów, bo to śmieszne. Dobrze, że Ankę chociaż ma, żeby ją do pionu stawiała. :D
zastanawiam się czy Tadzio jest w stanie zdradzić. Ta rozmowa niby na to wskazywała, ale czy naprawdę tak to by wyglądało? Chociaż z drugiej strony to Ignacy wygląda i zapewne jest ciapą życiową i zanim tak naprawdę doszłoby do oznajmienia prawdy, to właśnie robiłby takie podchody.
OdpowiedzUsuńCzyli niby z jednej strony sprawa przesądzona ale z drugiej nadal coś mie nie gra. Naprawdę nie widzę go w roli zdradzieciej świni, chociaż Ewka powinna w ramach odewtu walnąć jakąś karę. Ja na jej miejscu nie odezwałabym się słowem. Niech się szuja martwi, a co!
A co do samej Ewki to... ach, no ja do tej dziewczyny siły nie mam :D
Pozdrawiam! :)
Ewa jest tak histeryczna i impulsywna, że o karę nie ma co się martwić, ona już wymyśli. :D
UsuńNikt do niej nie ma siły, nawet ona sama!
Pozdrawiam! :D
(...) szafa była podzielona na równą połowę (...) - to niemożliwe, nie można żyć z facetem, mieć z nim jedną szafę i zajmować dokładnie połowę! #sprawdzoneinfo Można zajmować połowę, ale tę większą, ale najprawdopodobniej jest to największa połowa. Tak, właśnie doszłam do wniosku, że Ignacy Tadeusz, dwojga poetyckich imion, nie może być normalny, właśnie przez szafę. Swoją drogą wyobrażenie sobie Ewki w jego połowie szafy z odkurzaczem i parasolką wbitą w plecy sprawiło mi nieziemską radość. Ewka miała niezłe szczęście, że Ignaś nie zauważył jej obecności i że nic przypadkiem na nią dodatkowo nie spadło, bo wtedy trudno byłoby się dalej ukrywać. A gdyby spadło żelazko na jej głowę, bo chowała się w szafie przed Ignacym i to żelazko by ją zabiło, to znaczy, że Ignacy mógłby być oskarżony o zabójstwo Ewki? :D Okej, poleciałam zbyt daleko w swoich wyobrażeniach XD
OdpowiedzUsuńAnka - jak to prawdziwa przyjaciółka ma zawsze radę, choćby była głupia i nieprzydatna, to przyjaciel zawsze pomoże :D No i mamy jeszcze mamę, która wie lepiej (szczególnie z tymi pieniędzmi). Zdecydowanie uważam, że Ewka po swojej mamie odziedziczyła to coś :D
Przechodząc do naszej królowej dramatu - czyli do Ignacego - i całej jego tajemnicy, to odnoszę wrażenie, że Ewka (trochę :P) panikuje i jakoś nie do końca jestem przekonana, że z tą zdradą (czy też posiadaniem kogoś na boku, jakkolwiek to nazwać) to jednak jest trochę wyolbrzymiona sprawa. Chyba po tym rozdziale będę trochę po stronie Ignasia, bo naprawdę uważam, że on mógł się trochę przy Ewce zmienić, pozwolić się przytulać i głaskać, dotykać bez podkoszulka (szaleństwo :D). A ten ktoś, kto do niego dzwonił... Hmm, powiem tak: Ewka chyba podświadomie chciałaby, aby Ignacy Tadzio kogoś miał, bo to wtedy dałoby jej wolną drogę do odejścia, a ona nadal podświadomie nie czuje się w tym związku dobrze. Ostatnio jest rozchwiana emocjonalnie i takie niuanse mogą doprowadzić do pojawienia się teorii spiskowych.
A może to mnie zlasował się mózg przez te upału i Ewka ma rację? :D
Pozdrawiam! :D
Wiesz co, ja na początku myślałam o tym, żeby zrzucić jej coś na głowę, ale potem stwierdziłam, że pewnie by ją to zabiło, a mi Ewka przecież potrzebna. XD To wzięłam jej wbiłam parasolkę w plecy, szpiegowi za pięć groszy! I tak, to połowa idealna, Ignacy oznaczył ją specjalnie: jego strona ma czarne ścianki, a Ewki białe. I nie ma wciskania się, tak nie działa. Ignacy Tadeusz, dwojga poetyckich imion czuwa!
UsuńTutaj nie można brać nic na dosłownie, patrzymy na to z perspektywy Ewki i ona ma prawo wyolbrzymiać jak jej się tylko podoba, trzeba analizować jej bełkot z przymrużeniem oka. Ale tak, Ewka bardzo panikuje i jest rozchwiana a to wpływa mocno na całą narrację. :D
Pozdrawiam!
Ewka w szafie była świetna, epicka scena! :D Rady pań w warzywniaku również. I w ogóle - całość. Świetna, po prostu świetna, tak samo zresztą, jak poprzednie rozdziały. :)
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje, że sprawa, którą ukrywa Ignacy, wcale nie jest taka oczywista, jak wygląda. Jakoś nie byłoby to w stylu tego opowiadania, gdyby chodziło po prostu o jaką lasencję na boku. :D Tym bardziej jestem więc ciekawa, jak się to rozwinie. ;>
Czekam na następny! :D
I zapraszam, przy okazji, również do siebie: www.lek-na-samotnosc.blogspot.com
Dzięki! Scena w szafie wyszła spontanicznie, dlatego cieszy mnie, że ktoś uważa ją za epicką. :D
UsuńZajrzę na pewno, dzięki za komentarz!
Wątpię, żeby to była jakaś tam pańcia. Może o tego brata chodzi?
OdpowiedzUsuńMama najlepsza, a niech sobie wszyscy posłuchają! XD
Jeśli kiedykolwiek się rozstaniemy, to jego dziewczyna powinna być mi wdzięczna, bo ja go nauczyłam bycia chłopakiem. - hm. Niby nic, ale coś, biorąc pod uwagę sytuację, w której się znajdują.
OdpowiedzUsuńSerio, chyba będę musiała się pogodzić z myślą, że z każdym rozdziałem moje komcie staną się mniej merytoryczne, mniej będę w stanie ćwiczyć swoje umiejętności komciatorskie, bo no przepraszam bardzo, ale znowu mam ochotę zasypać cię cytatami z opka i powstawiać koło nich serduszka.
NO DOBRZE, POZWOLĘ SOBIE JESZCZE RAZ!
"— Mamo — przemówiłam grobowym głosem, kiedy odebrała ze zdyszanym „no, słucham, da pani jeszcze trochę tego kabaczka”." <3333 MATKO BOSKA, PANI OSZMANIEC <3. Głośnik w sklepie <3. Przepraszam, czy ja przypadkiem postanowiłam, że wstawię tylko jedno serduszko, takie z jedną trójką? Nopaczciepaństwo, też jestem miętka jak Ewa. <333333
Nie wiem. Z jednej strony uwielbiam, tak, piszę to mocne słowo z pełną świadomością jego brzmienia, UWIELBIAM twoje wstawi humorystyczne, nie są wymuszone, są prawdziwe i takie, no, jak pani Oszmaniec i mamcia odbierająca podczas kupna kabaczków, swojskie i polskie, uderzają we wspomnienia i w dom, czyli pozwalające czytelnikowi jeszcze bardziej się uosobić, wczuć i w ogóle (no coraz mniej brzmię merytorycznie, wszystko twoja wina). Z drugiej też bardzo podoba mi się połączenie poważnego momentu w związku, telefonu Ignasia wskazującego na zdradę, zwierzenia się matce właśnie z elementem komicznym, bo dzięki temu jakoś tak, no nie wiem, taki śmiech przez łzy, nie? Takie porównanie chyba najlepiej obrazuje moje odczucia względem tego fragmentu. Z trzeciej strony, zastanawiam się, czy znowu te śmiechowe wstawki Ewki nie były kolejnym sposobem na to, by się zdystansować od uczuć i jakoś sobie z nimi poradzić.
Otworzyłaś rozdział quizem, prokrastynacją, no i w ten sposób prawie że zamknęłaś. Lubię to (y).
Cały ten czas sobie myślę, czy może koperta z listem była schowana w którejś skarpetce w kropki? Trochę dziwi mnie to, że Ewka nie zajrzała z powrotem do tej szuflady. Rozumiem, że cokolwiek Ignaś chciał stamtąd wziąć, to zabrał ze sobą, ale odkrycie skrytki to chyba niegłupi pomysł, nie?
Nie odpowiem na wszystkie komentarze, bo to chamskie nabijanie sobie komci (na onecie się wyświetlało z boku, z tego co pamiętam, to były fejmy! :D), w każdym razie widzę, że raczej nie porzucisz tego opka po czwartym rozdziale, a chciałam ci napisać, że bardzo dziękuję! I serduszkuję! <33333 A dziękuję za tak rozwinięte komentarze, pełne naprawdę trafnych spostrzeżeń. W pewien sposób sprawiłaś, że jestem jeszcze bardziej z tego dumna, niż byłam na etapie spisywania takiego jakby scenariusza.
UsuńLato to taki mój twór, który zaczęłam z przymrużeniem oka. Chciałam stworzyć opko o dziewczynie włażącej na własne życzenie w okropny galimatias, a jednocześnie pokazać, że bohaterki nie muszą być idealne, heroiczne i potrafią mieć własny charakter. I tu muszę się odnieść do dosyć trafnej obserwacji – z pewnym wstydem muszę przyznać, że niektóre cechy Ewa przejęła ode mnie. To nie jest powód do radości, raczej niepokoju, nikt nie miał się z nią utożsamiać, nigdy. A zwłaszcza ja. To miała być osobna persona, taki jakby wskaźnik, że tak nie można robić. Ten model zachowania jest niedobry. Ewa jest zakompleksioną, marudną, ciągnącą za sobą na dno bułą, taką mniej szkodliwą Scarlett O'Harą (chociaż ona to miała samoocenę gdzieś w chmurach), a jednocześnie zwykłą dziewczyną. Bo najgorsza jest w niej świadomość i jednoczesne ignorowanie wad, bo to przecież „element jej charakteru”.
Składanie klisz po mojemu, po dziwnemu, to już raczej takie... przyzwyczajenie? Nie da się nie powtórzyć czegoś, co już było, można to pokazać po swojemu, zrobić z tego coś ciekawego, z okropnego rysunku zamienić w laurkę! Tylko nie można przedobrzyć i to jest zaleta narracji pierwszoosobowej, że trudno tu przekroczyć granicę, bo jest baaardzo gruba. :D Ponoć moje poczucie humoru jest specyficzne i wewnętrzne żarciki przenoszę do narracji Ewy, dlatego baaardzo się cieszę, że Ci się podoba! Nie do każdego da się tym trafić, o czym zdążyłam się przekonać.
Pozdrówki bardzo serdeczne, naprawdę! <3
E tam, nabijanie komciów - lubię poczytać odpowiedzi od autorów, wtedy fajnie można porównać swoje obserwacje z jego zamierzeniami i wybadać teren, więc się nie ograniczaj, no chyba że ci się nie chce.
UsuńNie porzucę opka, nie porzucę - rzadko kiedy trafia się na faktycznie dobry, mięsisty tekst, gdzie wątki się łączą, w dodatku w pierwszoosobowej narracji, która na blogasiach często jest niezjadliwa. I dobrze, że jesteś dumna, bo naprawdę jest z czego - Lato już się wspięło do mojej czołówki opek czytanych w sieci.
Tak myślałam, że dość cosi przejęła od ciebie, to specyficzna, rzadko spotykana kreacja, która od razu przyciągnęła moje oko - mało kto kreuje postaci, które są względem siebie toksyczne. Samorefleksja w opkach jest fajna, lubię, kiedy autorzy przyznają się do aż takiego związania z postaciami, że aż przelewają na nie część swoich żali, też jakaś forma terapii :'). Nie ma się czym niepokoić do czasu, aż nie skończysz jak Ewka. Ja zresztą też xD.
Oczywiście, że nie da się napisać o czymś, czego nie było, jednak tutaj klisze są raczej mocno opkowe, wybierasz te, które są wyrobione przez ałtoreczki, szczególnie takie, które chcą stworzyć guembokiego, zranionego samca alfa ;P. A że takich bohaterów lubię, to czekam na Kubę, chociaż sobie nieświadomie zespoilerowałam przez zakładkę z bohaterami. Za pierwszym razem jak zobaczyłam obrazki, od razu zaczęłam patrzeć, kto jak wygląda, nawet bardzo nie patrząc na imiona i nazwiska... A potem podesłałam komuś blogaska, ktoś mi wypomniał, że wofwof, pacz, spoilery w zakładce z bohaterami, aż sobie ją z tego wszystkiego zespoilerowałam. I potem zobaczyłam nazwisko Kuby. Auć :D.
I w ogóle to Ryan Gosling tak bardzo pasuje do tego typu bohatera, że omg. Jego oczy są jakby uosobieniem smutnego szczeniaczka, przez ciebie muszę sobie obejrzeć jakiś film z Goslingiem, a czasu tak mało :c. Pacz, co z ludźmi robisz.
UsuńTo będę chodziła i odpisywała na komentarze! Bo lubię to robić, ciekawych rzeczy w dyskusjach pod rozdziałami można się dowiedzieć.
UsuńRumienię się. Tak naprawdę, naprawdę, bo kurdebele, to i tak opowiadanie, którego jestem najbardziej pewna ze wszystkich kiedykolwiek napisanych, ale jak ktoś mi tak miłe rzeczy pisze, to normalnieee... rośnie we mnie narcyz. :D
Nigdy nie rozumiałam tego idealizowania postaci na siłę. Bo co to daje za frajdę, kiedy kierujesz taką Merysują, nie możesz jej pogrążyć, wytknąć przez nią swoich wad, jak np. u Ewy to, że jest okropnie marudna i zamiast ruszyć dupę, zrobić coś, to jest kluchą. NO WYPISZ WYMALUJ JA.
KURDE, A JA SPECJALNIE TAKĄ WIELKĄ CZCIONKĄ POJECHAŁAM. Ech. Ta klisza jest specjalnie. Bo już w późniejszych komciach zauważyłaś, że ja robię zasłonę dymną do ich powiązania. To nie jest zwykły, zraniony samiec alfa. To jest postać, nad którą bardzo długo myślałam, bo nie chciałam zrobić typowego bohatera z katalogu bokserów z filmu o bokserach, ewentualnie zwykłego emo młodszego brata. Meh.
Wcześniej był tam Hunnam, ale jak zobaczyłam te gify z Goslingiem, to pomyślałam "KUBA" i zrobiłam podmiankę. Musiałam. A dzisiaj byłam w kinie na filmie z nim! Co prawda nie wyglądał tam goslingowo, a jak kolo z lat 70. z wieśniacką brodą, ale still. <3