Siedzieliśmy
w mieszkaniu, dopóki światło za oknem pozwoliło nam na nanoszenie
delikatnie szkicu na ścianę. A właściwie, Erykowi, później
niestety już w koszulce. Ja trzymałam mu drabinę i opowiadałam o
różnych bzdurach, ale zadziwiało mnie, że nie czuję się przy
tym głupio. Eryk śmiał się z części, które mnie wydawały się
śmieszne, nawet jeśli nie dawałam mu sygnałów typu „ej, a
teraz element komiczny, okej, trzymaj boki, bo mogą być zerwane”,
nawet zrozumiałam, że słucha, bo kiedy się zamotałam, to zadawał
ogarnięte pytania.
Kiedy
wróciliśmy, na szczęście autobusem, bo nadal okropnie lało, w
domu było cicho i ciemno. Eryk odprowadził mnie posłusznie pod
same drzwi i zapewnił, że następnego dnia po mnie przyjdzie.
Spontanicznie cmoknęłam go w policzek, na co zareagował swoim
firmowym uśmiechem i uciekł w deszcz. Przez chwilę stałam pod
dachem i oddychałam świeżym, deszczowym powietrzem, ale potem
weszłam do środka, nasłuchując. Z kuchni dochodziły mnie szmery
rozmów. Odniosłam, najwyraźniej dobre, wrażenie, że to było
takie centrum domu. Niepewnie tam wkroczyłam, odgarniając mokre
włosy za uszy. Pani Leszczyńska wstawiała naczynia do zmywarki, a
Staszek, Ania i Paweł dyskutowali o czymś nad jakąś dużą kartką rozłożoną na stole. Zauważyła mnie dopiero matka Ignacego i posłała mi
ciepły uśmiech. Od razu mi ulżyło, sądziłam, że spojrzy na
mnie dziwnie albo nie wiem, sprawi, że będę chciała stamtąd
uciec. Myliłam się. Podeszła do mnie i powiedziała cicho, kładąc
mi dłoń na ramieniu:
—
Ignacy się martwi. Lepiej pokaż mu, że wróciłaś. On głośno
nie powie, ale ja go znam lepiej, niż sądzi.
Widziała,
że jestem zakłopotana tym gestem, bo lekko poklepała mnie po
ramieniu i poszła do salonu, nadal uśmiechając się miło. Stałam
przez chwilę w miejscu, patrząc niewidzącym wzrokiem na klub
dyskusyjny, zgromadzony po drugiej stronie kuchni, a później udałam
się schodami na piętro. Drzwi od pokoju Kuby były zamknięte, a
przez szparę pod nimi nie przedostawało się światło. Spał? A
może nie było go w domu? Z drugiej strony było jeszcze dosyć
jasno, żeby siedzieć przy świetle dziennym. Pokręciłam głową i
zamknęłam się w łazience. Moje włosy przypominały rude strąki
zwisające z okrągłej głowy stracha na wróble, takiej szmacianej
i brudnej. Musiałam je umyć, ale czułam ogromną niechęć do
robienia czegokolwiek więcej, niż położenia się plackiem na
podłodze i rozmyślania. Ignacy naprawdę się martwił? Czułam coś
na kształt poczucia winy, ale czy to ja kazałam mu się szlajać z
Julią? Nie, sam wybrał, a ja wybrałam towarzystwo Eryka, nie wiem
czy wolałby, żebym spędzała czas z Kubą. Zwłaszcza, że wciąż
czułam dotyk jego palców na ramionach. Byłam głupia, ale nadal
chciałam go pocałować. Pamiętałam teraz lepiej pewne rzeczy,
kiedy jego zapach nie był już wychuchanym wspomnieniem a spojrzenie
wciąż paliło tam, gdzie się zatrzymało się choćby na sekundę.
Prysznic
przyniósł mi ulgę. Potraktowałam ciało gorącym strumieniem wody
i przez chwilę po prostu stałam, pozwalając mu zmyć ze mnie
wszelkie emocje tego zbyt długiego dnia. Kiedy wyszłam z kabiny, do
zaparowanego lustra i chłodnej piżamy, czułam się lepiej. Włosy
nadal miałam mokre, ale nie przypominały już strąków sieroty
złapanej przez ulewny deszcz. Wystawiłam język swojemu odbiciu i
wyszłam znów na korytarz, nie mogąc powstrzymać wzroku przed
zerknięciem w stronę szpary w drzwiach Kuby. Światło było
zapalone. Serce zabiło mi szybciej i ledwo powstrzymałam bose stopy
przed pobiegnięciem w tamtą stronę. Co miałabym teraz powiedzieć?
Co zrobić? A jeśli teraz wyjdzie przez te drzwi, to czy będę
miała na tyle siły, by wrócić do Ignacego, a nie brnąć w to
dalej?
Zacisnęłam
zęby i zamknęłam drzwi łazienki, a potem twardo nakazałam sobie
powrót do mojego chłopaka. To tam powinnam chcieć się udać, ale
nie chciałam. Byłam na niego zła i złość ta nie mogła zostać
rozładowana, bo jak miałam mu się przyznać, że jestem zazdrosna
o jego psiapsiółkę, która pewnie chciałaby czegoś więcej?
Wyśmiałby mnie i powiedział, że mam naprawdę za dużo czasu na
myślenie albo gorzej, zdenerwował. Nie lubiłam, kiedy to robił. W
sensie, denerwował się. Miałam wtedy wrażenie, że zaraz ze mną
zerwie, bo będzie miał mnie dość.
Zawahałam
się, nim otworzyłam drzwi. Kiedy nacisnęłam klamkę, serce biło
mi tak głośno, że miałam ochotę je uciszyć. Wślizgnęłam się
do środka, starając się zachować kamienną twarz. Ignacy stał
przed drzwiami balkonowymi, jeszcze w ubraniach, w których widziałam go wychodzącego z Julką. Miał skrzyżowane ręce i był wyprostowany jak struna. Na pewno był zdenerwowany. Nigdy nie krzyżował rąk, chyba że
przyjmował tę swoją pozę obronną, zwiastującą „Ewa,
oszalałaś, o czym ty mówisz?!” albo coś w tym stylu.
Przymknęłam drzwi tak, by to usłyszał i jakby nigdy nic,
podeszłam do lustra, po drodze zabierając szczotkę z otwartej
kosmetyczki w walizce. Miałam zamiar rozczesywać nonszalancko
włosy, ale trochę drżały mi dłonie. Nie dlatego, bo bałam się
Ignacego, ale obawiałam się, że ta rozmowa będzie straszna. Nie
chciałam jej, chciałam iść spać, daleko stąd, w moim rodzinnym
domu, z deszczem obijającym się o stary parapet.
Ale
było za późno, Ignacy mnie zauważył. Odwrócił się w moją
stronę i zrobił dwa kroki do przodu. Przez chwilę miałam nawet
zamiar czesać te cholerne włosy, ale kiedy zobaczyłam jego wyraz
twarzy, po prostu odłożyłam szczotkę na biurko. Opuściłam ręce
wzdłuż ciała i ciężko, choć urywanie, westchnęłam. W gardle
miałam gulę. Ignacy wyglądał jak zbity pies. Tak mogłabym go
najlepiej określić. Chciałam go naprawdę mocno przytulić i
powiedzieć, że wszystko okej, przepraszam, że nie zadzwoniłam, że
wrócę tak późno. Zanim jednak zdążyłam cokolwiek zrobić,
Ignacy sam do mnie podszedł i objął moją twarz dłońmi, a
później pocałował.
Co?
Halo!
Co
tu się dzieje?
Byłam
tak zaskoczona, że po prostu mnie zmroziło. Czy Ignacy oszalał?
Gdzie był mój chłopak? Facet, który mnie właśnie pocałował,
nie mógł być nim. On tak
nie całował. Całował ostrożnie i słodko, a jednocześnie tak
rzadko, że było to naprawdę niespodzianką, ale ja to rozumiałam,
bo przecież dobrowolnie wchodziłam w związek z kimś, kto był
higieniczny na każdej linii. Ignacy zawsze musiał być pewien, że
ma świeży oddech jak po wypiciu duszkiem całej butelki Listerine,
że ja mam świeży
oddech na takich zasadach, że wszystko wokół jest po prostu okej,
natura sprzyja, pozycja Księżyca, Słońca, temperatura, ciśnienie
i te takie. A teraz jakby nigdy nic po prostu mnie pocałował. Może
obliczył to wcześniej?
Nie chciałam się nad tym zastanawiać, mimo wszystko. W jego
pocałunku było tyle dziwnych uczuć, że gdybym teraz się odsunęła
i spytała, czy dobrze się czuje, prawdopodobnie zniszczyłabym coś
między nami. Ignacy Leszczyński był typem osoby bardzo ambitnej i
perfekcyjnej na wielu płaszczyznach, ale w sferze uczuciowej tak
raczkującej, że bezpowrotnie zraziłabym go do spontaniczności. A
czy nie tego chciałam? Czy nie chciałam, żeby mnie zaskakiwał,
żeby robił coś czasem wbrew sobie, żeby chociaż spróbować,
otworzyć się na pewne rzeczy? W tym momencie jednak nie czułam, że
próbuje czegoś nowego. Kiedy odwzajemniłam jego pocałunek,
obejmując go za szyję i przybliżając się, odniosłam wrażenie,
że Ignacy po prostu czuł potrzebę, żeby to zrobić. Byłam tego
stuprocentowo pewna, gdy pocałunek przerwał, ale nie odsunął się,
tylko bardzo mocno mnie przytulił, a ja odruchowo schowałam twarz w
koszulce, która pachniała po prostu moim Ignacym. Pachniała tak
zwyczajnie bezpiecznie, nie wywoływała gwałtownie uczuć, tych z
tamtej konfrontacji z Kubą.
Przez chwilę poczułam się spokojna. Przez chwilę.
— Kocham cię, Ewa.
Moje serce na chwilę stanęło, a kiedy ponownie zaczęło bić,
brało udział w maratonie. Biło tak szybko, że nie potrafiłam się
odnaleźć wśród podobnej gonitwy myśli. Mówiłam wszystkim, a
zwłaszcza sobie, że kocham Ignacego i to nie przez zapałki. Po
prostu go kocham. Ale kiedy przyszło mi mówić to jemu, właśnie
jemu...
— Wiem.
... nie potrafiłam z siebie tego wydusić. Uniosłam głowę i pocałowałam go w policzek, nie patrząc w ogóle na wyraz jego twarzy, a później położyłam się na łóżku, natychmiast zamykając oczy. Chciałam
zasnąć i zapomnieć o tym momencie, ale między mną i Ignacym
wytworzyła się bariera. Czułam to każdym milimetrem ciała, a to
sprawiło, że nie zasnęłam, póki latarnie na zewnątrz nie
zgasły. Mogłabym chcieć cofnąć czas, ale wiedziałam, że to by
nic nie zmieniło.
Jak zawsze wszystko zepsułam.
Od ślubu dzieliły nas trzy tygodnie. Przygotowania szły pełną
parą, ale ja nie brałam w nich czynnego udziału. Zaangażowana była Anka,
która razem z Julią zajmowała się sprawami panny młodej.
Obserwowałam uważnie ją i Pawła, ale nadal zachowywali się jak
zwykle; moje teorie spiskowy słabły, gdy Darek przychodził do domu
Leszczyńskich rzadko, a Anka drobnymi gestami w stosunku do swojego
chłopaka dawała mi do zrozumienia, że nie ma zamiaru z nim zrywać
i uciekać z kochankiem hen daleko. Mimo wszystko byłam podejrzliwa,
w przerwach pomiędzy spędzaniem całych słonecznych dni z Erykiem
na nanoszeniu jego artystycznej wizji na białą ścianę. Przez
pierwsze szło mi to dosyć niezręcznie, bo bałam się, że coś
zepsuję, zwłaszcza że byłam trochę podłamana sytuacją pomiędzy
mną a Ignacym, ale starałam się wyglądać na pogodną.
Eryk oczywiście nie robił szkicu ściany przez te kilka dni dla
siebie, a dla mnie. On miał wszystko w głowie, ale ja niestety nie
byłam tak uzdolniona i było mi z tego powodu trochę głupio. Z
braku pomocników zostałam mu tylko ja i wszystko opóźniałam, ale
nie wyglądał na zmartwionego. Właściwie to uznałam, że cieszy
się z tego, że chcę mu pomóc. A ja przez chwilę zapomniałam, że
nie robiłam tego bezinteresownie i skupiłam się na swojej robocie.
Widoczkiem okazał się konkretny domek na Mazurach, właściwie
mikroskopijny w porównaniu do jeziora za nim i trawy rozciągającej
się przed nim. Miał drewniane, jasnobrązowe ściany i czerwony
dach, przypominał mi trochę rzędy domków rozciągających się w
górskich wioskach; mój tata miał na ich punkcie bzika i kiedy
byłam młodsza, chociaż tydzień wakacji musieliśmy spędzić w
takich domku, na drugim końcu Polski.
— Piękny — przyznałam, oglądając fotografię.
— To domek Leszczyńskich, Jakub jeździł tam z ich ojcem i
Darkiem na dwa tygodnie wakacji właściwie co roku. Ignacy zawsze
się wściekał, bo też chciał jeździć, ale tamto trio było
wyższym stopniem wtajemniczenia, więc moja matka wręcz namawiała
go, żeby jeździł z nami na wakacje — powiedział, wzruszając
ramionami. — Dlatego lepiej nie mów mu, co tu malujemy. To
mieszkanie jest prezentem dla Kuby.
Posłałam mu pytające spojrzenie. Robiłam coś dla Kuby? Nie
wiedziałam, czy gdybym była tego świadoma, to czy bym się
zgodziła. Pewnie tak. Wolałam jednak nie wyglądać na tak
zaszokowaną, jak w istocie byłam.
— Ma urodziny tydzień po ślubie Staszka. Fajnie się złożyło.
Przytaknęłam, nie chcąc rozwijać tematu. Cały czas chodziło mi
po głowie, że jednocześnie robię coś dla Rocky'ego, najpewniej
wbrew Ignacemu i unikam go. A właściwie, on od tamtego wieczoru
unikał mnie. Wręcz zmusił mnie do tego, bym szła spać, kiedy on
zaśnie lub bardzo szybko, nim on zdąży się położyć.
Wiedziałam, że wiele czasu spędza z Julią i zastanawiałam się,
czy powiedział jej, co się wydarzyło. Nie odzywała się do mnie,
ale w sumie nic dziwnego, nie byłam obiektem jej zainteresowania.
Był nim Ignacy. I sama wepchnęłam go w jej łapy. Ale dlaczego
miałam go okłamywać, skoro nagle straciłam pewność?
Przy Ignacym i jego dziwnym zachowaniu trzymała mnie pewność.
Pewność, że go kocham, że mi na nim zależy i mój świat się
zawali, jeśli to wszystko zepsuję. A kiedy miałam mu to wyznać,
słowa stanęły mi w gardle i kiedy je połknęłam, nie chcąc kłamać, pozostawiły po sobie gorzki posmak. Właśnie jak kłamstwo,
które dusisz w ostatniej chwili. Czułam się potwornie, jak
najgorszy człowiek na świecie, ale nie mogłam się załamać. Nie
na obcym terenie.
Eryk skończył szkic w jeszcze lipcowe popołudnie. Na zewnątrz
było słonecznie i po prostu pięknie. Żałowałam trochę, że nie
możemy robić czegoś na plaży, ale z drugiej strony, to było coś
nowego. Eryk otworzył dwie farby i zawołał mnie do siebie, kiedy
wyglądałam przez okno i przyglądałam się solówce jakichś dwóch
chłopców pod trzepakiem. Podeszłam do niego niepewnie i podałam
mu pędzel, a on zmieszał dwa kolory i oddał mi go. Zbliżyliśmy
się do ściany, do miejsca, gdzie, jak pamiętałam, znajdowała się
trawa. Eryk stanął za mną i delikatnie złapał mnie za nadgarstek, by moją ręką zademonstrować mi, co i jak powinnam
robić. Wpatrywałam się w jasnozieloną plamę, jaka powstała i
ledwo powstrzymałam się przed zerknięciem na Eryka.
— To musi być takie delikatne, jak muśnięcie piórkiem, ale z
drugiej strony musisz to robić pewnie, bo będzie widać każde
drżenie dłoni — powiedział cicho, nadal trzymając mój
nadgarstek.
Zagryzłam wargę i spróbowałam zrobić to sama, kiedy mnie puścił
i gdy odwróciłam się do niego, by sprawdzić jego reakcję,
uśmiechnął się szeroko. Byłam z siebie dumna. Przez następne kilka godzin zrobiliśmy całkiem dużo, chociaż odniosłam wrażenie, że
spartoliłam wszystko, kiedy tylko Eryk zajął się czym innym, ale
to pozwoliło mi zapomnieć na chwilę o większości moich
problemów.
W drodze powrotnej
ucieszyłam się trochę, że jej połowę przejdę sama, mogąc
milczeć. Eryk musiał wstąpić jeszcze w jedno miejsce, a ja
wolałam wrócić prosto do domu. Chciałam się położyć albo
porozmawiać z Anką, a najlepiej odbębnić obie te rzeczy naraz.
Wiedziałam, że mnie wysłucha, a może nawet poradzi mi, co
powinnam teraz zrobić. Była rozgarnięta, nie to co ja, zawsze
wiedziała, co powinno się mówić albo robić w danych sytuacjach,
ja byłam zbytnią histeryczką.
Musiałam
zebrać myśli. Nie wiedziałam, dlaczego Eryk zdradził mi tak dużo
na temat tego domku. Może sądził, że inaczej się Ignacemu
wygadam i narobię dramatu, jak to tylko ja potrafię? Pomyślałam o
tym, czy on i Ignacy rozmawiają o mnie. O tym, co robię z Erykiem w
tamtym mieszkaniu, o czym rozmawiamy. I odwrotnie. Czy Ignacy się na
mnie skarży, jak ja Ance? Przeraziło mnie to. Chociaż z drugiej
strony, gdyby to robił, Eryk na pewno nie byłby dla mnie taki miły.
Ostatnimi czasy był naprawdę jedyną osobą w Kołobrzegu, przy
której czułam się w pełni swobodnie, oprócz Anki oczywiście.
Owszem, świetnie wyglądał, a ja byłam na to wrażliwa i umiałam
zachowywać się z tego powodu jak idiotka, ale powoli przywykałam
do tylko kolegi, do którego w innych okolicznościach bym wzdychała.
Był przyjacielem Ignacego, nie potrafiłam myśleć o nim inaczej.
Wiem,
co można od razu pomyśleć. Rocky.
To była zupełnie inna bajka. Zupełnie. Nie wiedziałam, że
są braćmi, kiedy to wszystko się zaczęło. Skąd miałam
wiedzieć? O tym też chciałam porozmawiać z Anią, bez żadnych
oskarżeń, zwykła rozmowa. Wiedziałam, że ma już dość tego
tematu, ale ja musiałam go wyczerpać i nie miałam innej osoby,
która by się do tego nadawała. Przecież nie mogłam wygadać
wszystkiego Erykowi, to by już była przesada. Na to nie było mnie
stać i nie chciałam, żeby było. Mogłam go wypytywać o różne
rzeczy i nawet w przyszłości miałam taki zamiar, ale z nim temat
moich relacji z Jakubem był tabu. Wolałam, żeby myślał, że go
nie znam.
Z
takim postanowieniem pchnęłam drzwi bramy prowadzącej do domu
Leszczyńskich. Był słoneczny dzień i tak jak się tego
spodziewałam, nie odnotowałam rowerów porzuconych na trawniku.
Zapewne Ignacy ze swoją Julką zrobili sobie romantyczny piknik albo
nie wiem, coś równie okropnego. Uszczypnęłam się. Musiałam się
uspokoić, mimo że na samą myśl, że on spędza z nią czas mnie
nosiło. Ale Julia Kozłowska zapewne nie zawahałaby się
odpowiedzieć mu, że go kocha. Ani chwili. Niepokoiła mnie ta myśl,
ale przecież on nie kochał jej. To niemożliwe, żeby kochać dwie
osoby naraz miłością romantyczną, a nie taką braterską, czy
platoniczną, jak aktorów czy wokalistów. To niemożliwe. Mierzyłam
go teraz swoją miarą, ale przecież nawet ja nie przyjmowałam do
wiadomości, że mogłabym kochać jednocześnie jego i innego
chłopaka. O ile go kochałam. Od tamtego wieczora nie byłam tego
pewna. Pewność rozpłynęła się w powietrzu, ale musiałam wziąć
się w garść. Porozmawiać z Anią, a nie świadomie włazić do
paszczy lwa, jak pierwszego dnia tutaj. Byłam pewna, że moja
przyjaciółka mi pomoże i to była właściwie ostatnia pewność,
jaka przy mnie trwała.
Pierwszą
rzeczą, jaką zauważyłam, kiedy weszłam do domu, było zniknięcie
pudeł z korytarza. Zmarszczyłam brwi i wkroczyłam do salonu, ale
tam też nikogo nie zastałam. Jedynie drzwi na taras były uchylone
i lekki wiatr poruszał leniwie sztywną zasłoną. Minęłam stolik
zawalony różnokolorowymi wstążkami a później kanapę i nie
mogłam się powstrzymać, by nie podejść do mozaiki ramek na
ścianie.
Była
podobna do tej na korytarzu, poświęconej Ignacemu, ale jej
bohaterem był Jakub. Uderzyło mnie, jak bardzo się zmienił. Jego
obraz zdążył dosyć mocno zamazać się w mojej pamięci przez
pięć lat i dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak dojrzał. Kilka
lat wcześniej był bardziej napakowany i miał naprawdę gburowatą twarz,
która na zdjęciach robiła z niego typową czarną owcę,
nieuśmiechającą się do obiektywu. Prędzej złamałby nos
fotografowi. Owszem, teraz nadal wyglądał na... no, na siebie,
ale miał szczuplejszą twarz i jakby przychylniejsze spojrzenie, mimo że tak przenikliwe, że nie mogłam go długo wytrzymać. Jednak musiałam sama przed sobą
przyznać, że dopiero teraz Rocky był naprawdę pociągający.
Jakimś cudem zmienił się na tyle, że potrafił wzbudzić we mnie
inne uczucia niż wtedy, bardziej intensywne. A może to ja się
zmieniłam?
—
Czajka?
Odwróciłam
się gwałtownie. Do salonu wkroczył Paweł, tachając pudło z
korytarza. Postawił je na podłodze i przeciągnął się, a potem
wyszczerzył do mnie zęby. Wiedziałam, że to jak zwykle był
złośliwy uśmiech, ale zignorowałam to. Nie miałam ochoty na
wzajemne dogryzanie sobie z Maratończykiem, bo to zazwyczaj kończyło
się moim zdenerwowaniem, a nie potrzebowałam teraz większego.
—
Którego Leszczyńskiego szukasz? — Spojrzał znacząco na ścianę
za mną.
A
jednak. Nie musiał się zbytnio wysilać, bo gdy tylko usłyszałam
ten lekceważący głos mówiący coś więcej niż zwrot, który
pozwalałam używać tylko Ani, zaczynało się we mnie gotować.
—
Żadnego. Szukam Ani.
—
Na ścianie?
—
Mógłbyś chociaż raz mnie nie drażnić?
Przewrócił
oczami i opadł na kanapę, a dopiero kiedy usadowił się wygodnie,
położył łokieć na oparciu i odwrócił się w moją stronę,
mrużąc oczy. Czasem się zastanawiałam, czy kogoś nie lubię
bardziej od niego, ale do głowy przychodziła mi tylko Julia, tak
dla zasady, bo przecież jej nie znałam. Skrzyżowałam ręce na
piersi i wytrwale milczałam, starając się nie okazywać swojego
zdenerwowania jego zachowaniem, ale chyba mi nie wychodziło, bo w
kącikach ust czaił mu się ten głupi uśmieszek.
—
Mógłbym — przyznał. — Ale ty się tak śmiesznie wkurzasz,
Czajka.
—
Ty mnie wcale nieśmiesznie drażnisz, więc lepiej chyba wyjdę na
tym, jak sama jej poszukam — warknęłam.
Musiałam
wyjść z salonu, bo inaczej bym pękła, ale kiedy postawiłam stopę
na podłodze korytarza, dotarł do mnie rozbawiony głos Pawła:
—
Ej, Czajka, ostatnio ją widziałem, jak schodziła do pralni!
Nie
zdobyłam się na „dziękuję”, bo na to nie zasłużył, ale
odetchnęłam na myśl, że nie muszę znowu szukać jej po całym
domu. Aż się bałam, na co, a właściwie na kogo, bym tym razem
trafiła. Niby nikogo nie było, ale może po prostu zajmowali się
sobą, zamiast łazić jak kot z pęcherzem, czyli ja. Miałam
nadzieję, że po tej rozmowie się nareszcie ogarnę i ta nadzieja
pchała mnie do przodu, bo nie wiedziałam już, co mam ze sobą
zrobić.
Drzwi
otwierające się na schody, prowadzące do pralni, garażu i pokoju
ze stołem do bilardu, znajdowały się pod schodami prowadzącymi na piętro. Musiałam minąć
swoje odbicie w lustrze naprzeciw, co sprawiło, że skrzywiłam się
okropnie, bo znów przypominałam strach na wróble. Naelektryzowały
mi się włosy i byłam blada jak nie powiem co, dziwiłam się, że
Maratończyk nie uciekł na mój widok z krzykiem. Ale wytłumaczalny
był jego dobry humor, on się karmił
takimi drobiazgami jak to, że ja zawsze wyglądam jak sierota.
Z pewnym wahaniem otworzyłam drzwi, a później zeszłam schodami w
dół. W garażu zapalone było światło i dzięki temu dostrzegłam,
że drzwi do pralni są uchylone. Garaż był dziwnie schludny w
porównaniu do reszty domu, jakby o niego dbał ktoś pokroju
Ignacego, a może i on sam? W końcu stał tu jego samochód.
Przejechałam palcami po masce i obeszłam go, kierując się do
uchylonych drzwi. Słyszałam przyciszone głosy, ale nie poświęciłam
im zbytniej uwagi, bo nie wydawało mi się, by dochodziły z pralni.
Istotnie, nie dochodziły stamtąd. Kiedy tam wkroczyłam,
pomieszczenie było puste, o niedawnej obecności innej osoby
świadczył tylko kosz pełen ubrań postawiony obok pralki.
Zmarszczyłam brwi. Ania nie zostawiłaby swoich rzeczy samych, a tym
bardziej rzeczy Maratończyka — przykładał do nich wagę
wielkości mniej więcej tej, która nakazywała mojemu Ignacemu na
rozwieszanie prania wręcz z namaszczeniem. To nic, że składały
się na nie głównie jego koszule, bo tylko ich nie pozwalał mi
prać. Ważny był fakt, że to było do Ani tak samo niepodobne jak
byłoby do Tadeusza. Przez chwilę stałam w miejscu, a dopiero potem
skierowałam się w stronę głosów. Może byłam chora psychicznie
i tylko mi się wydawało?
A jednak nie. Kiedy zbliżyłam się bardzo powoli i cicho do drzwi
od pokoju ze stołem do bilarda, były jakby głośniejsze, może
dlatego, że te drzwi także były lekko uchylone. Chciałam
dyskretnie otworzyć je szerzej, ale bałam się, że zaskrzypią.
Wolałam podsłuchać i się uspokoić, niż wtarabanić się do
środka.
— Ale mi z tym głupio! — syknęła ewidentnie Ania w momencie,
kiedy przylgnęłam do ściany, prawie że nie oddychając.
Co ona tam robiła? I z kim rozmawiała? Wydawało mi się to
podejrzane i czułam się naprawdę jak agentka, póki nie usłyszałam
głosu Darka. Nie starał się zbytnio na konspiracyjny szept.
— Daj spokój, to nie twoja wina.
— Och, przestań już. Wiesz dobrze, że to moja wina, tak samo jak
twoja. Najchętniej już bym to zakończyła, wiesz? Byłby święty
spokój.
— Nie możesz tego teraz zrobić. Narobisz za dużej afery. Zabije
nas.
— To niech sobie zabija, gdyby mu zależało, to robiłby coś, a
nie tylko...
— Ania, nie mierz go swoją miarą.
— Ty mierzysz go swoją i tak naprawdę pewnie żadne z nas nie ma
racji. Ja uważam, że go to nie obejdzie, a ty że narobię afery.
Powinniśmy się przekonać, zanim będzie za późno.
— Poczekaj do ślubu. Potem możesz mówić co chcesz, ale
Staszkowi naprawdę zależy, żeby było spokojnie. I tak ma mi za
złe, że...
— Przestań znowu z tym złe i złe. Gdyby miał, to by już dawno
było po wszystkim.
— No dobrze, nie wściekaj się, okej?
Zapadła cisza. Przerwało ją bicie mojego serca, tak głośne, że
prawdopodobnie oni też je słyszeli i mogli mnie nakryć, ale nie
mogłam się ruszyć. I przez chwilę tak tkwiłam, ale kiedy
zerwałam się do biegu, nie dbałam już o to, czy usłyszą moje
kroki. Musiałam się stamtąd wydostać. Nie mogłam tam oddychać. Nie mogłam przede wszystkim oddychać tym samym powietrzem co Ania, bo dusiło mnie, jakby wydychała truciznę. Okłamała mnie.
Nie miałam wątpliwości, że w ich rozmowie chodziło o to, co wydawało mi się
absurdalne, zwłaszcza po tak wielu zaprzeczeniach ze strony mojej
przyjaciółki. Trójkąt był prawdą, a jedyną nieświadomą osobą
w tej figurze był Paweł i chyba pierwszy raz w życiu byłam
wściekła na Ankę, nie na niego. Nie chciałam analizować ich
słów. Gdybym zaczęła, przyszłyby mi do głowy jakieś głupie
pomysły, a przecież ja cały czas podświadomie wiedziałam! To był
ostatni element układanki.
Musiałam zachowywać się naturalnie i to było o wiele trudniejszym
zadaniem, niż przebywanie w jednym domu z Jakubem i Ignacym.
Wymagało ode mnie zdecydowania, czy jestem przyjaciółką Ani, czy
właśnie straciłam do niej zaufanie. Kiedy znalazłam się z powrotem w korytarzu, moje odbicie w lustrze było jeszcze bledsze niż wcześniej. Patrzyłam na siebie i nie potrafiłam znaleźć już na nic odpowiedzi.
Pamiętam jeszcze, jak komuś pisałam, że piszę Lato, bo potrzebuję czegoś lekkiego po Jesieni. To tak w ramach żarciku na koniec. XD
Mam jakieś chore wrażenie, że albo Tadeusz wie o wszystkim albo dowie się w jakichś dziwnych i skomplikowanych okolicznościach. Ewa chyba sama utknęła w kwadracie, w którym najmocniejszym bokiem zdaje się być Rocky, bo niby coś tam dotknął ją w ramię, a jednak nie histeryzuje, nie robi afery, ale pewnie w końcu zrobi. Chociaż żałuję, że nie zrobił tego już teraz. Nie lubię Julki i wkurza mnie Ignacy, tak samo jak i Maratończyk, który mnie wkurza nagle samym swoim istnieniem. Z drugiej strony Anka też nie jest lepsza, bo okłamać Ewkę, to tak jakby rzucić się pod buldożer. Ja pierdzielę. Ewuni mi chyba pierwszy albo drugi raz szkoda, i najchętniej wzięłabym ją z tego Kołobrzegu, gdyby nie było tam Rocky'ego. Ale jest. I dlatego wciąż mam nadzieję, że oni się zejdą. Czy przypadkiem matka Ignacego nie widzi co się dzieje? A sprawa mieszkania dla Kuby nie okaże się dużo grubsza niż się wydaje? Coś mi się wydaje, że to jest cisza przed burzą, a deszcz, który dopadł Eryka i Czajkę to tylko zwiastun ogromnej burzy z piorunami, takiej potężnej, co zmieni wszystko.
OdpowiedzUsuńSłowotok again.
Pozdróweczki.
Wesołych Świąt, chociaż w tym roku w ogóle ich nie czuję.
Bajo, coxon.
Ewa to w ogóle jest biedna, bo wszyscy rzucają jej kłody pod nogi, a ona sama sobie też rzuca, a co tam! Ania to osoba, której Ewa najmocniej ufała, a teraz nikt jej nie został, to dla niej akurat największa tragedia. :C
UsuńNie bez powodu to Deszczowe lato!
Pozdrówki!
nie mam pojęcia, o co chodzi Ance. ale wiem, że podobnie jak Ewka, też coś przeczuwałam. to trochę smutne, że jedyna przyjaciółka, osoba, której się ufa, coś przed nami ukrywa i na dodatek domniemywam, że to jakaś niezła bomba.
OdpowiedzUsuńi podobnie jak Ewka też już nic nie wiem.
zachwyciłam się na moment Ignacym i jego romantycznością. i przyznam, że nawet zrobiło mi się go szkoda. pomimo wszystko chłopak coś tam robi, nawet się stara a w zamian otrzymuję jakiś ochłap. z drugiej strony nie ma się co dziwić. poniekąd na to zasłużył.
a Rocky, ech, ten to tylko wszystko komplikuje. a ja i tak bede team Ignacy i o! chociaż sama nie wiem dlaczego tak jest. nie znoszę facetów takich jak on. no cóż. czasami człowiek zachowuje się nierracjonalnie i należy się z tym pogodzić.
pozdrawiam!
Ewa kręci z gówna bata, jak mawia hannalei, ale tutaj akurat poczuła się naprawdę zraniona, a nie jakieś wymysły! W końcu Ance ufała, liczyła się z jej zdaniem jak z niczym innym... no i klops.
UsuńZaraz normalnie zrobię ankietę, kto jaki jest team, no. :D
Pozdrówki!
Anka mnie denerwuje. Nie pamiętam, czy ją kiedyś lubiłam, ale teraz wiem na pewno, że jej nie lubię. Swoją drogą dobrze, że trafiła na Maratończyka i musi się z nim męczyć. Chociaż w sumie... pasują do siebie. Czasami oboje się zachowują, jakby im można było więcej. Paweł - wiadomo, ale Anka - no cóż, myślała, że może mieć tajemnicę przed Ewą? Gdyby to było coś nieistotnego, ale wygląda na grubszą sprawę.
OdpowiedzUsuńPamiętam, kiedy Ewa zastanawiała się nad tym, czy Ignacy ją zdradza, w ogóle tajemnica związana z Julką, chowanie się w szafie i takie tam. Już przy jednym facecie Ewka miała problemy, żeby się emocjonalnie ogarnąć, a tutaj ona ma kilku na głowie, a dodatku trzech na oku. Ignacy, czemuż ty się nie ogarnął wcześniej? Byłoby mniej problemów z Ewą XD Swoją drogą, kiedy powiedział Ewie, że ją kocha, wow, byłam święcie przekonana, że Ewa tylko sobie sama stwarza problemy i nie potrzebuje nikogo innego, tylko własnie Ignacego. Teraz nawinął się Eryk, chociaż niby nic takiego się nie dzieje, to Ewa i tak przeżywa jak stonka wykopki, poza tym mają jakąś tajemnicę, więc już przez to trzęsie portkami że Ignacy się dowie i zacznie podejrzewać o bógwieco. Jest jeszcze oczywiście Rocky, który wg Ewy jest trochę mniejszym tępakiem niż wcześniej (ja przynajmniej tak go odbierałam na początku, ale może trochę go przerysowałam). Typ złego chłopca, można chyba go wrzucić do tego worka. I jak zawsze pcham bohaterki w ramiona tych złych (jejku, to jest czasami takie żałosne, ale silniejsze ode mnie XD), to mam ochotę krzyknąć jak Kwaśniewski do Ludwika Dorna i jego psa Saby: nie idźcie tą drogą! Tym optymistycznym akcentem kończę ten komentarz. Pozdrawiam ;)
Przed Ewą nie ma tajemnic, bo ona jest jak jakiś Rutkowski z lepszym fryzem. Wszędzie coś wyczuje!
UsuńEwka ma zdecydowanie za dużo facetów obok siebie, co generuje dramy jakoś samo z siebie. :D Ale czy ona kiedyś żyła bez dram? Przypomniałaś mi (autorce, jaki wstyd) tę sytuację w szafie, to jest wystarczający dowód.
ŹLI CHŁOPCY RULZ. Dlatego wszyscy kochają Sylwka i Konrada, o i jeszcze Valentine'a u hannalei. :D Ja tu wiem co robię!
pozdrówki!
CHYBA WAS GŁOWA BOLI, DRODZY TOWARZYSZE CZYTELNICY. TEAM ROCKY! NIE IGNACY. ROCKY!
OdpowiedzUsuńBo jeszcze coxon zmieni zamysł zakończenia przez nas czy coś :P
UsuńJeśli dobrze widziałam, to sama coxon jest za teamem Ignacy, no chyba że kliknęła losowo XDDDDD
UsuńPOZA TYM TEAM IGNACY FOREVA.
Pff Katja czuwa zawsze i wszędzie :P
UsuńSpamiary dwie, kurdebele, trzeba będzie do jęczybuły pumpernikla wpisać, tu są jakieś zawody pogaduszek pod rozdziałami. TAK, jestem oburzona! XDDD
UsuńJa wiem, jak to się skończy, chcę tylko znać opinię ludzi, no. A kliknęłam losowo rzeczywiście, żeby sprawdzić, czy działa sonda. :D
KATJA, JESTEŚ MEDIUM :O
UsuńSpetryfikowałaś mnie :D
HHAHAHAHAHAHAHAH. OFICJALNIE ŚMIECHŁAM XDDD
UsuńPS Pumpernikiel — ja nie jestem medium, ja jestem informatykiem XD
O jaaaaa Cię!
OdpowiedzUsuńAnia i Darek? No nie może być! Jednak intuicja kobieca to jest szósty zmysł. Ewka od razu wiedziała, co i jak. Ale gdybyś ty widziała moją minę. Musiałam wyglądać spektakularnie.
Ciekawe, co to się dzieje z Ignacym. Takie ekscesy!? Z nieświeżym oddechem i złym ciśnieniem? No nie wierzę. To jest naprawdę intrygujące, podobnie jak to, co on tam z tą Julką wyprawia całymi dniami. A może oni też mają romans i Ignaś, gnany poczuciem winy w stosunku do Ewki, zmienił się nieco? Ale to by już była telenowela...
Eryk jest słodki. Ja też chcę takiego "tylko kolegę". O wiele bardziej pasuje do Ewki niż Ignaś. A przynajmniej tak wynika z jej rozmyślań o nim. Słucha jej, jest spontaniczny i miły... No i przystojny. Czego chcieć więcej? A Ignacy przecież słynie z nie-spontaniczności (co, swoją drogą, wydaje się być udręką dla Ewki, bo wciąć to wypomina...).
Dobra, lecę na kolejny rozdział, bo mi się zaległości porobiły...
TEAM IGNACY <3
OdpowiedzUsuńMatko, jego przypływ miłości był...awww :3 Szkoda, że Ewka zareagowała swoim "wiem". Matko, co za z niej pierdoła. Nie wiem, raz mnie bawi i jest spoko, a raz chcę jej przypierdzielić patelnią, żeby się ogarnęła. A wiesz, co to oznacza? Oznacza to, że stworzyłaś idealną postać fikcyjną, która budzi mieszane uczucia. Gratuluję. :D
I ostatnia scena. WTF?
:D Lecę dalej. :D
Oj Ewka, Ewka... Niby kocha tego Ignacego, ale jak przyszło co do czego, to w sumie już nie wiadomo. Anka coś kręci, w sumie zgodnie z moimi, że tamta rozmowa w ogrodzie miała jakieś drugie dno. I rzeczywiście. Zastanawia mnie tylko, czy Staszek wie o romansie Anki i Darka? Czemu w takim razie zaprosił Ankę razem z Maratończykiem? Nie rozumiem.
OdpowiedzUsuńChociaż pewnie cała ta rozmowa była tak naprawdę o czymś innym, a mnie i Ewce tylko się wydaję, że to jeden wielki spisek i pomówienia.
Pozdrawiam gorąco,
maximilienne
Że co?! "Wiem"?! Serio?!
OdpowiedzUsuńIgnacy staje się człowiekiem! Wow, czekam na więcej takich akcji. W sumie nie dziwię się trochę Ewie, że ma takie wątpliwości. Ignacy nie jest raczej emocjonalnym typem. Zamknięty w sobie pedant. Nie żebym go nie lubiła, bo uwielbiam tego narodowego wieszcza, ale no nie dziwie się Ewce. I jeszcze ta Julka... Niech spada.
Czułam coś na kształt poczucia winy, ale czy to ja kazałam mu się szlajać z Julią? - $%^$#$%, EWKA, ogarnij się, bo zaraz zasłużysz na przyjacielskie trzepnie w tył głowy.
OdpowiedzUsuńNo dobrze, teraz to w sumie jednak nie chcę jej trzepnąć w tył głowy, chociaż potem znowu mnie zirytowała tym "jeszcze w ubraniach, w których widziałam go wychodzącego z Julką.", normalnie jakby Ignacy miał na zawsze być skalany tym jednym wyjściem ze swoją byłą, jakby musiał za to pokutować, biczować się i kij wie, co jeszcze, żeby Ewcia mu wybaczyła. Ale potem, jak nie potrafiła mu odpowiedzieć tego "kocham cię", po tym gorącym pocałunku (co go wywołało? czy chodziło tylko o to, że Ewcia wróciła późno, a Ignaś się martwił, czy może też był nieco zazdrosny o Eryka, czy może próbuje sobie ułożyć w głowie jakieś sprzeczne uczucia, bo jednak był z tą Julką i mogło się w nim coś starego obudzić? Ignaś, rozmawiaj ze mną, chłopie), ciepłym uścisku i w ogóle nieignasiowym zachowaniu. Czy oni sobie tego nigdy wcześniej nie mówili (nie przypominam sobie)? Czy może po prostu wtedy było inaczej? W każdym razie, chociaż tym "wiem" zraniła Ignasia, przynajmniej nie skłamała, co świadczy o niej lepiej z dwojga złego. Pozostała wierna sobie i temu, co czuła. A to, że nie tak całkowicie poddała się pocałunkowi, tylko podczas niego miała dość sporo przemyśleń - na temat nieignasiowego zachowania, na temat zaskakiwania, na temat tego, czy powinna teraz się cieszyć, czy kwestionować jego czyn - świadczy samo za siebie.
No tak. Mimo jechania Ewkę za to, że non stop przerzuca swoje problemy sercowe na Ankę, musiałam się spodziewać jakiegoś wątku (a raczej: dramy) na linii Anka - Darek - Paweł. Mimo wszystko stuprocentowej pewności Ewki nie wierzę, właściwie mogli rozmawiać tam o masie rzeczy, chociaż wydaje mi się, że wypadałoby, żeby chociaż raz Ewka miała w czymś rację, mimo że wcześniej to sobie wymyślała. Niczego nie skreślam, nie chcę też wysuwać żadnych hipotez na temat tego, co się może zdarzyć, jak się ten wątek może potoczyć, jakoś tak o :').