7 paź 2015

dziewięć

Ewa, oddychaj.
Ewa, oddychaj.
Ewa, Ewa, kto by się spodziewał, że to złe przeczucie nie będzie wdepnięciem w gumę do żucia na kołobrzeskim molu. Będzie czymś gorszym.
Właściwie gdybym wam miała teraz napisać, co się wydarzyło pomiędzy zobaczeniem Jakuba, poznaniem jego matki („Wszystko w porządku, Ewo? Blado wyglądasz.”), brata i przyszłej szwagierki („O, my to się polubimy, jesteś dopiero drugą rudą, jaka się przez ten dom przewinęła.”) a zdania, które wyrwało mnie z transu... musiałabym zostawić pusty akapit, bo nie wiem, jak opisać wewnętrzny wrzask przerażenia. Mogłabym, oczywiście, nacisnąć literę „a” na klawiaturze i patrzyć, jak się rozrasta, ale to gorzej niż żałosne. A ja już i tak sięgnęłam jakiegoś Everestu żałosności.
Nieważne, przejdźmy dalej, dobrze?
Zostałam posadzona pomiędzy Erykiem a Ignacym, naprzeciw Jakuba i — co odkryłam dopiero później, bo zwyczajnie go nie poznałam — Darka. To wywołało we mnie mniejszy szok, ale może to dlatego, bo wiedziałam, że pierwsze skrzypce w byciu porażoną piorunem powinna tu grać Anka. Dopadło mnie przeczucie, że ona zdawała sobie sprawę z tego, że on tu będzie, już w samochodzie. Ale niby skąd miałaby to wiedzieć? Niedorzeczność.
— Ewo, jesteś pewna, że dobrze się czujesz? — Wiedziałam, że pani Leszczyńska obserwuje, jak przełykam zupę, jakby była zrobiona z rozdrobnionych kamieni. — Może wolałabyś się położyć?
— Nie, nie — zaprzeczyłam natychmiast. — Po prostu długie podróże samochodem mi nie służą.
Katarzyna Leszczyńska pokiwała głową, ale widziałam, że mi nie wierzy. Może dlatego, że Ignacy też spojrzał na mnie tak, jakbym palnęła jakąś głupotę. No tak, przecież przed wyjściem do ogrodu miałam w sobie najwięcej życia z całej piątki, która do Kołobrzegu przyjechała. Uśmiechnęłam się do niego i znów skupiłam na swoim talerzu, bo wiedziałam, że jeśli uniosę wzrok, zaraz powędruje do Jakuba.
Och, Rocky. Nie przypominał już tego boksera, za którym łaziłam, bo naoglądałam się „Fighterów” i innych filmów, gdzie się nawalają, a ich dziewczyny są takie piękne, a on przecież był taki tajemniczy, a jednocześnie miły dla takiej miągwy jak ja! Był jakiś chudszy, chyba zgubił trochę mięśni, ale Ignacy nadal przypominał przy nim szczypior. Poza tym w ogóle nie wyglądali jak bracia! Rocky pozostał blondynem, z „ostrym profilem”, jak to kiedyś nazwałam i zaciętą miną. Mój bohater epopei narodowej pozostał tym samym Tadeuszem-Ignacym z krzywym nosem i łagodnym uśmiechem nauczyciela historii, któremu zostało jeszcze trochę cierpliwości, by wewnętrznie odliczać do dziesięciu. I miał brązowe włosy. Takie brązowe-brązowe, jak czekolada mleczna, chowana przeze mnie za tysiącem rodzajów kaw dostawanych pod choinkę od cioć Pelagii i innych takich. Jeśli to robiło jakąś różnicę, nie wiem, nie mam rodzeństwa, ale zazwyczaj rodzeństwo ma jeden kolor włosów, taki ustalony odgórnie. Tak mi się zawsze zdawało i najwyraźniej się myliłam, co robiło ze mnie jeszcze większą kretynkę.
— Ignaś, słyszałeś nowiny? — Głos madame Leszczyńskiej złagodniał, kiedy się do niego zwróciła, ale ja poczułam, że mój chłopak znów się spiął. — Jakub został miesiąc temu starszym szeregowym, czy to nie piękne? Szkoda, że tata nie mógł przy tym być...
Odważyłam się unieść na nią wzrok. Wpatrywała się z dumą w Kubę, który z kolei patrzył na Ignacego z dziwną miną. Ignacy zaś nie krył się ze swoją niechęcią, gdyby wzrok mógł zabijać, nikt przy tym stole nie pożyłby długo. Między nimi toczyła się walka, której chyba wcześniej nie chciałam zauważyć, zbyt zajęta swoim osobistym dramatem. Tworzyło to dziwną atmosferę i wszyscy, prócz mnie, zdawali się ją ignorować. Ja się bałam. Instynktownie przesunęłam się bardziej w stronę Eryka. Sądziłam, że pośle mi pytające spojrzenie, ale jedynie kiwnął prawie niedostrzegalnie głową. Byłam mu za to wdzięczna, bo przecież nie wiedział, o co może mi chodzić, a nie pytał.
— Niestety, nie słyszałem. — Nie słyszałam i ja, nigdy tak ostrego i chłodnego głosu Ignacego; aż przeszły mnie ciarki. — Nikt mnie nie poinformował, najwyraźniej nie było to takie ważne.
— Ta? — Głos Jakuba za to wysłał mnie na inną galaktykę swoim brzmieniem i dziwną chrypką. — Zapewne było tak samo ważne jak te twoje studia, bo dowiedziałem się dopiero dzisiaj, że jeszcze żyjesz. Sądziłem, że padniesz jeszcze zanim zobaczysz krew.
Ignacy prychnął, ale zaraz znów się odezwał, a głos mu drżał, prawdopodobnie od powstrzymywanego gniewu:
— Nie będę z tobą o tym rozmawiał.
— Och, twoja dziewczyna nie wie, że boisz się nieszkodliwej, czerwonej cieczy? A wie, że boisz się kurzu? Pewnie robisz sobie z niej tarczę, żeby się nie ubrudzić.
— Kuba... — Próba interwencji Staszka zakończyła się niepowodzeniem, bo zadowolony z siebie Rocky uniósł tylko na niego dłoń.
— Naprawdę nikt przy tym stole nie wie, że Ignasia nie chcieli wziąć do wojska, bo boi się krwi? To nic złego, na pięciu samców alfa zawsze się trafi taki... czekaj, ojciec miał na to słowo. Czy to nie był przypadkiem jeleń?
Ignacy zerwał się tak gwałtownie, że omal nie krzyknęłam i byłam pewna, że rzuciłby się przez stół w stronę Kuby, gdyby nie Staszek i Eryk, którzy powstrzymali go w ostatniej chwili. Ignacy rzucił łyżkę na stół i wymaszerował z ogrodu, trzaskając drzwiami tak, że aż zadrżały w nich szyby. Patrzyłam w tamtą stronę, póki nie rozbolała mnie szyja od wykręcania jej w nadziei, że Tadeusz zaraz wróci. Kiedy znów usiadłam prosto, chyba nie potrafiłam już ukryć, że chce mi się płakać. Nie chciałam też biec za Ignacym, bo wiedziałam, że ostatnim, czego teraz potrzebuje, jestem ja.
— Przepraszam — burknął w pewnym momencie Kuba i odsuwając z głośnym szurnięciem krzesło, wstał i wyszedł, ale o dziwo nie trzasnął drzwiami.
Zapadła cisza, którą przerwała, oczywiście, Julka i wszyscy przyjęli z ulgą to, że można podjąć próbę odratowania atmosfery. Ja nadal nie odezwałam się ani słowem, bo czułam się wręcz porażona. Ostatnim, czego bym się spodziewała były te dwie rzeczy: to, że Rocky spowoduje kłótnię i to, że Ignacy straci panowanie nad sobą. Nigdy nie podniósł na nikogo ręki, a przed momentem wyglądał tak, jakby chciał Jakuba znokautować. Odniosłam wrażenie, że on też nie spodziewał się takiej reakcji brata na swoje słowa.
— Ewo, naprawdę blado wyglądasz — odezwała się znów do mnie matka Ignacego. — Dario, zaprowadź ją do pokoju, nalegam. Dobrze ci zrobi, jeśli się położysz.
Kiwnęłam głową, niezdolna protestować. Chciałam stamtąd wyjść, drażnił mnie dodatkowo głos Julki, trajkoczącej o czymś do Anki i Maratończyka. Dopiero kiedy wstałam z krzesła, poczułam, że moje nogi składają się głównie z waty i zaraz pewnie upadnę, ale nic takiego się nie stało. Wręcz przeciwnie, mimo że było mi słabo, robiłam krok za krokiem tak, jakby nic się nie działo. Nie podziwiałam już domu, bo podświadomie wiedziałam, że gdzieś na pewno natknę się jeszcze na zdjęcie Jakuba, a w tym momencie to nie było szczytem moich marzeń. Chciałam wrócić do domu, ale tego domu-domu, gdzie zazwyczaj pachniało obiadem, tata krzyczał do telewizora, że naszym krajem rządzą złodzieje i alfonsi, a pani Krysia spod dziewiątki przychodziła na herbatkę i wypytywanie o moje życie uczuciowe. Miałam wrażenie, że tu prędzej umrę niż będę świadkiem czegoś dobrego.
— Wiesz co, Ewa... — Przed samymi drzwiami pokoju, w którym miałam przez ten czas nocować, Daria w końcu odważyła się odezwać. — … nie przejmuj się. To u nich normalne. Przywykniesz.
Uśmiechnęła się do mnie szeroko, a ja starałam się nie rozpłakać podczas prób odwzajemnienia go. Poklepała mnie po ramieniu i poszła sobie, a dopiero wtedy odetchnęłam, mimo że poczułam, że na policzki wypłynęły mi pierwsze łzy. Coś się ze mną działo, ale nie potrafiłam powiedzieć co, jakbym była na jakiejś dziwnej huśtawce i właśnie z niej spadła. Prosto na głowę. Oparłam czoło o drzwi i przez chwilę po prostu trwałam tak, zaciskając dodatkowo palce na klamce.
Żałowałam teraz, że czasem marzyłam o ponownym spotkaniu z Rockym. Bardzo żałowałam. Wyobrażałam sobie przed snem, że spotykam go w Poznaniu albo on jednak przysyła mi kartkę z Londynu, ale teraz wiedziałam, że to niemożliwe, bo przecież... mój Rocky już nie był Rockym. Poszedł do wojska. Kiedy? Czy to wina jego rodziny? Czyżby Ignacy pozostał jedynym Leszczyńskim, który... nie mógł? Bardziej nie chciał, przecież zawsze sobie mówiłam, że on czegoś nie chce, nie, że nie może. Czy gdybym wtedy nie powiedziała Jakubowi, że to koniec, w tamtej siłowni, wyjechałby jednak na kontrakt do Londynu? Jakbym w ogóle miała na to wpływ! Jakby go to w ogóle obchodziło...
Śmieszne.
Otworzyłam z wahaniem drzwi. Drzwi od balkonu były lekko uchylone, a przy barierce, oparty o nią, stał Ignacy. Głowę miał spuszczoną i miałam ochotę od razu podbiec do niego i go przytulić, ale zamiast tego, zamknęłam drzwi od pokoju i oparłam się o nie plecami.
Wnętrze pokoju Ignacego wyglądało tak, jak sobie to wyobrażałam. Schludne, czyste i uporządkowane. Dwa regały z książkami ułożonymi alfabetycznie, miał nawet te takie zakładki rodem z biblioteki, z wydrukowanymi na nich literami. Dziwiłam się, że je zostawił, bo podobne, ale aż cztery!, pojedyncze regały mieliśmy w naszym mieszkaniu, w Poznaniu, ale uznałam, że po prostu uzbierał te wszystkie książki w Szczecinie. Biurko za to było puste i czyste, została tylko czarna lampka i kalendarz na 2010 rok, otwarty na dacie dwudziestego ósmego września. Wtedy musiał wyjechać.
Wzięłam kilka głębokich wdechów i skierowałam swoje kroki na balkon, walcząc z ochotą położenia się na, wyglądającym na wygodne, łóżku. To byłoby łatwiejsze i zdecydowanie bardziej tchórzliwe, a ja przecież już zdecydowałam — muszę robić dobrą minę do złej gry, zachować kamienną twarz aż do naszego wyjazdu i być wsparciem dla Ignacego, nawet jeśli nie potrafiłam wesprzeć samej siebie i miałam ochotę załamać się na starcie. Otarłam z łez policzki i wyszłam na balkon, gdzie stanęłam obok Ignacego, opierając łokcie na barierce, a twarz na dłoniach.
Milczeliśmy. Nie odważyłam się na niego spojrzeć, a on nie patrzył na mnie, tylko na rzędy domów i majaczące w oddali morze.
— Przepraszam — powiedziałam w końcu, znów walcząc z gulą w gardle, która zdawała się mieć kolce, raniące mnie przy każdej próbie oddechu.
Ignacy odwrócił się w moją stronę i posłał mi pytające spojrzenie. Nie odwzajemniłam go, tylko wpatrywałam się z uporem w swoje stopy, które wystawały przez barierkę i prawie że wisiały w powietrzu. Bałam się, że się domyślił albo coś podejrzewa, że to moja wina i że jest na mnie zły.
— To miłe, że próbujesz wziąć moją winę na siebie, ale to nie ty mną sterowałaś, kiedy miałem ochotę wbić łyżkę w oko własnemu bratu.
Musiałam bardzo mocno zaciskać usta, żeby się nie rozpłakać. A więc nic nie podejrzewał, moje przeprosiny nie potwierdziły jego obaw. Niby czemu miały? Nie zdradzałam swoim zachowaniem, że coś mnie z Jakubem łączy, bo przecież on przez cały czas zachowywał się jak dzikus. Wytłumaczenie Darii, która nie znała sytuacji, było całkiem racjonalnie dla Ignacego, też tkwiącego w niewiedzy, że związał się z taką idiotką.
— Nie o to chodzi. Zmusiłam cię, żebyś tu przyjechał, a ja tylko chciałam, żebyś się nie zamartwiał, żebyś był świadkiem na ślubie Staszka, bo może to naprawiłoby twoje relacje z rodziną, ale jestem głupia i wszystko zepsułam. Nie wiedziałam, że... że tak będzie. Przepraszam. Przepraszam. Prze...
Urwałam, a może dalej mówiłam, tylko nie słyszałam samej siebie, bo Ignacy objął mnie ramieniem, a ja przylgnęłam do niego, bardzo mocno oplatając go rękami, żeby nie próbował się przypadkiem wydostać. Schowałam twarz w jego koszuli i płakałam, ciesząc się, że mogę to robić. Czułam okropne poczucie winy, a nie powinnam, nie powinnam ani trochę, bo już mnie nic z Rockym nie łączyło. I choć wiedziałam, byłam przekonana, że to prawda, to z drugiej strony miałam wątpliwości, czy powinnam być tak pewna. Czy zareagowałabym tak? Czy bałabym się, że ktoś poza Darkiem i Anią wie? Nie przychodziło mi do głowy ani stanowcze „nie” ani pewne „tak”. Po prostu tkwiłam w tym uścisku Ignacego, czując się dobrze ze świadomością, że nikt mnie teraz nie widzi. Nikt mnie nie posądza, tak jak ja siebie posądzam, a już na pewno mój Tadeusz, którego traktowałam ostatnio okropnie. Nie liczyła się już nawet żadna Julka.
Poczucie winy osiadło mi gdzieś na sercu i wgniotło mnie w ziemię, mimo że nadal tkwiłam w tym samym miejscu, na tym samym poziomie, zaciskając palce na koszuli Ignacego.
— To nie jest twoja wina — przemówił w końcu cicho, spokojnym głosem. Ten Ignacy z ogrodu gdzieś zniknął i wrócił ten mój, który nie podnosił głosu bez potrzeby przywrócenia mnie do rzeczywistości. — Okazałaś się dojrzalsza niż ja, naprawdę. Jakub i ja od zawsze się kłócimy, a nie widzieliśmy się naprawdę długo, to nie mogło się inaczej skończyć. A ty nie powinnaś się obwiniać, raczej być na mnie zła. Tego się przynajmniej spodziewałem.
Odsunęłam się od niego i pociągnęłam nosem. Dlaczego miałabym być na niego zła? Zmarszczyłam brwi.
— Źle się czułaś, a ja cię tam zostawiłem. Może powinnaś się położyć?
Och. No tak, przecież nie służą mi długie podróże samochodem!
Pokiwałam głową.
Łóżko okazało się tak wygodne, jak myślałam. Poza tym, Ignacy położył się razem ze mną, obejmując mnie ramieniem, co dodatkowo nie pozwoliło mi na wpatrywanie się w sufit i rozmyślanie o jakichś głupich rzeczach. Musiałam zamknąć oczy i się wyciszyć, a spokojny oddech Ignacego i mnie uspokajał. Przez chwilę poczułam się tak, jakbyśmy wrócili do Poznania. Chwilę bardzo potrzebną, ale niestety — bardzo krótką.

Obudziłam się jakieś dwie godziny później, przez chwilę nie wiedząc gdzie jestem i co się dzieje. Kiedy jednak w końcu to do mnie dotarło, aż zacisnęłam z powrotem powieki, licząc, że wtedy magicznym sposobem przeniosę się do domu. Niestety, kiedy otworzyłam oczy, nadal byłam w tym samym miejscu. I musiałam porozmawiać z Anią, natychmiast. Szczerze, nawet jeśli miałabym ją do tego zmusić.
Ignacy nadal spał. Delikatnie zabrałam jego dłoń z z mojej talii i powoli się podniosłam. Kiedy stanęłam obok łóżka, jakby podświadomie przesunął się na moje miejsce, mrucząc coś przed sen i dla odmiany przytulając się do poduszki, na której wcześniej spoczywała moja głowa. Uśmiechnęłam się lekko. Było mi trochę dziwnie z tym, że nagle zrobił się taki dotykalski, za to z drugiej strony cieszyłam się, bo tego teraz potrzebowałam. Może on też? Mogłam sobie myśleć, że go znam, ale jednak do końca go nie znałam. Udowodnił mi to wystarczająco ten dzień.
Zanim wyszłam z pokoju, sprawdziłam, czy nie jestem rozczochrana, zdążyłam ucieszyć się, że nie pomalowałam oczu, więc nie miałam szansy się rozmazać i poprawiłam koszulkę, która pogniotła się na mnie jak obrus. Jakbym się z kimś biła, a nie przeżywała najgorszy dzień swojego życia, z małymi promykami słońca w postaci Tadeusza. Podeszłam do drzwi i nim ruszyłam na poszukiwania Anki, spojrzałam jeszcze na niego. Pierwszy raz od kilku dni wyglądał na zrelaksowanego, mimo tej potyczki z Rockym przy stole. Nieskromnie uznałam, że to moja zasługa. Nawet jeśli byłam głupsza niż ustawa przewiduje.
Korytarz na piętrze był pusty, kiedy zamknęłam za sobą drzwi. Bałam się, że natknę się na Jakuba, co sprawiało, że miałam ochotę utknąć w tamtym pokoju z Ignacym na zawsze, ale musiałam wziąć się w garść. Przez chwilę stałam przy poręczy schodów, a potem cofnęłam się jednak, bo z drugiej strony obawiałam się zetknięcia z nim na dole. Przez chwilę tkwiłam przy poręczy i patrzyłam w dół, na pudła poustawiane koło tego wąskiego korytarzyka.
Ania musiała być w którymś z pokojów tutaj, na górze, wtedy mogłybyśmy porozmawiać bez ryzyka, że ktoś nagle wejdzie albo się wtrąci – możliwe, że Paweł poszedł biegać w nowym miejscu, żeby pokazać wszystkim, jaki to on jest fit i męska wersja Chodakowskiej. Nie chciałam chodzić od drzwi do drzwi i pukać, niczym listonosz szukający właściciela zaginionej paczki, ale tylko jedne, na końcu korytarza, były uchylone. Włazić komuś bez pytania też nie było tak do końca w moim stylu, mimo że taktu miałam tyle, co kilkuletnie dziecko pytające trzydziestoletniej singielki, co to znaczy „stara panna, bo mama mówiła tak o tobie”. W końcu jednak zdecydowałam się to zrobić, licząc na to, że będzie tam Anka.
Podeszłam do nich powoli i na wszelki wypadek stuknęłam dwa razy, ale nie uzyskałam odpowiedzi, więc pchnęłam je lekko i weszłam do środka. Przymknęłam je za sobą tak, jak je zastałam, by móc szybko się wyślizgnąć i jednocześnie nie wyjść na jakiegoś szpiega-amatora, myszkującego komuś po szafkach pod nieobecność właściciela.
Dopiero wtedy się rozejrzałam. Mogłabym ten pokój pomylić z pokojem Ignacego, bo panował tu mniej więcej taki sam porządek, ale zamiast mnóstwa książek, jedną ścianę zajęła ogromna mapa świata, przed którą stanęłam z lekko otwartymi ustami. Mapy były moją zmorą od podstawówki, w liceum był to dla mnie poważny dramat, bo nauczycielka geografii, z pełną świadomością mojej orientacji w terenie, kazała mi pokazywać te wszystkie Serbie i Luksemburgi, a ja dostawałam słowotoku. Karierę mistrza geograficznego skończyłam na nerwowym machaniu wskaźnikiem, póki nie uderzyłam nim wchodzącego do klasy wicedyrektora. Teraz przyglądałam się z fascynacją temu kawałkowi sztuki, który nie był nawet plakatem, tylko kontynentami wymalowanymi na ścianie z ogromną precyzją, z rzekami, górami i całą resztą towarzystwa. Czyżbym trafiła do pokoju Staszka? Było mi głupio tak się tu rozglądać, w każdej chwili mogła wejść Daria, ale ciekawość zwyciężyła ze strachem, że wyjdę na wścibską wieśniarę.
Tylko jedna ściana była zagospodarowana „artystycznie”, no, prócz wielkiego plakatu „Pulp Fiction” nad łóżkiem, z Umą Thurman osądzającą moje łażenie po obcym domu. Pokazałam jej język, chwilę później czując się jak idiotka i odwróciłam się do drewnianych mebli naprzeciw łóżka. Nie byłoby tam nic do podziwiania, bo stałam przed szafą, komodą i biurkiem, ale uporządkowano tam całą gamę różnych rzeczy. Od książek poustawianych równiutko przy ścianie, jakby właścicielowi zabrakło miejsca na komodę, po... hantle? To nie mógł być pokój Staszka i wiedziałam w takim razie czyim być musiał, ale to nie przełączyło mnie na tryb ucieczki. Byłam zbyt pochłonięta swoim odkryciem.
Na komodzie leżała czarna para hantli, błękitny beret i flakon wody kolońskiej, na której widok coś przekręciło mi się w żołądku, bo niedawno przecież stłukłam identyczny. Sięgnęłam po nią drżącymi palcami i odkręciłam zakrętkę. Bez zastanowienia prysnęłam wodą nadgarstek i machnęłam kilka razy ręką, by skrzywić się, kiedy tak znajomy zapach dotarł do moich nozdrzy. Jakby Ignacy stał obok.
Natychmiast odłożyłam flakon na swoje miejsce, by gwałtownie odwrócić się w stronę drzwi. I krzyknąć. Wydać z siebie przerażone „ach!” i powstrzymać chęć schowania twarzy w dłoniach. Byłam tak zaaferowana komodą, że nie usłyszałam, jak ktoś wchodzi i zamyka za sobą drzwi. Przed nimi stał Rocky, z wilgotnymi włosami i ręcznikiem przewieszonym przez ramię. Nie mogłam się powstrzymać, by nie zmierzyć go spojrzeniem i nie odnotować, że owszem, nadal składał się głównie z mięśni, ale już w mniejszym stopniu, bo wyglądał o wiele lepiej. Jakby zrzucił z siebie balast i urósł mi w oczach, co czyniło ze mnie jeszcze gorszego krasnala. 
— Zgubiłaś się?
Wzruszyłam ramionami, próbując skupić się na sekwencji wdech-wydech-mruganie-wdech-wydech. Uśmiech, jaki pojawił się na jego twarzy przeniósł mnie gwałtownie do sierpnia roku dwa tysiące dziesiątego i zamienił w galaretę. Zdałam sobie sprawę, że jakkolwiek nie wmawiałabym sobie tego, że naprawdę zgubiłam się, szukając Anki — chciałam tu trafić. 
Teraz nie byłam już taka pewna. Niczego.

14 komentarzy:

  1. Zrobiłaś mi rano dzień przed nudnymi wykładami! :33333

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jestem fanką Kuby i Ewki, jakoś naprawdę oni mi do siebie nie pasują. Ten nudny Tadeusz (choć momentami wcale nie taki nudny) w jakiś niepojęty sposob pasuje mi do ewki i nie uwazam, zeby ktokolwiek inny tam pasował. chociaz prawda jest tez taka, ze nie znam dobrze Kuby, a musze przyznac, ze w ostatniej scenie byl... no dobra, byl seksi XD
    Co do sytuacji między braćmi, jestem ciekawa co wywołało taki stan rzeczy. Mogli kłócić się od zawsze, ale rodzeństwo mimo wszystko nie zachowuje się tak bez powodu. no chyba, że oni tak mają, po prostu, wtedy ok. moze ta rodzina ogolnie jest jakas dziwna.
    a co tam robił darek?
    i wiedziałam, że Anka musi coś wiedzieć, ha! Tylko dlaczego nic nie mówiła?
    Czekam na listopad :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Mało o Kubie pisałam, a więcej o Tadeuszu, może to dlatego, nie wiem. :D W każdym razie, teraz wszystko zależy od Ewki, a według niej to ona do nikogo i niczego nie pasuje, co jest świetnym powodem do zamartwiania się przecież!
      Dzięki i pozdrówki!

      Usuń
  3. ZROBIŁAŚ MI DZIEŃ TĄ PANIĄ KRYSIĄ. JA JESTEM KRYSIĄ.
    <3
    Powinnaś dostać bęcki za tą cholernie długo skrywaną tajemnicę, ale z drugiej strony jestem bardzo zachwycona, że po okropnym tygodniu z dupy, gdzie moją głowę zajmował Bolek Chrobry, Radzim Gaudenty, pierwiastki i inne kupy, nareszcie mogę zająć głowę czymś nienormalno-normalnym.
    Bo Ewka jest tutaj najbardziej tró z całego opka. Taka cholernie bardzo mocno prawdziwa, a Rocky to dla mnie cud i malina, więc jeśli nie pozwolisz jej odnaleźć się z nim w jednej beczce, w jednej drużynie, w jednym związku, to chyba przejadę się na Twoją dzielnię, na drugi kraniec Polski i wtedy naprawdę dostaniesz bęcki.
    Czekam na listopad jak komentatorka powyżej.
    Coxon, mistrzu, ukłony.
    I zimno mi, więc ściskam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty jesteś Krysią? :D Ja jestem Ewką. Dosłownie. Więc witaj w klubie. XD

      Usuń
    2. No widzicie, każda ma u coxona pięć minut. ;D
      You welcome, ja się uwalniam od wariacji i kombinacji wariowaniem Ewki. :D Miło, że komuś sprawia przyjemność czytanie tych wypocin, ALE ja przecież tylko dawkowałam napięcie. Jakbym od razu powiedziała, że Ewka się zabrała za dwóch braci naraz, to nie byłoby zabawy. :C
      NIE BĘCKAJ MIE, ja nie jestem jeszcze nawet pewna zakończenia, więc hu nołs.
      Ściskam, pozdrówki!

      Usuń
  4. Jakoś tak jednak wydaje mi się, że z Tadeuszem lepiej. Coś mi nie gra ten Rocky, ale to może dlatego, że sama wybrałabym takiego Tadzia.
    Ciekawa jestem, czemu bracie tak bardzo się nie lubią. I o co chodzi z tą chęcią pójścia do wojska Ignacego? Przecież raczej by sobie nie dał rady, ale do WAMu mógł próbować... Do WAMu też go nie przyjęli?
    Wybacz, że komentarz taki średni, ale czytałam rozdział kilka dni temu i nie pamiętam, co chciałam wtedy napisać niestety... :(
    Czekam na kolejny ;)
    Pozdrawiam gorąco,
    maixe

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. Team Ignacy, yeah! Ej, serio, on jest coraz fajniejszy. W dodatku przytulaśny i uroczy. Gdzie się podział Tadeusz z początku, kiedy to myślałam, że Ewie trafił się pierwszy lepszy, a że zły nie był, to z nim zostanie? :D Nie mam pojęcia, jak to się dzieje, ale Ignacy rośnie w moich oczach. Chyba powinno być inaczej, skoro pojawiła się wielka miłość Ewy. Bo przecież zadecydowało ciągnięcie patyczków, a nie uczucie, no, halo! Moja sympatia do Ignacego rośnie, z każdym kolejnym rozdziałem odnoszę coraz większe wrażenie, że Ewa pasuje do niego jak nikt inny i że (o zgrozo!) uzupełniają się. I teraz jestem wrogiem Rockiego, bo on ten (dziwny, bo dziwny) związek może zniszczyć! No i Ewka, gdzie cię tam ciągnęło do tego konkretnego pokoju, co? XD Ale to jest tak zawsze, ci przeklęci źli chłopcy, do których ciągnie jak ćmę do żarówki. I weź tu bądź człowieku mądry! Ewa to chyba naprawdę będzie miała problem XD
      Yeah, napisałam komentarz :D Pozdrawiam!

      Usuń
  6. co to znaczy „stara panna, bo mama mówiła tak o tobie” - buahaha, rozwaliłaś system :D

    A mi się wydaje, że Ignacy jest jak najbardziej świadom relacji Ewka-Rocky i dlatego tak zareagował. To by tłumaczyło fakt, że ją tak przytulał jeszcze zanim weszli do domu - jakby była jego i tylko jego, oraz te ciągłe kłótnie z Jakubem. Hm, bracia się żrą o dziewczynę, częsty motyw :)

    Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam ciepło w ten zimny piździernik :)
    Ciao :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Matko, jak mi wstyd. Jak mi źle. Źle mi z tym, że jak sobie przeglądałam zakładkę z bohaterami, to nie załapałam tego masakrycznego spoilera. Normalnie teraz siedzę i...say whaaaaat. Dlatego teraz jestem całym serduchem przy tym opowiadaniu, bo mnie...rozwaliło! A ta sytuacja z Rockym, awww :3 Nie wiem jak to się stało. Jestem blondynką z natury, może dlatego nie załapałam o co chodziło. :D:D:D
    Ale jednak stwierdzam TEAM IGNAŚ. :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Ona naprawdę jest pierwszą pierdołą Rzeczypospolitej!
    No, muszę przyznać że jakaś słabość do Rocky'ego jest, ale chyba wolę bohatera epopei narodowej. To znaczy, Kuba być może jest jedynie Ewy fascynacją, a z Ignacym już mieszka, znają się i w ogóle. Chociaż taki letni związek to też raczej nic dobrego. Ale tutaj Ignaś coś się ożywił i wydaje mi się, że tu się dopiero zacznie dziać...

    OdpowiedzUsuń
  9. Och, twoja dziewczyna nie wie, że boisz się nieszkodliwej, czerwonej cieczy? - czy Kuba udaje dresa i tak naprawdę jest oczytanym miłośnikiem literatury, który wstydzi się nosić okulary? :D
    :ooo To Ignasia DA się sprowokować? Jestem w szoku, myślałam raczej, że będzie bardziej... może nie tyle co uległy, ale wycofany podczas rodzinnego obiadku, żeby nie musieć znosić zbędnej dramy, żeby miał to jak najszybciej za sobą. A tu on pierwszy wystartował! I najwyraźniej został trafiony w czuły punkt. Ojciec i wojsko to chyba u niego jakieś podłoże wybrukowane problemami. No i Kuba.
    I w ogóle szok, Ewka, naprawdę SZOK, że trafiłaś do pokoju Jakuba, jestem wstrząśnięta do głębi xD. W ogóle ciekawe, że bracia Leszczyńscy używają tej samej wody kolońskiej, ehehhe, dzięki temu Ewka pewnie będzie miała o wiele więcej konfliktów wewnętrznych. Z kolei, hm, uśmiech Jakuba? Co ma zwiastować? :D Czego ja się tu mam spodziewać?!

    OdpowiedzUsuń