— Jesteś pewna, że to ten Eryk, co ma przerwę między zębami jak
Frodo?
—
Cicho bądź, jeszcze usłyszy.
Ania
zachichotała i wrzuciła pet prosto pomiędzy kratki ściekowe,
gdzie wpadł z głuchym „plum”. Później spojrzała prosto na
Eryka, który zerknął w naszą stronę, ale zaraz odwrócił się,
speszony. Musiałyśmy wyglądać jak obgadujące go psychopatki.
Odwróciłam wzrok w stronę autostrady, gdzie uformował się już
niezły korek, ale ponoć byliśmy prawie u celu. Przynajmniej według
Ignacego, ale on znał dokładnie drogę, a jego pół godziny
oznaczało dokładnie trzydzieści minut. U mnie rozrosłoby się do
trzech godzin.
—
Ale nie ma co, wyrobił się — paplała dalej Anka. — Tylko
trudno mi uwierzyć, że się przyjaźnią z Leszczyńskim. Eryk ma
poczucie humoru i dogadał się z Pawłem, a wiesz, to trudne, on ma
trudny charakter.
Parsknęłam.
—
Ewka, nie zaczynaj.
—
Określiłabym to inaczej.
—
To nie określaj, dobra?
Uszczypnęła
mnie w ramię tak mocno, że aż podskoczyłam i od razu potarłam
bolące miejsce, posyłając jej urażone spojrzenie. Nie obeszło ją
to za bardzo, ostentacyjnie wrzuciła sobie miętówkę do ust i
ruszyła w stronę Ignacego i Eryka, rozmawiających przy
samochodzie. Paweł siedział w sklepie, więc korzystała z okazji,
żeby zapalić, co uważałam za kolejny minus dla Maratończyka.
Fakt, nałóg był zły, ale gdybym ja paliła, nie musiałabym się
chować przed Ignacym. Owszem, potępiałby mnie, ale nie robił afer
na pół Poznania „EWA, UMRZESZ”. Paweł wyciął z jednej z
paczek napis o raku i wcisnął jej do portfela, żeby zawsze
pamiętała o tym, jak się zabija.
Psychol.
Także
podeszłam do samochodu, akurat w momencie, kiedy Ania bardzo głośno
wyrażała swoją opinię na temat tego, co Ignacy wyprawia jako
prowadzący naszą wycieczkę.
—
Zachowujesz się jak jakiś dyrygent w orkiestrze, wyluzuj trochę,
jedziemy tam się bawić. Morze i te takie. A ty taki spięty, jak
nie wiem. — Dźgnęła go palcem w pierś. — Eryk taki
uśmiechnięty, a ty jakby ci kto nos w drzwiach przytrzasnął.
Eryk,
uśmiechnął się speszony, za to Ignacy wyglądał tak, jakby
naprawdę przytrzasnęła mu nos drzwiami.
—
Gdybyś ty prowadziła, prawdopodobnie udusilibyśmy się od dymu
papierosowego albo rozwalili już w Wałczu — odparł śmiertelnie
poważnym tonem, poprawiając sobie kołnierz. Nie musiał go nawet
poprawiać, a robił to tak gwałtownie, że mógł rozerwać
materiał.
—
Przestańcie się sprzeczać, nie ma o co, przynajmniej jesteśmy na
czas — odezwałam się, bo Anka już chciała mu się odgryźć.
Eryk
natychmiast mnie poparł, ale nie spotkało się to z aprobatą ani
jednego, ani drugiego — Anka uniosła brwi, a Ignacy spojrzał na
nas tak, jakbyśmy przyznali jej rację i wrócił do samochodu,
trzaskając mocno drzwiami. Kiedy usiadłam znów obok niego, nie
patrzył w ogóle na mnie, tylko przeliczał pieniądze w portfelu,
wręcz masochistycznie dzieląc monety na te groszowe i złotowe, a
potem wrzucając do odpowiednich przegródek. Na koniec jeszcze
posprawdzał, czy się nie pomylił; Maratończyk zdążył już
wrócić i zacząć szeleścić bezglutenowym batonikiem. Zacisnęłam
zęby i wbiłam wzrok w deskę rozdzielczą, starając się nie
udusić go gołymi rękami, bo tak samo mlaskanie i postukiwanie
palcami we wszelkie twarde powierzchnie doprowadzało mnie do białej
gorączki.
—
No dobrze, to jedziemy.
Miałam
wielką ochotę pocałować Ignacego, kiedy to powiedział, ale
powstrzymałam się. Zamiast tego nałożyłam na nos okulary i
odwróciłam się do okna, opierając policzek na dłoni zwiniętej w
pięść. Przez chwilę mijaliśmy jeszcze las, ale później migały
mi tylko pojedyncze drzewka, reklamy uzdrowisk, aquaparków, Pomorza
Zachodniego i innych tego typu atrakcji. Jechaliśmy w ciszy, no
prawie, bo Eryk słuchał muzyki i dochodził do mnie szum jego
słuchawek. Maratończyk zjadł swojego batona i zapadł w drzemkę
na ramieniu Ani. Mimo że go nie lubiłam i naprawdę życzyłam jej
kogoś lepszego, zazdrościłam im. Ignacy nie pozwalał sobie na
drzemki gdzie indziej niż w łóżku, a wtedy i tak wyglądał jak
żywcem wyjęty z jakiegoś filmu — miał skrzyżowane nogi w
kostkach, a dłonie złożone na piersi. Przypominał odpoczywającego
nieboszczyka. Zerknęłam na niego. W tamtym momencie był posągiem
wiozącym nas do Kołobrzegu. Nie chciałam posągu, tylko wsparcia,
bo zaczynałam się stresować, a podejrzewałam, że Ignacy pewnie
niewzruszony wyciągnąłby jedynie z jakiejś tajnej skrytki
Nervosol. Albo burknął „Ewa, uspokój się”. Tak by było.
Nie
wiedziałam nawet, kiedy przysnęłam, obstawiając, która wersja
byłaby bardziej prawdopodobna. Po prostu odpłynęłam, z czołem
przytkniętym do szyby i nie rozpraszało mnie nawet to, że czasem
trzęsło. Nie śniłam o niczym, właściwie dryfowałam na tych
dziwnych wzorach, które pojawiają się, kiedy bardzo mocno
przyciśniesz palce do zamkniętych powiek. Mimo że wiele się
wydarzyło przez te dwa tygodnie, nie opuszczało mnie to złe
przeczucie, cały czas trzymające mi dłoń na ramieniu. Może sobie
tylko wmawiałam, bo ja przecież bardzo lubiłam sobie wiele rzeczy
wmawiać, ale byłam prędzej histeryczką niż wróżką w chuście,
losującą złą kartę i mówiącą „umrzesz, sto osiemdziesiąt
złoty za wróżbę się należy”.
Albo
po prostu byłam za bardzo zdenerwowana.
W
pewnym momencie poczułam mocne szturchnięcie. A później kolejne,
lżejsze. To był Ignacy. Otworzyłam oczy i zdjęłam okulary, żeby
spojrzeć na niego pytająco, ale też z lekką pretensją. Było mi
tak dobrze, a kiedy się obudziłam, nagle rozbolał mnie brzuch. W
ten taki dziwny sposób, kiedy bólu nie ma tak naprawdę, czujesz
tylko dziwne coś, co z
wnętrzności robi ci masakrę piłą mechaniczną, na pełnych
obrotach, z pełnym zaangażowaniem. I masz tak trochę ochotę
umrzeć, a z drugiej strony mieć to wszystko za sobą. Tadeusz tak
się tym przejął, że aż wcale, nawet nie drgnęła mu brew.
— Jesteśmy na miejscu — powiedział jedynie spiętym głosem,
nie patrząc na mnie. Bardzo mocno zaciskał palce na kierownicy.
Wyjrzałam
przez okno. Wjechaliśmy w jakieś osiedle, mijaliśmy domy i
podjazdy, płoty i samochody, ludzi z psami i wszystkie inne elementy
osiedli mieszkalnych, takich samych jak w Poznaniu, a jednak czułam
się tu nieswojo. Obróciłam głowę do tyłu, by spojrzeć na Anię.
Wyglądała dziwnie, jakby trochę pobladła i nie patrzyła w ogóle
na okolicę, wzrok miała wbity w ekran telefonu, na którym
gorączkowo coś przewijała. Maratończyk nadal spał, za to Eryk
posłał mi pytające spojrzenie; odpowiedziałam wzruszeniem ramion.
Nie wiedziałam o co mi chodzi, a co dopiero Ance!
Cokolwiek
się działo, mogłam mieć pewność, że mnie zbędzie. Musiałam
poczekać, aż sama mi powie. Albo może po prostu miała chorobę
lokomocyjną, albo głód nikotynowy. Dziwnym trafem to mnie w ogóle
nie zaniepokoiło, spędzając ze mną czas, można było nauczyć
się naprawdę absurdalnych humorów, nachodzących człowieka bez
powodu. Przykładem był choćby Ignacy, ale on to z innej planety,
jego obowiązują inne zasady.
Kiedy
zatrzymaliśmy się przed domem, ogrodzonym nowoczesnym płotem,
Ignacy odpiął swój pas i wziął kilka głębokich wdechów, nim
wysiadł z samochodu i niecierpliwym gestem pospieszył nas, żebyśmy
zrobili to samo. Kiedy wydostałam się na zewnątrz, czułam się
lekko oszołomiona. Wjechaliśmy w wąską ulicę, przy której
znajdowały się tylko dwa domy, a jej wyjście przypominało trochę
„drogę bez powrotu” — inne budynki rozmieszczone były tylko z
jednej strony ulicy, dalej rozciągała się ogromna łąka.
Zacisnęłam palce na ramiączkach plecaka i odwróciłam się do
Ignacego. On za to wpatrywał się w płot, jakby zaraz miał go
ugryźć. Normalny człowiek już dawno przeszedłby przez furtkę,
otworzył wejście dla samochodu, albo co i wprowadził nas do domu,
tymczasem wyglądaliśmy jak zagubione przedszkolaki. I miałam
obtartą lewą piętę, co przypominała mi przy każdym ruchu.
—
To co, będziemy tak tu stać? — burknął Paweł, przeciągając
się. Po raz pierwszy widziałam Anię rozdrażnioną w jego
obecności, kiedy posłała jego plecom poirytowane spojrzenie. W
głębi duszy dziwnie się ucieszyłam. No, nie było tak idealnie
jak próbowała mi wmówić! Mnie też zresztą ten dupek irytował,
ale nie miałam siły tego okazywać.
—
Oczywiście, że nie — odparł Ignacy, nadal wpatrzony w drzwi
furtki, a później pchnął ją niepewnie, mimo że chyba starał
się wyglądać, jakby był co najwyżej znużony. Ja znałam go za
dobrze. — Zastanawiam się, gdzie zostawić samochód.
—
No, w garażu.
Ignacy
spojrzał na Eryka z dezaprobatą.
—
Nie wyobrażam sobie tego, nie wiem, jak to teraz tam wygląda.
—
No, to przed domem.
—
Żeby Daria porysowała mi go swoją pandą, kiedy nieudolnie będzie
ją wprowadzała do garażu? Wykluczone.
—
Ej, uspokój się. Nie przekraczamy bramy Mordoru, tylko twojego
domu.
—
Rzeczywiście, to duża różnica.
Pomyślałabym,
że się przesłyszałam, ale Eryk zmarszczył brwi, wpatrując się
jeszcze chwilę w plecy Ignacego, który prawie pewnym krokiem
wprowadził nas na teren swojego domu rodzinnego. Weszłam tam jako
ostatnia, zamykając za sobą furtkę. Staliśmy na kamiennej dróżce,
kończącej się trzema stopniami schodków prowadzących do domu.
Nie wiem czego się spodziewałam, ale i tak mnie zatkało. Front
domu wyglądał trochę surowo, zwłaszcza z trzema samochodami
ustawionymi przed garażem i dwoma rowerami porzuconymi niedbale po
drugiej stronie, obok pomalowanej na soczystą zieleń ławki. Cały,
piętrowy dom był zielony, wybijały się tylko czarne drzwi i
framugi okien. Przypominało mi to trochę mój stary domek dla
lalek, może dlatego, że kabriolety dla Barbie tworzyły przed nim
taki sam bałagan.
Nie
byłam nawet zawiedziona, ja czułam się zwyczajnie zaszokowana,
że dom Ignacego nie wygląda jak wielki pałac stworzony z
krochmalu. Właściwie to przypominał trochę szaloną wizję
ekologa, ale nie mogłam się na tym skupić, bo oto otwarły się
drzwi wejściowe i prawdziwa nimfa wyleciała przez nie w naszą
stronę, wydając z siebie coś, co brzmiało jak rozśpiewane
„Ignaś!”. Przybliżyłam się trochę do Ignacego, ale nawet
mnie nie zauważyła, tylko podbiegła do niego, powiewając swoją
sukienką i uwiesiła mu się na szyi.
To
musiała być Julka, co sama sobie potwierdziłam tym, że
odwzajemnił jej uścisk.
Miałam ochotę zrobić to samo, ale uskutecznić na jej szyi. Kiedy
oderwała się od niego, powtórzyła to co prawda z Erykiem, ale
miałam wrażenie, że trwało dwa razy krócej. Jakby było tylko
wytłumaczeniem, że za nimi oboma się stęskniła, a nie że
wykorzystała sytuację, by spokojnie pomacać sobie mojego chłopaka.
—
Ojej, myśleliśmy, że już nie
dotrzecie, naprawdę, Staszek zrobił ci miejsce w garażu,
specjalnie dla ciebie, naprawdę! — zaćwierkała swoim głosem
pretensjonalnej konferansjerki z MTV i w końcu mnie dostrzegła,
choć odniosłam wrażenie, że zrobiła to wcześniej, a teraz było
to po prostu ostentacyjne.
Odwróciła
się w moją stronę i jej twarz rozświetlił jeszcze szerszy
uśmiech. Mogłam się jej w końcu przyjrzeć i z satysfakcją
stwierdziłam, że miała trochę krzywe zęby, ale to nie
przeszkadzało jej ich suszyć. Tak jak się obawiałam, Matka Natura
w zamian obdarzyła ją pięknymi, blond włosami i figurą, dzięki
której sukienka nie wisiała na niej jak na wieszaku (czyli jak na
mnie). Wyciągnęła do mnie dłoń i powiedziała z — ewidentnie
udawanym — podekscytowaniem:
—
Ty musisz być Ewa! Miło mi cię
poznać, w końcu, jak długo musiałam namawiać Ignasia, żeby cię
do nas przywiózł, naprawdę! Wszyscy mówią, że to moja zasługa,
że przyjechał, ale jaką ogromną niespodziankę nam zrobił, że
przywiózł ze sobą także ciebie, wszyscy chcą cię poznać, nie
tylko ja! Ja jestem Julia, ale błagam, mów na mnie Julka, Julia
brzmi tak strasznie poważnie, naprawdę, a ja tu najmłodsza jestem.
Dałam
sobie potrząsnąć dłonią i uśmiechnęłam się sztucznie, a
potem jeszcze bardziej przybliżyłam do Ignacego, kiedy doskoczyła
do Anki i Pawła, witając się z nimi tak samo energicznie i
przesadnie. Zerknęłam na mojego chłopaka. Wpatrywał się w jeden
z samochodów, a jego oczy wyrażały coś, czego trochę się
przestraszyłam. Nadal był też okropnie spięty. Dodatkowo Eryk
zdążył gdzieś zniknąć.
—
Wszystko w porządku? — spytałam
cicho.
Ignacy
potrząsnął głową i rozluźnił się na moment, a później,
czego się nie spodziewałam tak bardzo, że aż podskoczyłam, objął
mnie mocno ramieniem i poprawił mi przekręcone ramiączko plecaka.
Przylgnęłam do jego boku, uważając to za chwilowy rozejm i
chciałam go szybko przeprosić, bo może to pomogłoby mu poczuć
się lepiej, kiedy Julka wróciła do swojej roli zaganiacza tłumu.
Wprowadziła nas do domu, jakby Ignacy również był tu pierwszy
raz, jakby w ogóle tu mieszkała i była panią domu! Miałam ochotę
spytać, czy się przypadkiem nie zgubiła, ale nawet nie otworzyłam
ust, po prostu uczepiłam się rozpaczliwie Tadeusza, chyba pierwszy
raz w życiu ciesząc się tak naprawdę, naprawdę z
tego, że jest obok.
Zanim
zamknęły się za nami drzwi domu, zjawił się także Eryk i
wcisnął Ignacemu kluczyki od samochodu. Miałam wrażenie, że coś
do niego mruknął, ale nie dosłyszałam co, a może po prostu
chrząknął. W każdym razie był tuż za mną, a mój bohater
epopei narodowej obok, bardzo obok, co dodało mi otuchy, bo wnętrze
domu przypominało zewnętrzne ściany wywrócone na lewą stronę.
Korytarz był mały i wąski, do tego zastawiony jakimiś pudłami
wylewającymi się z rozsuwanej szafy, ale drzwi do głównego
przedpokoju były szeroko otwarte i miałam dobry widok na to, co się
tam działo, nim jeszcze weszliśmy.
Ściany
były pomalowane na chłodne odcienie zieleni, ale chłód
zmniejszały nieco ułożone w mozaiki zdjęcia i dyplomy. Miałam
okazję im się przyjrzeć dopiero, kiedy pociągnęłam Ignacego w
tamtą stronę. Ściana, na którą spoglądałam, była mu
ewidentnie poświęcona — widziałam jego dyplom za uzyskanie
pierwszego miejsca w olimpiadzie filozoficznej, zdjęcie z mężczyzną
przypominającym do złudzenia Roberta Redforda w garniturze,
kolejne, przedstawiające na oko dziesięcioletniego Ignacego z dwoma
innymi chłopcami, dwa inne dyplomy i certyfikat ukończenia czegoś,
czego nie było mi dane poznać, bo Tadeusz z cichym „Ewa...”
odciągnął mnie od ściany. Wylądowałam obok schodów z jasnego
drewna, prowadzących na piętro. Naprzeciw mnie miałam lustro, w
którym odbijałam się ja, przypominająca rozczochrane monstrum,
Ignacy, piękna Julka i miska pełna krówek na stoliku przed
szklanym zdrajcą. Żeby chociaż pokazywało, że nie mam się co
martwić, że zrobię na matce Ignacego pozytywne wrażenie! Gdzie
tam, utwierdziło mnie w przekonaniu, że mogłabym z powodzeniem
grać główną rolę w Niani McPhee.
—
Chodźcie, przyjechaliście w samą
porę, zorganizowaliśmy obiad w ogrodzie, bo trochę powiększyło
się nasze grono — zarządziła Julka, łapiąc Eryka za rękę i
pociągnęła go w stronę salonu.
Za
nimi udała się Ania z Maratończykiem, wciąż spięta, a on
marudzący. Ignacy ani na chwilę mnie nie puścił, co teraz dopiero
wydało mi się naprawdę nienaturalne, ale nie chciałam, żeby
zostawił mnie tak na pastwę grawitacji. Najpewniej upadłabym na
podłogę, niezdolna się podnieść. Rozglądałam się po wielkim
pomieszczeniu, splatając palce obu rąk przed sobą. Dwie ściany
zajmowały widoki w ramach, strzelałam, że to jakieś wielkie
miasta, natomiast trzecia ściana, za kanapą, poświęcona była
komuś innemu, bo znów w oczy rzuciły mi się zdjęcia. Czułam się
tak, jakbym znalazła się w muzeum, jedynie wielki, plazmowy
telewizor się z tym wszystkim gryzł. I ogromne okna, z drzwiami
balkonowymi, wychodzącymi na taras, które Julka teraz rozsunęła i
uderzył w nas dziwny gwar, niczym z restauracji.
—
Ha! Mówiłam, że to oni! —
Usłyszałam damski głos, który, jakoś dziwnie, z miejsca
polubiłam. — Tylko nasz wykrochmalony Ignacy jedzie dwadzieścia
kilometrów na godzinę!
Parsknęłabym
śmiechem, gdybym nie była tak zestresowana, ale kiedy wyszliśmy
wszyscy do ogrodu, i tak poczułam się lepiej. Dosłownie na kilka
sekund. Ania stanęła jak wryta, a ja wpadłam prosto na nią i może
dlatego nie upadłam, tracąc przytomność, a jedynie nabiłam jej
siniaka na ramieniu, wbijając w nie bardzo mocno paznokcie.
W
ogrodzie rozstawiono ogromny stół, przy którym siedziała piękna,
ciemnowłosa kobieta, Ignacy Dwa, tylko ubrany jak uczestnik pikniku,
a nie super ważnej konferencji, obok niego ruda posiadaczka głosu,
mówiącego o wykrochmalonym Ignacym, za to obok niej... obok niej,
bębniąc palcami w stół, siedział Rocky. Zmieniony, a
jednocześnie taki, jakim go zapamiętałam, poważny i znużony.
I
patrzył prosto na mnie...
— No, ale jak zawsze ma wyczucie, bo sam Jakub Leszczyński zaszczycił nas swoją obecnością! Święta trójca w komplecie!
... a ja wpatrywałam się w niego, nie mogąc złapać oddechu.
Czekałam na ten moment od początku opowiadania i powiem wam, że cieszę się, że w końcu tu dotarłam. Btw, w końcu mogę dodać bohaterów, bo wielka tajemnica została sprzedana, znajdziecie ich w zakładce Lato. Bo ja nadal bardzo lubię gify i te takie. No. W każdym razie, miłej jesieni czy coś, do następnego!
#%^*$£¥
OdpowiedzUsuńGłupi telefon skasował mój komentarz. Idę się posiekać łyżeczką.
Wrócę wieczorem.
Nie siekaj się, bo musisz napisać go od nowa, a ja czekam. :D
UsuńJuż nie pamiętam, co pisałam w pierwszym komentarzu. Pamiętam jedynie, że podobała mi się ruda, bo ma fajny charakterek (I WŁOSY). No i zakładką to generalnie zrobiłaś mi dzień. Tylko czemu nie mogłaś tego ujawnić w opku, no czemu. xD I czy Ewa wiedziała, do kogo zarywa. ._. Co tam jeszcze...
UsuńROCKY!
Ale czekaj, czekaj. Oni jechali na ślub brata Ignasia? To znaczy, że Julka jest jego dziewczyną?! To znaczy, że Rocky się żeni?!
A może to ja coś pokręciłam, bo już mi się miesza z nadmiaru wrażeń ;-;
Baj te łej, pogoda za oknem taka, że mi się momentalnie kojarzy z Twoją jesienią. Pozytywnie bardzo.
No ujawniłam przecież, na samym końcu widać, że to ON. UUUU.
UsuńPokręciłaś: pojechali na ślub Staszka z rudą, bo Ignacy będzie świadkiem. :D Jakub jest młodszym bratem, którego miało nie być i zdecydowali się pojechać, bo, no właśnie, MIAŁO GO NIE BYĆ. Ale jest, bo nudno by było, c'nie.
O, no. :D
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, że tak, no to ten, nie myślałam zbyt dobrze i mi się zakręciło w głowie od nadmiaru teorii spiskowych. XD Ale to nawet lepiej, he. :D
Usuń...
A ja nawet nie zwróciłam uwagi.
Po prostu nie skojarzyłam, że Rocky to Jakub...
...i w dodatku Leszczyński.
Brawo ja. :D
OMG, CO TEN ZWIĄZEK JAKUBA I IGNASIA TAKI, ŻE DZIĘKI JEGO NIEOBECNOŚCI JADĄ? STASZEK TO UKARTOWAŁ!
Usuń( ͡° ͜ʖ ͡°)
UsuńPowiedziałabym, że wiedziałam, ale nie wiedziałam XD Raczej spodziewałam się, że Rocky gdzieś się w Kołobrzegu zakręci. Tylko na rodzinnym obiedzie? Z rodziną? Całą rodziną? Okej. Tego raczej przewidzieć nie mogłam. Pomijając już więzy rodzinne (i traumatyczne przeżycia Ignacego związanego z jego szaloną, jak wnioskuję, rodziną :P), to zaczęłam się zastanawiać, kto wiedział o tym, że Ewa kręciła z braćmi. Tak, to jest najbardziej interesujące. I powstrzymam się przed komentarzem, że Ewa to pierdoła totalna i powinnam się przecież domyślić, ale... ja pewnie też się bym nie domyśliła. Tyle mam z Ewą wspólnego :D
OdpowiedzUsuńI jeszcze chciałam dodać, że zrobiło mi się strasznie żal Ignacego, bo zaczynam go naprawdę lubić, a chyba nie czekają go przyjemne wakacje. Poza tym dałaś mu uroczego gifka :D
Pozdrawiam!
Jezu, przez siedem rozdziałów starałam się pisać to tak, żeby Rocky Leszczyński nie wyszedł na jaw i normalnie każda zaskoczona reakcja podnosi moje ego, bo udało mi się uknuć coś takiego, a jednocześnie nie zepsuć po drodze! XD
UsuńNo, trudno byłoby się domyślić, bo: a) żaden jej do domu nie zaprosił, b) nie rozmawiają ze sobą, w sensie Rocky i Ignacy, więc trudno, żeby się zwierzali sobie nawzajem z tego, że z kimś tam kręcą i najważniejsze, c) Rocky jest do niego całkowicie niepodobny. Tak dla porównania: Ignacy taki szczypior, a Rocky to... no, Rocky. Także, może trochę ją usprawiedliwiam, ale trudno byłoby się domyślić, aż tak podejrzliwa nie jest!
O, nie, to będą ciekawe wakacje, ale na pewno nie dla żadnego z nich. :D (wiem, jestem z jego gifków najbardziej dumna!)
Pozdrówki!
Ja pierdo... ekhem, pierdzielę.
OdpowiedzUsuńZagięłaś mnie.
W życiu nie wpadłabym na to, że nasz szanowny kochany Rocky, na którego tak długo kuźwa jego twarz, czekałam. I nie wiem, co powiedzieć, naprawdę. Julia mnie bardzo irytuje. Jeśli okaże się dziewczynką Rocky'ego, to będę jeszcze bardziej zła. Jasna cholera. Tak się pisze opowiadania. Tak, że nie będzie wiadomo, czego się można spodziewać. Galimatias się zrobił z tego bardzo pokręcony; Daria, Julia, Rocky, Ignaś, rodzinka, Ewka, Eryk, Anka, Paweł. Nie wiem, po prostu nie wiem, słowa nie potrafię z siebie wydusić, serio. Wybacz mi, coxon, ale wymiękam przy Tobie, leżę plackiem, a ty triumfujesz.
I bębnię palcami o stół czekając na rozwój wydarzeń.
Amen.
To było genialne. Ten Twój rozdział.
Cholera, no mistrzostwo.
He. He he. Heeee. Czekałam na ten moment od samego początku. :D
UsuńTo cię zmartwię, że będzie miała jeszcze więcej czasu ekranowego! Właściwie, trochę dużo.
Noweś, bo się zarumieniłam wzięłam i o. To chyba jedyne moje opowiadanie, w którym podłożyłam taką bombę, bo nigdzie indziej nie umiałabym, a i tak się stresowałam, że się po drodze ktoś sprytny domyśli.
Dziękuję baaaardzo i pozdrówki, o!
śmiechłam - jedyne, co mi przyszło do głowy, kiedy skończyłam czytać. Przyznam szczerze, że gdzieś mniej więcej w połowie tego rozdziału pomyślałam, że może Ignacy jest bratem Rockyego albo są kimś w rodzaju kolegów, albo że ten Staszek może ma coś z nim wspólnego, a tu taka niespodzianka!
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie tylko, dlaczego Ignacy jest taki spięty. Bo nie wie przecież o zapałkach ani o Kubie (chyba, że znowu coś przeoczyłam), więc o co kaman? W sumie Anka jest nielepsza. A może ona wiedziała?! W sumie to miałoby sens. A jeżeli wiedziała, to dlaczego nic nie mówiła? niby coś się rozwiązało, jednak ja nadal jeste głodna nowych informacji. Czekam na kolejny, bo z napięcia nie wytrzymam :D
Pozdrawiam!
Ha! Uknułam intrygę i naprawdę nie byłam pewna, jak to wyjdzie. Myślałam, że się wsypię już w momencie, kiedy Ignacy mówił o swoim młodszym bracie przy okazji listu i te takie, ale uff. :D
UsuńHa x2! Teraz trzeba będzie czekać, bo dopiero się prawdziwe Lato zaczęło!
Dzięki i pozdrówki!
Ale jaja :D
OdpowiedzUsuńPowiedziałabym, że wiedziałam, ale to tylko dlatego, że czytałam ten rozdział i dwa poprzednie zanim stwierdziłam, że wypadałoby jednak zapoznać się również z początkiem oraz generalnie całością w odpowiedniej kolejności XD
Niemniej jednak (się powtórzę) - ale jaja :D Ciekawi mnie kto co wie, zrobi i myśli i jak się wszyscy z tego wyplączą :D
A Pawła to ja bym chętnie zdzieliła łopatą, byle mocno.
Pozdrawiam z Poznania (akurat wtedy, kiedy akcja się z niego wyniosła, to się nazywa wyczucie czasu!) :D
Nie ma tak, nikt nie wiedział i koniec, ja tu sobie podnoszę ego, że taka ze mnie intrygantka opkowa. :D
UsuńHa, będzie ciekawie, mam nadzieję, bo to dopiero właściwie początek akcji właściwej i najlepiej wepchnąć się w takim czasie, bo wcześniej nic się nie dzieje, także ten!
Pozdrówki znad morza!
No wow. WOW! Jaram się jak lasy w Kalifornii. No tego to się nie spodziewałam. I co teraz?! Ale jak to...!!!
OdpowiedzUsuńI to... To oni wiedzą, czy nie wiedzą...?
Jeżu, czekam na następny!
A tak w ogóle to mam wrażenie, że Anka to jakaś moja bratnia dusza, jeśli chodzi o „cholera, jak zupełnie nie wiem, co zrobić ze swoim życiem”!
Pozdrawiam gorąco,
maxie
<3 *czuje się taka wyróżniona w jęczybule*
OdpowiedzUsuńPS Świetny szablon, Ewka pasuje do roli femme fatale!
PPS Tylko zaznaczany tekst mógłby mieć ciemniejszy kolor.
PPPS Nazwa ramki z obserwatorami jest wybitna, pasuję tam podwójnie, bo dosłownie jestem Ewką! :D *tyle radości*
Dzięki, za przypomnienie o tym zaznaczeniu zwłaszcza, bo ja w każdym szablonie hover (z lenistwa) zostawiam taki sam, ale zazwyczaj takie rzygi tęczą to były, ale teraz rzeczywiście mi się wybijał. :D
UsuńOjej, no tak. Ale to tak fajnie wygląda, jak klikasz "obserwuj", to automatycznie zostajesz Ewką, taka mała armia Ewek. :D
Spoczko, nie ma sprawy. :D
UsuńA może inni nie chcą być Ewkami? xD ICOTERAS?
Zawsze zamiast armii małych trollków czy innych potworków możesz utworzyć gigantyczną armię Ewek i ją nasyłać na każdego, kto ośmieli się ci sprzeciwić XD
Jestem i ja! Myślałam, że będę miała tutaj do nadrobienia więcej notek, a tu taka zgrabniutka jedna noteczka :D Co i tak muszę skomentować jednym słowem: WIEDZIAŁAM. Ha, wiedziałam. Rocky, ahahahahahaha, aż parsknęłam śmiechem na głos jak przeczytałam ostatnią scenę. MUEHEHEHEHE, dobra, co by się nie działo, jestem za Ignasiem :D Zaczynam podkochiwać się w nim za jego opanowanie i spięty tyłek <3
OdpowiedzUsuńPozdrówki :3
M E D I U M jakieś normalnie, zazdro!
UsuńJa wam przypomnę wszystkim, te wasze hejty i narzekania na Ignasia biednego, teraz wszystkie loffki mu ślą, gorzej zmienne od Ewki! :D
Usuńhannalei, zostajesz oficjalnie Letnim Mediumem, o!
A takie tam, jednorazowe jasnowidztwo :3
UsuńO M G! Rocky?! A cóż on tam robi? No nie gadaj... są rodziną? haha, ale się porobiło!
OdpowiedzUsuńNo nie! Nie, nie, nie, nie i jeszcze raz nie! Nie spodziewałam się tego! Nie czytałam bohaterów, żeby sobie spojlera nie robić, jak napisałaś XD.
OdpowiedzUsuńWow. Oni braćmi?!
W ogóle teraz to umysł rozwala mi to, że co by było gdyby Ewka wylosowała jednak Kubę? Czy to z Ignasiem pożegnałaby się w tak ckliwy, wzniosły sposób, przekazując mu swój wisiorek, czy Ignaś dałby radę go zręcznie złapać (widzisz, jakie mam wyraźne te wyobrażenia? aż je pamiętam! szok, bo jestem typem sklerotyka)? Jak potoczyłby się związek Kuby z Ewką, czy byłby podobnie dysfunkcyjny jak Ewki i Ignasia? Czy Ignaś bez Ewki odważyłby się spotkać z rodziną, a jeżeliby się odważył, jak odbyłoby się ich pierwsze spotkanie od tak długiego czasu i czy twist z braćmi Leszczyńskimi miałby tak samo mocny efekt na Ewce, co ten, do którego jeszcze nie doszłam i przedłużam dotarcie do niego pisaniem tego komcia? Ach.
OdpowiedzUsuńWyciągnęła do mnie dłoń i powiedziała z — ewidentnie udawanym — podekscytowaniem - i teraz się zastanawiać, czy faktycznie udawane, czy według Ewki udawane XD. Nie mogę ufać Ewce w sprawach osądów wydawanych na temat ludzi, jeszcze bym się ostro przejechała.
Ignaś, nie stresuj się.
ZA MAŁO KUBY!!!!!! Następnego już nie zdążę :(. Nieeeeeeeeeee.
Ej, przyznam, że nie zastanawiałam się nad tym. Po prostu uznałam, że zapałki wybiorą Ignacego i na tym zbudowałam fabułę. I kurde... dałaś mi teraz zagwozdkę. Muszę pomyśleć nad alternatywną wersją, choćby w formie takich ogólnych notatek. NO WIESZ CO, A JA MIAŁAM PENNY DREADFUL NADRABIAĆ.
UsuńPóźniej jest Kuby więcej, pocieszę cię.
A przedostatni akapit to najtrafniejsza myśl ever - nie ufaj osądom Ewki. Julka mogłaby wyglądać jak paszczur, ale Ignacy się z nią ściska, to jest piękna, najpiękniejsza, Ewka przy niej popłuczyny po modelce z mopsią twarzą. Do niczego, kompletna porażka, meh. Tak to wygląda w jej umyśle, trzeba brać wszystko pod poprawkę. :D
Jak dojdziesz do jakichś wniosków, daj znać :D. Chętnie się dowiem, jaką alternatywę wróżysz Ewci :D.
Usuń