Ewa,
oddychaj.
Ewa,
oddychaj.
Ewa,
Ewa, kto by się spodziewał, że to złe przeczucie nie będzie
wdepnięciem w gumę do żucia na kołobrzeskim molu. Będzie czymś
gorszym.
Właściwie
gdybym wam miała teraz napisać, co się wydarzyło pomiędzy
zobaczeniem Jakuba, poznaniem jego matki („Wszystko w porządku,
Ewo? Blado wyglądasz.”), brata i przyszłej szwagierki („O, my
to się polubimy, jesteś dopiero drugą rudą, jaka się przez ten
dom przewinęła.”) a zdania, które wyrwało mnie z transu...
musiałabym zostawić pusty akapit, bo nie wiem, jak opisać
wewnętrzny wrzask przerażenia. Mogłabym, oczywiście, nacisnąć
literę „a” na klawiaturze i patrzyć, jak się rozrasta, ale to
gorzej niż żałosne. A ja już i tak sięgnęłam jakiegoś
Everestu żałosności.
Nieważne,
przejdźmy dalej, dobrze?
Zostałam
posadzona pomiędzy Erykiem a Ignacym, naprzeciw Jakuba i — co
odkryłam dopiero później, bo zwyczajnie go nie poznałam —
Darka. To wywołało we mnie mniejszy szok, ale może to dlatego, bo
wiedziałam, że pierwsze skrzypce w byciu porażoną piorunem
powinna tu grać Anka. Dopadło mnie przeczucie, że ona zdawała
sobie sprawę z tego, że on tu będzie, już w samochodzie. Ale niby
skąd miałaby to wiedzieć? Niedorzeczność.
—
Ewo, jesteś pewna, że dobrze się czujesz? — Wiedziałam, że
pani Leszczyńska obserwuje, jak przełykam zupę, jakby była
zrobiona z rozdrobnionych kamieni. — Może wolałabyś się
położyć?
—
Nie, nie — zaprzeczyłam natychmiast. — Po prostu długie podróże
samochodem mi nie służą.
Katarzyna
Leszczyńska pokiwała głową, ale widziałam, że mi nie wierzy.
Może dlatego, że Ignacy też spojrzał na mnie tak, jakbym palnęła
jakąś głupotę. No tak, przecież przed wyjściem do ogrodu miałam
w sobie najwięcej życia z całej piątki, która do Kołobrzegu
przyjechała. Uśmiechnęłam się do niego i znów skupiłam na
swoim talerzu, bo wiedziałam, że jeśli uniosę wzrok, zaraz
powędruje do Jakuba.
Och,
Rocky. Nie przypominał już tego boksera, za którym łaziłam, bo
naoglądałam się „Fighterów” i innych filmów, gdzie się
nawalają, a ich dziewczyny są takie piękne, a on przecież był
taki tajemniczy, a jednocześnie miły dla takiej miągwy jak ja! Był
jakiś chudszy, chyba zgubił trochę mięśni, ale Ignacy nadal
przypominał przy nim szczypior. Poza tym w ogóle nie wyglądali jak
bracia! Rocky pozostał blondynem, z „ostrym profilem”, jak to
kiedyś nazwałam i zaciętą miną. Mój bohater epopei narodowej
pozostał tym samym Tadeuszem-Ignacym z krzywym nosem i łagodnym
uśmiechem nauczyciela historii, któremu zostało jeszcze trochę
cierpliwości, by wewnętrznie odliczać do dziesięciu. I miał
brązowe włosy. Takie brązowe-brązowe, jak czekolada mleczna,
chowana przeze mnie za tysiącem rodzajów kaw dostawanych pod
choinkę od cioć Pelagii i innych takich. Jeśli to robiło jakąś
różnicę, nie wiem, nie mam rodzeństwa, ale zazwyczaj rodzeństwo
ma jeden kolor włosów, taki ustalony odgórnie. Tak mi się zawsze
zdawało i najwyraźniej się myliłam, co robiło ze mnie jeszcze
większą kretynkę.
—
Ignaś, słyszałeś nowiny? — Głos madame Leszczyńskiej
złagodniał, kiedy się do niego zwróciła, ale ja poczułam, że
mój chłopak znów się spiął. — Jakub został miesiąc temu
starszym szeregowym, czy to nie piękne? Szkoda, że tata nie mógł
przy tym być...
Odważyłam
się unieść na nią wzrok. Wpatrywała się z dumą w Kubę, który
z kolei patrzył na Ignacego z dziwną miną. Ignacy zaś nie krył się ze swoją niechęcią, gdyby wzrok mógł zabijać, nikt przy tym stole nie
pożyłby długo. Między nimi toczyła się walka, której chyba
wcześniej nie chciałam zauważyć, zbyt zajęta swoim osobistym
dramatem. Tworzyło to dziwną atmosferę i wszyscy, prócz mnie, zdawali się ją
ignorować. Ja się bałam. Instynktownie przesunęłam się bardziej
w stronę Eryka. Sądziłam, że pośle mi pytające spojrzenie, ale
jedynie kiwnął prawie niedostrzegalnie głową. Byłam mu za to
wdzięczna, bo przecież nie wiedział, o co może mi chodzić, a nie
pytał.
—
Niestety, nie słyszałem. — Nie słyszałam i ja, nigdy tak
ostrego i chłodnego głosu Ignacego; aż przeszły mnie ciarki. —
Nikt mnie nie poinformował, najwyraźniej nie było to takie ważne.
—
Ta? — Głos Jakuba za to wysłał mnie na inną galaktykę swoim
brzmieniem i dziwną chrypką. — Zapewne było tak samo ważne jak
te twoje studia, bo dowiedziałem się dopiero dzisiaj, że jeszcze
żyjesz. Sądziłem, że padniesz jeszcze zanim zobaczysz krew.
Ignacy
prychnął, ale zaraz znów się odezwał, a głos mu drżał,
prawdopodobnie od powstrzymywanego gniewu:
—
Nie będę z tobą o tym rozmawiał.
—
Och, twoja dziewczyna nie wie, że boisz się nieszkodliwej,
czerwonej cieczy? A wie, że boisz się kurzu? Pewnie robisz sobie z
niej tarczę, żeby się nie ubrudzić.
—
Kuba... — Próba interwencji Staszka zakończyła się
niepowodzeniem, bo zadowolony z siebie Rocky uniósł tylko na niego
dłoń.
—
Naprawdę nikt przy tym stole nie wie, że Ignasia nie chcieli wziąć
do wojska, bo boi się krwi? To nic złego, na pięciu samców alfa
zawsze się trafi taki... czekaj,
ojciec miał na to słowo. Czy to nie był przypadkiem jeleń?
Ignacy
zerwał się tak gwałtownie, że omal nie krzyknęłam i byłam
pewna, że rzuciłby się przez stół w stronę Kuby, gdyby nie
Staszek i Eryk, którzy powstrzymali go w ostatniej chwili. Ignacy
rzucił łyżkę na stół i wymaszerował z ogrodu, trzaskając
drzwiami tak, że aż zadrżały w nich szyby. Patrzyłam w tamtą
stronę, póki nie rozbolała mnie szyja od wykręcania jej w
nadziei, że Tadeusz zaraz wróci. Kiedy znów usiadłam prosto,
chyba nie potrafiłam już ukryć, że chce mi się płakać. Nie
chciałam też biec za Ignacym, bo wiedziałam, że ostatnim, czego
teraz potrzebuje, jestem ja.
—
Przepraszam — burknął w pewnym momencie Kuba i odsuwając z
głośnym szurnięciem krzesło, wstał i wyszedł, ale o dziwo nie
trzasnął drzwiami.
Zapadła
cisza, którą przerwała, oczywiście, Julka i wszyscy przyjęli z
ulgą to, że można podjąć próbę odratowania atmosfery. Ja nadal
nie odezwałam się ani słowem, bo czułam się wręcz porażona.
Ostatnim, czego bym się spodziewała były te dwie rzeczy: to, że
Rocky spowoduje kłótnię i to, że Ignacy straci panowanie nad
sobą. Nigdy nie podniósł na nikogo ręki, a przed momentem
wyglądał tak, jakby chciał Jakuba znokautować. Odniosłam
wrażenie, że on też nie spodziewał się takiej reakcji brata na swoje słowa.
—
Ewo, naprawdę blado wyglądasz — odezwała się znów do mnie
matka Ignacego. — Dario, zaprowadź ją do pokoju, nalegam. Dobrze
ci zrobi, jeśli się położysz.
Kiwnęłam
głową, niezdolna protestować. Chciałam stamtąd wyjść, drażnił
mnie dodatkowo głos Julki, trajkoczącej o czymś do Anki i
Maratończyka. Dopiero kiedy wstałam z krzesła, poczułam, że moje
nogi składają się głównie z waty i zaraz pewnie upadnę, ale nic
takiego się nie stało. Wręcz przeciwnie, mimo że było mi słabo,
robiłam krok za krokiem tak, jakby nic się nie działo. Nie
podziwiałam już domu, bo podświadomie wiedziałam, że gdzieś na
pewno natknę się jeszcze na zdjęcie Jakuba, a w tym momencie to
nie było szczytem moich marzeń. Chciałam wrócić do domu, ale
tego domu-domu, gdzie zazwyczaj pachniało obiadem, tata krzyczał do
telewizora, że naszym krajem rządzą złodzieje i alfonsi, a pani
Krysia spod dziewiątki przychodziła na herbatkę i wypytywanie o
moje życie uczuciowe. Miałam wrażenie, że tu prędzej umrę niż
będę świadkiem czegoś dobrego.
—
Wiesz co, Ewa... — Przed samymi drzwiami pokoju, w którym miałam
przez ten czas nocować, Daria w końcu odważyła się odezwać. —
… nie przejmuj się. To u nich normalne. Przywykniesz.
Uśmiechnęła
się do mnie szeroko, a ja starałam się nie rozpłakać podczas
prób odwzajemnienia go. Poklepała mnie po ramieniu i poszła sobie,
a dopiero wtedy odetchnęłam, mimo że poczułam, że na policzki
wypłynęły mi pierwsze łzy. Coś się ze mną działo, ale nie
potrafiłam powiedzieć co, jakbym była na jakiejś dziwnej huśtawce
i właśnie z niej spadła. Prosto na głowę. Oparłam czoło o
drzwi i przez chwilę po prostu trwałam tak, zaciskając dodatkowo
palce na klamce.
Żałowałam
teraz, że czasem marzyłam o ponownym spotkaniu z Rockym. Bardzo
żałowałam. Wyobrażałam sobie przed snem, że spotykam go w
Poznaniu albo on jednak przysyła mi kartkę z Londynu, ale teraz
wiedziałam, że to niemożliwe, bo przecież... mój Rocky już nie
był Rockym. Poszedł do wojska. Kiedy? Czy to wina jego rodziny?
Czyżby Ignacy pozostał jedynym Leszczyńskim, który... nie mógł?
Bardziej nie chciał, przecież zawsze sobie mówiłam, że on czegoś
nie chce, nie, że nie może. Czy gdybym wtedy nie powiedziała
Jakubowi, że to koniec, w tamtej siłowni, wyjechałby jednak na
kontrakt do Londynu? Jakbym w ogóle miała na to wpływ! Jakby go to
w ogóle obchodziło...
Śmieszne.
Otworzyłam
z wahaniem drzwi. Drzwi od balkonu były lekko uchylone, a przy
barierce, oparty o nią, stał Ignacy. Głowę miał spuszczoną i
miałam ochotę od razu podbiec do niego i go przytulić, ale zamiast
tego, zamknęłam drzwi od pokoju i oparłam się o nie plecami.
Wnętrze
pokoju Ignacego wyglądało tak, jak sobie to wyobrażałam.
Schludne, czyste i uporządkowane. Dwa regały z książkami
ułożonymi alfabetycznie, miał nawet te takie zakładki rodem z
biblioteki, z wydrukowanymi na nich literami. Dziwiłam się, że je
zostawił, bo podobne, ale aż cztery!, pojedyncze regały mieliśmy
w naszym mieszkaniu, w Poznaniu, ale uznałam, że po prostu uzbierał
te wszystkie książki w Szczecinie. Biurko za to było puste i
czyste, została tylko czarna lampka i kalendarz na 2010 rok, otwarty
na dacie dwudziestego ósmego września. Wtedy musiał wyjechać.
Wzięłam
kilka głębokich wdechów i skierowałam swoje kroki na balkon,
walcząc z ochotą położenia się na, wyglądającym na wygodne,
łóżku. To byłoby łatwiejsze i zdecydowanie bardziej tchórzliwe,
a ja przecież już zdecydowałam — muszę robić dobrą minę do
złej gry, zachować kamienną twarz aż do naszego wyjazdu i być
wsparciem dla Ignacego, nawet jeśli nie potrafiłam wesprzeć samej
siebie i miałam ochotę załamać się na starcie. Otarłam z łez
policzki i wyszłam na balkon, gdzie stanęłam obok Ignacego,
opierając łokcie na barierce, a twarz na dłoniach.
Milczeliśmy.
Nie odważyłam się na niego spojrzeć, a on nie patrzył na mnie,
tylko na rzędy domów i majaczące w oddali morze.
—
Przepraszam — powiedziałam w końcu, znów walcząc z gulą w
gardle, która zdawała się mieć kolce, raniące mnie przy każdej
próbie oddechu.
Ignacy
odwrócił się w moją stronę i posłał mi pytające spojrzenie.
Nie odwzajemniłam go, tylko wpatrywałam się z uporem w swoje
stopy, które wystawały przez barierkę i prawie że wisiały w
powietrzu. Bałam się, że się domyślił albo coś podejrzewa, że
to moja wina i że jest na mnie zły.
—
To miłe, że próbujesz wziąć moją winę na siebie, ale to nie ty
mną sterowałaś, kiedy miałem ochotę wbić łyżkę w oko
własnemu bratu.
Musiałam
bardzo mocno zaciskać usta, żeby się nie rozpłakać. A więc nic
nie podejrzewał, moje przeprosiny nie potwierdziły jego obaw. Niby
czemu miały? Nie zdradzałam swoim zachowaniem, że coś mnie z
Jakubem łączy, bo przecież on przez cały czas zachowywał się
jak dzikus. Wytłumaczenie Darii, która nie znała sytuacji, było
całkiem racjonalnie dla Ignacego, też tkwiącego w niewiedzy, że
związał się z taką idiotką.
—
Nie o to chodzi. Zmusiłam cię, żebyś tu przyjechał, a ja tylko
chciałam, żebyś się nie zamartwiał, żebyś był świadkiem na
ślubie Staszka, bo może to naprawiłoby twoje relacje z rodziną,
ale jestem głupia i wszystko zepsułam. Nie wiedziałam, że... że
tak będzie. Przepraszam. Przepraszam. Prze...
Urwałam,
a może dalej mówiłam, tylko nie słyszałam samej siebie, bo
Ignacy objął mnie ramieniem, a ja przylgnęłam do niego, bardzo
mocno oplatając go rękami, żeby nie próbował się przypadkiem
wydostać. Schowałam twarz w jego koszuli i płakałam, ciesząc
się, że mogę to robić. Czułam okropne poczucie winy, a nie
powinnam, nie powinnam ani trochę, bo już mnie nic z Rockym nie
łączyło. I choć wiedziałam, byłam przekonana, że to prawda, to
z drugiej strony miałam wątpliwości, czy powinnam
być tak pewna. Czy zareagowałabym tak? Czy bałabym się, że ktoś
poza Darkiem i Anią wie? Nie przychodziło mi do głowy ani
stanowcze „nie” ani pewne „tak”. Po prostu tkwiłam w tym
uścisku Ignacego, czując się dobrze ze świadomością, że nikt
mnie teraz nie widzi. Nikt mnie nie posądza, tak jak ja siebie
posądzam, a już na pewno mój Tadeusz, którego traktowałam
ostatnio okropnie. Nie liczyła się już nawet żadna Julka.
Poczucie winy osiadło mi gdzieś na sercu i wgniotło mnie w ziemię,
mimo że nadal tkwiłam w tym samym miejscu, na tym samym poziomie,
zaciskając palce na koszuli Ignacego.
— To nie jest twoja wina — przemówił w końcu cicho, spokojnym
głosem. Ten Ignacy z ogrodu gdzieś zniknął i wrócił ten mój,
który nie podnosił głosu bez potrzeby przywrócenia mnie do
rzeczywistości. — Okazałaś się dojrzalsza niż ja, naprawdę.
Jakub i ja od zawsze się kłócimy, a nie widzieliśmy się naprawdę
długo, to nie mogło się inaczej skończyć. A ty nie powinnaś się
obwiniać, raczej być na mnie zła. Tego się przynajmniej
spodziewałem.
Odsunęłam się od niego i pociągnęłam nosem. Dlaczego miałabym
być na niego zła? Zmarszczyłam brwi.
— Źle się czułaś, a ja cię tam zostawiłem. Może powinnaś
się położyć?
Och.
No tak, przecież nie służą
mi długie podróże samochodem!
Pokiwałam głową.
Łóżko okazało się tak wygodne, jak myślałam. Poza tym, Ignacy
położył się razem ze mną, obejmując mnie ramieniem, co
dodatkowo nie pozwoliło mi na wpatrywanie się w sufit i rozmyślanie
o jakichś głupich rzeczach. Musiałam zamknąć oczy i się
wyciszyć, a spokojny oddech Ignacego i mnie uspokajał. Przez chwilę
poczułam się tak, jakbyśmy wrócili do Poznania. Chwilę bardzo
potrzebną, ale niestety — bardzo krótką.
Obudziłam się jakieś dwie godziny później, przez chwilę nie
wiedząc gdzie jestem i co się dzieje. Kiedy jednak w końcu to do
mnie dotarło, aż zacisnęłam z powrotem powieki, licząc, że
wtedy magicznym sposobem przeniosę się do domu. Niestety, kiedy
otworzyłam oczy, nadal byłam w tym samym miejscu. I musiałam
porozmawiać z Anią, natychmiast. Szczerze, nawet jeśli miałabym
ją do tego zmusić.
Ignacy
nadal spał. Delikatnie zabrałam jego dłoń z z mojej talii i
powoli się podniosłam. Kiedy stanęłam obok łóżka, jakby
podświadomie przesunął się na moje miejsce, mrucząc coś przed
sen i dla odmiany przytulając się do poduszki, na której wcześniej
spoczywała moja głowa. Uśmiechnęłam się lekko. Było mi trochę
dziwnie z tym, że nagle zrobił się taki dotykalski,
za to z drugiej strony cieszyłam się, bo tego teraz potrzebowałam.
Może on też? Mogłam sobie myśleć, że go znam, ale jednak do
końca go nie znałam. Udowodnił mi to wystarczająco ten dzień.
Zanim wyszłam z pokoju, sprawdziłam, czy nie jestem rozczochrana,
zdążyłam ucieszyć się, że nie pomalowałam oczu, więc nie
miałam szansy się rozmazać i poprawiłam koszulkę, która
pogniotła się na mnie jak obrus. Jakbym się z kimś biła, a nie
przeżywała najgorszy dzień swojego życia, z małymi promykami
słońca w postaci Tadeusza. Podeszłam do drzwi i nim ruszyłam na
poszukiwania Anki, spojrzałam jeszcze na niego. Pierwszy raz od
kilku dni wyglądał na zrelaksowanego, mimo tej potyczki z Rockym
przy stole. Nieskromnie uznałam, że to moja zasługa. Nawet jeśli
byłam głupsza niż ustawa przewiduje.
Korytarz na piętrze był pusty, kiedy zamknęłam za sobą drzwi.
Bałam się, że natknę się na Jakuba, co sprawiało, że miałam
ochotę utknąć w tamtym pokoju z Ignacym na zawsze, ale musiałam
wziąć się w garść. Przez chwilę stałam przy poręczy schodów,
a potem cofnęłam się jednak, bo z drugiej strony obawiałam się
zetknięcia z nim na dole. Przez chwilę tkwiłam przy poręczy i
patrzyłam w dół, na pudła poustawiane koło tego wąskiego
korytarzyka.
Ania musiała być w którymś z pokojów tutaj, na górze, wtedy
mogłybyśmy porozmawiać bez ryzyka, że ktoś nagle wejdzie albo
się wtrąci – możliwe, że Paweł poszedł biegać w nowym
miejscu, żeby pokazać wszystkim, jaki to on jest fit i męska
wersja Chodakowskiej. Nie chciałam chodzić od drzwi do drzwi i
pukać, niczym listonosz szukający właściciela zaginionej paczki,
ale tylko jedne, na końcu korytarza, były uchylone. Włazić komuś
bez pytania też nie było tak do końca w moim stylu, mimo że taktu
miałam tyle, co kilkuletnie dziecko pytające trzydziestoletniej
singielki, co to znaczy „stara panna, bo mama mówiła tak o
tobie”. W końcu jednak zdecydowałam się to zrobić, licząc na
to, że będzie tam Anka.
Podeszłam do nich powoli i na wszelki wypadek stuknęłam dwa razy,
ale nie uzyskałam odpowiedzi, więc pchnęłam je lekko i weszłam
do środka. Przymknęłam je za sobą tak, jak je zastałam, by móc
szybko się wyślizgnąć i jednocześnie nie wyjść na jakiegoś
szpiega-amatora, myszkującego komuś po szafkach pod nieobecność
właściciela.
Dopiero wtedy się rozejrzałam. Mogłabym ten pokój pomylić z
pokojem Ignacego, bo panował tu mniej więcej taki sam porządek,
ale zamiast mnóstwa książek, jedną ścianę zajęła ogromna mapa
świata, przed którą stanęłam z lekko otwartymi ustami. Mapy były
moją zmorą od podstawówki, w liceum był to dla mnie poważny
dramat, bo nauczycielka geografii, z pełną świadomością mojej
orientacji w terenie, kazała mi pokazywać te wszystkie Serbie i
Luksemburgi, a ja dostawałam słowotoku. Karierę mistrza
geograficznego skończyłam na nerwowym machaniu wskaźnikiem, póki
nie uderzyłam nim wchodzącego do klasy wicedyrektora. Teraz
przyglądałam się z fascynacją temu kawałkowi sztuki, który nie
był nawet plakatem, tylko kontynentami wymalowanymi na ścianie z
ogromną precyzją, z rzekami, górami i całą resztą towarzystwa.
Czyżbym trafiła do pokoju Staszka? Było mi głupio tak się tu
rozglądać, w każdej chwili mogła wejść Daria, ale ciekawość
zwyciężyła ze strachem, że wyjdę na wścibską wieśniarę.
Tylko jedna ściana była zagospodarowana „artystycznie”, no,
prócz wielkiego plakatu „Pulp Fiction” nad łóżkiem, z Umą
Thurman osądzającą moje łażenie po obcym domu. Pokazałam jej
język, chwilę później czując się jak idiotka i odwróciłam się
do drewnianych mebli naprzeciw łóżka. Nie byłoby tam nic do
podziwiania, bo stałam przed szafą, komodą i biurkiem, ale
uporządkowano tam całą gamę różnych rzeczy. Od książek
poustawianych równiutko przy ścianie, jakby właścicielowi
zabrakło miejsca na komodę, po... hantle? To nie mógł być pokój Staszka i wiedziałam w takim razie czyim być musiał, ale to nie przełączyło mnie na tryb ucieczki. Byłam zbyt pochłonięta swoim odkryciem.
Na komodzie leżała czarna para hantli, błękitny beret i flakon
wody kolońskiej, na której widok coś przekręciło mi się w
żołądku, bo niedawno przecież stłukłam identyczny. Sięgnęłam
po nią drżącymi palcami i odkręciłam zakrętkę. Bez
zastanowienia prysnęłam wodą nadgarstek i machnęłam kilka razy
ręką, by skrzywić się, kiedy tak znajomy zapach dotarł do moich
nozdrzy. Jakby Ignacy stał obok.
Natychmiast odłożyłam flakon na swoje miejsce, by gwałtownie
odwrócić się w stronę drzwi. I krzyknąć. Wydać z siebie
przerażone „ach!” i powstrzymać chęć schowania twarzy w
dłoniach. Byłam tak zaaferowana komodą, że nie usłyszałam, jak
ktoś wchodzi i zamyka za sobą drzwi. Przed nimi stał Rocky, z
wilgotnymi włosami i ręcznikiem przewieszonym przez ramię. Nie
mogłam się powstrzymać, by nie zmierzyć go spojrzeniem i nie
odnotować, że owszem, nadal składał się głównie z mięśni,
ale już w mniejszym stopniu, bo wyglądał o wiele lepiej. Jakby
zrzucił z siebie balast i urósł mi w oczach, co czyniło ze mnie jeszcze gorszego krasnala.
— Zgubiłaś się?
Wzruszyłam ramionami, próbując skupić się na sekwencji wdech-wydech-mruganie-wdech-wydech. Uśmiech, jaki pojawił się na jego twarzy przeniósł mnie gwałtownie do sierpnia roku dwa tysiące dziesiątego i zamienił w galaretę. Zdałam sobie sprawę, że jakkolwiek nie wmawiałabym sobie tego, że naprawdę zgubiłam się, szukając Anki — chciałam tu trafić.
Teraz nie byłam już taka pewna. Niczego.
Zrobiłaś mi rano dzień przed nudnymi wykładami! :33333
OdpowiedzUsuń<3
UsuńNie jestem fanką Kuby i Ewki, jakoś naprawdę oni mi do siebie nie pasują. Ten nudny Tadeusz (choć momentami wcale nie taki nudny) w jakiś niepojęty sposob pasuje mi do ewki i nie uwazam, zeby ktokolwiek inny tam pasował. chociaz prawda jest tez taka, ze nie znam dobrze Kuby, a musze przyznac, ze w ostatniej scenie byl... no dobra, byl seksi XD
OdpowiedzUsuńCo do sytuacji między braćmi, jestem ciekawa co wywołało taki stan rzeczy. Mogli kłócić się od zawsze, ale rodzeństwo mimo wszystko nie zachowuje się tak bez powodu. no chyba, że oni tak mają, po prostu, wtedy ok. moze ta rodzina ogolnie jest jakas dziwna.
a co tam robił darek?
i wiedziałam, że Anka musi coś wiedzieć, ha! Tylko dlaczego nic nie mówiła?
Czekam na listopad :D
Pozdrawiam!
Ha! Mało o Kubie pisałam, a więcej o Tadeuszu, może to dlatego, nie wiem. :D W każdym razie, teraz wszystko zależy od Ewki, a według niej to ona do nikogo i niczego nie pasuje, co jest świetnym powodem do zamartwiania się przecież!
UsuńDzięki i pozdrówki!
ZROBIŁAŚ MI DZIEŃ TĄ PANIĄ KRYSIĄ. JA JESTEM KRYSIĄ.
OdpowiedzUsuń<3
Powinnaś dostać bęcki za tą cholernie długo skrywaną tajemnicę, ale z drugiej strony jestem bardzo zachwycona, że po okropnym tygodniu z dupy, gdzie moją głowę zajmował Bolek Chrobry, Radzim Gaudenty, pierwiastki i inne kupy, nareszcie mogę zająć głowę czymś nienormalno-normalnym.
Bo Ewka jest tutaj najbardziej tró z całego opka. Taka cholernie bardzo mocno prawdziwa, a Rocky to dla mnie cud i malina, więc jeśli nie pozwolisz jej odnaleźć się z nim w jednej beczce, w jednej drużynie, w jednym związku, to chyba przejadę się na Twoją dzielnię, na drugi kraniec Polski i wtedy naprawdę dostaniesz bęcki.
Czekam na listopad jak komentatorka powyżej.
Coxon, mistrzu, ukłony.
I zimno mi, więc ściskam.
Ty jesteś Krysią? :D Ja jestem Ewką. Dosłownie. Więc witaj w klubie. XD
UsuńNo widzicie, każda ma u coxona pięć minut. ;D
UsuńYou welcome, ja się uwalniam od wariacji i kombinacji wariowaniem Ewki. :D Miło, że komuś sprawia przyjemność czytanie tych wypocin, ALE ja przecież tylko dawkowałam napięcie. Jakbym od razu powiedziała, że Ewka się zabrała za dwóch braci naraz, to nie byłoby zabawy. :C
NIE BĘCKAJ MIE, ja nie jestem jeszcze nawet pewna zakończenia, więc hu nołs.
Ściskam, pozdrówki!
Jakoś tak jednak wydaje mi się, że z Tadeuszem lepiej. Coś mi nie gra ten Rocky, ale to może dlatego, że sama wybrałabym takiego Tadzia.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, czemu bracie tak bardzo się nie lubią. I o co chodzi z tą chęcią pójścia do wojska Ignacego? Przecież raczej by sobie nie dał rady, ale do WAMu mógł próbować... Do WAMu też go nie przyjęli?
Wybacz, że komentarz taki średni, ale czytałam rozdział kilka dni temu i nie pamiętam, co chciałam wtedy napisać niestety... :(
Czekam na kolejny ;)
Pozdrawiam gorąco,
maixe
Tutaj też przyjdę jutro :D
OdpowiedzUsuńTeam Ignacy, yeah! Ej, serio, on jest coraz fajniejszy. W dodatku przytulaśny i uroczy. Gdzie się podział Tadeusz z początku, kiedy to myślałam, że Ewie trafił się pierwszy lepszy, a że zły nie był, to z nim zostanie? :D Nie mam pojęcia, jak to się dzieje, ale Ignacy rośnie w moich oczach. Chyba powinno być inaczej, skoro pojawiła się wielka miłość Ewy. Bo przecież zadecydowało ciągnięcie patyczków, a nie uczucie, no, halo! Moja sympatia do Ignacego rośnie, z każdym kolejnym rozdziałem odnoszę coraz większe wrażenie, że Ewa pasuje do niego jak nikt inny i że (o zgrozo!) uzupełniają się. I teraz jestem wrogiem Rockiego, bo on ten (dziwny, bo dziwny) związek może zniszczyć! No i Ewka, gdzie cię tam ciągnęło do tego konkretnego pokoju, co? XD Ale to jest tak zawsze, ci przeklęci źli chłopcy, do których ciągnie jak ćmę do żarówki. I weź tu bądź człowieku mądry! Ewa to chyba naprawdę będzie miała problem XD
UsuńYeah, napisałam komentarz :D Pozdrawiam!
co to znaczy „stara panna, bo mama mówiła tak o tobie” - buahaha, rozwaliłaś system :D
OdpowiedzUsuńA mi się wydaje, że Ignacy jest jak najbardziej świadom relacji Ewka-Rocky i dlatego tak zareagował. To by tłumaczyło fakt, że ją tak przytulał jeszcze zanim weszli do domu - jakby była jego i tylko jego, oraz te ciągłe kłótnie z Jakubem. Hm, bracia się żrą o dziewczynę, częsty motyw :)
Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam ciepło w ten zimny piździernik :)
Ciao :*
Matko, jak mi wstyd. Jak mi źle. Źle mi z tym, że jak sobie przeglądałam zakładkę z bohaterami, to nie załapałam tego masakrycznego spoilera. Normalnie teraz siedzę i...say whaaaaat. Dlatego teraz jestem całym serduchem przy tym opowiadaniu, bo mnie...rozwaliło! A ta sytuacja z Rockym, awww :3 Nie wiem jak to się stało. Jestem blondynką z natury, może dlatego nie załapałam o co chodziło. :D:D:D
OdpowiedzUsuńAle jednak stwierdzam TEAM IGNAŚ. :D
Ona naprawdę jest pierwszą pierdołą Rzeczypospolitej!
OdpowiedzUsuńNo, muszę przyznać że jakaś słabość do Rocky'ego jest, ale chyba wolę bohatera epopei narodowej. To znaczy, Kuba być może jest jedynie Ewy fascynacją, a z Ignacym już mieszka, znają się i w ogóle. Chociaż taki letni związek to też raczej nic dobrego. Ale tutaj Ignaś coś się ożywił i wydaje mi się, że tu się dopiero zacznie dziać...
Och, twoja dziewczyna nie wie, że boisz się nieszkodliwej, czerwonej cieczy? - czy Kuba udaje dresa i tak naprawdę jest oczytanym miłośnikiem literatury, który wstydzi się nosić okulary? :D
OdpowiedzUsuń:ooo To Ignasia DA się sprowokować? Jestem w szoku, myślałam raczej, że będzie bardziej... może nie tyle co uległy, ale wycofany podczas rodzinnego obiadku, żeby nie musieć znosić zbędnej dramy, żeby miał to jak najszybciej za sobą. A tu on pierwszy wystartował! I najwyraźniej został trafiony w czuły punkt. Ojciec i wojsko to chyba u niego jakieś podłoże wybrukowane problemami. No i Kuba.
I w ogóle szok, Ewka, naprawdę SZOK, że trafiłaś do pokoju Jakuba, jestem wstrząśnięta do głębi xD. W ogóle ciekawe, że bracia Leszczyńscy używają tej samej wody kolońskiej, ehehhe, dzięki temu Ewka pewnie będzie miała o wiele więcej konfliktów wewnętrznych. Z kolei, hm, uśmiech Jakuba? Co ma zwiastować? :D Czego ja się tu mam spodziewać?!