Nie
mogłam oddychać. Przynajmniej nie miarowo. Czułam się tak, jakbym
stanęła oko w oko z jadowitym wężem i szukała ucieczki, ale
podświadomie wiedziałam, że ja wcale nie chcę stamtąd uciec.
Rocky przez chwilę uśmiechał się do mnie tym swoim drapieżnym
uśmiechem, a potem usiadł na łóżku i przewiesił ręcznik przez
jego poręcz. I siedział. Siedział i na mnie patrzył, oczekując
aż coś powiem, ewentualnie sobie pójdę, co pewnie byłoby mu
bardziej na rękę.
Zamiast
tego, odwzajemniałam to spojrzenie, walcząc z oczami, które
chciały uciec w stronę bezpiecznego sufitu i podziwiać jego
pęknięcia i nierówności. Patrzyłam na Jakuba. Na niego i ten
cholerny, srebrny łańcuszek, który oddałam mu wtedy w siłowni,
na umięśnioną klatkę piersiową, a później na twarz,
rozświetloną uśmiechem. Nie dostrzegłam w nim grama złośliwości,
mimo że wydawał mi się trochę dziki, ale może po prostu
przywykłam do uśmiechu Ignacego; ciepłego i zawsze
pokrzepiającego, nawet kiedy znajdowałam się w naprawdę okropnym
stanie. Uśmiech Kuby nie pokrzepiał, właściwie to jednocześnie
mnie niepokoił i sprawiał, że Rocky stawał się jeszcze bardziej
pociągający niż wcześniej.
Skrzyżowałam
ręce na piersi i ponownie wzruszyłam ramionami.
—
Nie wiem, co mam ci odpowiedzieć — przyznałam.
—
Milczenie to też jakaś odpowiedź.
—
Wiesz o tym najlepiej.
Uniósł
brwi, a później podniósł się i przeszedł obok mnie, by dostać
się do komody i jakby nigdy nic otworzyć ją, prawdopodobnie w
poszukiwaniu koszulki. Czułam zapach jego żelu pod prysznic, który
również pamiętałam, bo pewne rzeczy chyba nie powinny się
zmieniać. To był zapach Kuby, możliwe, że powtarzalny, ale gdyby
dziesięciu facetów umyło się w tym samym żelu i roztoczyło
wokół mnie ten zapach, nie byłby już taki sam. Rocky sprawiał,
że byłam właściwie sparaliżowana, potrafiłam tylko odwrócić
się lekko w jego stronę i patrzyć na niego, przerażona tym, co
się dzieje. A nie działo się nic. Wlazłam mu do pokoju i
zachowywałam się jak debilka, stojąc tak blisko i gapiąc się. On
zachowywał się normalnie, jakby wcale nie minęło pięć lat,
jakbyśmy widzieli się wczoraj. Albo nie widzieli w ogóle, niby
dlaczego miał to wszystko pamiętać?
Miałam
wrażenie, że minęła wieczność. Kuba nie wyjął nic z komody, a
jedynie zatrzasnął ją z powrotem i odwrócił się w moją stronę,
znajdując się nagle tak blisko, że moje serce jeszcze
przyspieszyło, jakby to w ogóle było możliwe. Zacisnęłam mocno
palce dłoni na obu przedramionach, nie przejmując się tym, że
zostawię ślady paznokci. Musiałam się przekonać, że to prawda,
że on stoi tak blisko, że gdybym stanęła na palcach, pewnie
mogłabym go pocałować.
Ale zanim zdążyłam postąpić tak głupio, a chyba moje ciało
miało taki zamiar, Kuba bardzo delikatnie położył mi dłonie na
ramionach i przesunął mnie, chcąc dostać się do szuflady, którą
mu sobą blokowałam. Patrzyłam w osłupieniu jak wyjmuje z niej
krótkie spodenki i koszulkę z krótkim rękawem, a potem jakby
nigdy nic, przebiera się. To powinno mi pomóc, ale w tej koszulce
wyglądał jeszcze lepiej, aż musiałam zacisnąć zęby, żeby nie
wydać z siebie cichego „jejku”. Serce biło mi bardzo szybko,
odniosłam wrażenie, że wyskoczy z piersi, jeśli opuszczę ręce w
dół. Musiałam się stamtąd wydostać, ale moje nogi właśnie
wrosły w ziemię.
Chciałam coś powiedzieć. Wiedziałam, że czeka, aż pozbieram
myśli, ale jak miałam to zrobić, kiedy moja głowa ziała pustką?
Miałam język z ołowiu i prawdopodobnie rumieniłam się jak jakaś
dwunastoletnia dziewczynka stojąca przed swoją „miłością
życia” z sąsiedniego z gimnazjum. Tak się czułam. Już
otwierałam usta, żeby wydobyć z siebie jakiekolwiek zdanie, nawet
takie bez znaczenia, kiedy ktoś mocno zapukał dwa razy w drzwi i
otworzył gwałtownie. Stanął w nich Darek, opierając się o
klamkę. Też był przebrany, a na szyi miał słuchawki, z których
słyszałam szum głośno puszczonej muzyki.
— O, sorry, chyba przeszkodziłem — mruknął, ale nie ruszył
się z miejsca. Czekał chyba na reakcję Kuby.
Ja byłam szybsza. Po prostu zaśmiałam się nerwowo, wzruszyłam
ramionami i wyszłam stamtąd, potrącając Darka. Dopiero wtedy
usłyszałam, że szum w jego słuchawkach był piosenką, którą
Anka zamęczała mnie przez ostatnie tygodnie, w przerwach pomiędzy
moim ględzeniem o różnych bzdurach. A przynajmniej tak mi się
wydawało.
Nie mogłam powstrzymać się, by na schodach gwałtownie nie
odwrócić głowy, ale nie było już go w korytarzu. Może miałam
paranoję, skoro pamiętałam piosenkę, której słuchałam
maksymalnie z trzy razy, a później udawałam, że słucham, byleby
wcisnąć Ance moją kolejną teorię spiskową o Ignacym? Już sama
nie wiedziałam, a zresztą to niczego nie udowadniało, a może po
prostu ja wtedy widziałam tylko to, co chciałam.
Miałam mętlik w głowie.
Ankę znalazłam w ogrodzie. Stół stamtąd zniknął, a zostały
dwa leżaki, na jednym wylegiwała się właśnie Ania. Wyglądała
na zrelaksowaną, zaplotła sobie nawet warkocz, a przecież nigdy
nie miała do tego cierpliwości. Miała słuchawki w uszach i
okulary przeciwsłoneczne na nosie, więc prawdopodobnie nie życzyła
sobie, by ktoś jej przeszkadzał, ale ja musiałam to zrobić. Czuła
się tutaj zbyt swobodnie jak na pierwszy dzień w nowym miejscu.
Pewnie słuchała tej głupiej piosenki. Cały czas miałam w głowie
melodię i przypadkowe słowa.
Zacisnęłam pięści i podeszłam do niej, a później usiadłam na
drugim leżaku i szturchnęłam ją stopą w bok. Podskoczyła
gwałtownie, aż okulary zsunęły jej się z nosa i spojrzała na
mnie jak na wariatkę. Wyciągnęła słuchawki z uszu i rzuciła je
na trawę. Odwzajemniłam jej wściekłe spojrzenie równie
nieprzyjemnym. Mierzyłyśmy się nimi chwilę, aż w końcu wydała
z siebie coś pomiędzy warknięciem, a parsknięciem i położyła
się z powrotem, ale dała mi do zrozumienia, że słucha moich
wynurzeń. Zirytowała mnie.
— Nie wyglądałaś na zaskoczoną tym, że jest tu Darek. Teraz
też nie wyglądasz. Anka, chcesz mi coś powiedzieć?
Odwróciła głowę w moją stronę i znów zdecydowała się na
piorunowanie mnie wzrokiem, ale ja nie dałam się zwieść. Coś
przede mną ukrywała, a tak nie zachowuje się przyjaciółka. Byłam
gotowa się na to powołać, byle coś z niej wyciągnąć, a
właściwie wyżyć się za sytuację sprzed chwili. Miałam
wrażenie, że jest za to odpowiedzialna. Nie miałam ku temu
podstaw, ale byłam wściekła, wszystko we mnie chodziło, drżało
i chciało coś rozwalić, by poczuć ulgę. Najbliżej znajdowała
się Ania.
— Nic nie chcę ci mówić — odwarknęła i znów usiadła, by
znaleźć się na moim poziomie.
— Wiedziałaś, że tu będą? On i Rocky?
— Skąd miałam to wiedzieć?
— Nie wiem, ty mi powiedz. To ty jesteś zrelaksowana i cała
hepi, nie wiem nawet dlaczego, ja jestem zdenerwowana, a ty
wyluzowana, jakbyś jednak cieszyła się z tego trójkąta.
Wyraz twarzy Ani gwałtownie się zmienił. Obawiałam się, że
zaraz na mnie naskoczy albo gorzej, pobije mnie, ale starałam się
zachować spokój. Patrzyłam wyzywająco, zaciskając palce na
krawędzi leżaka.
— Nie ma żadnego trójkąta — wycedziła Ania. — Nic między
mną a Darkiem nie ma, dlatego się nie denerwuję. Już ci mówiłam,
że to koniec, przestań doszukiwać się jakichś swoich teorii
spiskowych. Jest tu, bo jest, nic na to nie poradzę, Ewka.
— Tak? To dlaczego kiedy go mijałam, słuchał tej piosenki, tej
co leci „pewnie się domyślasz, ale teraz cii”? To przypadek?
Nie wydaje mi się.
— Nie wiem dlaczego tego słuchał i gówno mnie to obchodzi, Ewka.
Weź się w garść i zajmij się sobą, bo z tego co wiem, to ty
nadal rozprawiasz o tym całym Rockym i swoim Ignacym, nic innego cię
nie interesuje i męczysz mnie tym, wiesz? Mam cię dość.
Rozpierdoliłaś mi całkiem humor, a było tak fajnie, kiedy cię
chwilę nie było.
Zapadła między nami cisza, a ze mnie uleciała cała złość,
zastąpiona czymś, czego nie potrafiłam określić jednym, trafnym
słowem, ale zrobiło mi się zwyczajnie przykro. Ania przez chwilę
patrzyła na mnie z tą wściekłością, ale w pewnym momencie wyraz
jej twarzy gwałtownie się zmienił i zacisnęła mocno powieki.
Widziałam, że tymi słowami rozładowała całą złość, jaka w
niej wręcz wrzała, ale zrobiła to moim kosztem. Starałam się nie
wstać i po prostu nie wyjść. Nie mogłam robić takich scen w
obcym miejscu. Postanowiłam po prostu zignorować to, na ten moment.
— Wiesz, że nie miałam tego na myśli, Czajka.
— To ty mi kiedyś czytałaś, że w złości mówi się prawdę.
— Czajka... — Otworzyła oczy i spojrzała na mnie błagalnie. —
Co się z tobą dzieje?
Wzruszyłam ramionami. Nie wiedziałam, co się ze mną działo,
zwłaszcza przez ostatnie dwa dni. Nie czułam już tego gorąca na
policzkach i wrażenia, że zaraz zemdleję. Nagle otrzeźwiałam i
było mi potwornie głupio. Musiałam porozmawiać z Jakubem i
wyjaśnić z nim wszystkie moje wątpliwości, żeby nie było między
nami tego napięcia, ale... jak miałam to zrobić, skoro nie
potrafiłam przy nim oddychać? Jak miałam powiedzieć cokolwiek? I
co miałabym powiedzieć? „Słuchaj, Kuba, ale nie wiem czy dobrze
zrobiłam, bo w sumie to wylosowałam twojego brata zapałkami, hehe,
taki mały trik, polecam serdecznie”. Przecież wyśmiałby mnie.
Albo nie wiem co zrobił. Tak naprawdę go nie znałam, wlazłam mu
do pokoju i nie spodziewałam się takiej reakcji, jaką rzeczywiście
dostałam. Zachowywał się zupełnie normalnie, jakby on mógł
normalnie funkcjonować w mojej obecności. Bo chyba mógł, tylko ja
byłam kretynką, niepotrafiącą określić tego, co czuję.
— Ania, czy to jest normalne, że... kocham Ignacego, dobra? —
Poczekałam, aż pokiwa głową. — Ale widziałam się właśnie z
Rockym w cztery oczy i pamiętasz jak czytałyśmy na głosy tego
harlekina z regału babci Stefy? — Zajęło jej to dłużej, ale
ponownie kiwnęła głową. — To tam było coś o tych nogach z
waty i innych bzdetach. To ja właśnie tak przed chwilą miałam.
— Ponosi cię.
— Ale naprawdę. Gdyby nie to, że po prostu mnie odsunął, to
prawdopodobnie bym go pocałowała. Ja już nawet nie pamiętam,
jak...
Urwałam w połowie zdania, bo Ania uderzyła mnie z całej siły
pięścią w ramię. Wydałam z siebie ciche „auć” i potarłam
bolące miejsce. Moja przyjaciółka patrzyła na mnie tak, jakby
miała ochotę wtłuc mi do głowy mądrość.
— Zabraniam ci się z nim widzieć w cztery oczy. Mało masz
problemów? Dotrwajmy do tego ślubu, wyjedziemy stąd i będzie. A
teraz się uspokój i wracajmy do środka, bo to na pewno podejrzane,
taka dyskusja w ogrodzie. Paweł pewnie już wrócił, nie mógł się
powstrzymać, żeby nie pobiegać w nowym miejscu.
Przytaknęłam niechętnie i poczłapałam za nią do domu. W salonie
nie było nikogo, ale w kuchni spotkałyśmy Darię i Pawła, którzy
rozprawiali o jakichś treningach. Oparłam się o szafkę i
skrzyżowałam ręce na piersi, starając się wyglądać na pogodną,
ale nie minęło pięć minut, a znów odpłynęłam, czując się
jak nafaszerowana jakimiś prochami.
Musiałam skupić się na tym, na czym powinnam. Nikt mi tego nie
ułatwiał.
— Ewuniu, będziesz miała coś przeciwko jeśli zabiorę Ignacego
do miasta?
Widelec zatrzymał się w połowie drogi do moich ust, kiedy dotarł
do mnie słodki, niewinny głosik Julii. Nie wiedziałam w ogóle, co
ona tu robi, nie miała swojego domu? Nie no, pewnie miała, ale nie
było w nim mojego chłopaka, którego mogłaby smyrać po ramieniu,
niby to przypadkiem, strzepując pyłki. Posłałam jej fałszywy
uśmiech i zmierzyłam spojrzeniem. Miałam w szafie identyczną
sukienkę, jaką ona tego dnia założyła, ale na niej leżała o
wiele lepiej, bo Julka-Srulka nie była wieszakiem. Czułam się w
swojej koszulce z pandą jak jakaś bezdomna.
— Jeśli Ignacy nie ma nic przeciwko, to niech idzie. Nie jestem
jego opiekunką — odparłam równie słodziutko.
Zmarszczyła brwi, starając się utrzymać swój uśmiech, a udało
jej się to chyba tylko dlatego, bo ze mnie przeniosła wzrok na
Ignacego. Czułam, że mi się przygląda, ale nie miałam odwagi na
niego spojrzeć. Od poprzedniego dnia nie odezwałam się do niego
ani słowem prócz cichego „dobranoc”, którego chyba nie
dosłyszał, bo przyklepywał sobie poduszkę. Nadal było mi źle z
tym, że wtarabaniłam się do pokoju Jakuba i cieszyłam się, że
nie było go przy śniadaniu. Wpadł za to Eryk, poproszony przez
panią Leszczyńską o kupienie świeżych kwiatów, bo ubolewała
nad tym, że tylko ona się przejmuje dekoracją stołu. „To tylko
śniadanie” nie było w ogóle argumentem i sprawiało, że
włączała się w niej urodzona choleryczka.
— Jesteś pewna? — zapytał mnie Ignacy, zmuszając mnie, bym na
niego spojrzała.
Między brwiami pojawiła mu się ta irytująca zmarszczka świadcząca
o tym, że naprawdę zależy mu na tym, żebym była pewna. Możliwe,
że był gotów odmówić swojej Julci, żebym poczuła się lepiej.
Ale ja nie potrzebowałam tej litości, widziałam, że w jej
obecności jest jak szczygiełek, jak to mawiała moja mama.
Zacisnęłam wargi i pokiwałam głową. Bałam się, że jeśli coś
odpowiem, to bankowo będzie to coś bardzo złośliwego. Widziałam,
że nie uważa tego za szczerze, ale kiedy spojrzał na Julię, od
razu dostrzegłam, że w głębi duszy się cieszy. Pewnie, idź
sobie z tą bździągwą, jak to leciało... o, „jak chcesz chodzić
z nią to z nią idź”, właśnie tak! Ja potrafiłam radzić sobie
sama. Upewnił mnie w tym Eryk. Postukał mnie palcem w przedramię,
żeby zwrócić na siebie uwagę. Posłałam mu pytające spojrzenie,
starając się uśmiechać się niczym Julia. Pewnie wyszedł mi ból
zęba, nogi, mózgu rozbryzganego na ścianie.
— Nie będziesz się nudzić sama? — zapytał, odwzajemniając
mój uśmiech, a więc pewnie wyszło mi przekonująco.
— Pewnie będę, ale zakładam, że poczytam książkę albo coś.
— Mam lepszy pomysł. Jesteś chętna pomóc mi z czymś
kreatywnym?
Uniosłam brwi, ale pokiwałam głową. Widziałam kątem oka, że
Ignacy patrzy. Wkładając w to tyle cukru, ile tylko mogłam,
powiedziałam:
— Zawsze.
A masz, miłej zabawy z twoją Julcią, Ignacy Tadeuszu Leszczyński,
ty wieszczu narodowy. Byłam wdzięczna
Erykowi, że szybko zainterweniował, widząc mój wisielczy humor,
przysypany niezdrową warstwą lukru. I chciał mnie zaangażować w
coś kreatywnego! Cóż, na dobrą sprawę mnie nie znał, nie
dziwiłam się, że uznał to za dobry pomysł.
Na pomysł wybrania się w miejsce „kreatywnej pomocy” rowerami
odpowiedziałam stanowczo nie. To źle mi się kojarzyło po
kilkugodzinnej wyprawie na grzyby z mamą i tatą, podczas której
złamałam sobie rękę, zgubiłam się i prowadziłam zepsuty rower,
walcząc ze łzami. To tak w ramach wyjaśnienia, z serii „Przygody
ośmioletniej Ewy Czai”. Zresztą godzinę wcześniej widziałam,
jak w taką podróż wybierają się Julia z Ignacym, a ona
chichocze, kiedy poprawił jej na głowie jakiś absurdalny kapelusz
matrony przysypanej na twarzy mąką. Wyglądała jak nawiedzona Baby
Jane, a tak naprawdę pięknie, tylko ja starałam się zrobić z
niej poczwarę. Miałam ochotę wyć, ale nie dałam tego po sobie
poznać. Nie chciałam robić przykrości Erykowi, który starał się
odwieść mnie od śledzenia mojego chłopaka z tą upierdliwą
laską.
Kiedy szliśmy ulicą, starając się spieszyć, bo za nami toczyła
się naprawdę brzydka chmura, zapomniałam nawet o tym, co mnie w
głębi duszy mocno martwiło. Skupiłam się na Eryku, który z
zaangażowaniem opowiadał mi o tym, że w tym roku rzucił studia
prawnicze i po czterech latach czekania na ten moment, złożył
papiery na ASP. Ojciec chciał go wyrzucić z domu, ale jego brat był
wzorowym synem, więc w końcu pogodził się z tym, że jeden z nich
nie będzie Anną Marią Wesołowską, a bardziej Malczewskim. Nie
spodziewałam się tego po Eryku, który przecież też nosił się
jak Ignacy, jak jakiś wieszcz, ale było w nim chyba więcej
swobody. A raczej na pewno. Mój Tadeusz nigdy nie podwinąłby
rękawów koszuli i nie rozpiął dwóch górnych guzików, ani nie
dał sobie zmierzwić włosów.
Ale dzisiaj Eryk nie był za bardzo Tadeuszem czy innym Stefanem. Mnie samej kazał
ubrać się tak, bym mogła się ubrudzić. Od razu z przerażeniem
pomyślałam o jakimś wspinaniu się albo kopaniu ogródków, ale
uspokoił mnie, że to akurat po mnie widać, że nie pisałabym się
na to. Dziwnie mi się na niego patrzyło, ubranego w koszulkę z
Iron Manem, a nie białą koszulę, w której podziwiałam go jak
jakaś debilka, ale w sumie nie przeszkadzał mi taki szczegół.
Nie czułam się tak źle jak przy Julce modelce Victoria's Secret.
Ta, chyba Zdzicha's Secret, czy jakie jeszcze imię kojarzy się z
awanturnicą spod warzywniaka.
Wracając do kreatywnej wyprawy: nim udało nam się dojść do
kamienicy, bo tylko tyle udało mi się wyciągnąć szczegółów z
mojego towarzysza, lunął deszcz. Nagle, jakby ktoś gdzieś w
chmurach przewrócił wiadro. Złapałam Eryka za ramię i rzuciliśmy
się biegiem, ale kiedy zamknęły się za nami skrzypiące drzwi,
czułam, że ociekam wodą i najpewniej wyglądam jak zmokła kura.
Kiedy Eryk znalazł włącznik światła, pocieszyło mnie, że nie
prezentował lepiej. Parsknęłam nawet śmiechem, ale wydał z
siebie „ha, ha”, dając mi do zrozumienia, że tylko z
grzeczności sam się nie zaśmiał.
Zaprowadził mnie trochę rozpadającymi się schodami w górę, na
drugie piętro. Ładne, drewniane drzwi wręcz poraziły mnie,
wybijając się na tle nieco zaniedbanych ścian i zaczęłam się
nawet niepokoić, bo Eryk nie wyglądał na psychopatę, który
miałby zamiar mnie tu uwięzić, ale w kamienicy cuchnęło muzeum.
To samo w sobie było dosyć... niepokojące właśnie, ale
potrzebowałam ręcznika. Nawet jeśli chciał mnie uwięzić, to
może miał jakiś w środku. Zwątpiłam, kiedy tylko zamknęły się
za nami drzwi.
Mieszkanie było całkiem puste. Dosłownie. Oprócz nas, były tam
tylko nowe okna i białe ściany, a do tego panele przykryte w
większości starymi gazetami. Stąpałam po nich delikatnie, bo
bałam się je zmoczyć, ale Eryk nie wyglądał na zbytnio
zmartwionego tym, że zostawiamy po sobie ślady. Zniknął w jakimś
pomieszczeniu, a kiedy wrócił, rzucił mi niebieski, puchaty
ręcznik.
— To wymysł Julki — wyjaśnił mi, wzruszając ramionami. — Mi
obojętnie, ale teraz się przydało, nie?
Dobrze, że nie widział, jak pod ręcznikiem zrobiłam minę, dając
do zrozumienia, co o tym myślę, ale kiedy podsuszyłam włosy,
uniosłam brwi, starając się uśmiechać niezłośliwie. Niestety,
nie było go już w pokoju. Przewiesiłam sobie ręcznik przez ramię
i rozejrzałam wokół. To musiało być największe pomieszczenie, z
dużymi oknami i balkonem. Ściany też wydawały mi się jakieś...
ogromne, może dlatego, że nie było tu żadnych mebli ani ozdób.
Mój głos niósł się tu echem. Kiedy Eryk wrócił, wydałam z
siebie ciche, niekontrolowane „och”. Nie miał na sobie koszulki
i może nie wyglądał pod nią jak Kuba, ale i tak prawie złożyłam
dłonie jak do modlitwy. Nie mogłam nic poradzić na moją głębię
emocjonalną na poziomie wody w sadzawce.
— Zaproponowałbym ci to samo, ale z pewnych powodów nie mogę —
stwierdził z niewinnym uśmiechem. — Będziesz musiała suszyć
ubrania na sobie.
— To nic. To nic.
Miałam ochotę walnąć się w głowę. Zamknij się, debilko. Eryk
nie zwrócił na to uwagi, a bardziej na to, co przyniósł ze sobą,
zamiast tej cholernej koszulki. Musiałam odzyskać skupienie, więc
przyjrzałam się temu, co trzymał w rękach. Puszki farby. Dopiero
teraz zwróciłam uwagę, że na gazetach pod ścianą leżały
pędzle różnej wielkości i jakieś inne przybory malarskie,
których przeznaczenia nie znałam. Czy ja miałam malować ściany?
To miało być takie kreatywne? To dzięki, wolałam sobie popatrzyć,
jak robi to on. Musiał zauważyć moją minę, bo parsknął
śmiechem.
— To nie będzie zwykłe malowanie. Stworzymy tutaj dzieło sztuki
— wyjaśnił, odkładając farby i stanął obok mnie. — Na
tej ścianie — Rozkładając ramiona, wskazał rozmiar naszego
przedsięwzięcia. — pomożesz mi namalować coś na kształt
konstelacji w pokoju Ignacego. Widziałaś je?
Pokręciłam głową. Byłam wtedy zbyt zajęta swoim marudzeniem.
— Nieważne. To nawet nie będą konstelacje, tylko zwykły
widoczek, ale powiększony maksymalnie. Potrzebuję pomocy drugiej
osoby, bo sam nie dam rady tego ogarnąć w dwa tygodnie. Nie
będziesz musiała nic wielkiego robić, pokażę ci, co konkretnie.
Trochę nam to zajmie, więc jeśli rezygnujesz, to powiedz teraz.
Nie chcę, żeby Ignacy miał z tym problem.
— Och, nie, na pewno nie będzie miał problemu — zapewniłam go.
— Ja też nie.
Uśmiech, jaki posłał mi Eryk sprawił, że zrobiło mi się
naprawdę ciepło na sercu. Sądził pewnie, że to dlatego, bo niosę
bezinteresowną pomoc, a moje serce mieści w sobie cały świat. Nie
zamierzałam wyprowadzać go z błędu i mówić, że chcę po prostu
nie mieć możliwości wpadania na Kubę albo Julkę obmacującą
mojego chłopaka. Zwłaszcza, że nie mogłam jej wprost powiedzieć
„odwal się”, bo wyszłabym na zazdrosną psychopatkę. To było
mniejszym złem, a Eryk był ostatnio jedyną osobą, która nie
miała do mnie żadnych pretensji albo nie wzbudzała moich
podejrzeń. Mogłam go też do woli wypytywać o różne
interesujące mnie kwestie.
Odwzajemniłam jego uśmiech. Miałam nadzieję, że chociaż tego
nie spieprzę. Deszcz był zawsze zwiastunem moich porażek, jednak tym razem to zignorowałam. Szczerzyłam się jedynie jak głupia, zapominając na chwilę o tym, że nie mam się z czego cieszyć.
Rozdział miał być w styczniu, bo ogłosiłam przerwę z tego względu, że skończył mi się zapas rozdziałów, byłam w sytuacji, kiedy po prostu nie wiedziałam, jak rozwiązać pewne kwestie i zwyczajnie miałam już dość Ewki, ale sprawa rozwiązała się sama. Wracam z chyba nową energią do Lata. Trzymajcie się ciepło!
Coxon, ja nie wiem, co ty robisz na moich blogach o pierwszej w nocy... CZY TY, KOBIETO, ŻYCIA NIE MASZ. XD
OdpowiedzUsuńTak w ogóle to lol, zaczyna mi się już wszystko mieszać, mylę Kubę z Erykiem... Ale to pewnie wina przemęczenia, tak, na pewno, bo ja już niczego nie ogarniam, a tu tyle rzeczy do zrobienia ;O Ale wiesz co, reakcje Ewki są naprawdę fajne, aż się człowiek uśmiecha, gdy to czyta. :D Jednakże mimo wszystko moją miłością pozostanie Jesień. <3 Muehuehuehue.
I cieszę się, że wena wróciła - sama aż się zdziwiłam, gdy zobaczyłam nowy rozdział na Lecie. :>
Pozdrówki, lofffki!
Prawdę mówiąc, to był czysty przypadek, bo miałam wejść czytać nową notkę gdzie indziej, a wlazłam na Łanię i mi wpadł w oko link w informacjach. :D
UsuńJa też się zdziwiłam, że chciało mi się to pisać, bo Ewka jest męcząca, więc... :D
Dzięki i pozdrówki!
świetny pomysł z Erykiem. serio myślę, że to na ten czas jedyne słusznie wyjście, bo w domu to ona za bardzo nie ma co robić i chyba też za bardzo z kim przeżywać. sytuacja typu marego, ale w ten sposób załatwi dwie sprawy na raz: ukniknie rozmow i wkurzy Ignacego, a myślę, że to bardzo dobre argumenty. No i sam Eryk wydaje się być przekonujący,
OdpowiedzUsuńSama Anka w tym swoim wybuchu miała rację; no może wyszło mało uprzejmie, ale no cóż, Ewka jest męcząca i tyle. w tych swoich dramatach jest momentami cholernie upierdliwa, wiec jej sie zwyczajnie nalezalo. niech sie wezmie w garsc! zreszta czasami mysle, ze ona sama wytwarza sobie te swoje problemy. ale swoja droga to ciekawa jestem, na ktorym bardziej jej zalezy i czy wybierze ktoregos? teraz sama nie wiem w jakim jestem teamie ;/
licze, ze ewka juz przestanie cie mecyc i ruszycie na pelnym gazie :D
pozdrawiam!
To było chyba jedyne wyjście w tym momencie, bo nie chciałam jeszcze rozdmuchiwać dram, a komu chce się bez przerwy czytać, że Ewka najchętniej zabiłaby Julkę, skoro to oczywiste... :D
UsuńA wiesz, że ja też doszłam do tego momentu z pisaniem, kiedy nie wiem, komu tak naprawdę kibicuję, mimo że znam koniec tej opowieści? To naprawdę dziwne uczucie, bo wolałabym kogoś faworyzować, ale może to dobrze, bo zrobiłabym z jednego jakiegoś szatana, co pali kotki nad zasyfionym jeziorem. XD
Dzięki i pozdrówki! Też na to liczę. :D
Julka mnie wkurza. Ona w ogóle jest jakaś dziwna.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że gdyby nie Eryk, to Ewka już dawno uciekłaby daleko. Cholerny Ignacy nic nie robi i w dupie ma, czy coś w ogóle dzieje się z Czajką, czy nie. A Anka to chyba faktycznie znowu jakoś kręci z Darkiem. Chociaż szkoda mi Maratończyka, ale mimo wszystko fajnie, że dałaś mu teren do biegania; już wyobrażam sobie jego minę, jakby się teoretycznie dowiedział o romansach Ani.
W każdym bądź razie Kubuś mnie zaskoczył, bo ja to na jego miejscu starałabym się jakoś zagadać do Ewci, no ale oczywiście on zachował się jak jakaś ciapa, co i tak nie zmienia faktu, że wolę jego, niż Tadeusza-srusza.
Powinnaś zmienić dopisek do Ewy przy gifach w bohaterach: z Pierdoła na Ofiara. Ona chyba poddała się już na starcie, gdy tylko wysiadła z samochodu pierwszego dnia w tej mieścinie.
Och, coxon. Galimatias again.
Ech, Julka jest po prostu milusia i tyle. :D
UsuńGdyby nie Eryk, to byłoby tu bardzo dużo dramy, a tak to znalazłam jej jakieś zajęcie. Tego pomysłu mi właśnie zabrakło na zapchanie dziury po epizodzie, który wyrzuciłam z poprzedniej wersji. I widzę, że się sprawdził. :D
Ciapa to ostatnie określenie dla Kuby, którego bym użyła... ;)
No ba, jak mogłoby być inaczej!
Czytam właśnie kolejne opowiadanie, gdzie przyjaciółki mają między sobą jakieś spięcia. Cóż, napiszę to samo: będzie dobrze. :D
OdpowiedzUsuńTutaj spięcie trwało chwilkę, ale...nie wiem, bardzo jakoś polubiłam Ankę, bo jest taka herszt, a Ewka...no, pierdoła, rasowa pierdoła. :D
W ogóle! Już wiem od czego miałam zacząć komentarz! Jak można tak bezczelnie przerwać tę awkward sytuację między Ewką a Kubą?! No...ej, między nimi jest potężna chemia, aż dreptałam nogami w miejscu i "pocałuj ją", albo "no weź, ją chociaż dotknij" XDDDDD Paranoja. :D
Jestem na tak z rozdziałem.
Czekam na dalej :3
Pozdrówki. :D
Pewnie, że będzie dobrze, bo Anka jest tu ogarnięta. :D Ewka za to nie, tu racja, ale jak chociaż jedna strona wie, co robi ze swoim życiem, to przyjaźń się jakoś trzyma, znam z autopsji. XD
UsuńHAHA! Jestem okrutna, ale chciałam tu takiego efektu, więc teraz wydaję z siebie dźwięki mające być szatańskim śmiechem. XDDDD
Dzięki i pozdrówki!
Czemu mam wrażenie, że Ewka i Eryk będą jeszcze częstą parą w kolejnych rozdziałach? No ja wiem, że ona tam z Tadeuszem, ale kurde, jakoś bardziej mi pasuje do niej towarzystwo Eryka. Bo Ignacy chyba tyle pozytywnych uczuć w niej nie wzbudza... I niby ma wyrzuty do Julki, że obmacuje jej chłopaka, i do Ignacego, że się daje, a z drugiej strony nic nie robi, jakby jej to było kompletnie obojętne... Ale ta Ewka zagmatwana!
OdpowiedzUsuńA jak już jesteśmy przy Julce to jestem ogromnie ciekawa jej relacji z Ignacym. Hm, ciekawe, co tam między nimi zaszło w przeszłości...
Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam serdecznie :)
A takiej teorii jeszcze tu nie było! :D Z Julką jest taki problem, że co mogłaby zrobić? Przecież jak pokaże, że jest zazdrosna, to Ignacy uzna, że Ewa znowu przesadza i Julka jeszcze zapunktuje.
UsuńDzięki i pozdrówki! :D
Muszę przyznać, że nie rozumiem Ewki. Ni w ząb. Odniosłam wrażenie, że ona wcale nie jest przekonana do bycia z Tadeuszem. W takim razie dlaczego nadal tkwi w tym związku? I jeszcze to dziwne zachowanie Anki... Podejrzane.
OdpowiedzUsuńI w ogóle Ewka zachowuję się co najmniej, jak gdyby Rocky przez te pięć lat usychał z miłości do niej, co jest trochę drażniące.
Pozdrawiam gorąco,
maximilienne
Kuba zachował srebrny łańcuszek. Hm.
OdpowiedzUsuńTeorie spiskowe Ewci 10/10. W sumie to 11/10. Słuchają tej samej piosenki? PEWNIE SIĘ SEKSZOM. ONI TO WSZYSTKO WIEDZIELI! UKARTOWALI! ANIA WIEDZIAŁA I O DARKU, I O KUBIE! ANIA ILLUMINATEEEEEE! Jeżeli JA przeżyłam tak bardzo ponowne spotkanie z Jakubem, to Anka na pewno też jest milion lat za albinosami w kwestii uczuciowej, nie ma innego wyjścia, trzeba ją podociskać, żeby się przyznała. Serio, Ewka, ty siebie czasami słuchasz, słonko, coś ktoś? :D
A Eryk... nie wiem. Za mało go do teraz było. W ogóle miałam pisać, że trochę tak mi nie leży jego postać, bo wszystkie masz fajnie zarysowane, nawet rodzice Ewki mają jakieś cechy, chociaż to tło tła tła, a Eryk miał tylko prosty nos i piękne kości policzkowe, więc dobrze, że wreszcie ma coś więcej do roboty w tekście niż bycie okazyjnym obiektem westchnień Ewki. Na razie wydaje się sympatycznym kolesiem, chociaż zdecydowanie jest przyćmiony przez postacie Ignasia, Jakuba i Pawła, przy nich nadal wydaje się trochę nijaki i nieważny. Przynajmniej ma ten swój kreatywny projekt, który go wyróżnia, zobaczymy, jak się te schadzki przy dziele sztuki rozwiną :P.