2 gru 2015

dziesięć

Nie mogłam oddychać. Przynajmniej nie miarowo. Czułam się tak, jakbym stanęła oko w oko z jadowitym wężem i szukała ucieczki, ale podświadomie wiedziałam, że ja wcale nie chcę stamtąd uciec. Rocky przez chwilę uśmiechał się do mnie tym swoim drapieżnym uśmiechem, a potem usiadł na łóżku i przewiesił ręcznik przez jego poręcz. I siedział. Siedział i na mnie patrzył, oczekując aż coś powiem, ewentualnie sobie pójdę, co pewnie byłoby mu bardziej na rękę.
Zamiast tego, odwzajemniałam to spojrzenie, walcząc z oczami, które chciały uciec w stronę bezpiecznego sufitu i podziwiać jego pęknięcia i nierówności. Patrzyłam na Jakuba. Na niego i ten cholerny, srebrny łańcuszek, który oddałam mu wtedy w siłowni, na umięśnioną klatkę piersiową, a później na twarz, rozświetloną uśmiechem. Nie dostrzegłam w nim grama złośliwości, mimo że wydawał mi się trochę dziki, ale może po prostu przywykłam do uśmiechu Ignacego; ciepłego i zawsze pokrzepiającego, nawet kiedy znajdowałam się w naprawdę okropnym stanie. Uśmiech Kuby nie pokrzepiał, właściwie to jednocześnie mnie niepokoił i sprawiał, że Rocky stawał się jeszcze bardziej pociągający niż wcześniej.
Skrzyżowałam ręce na piersi i ponownie wzruszyłam ramionami.
— Nie wiem, co mam ci odpowiedzieć — przyznałam.
— Milczenie to też jakaś odpowiedź.
— Wiesz o tym najlepiej.
Uniósł brwi, a później podniósł się i przeszedł obok mnie, by dostać się do komody i jakby nigdy nic otworzyć ją, prawdopodobnie w poszukiwaniu koszulki. Czułam zapach jego żelu pod prysznic, który również pamiętałam, bo pewne rzeczy chyba nie powinny się zmieniać. To był zapach Kuby, możliwe, że powtarzalny, ale gdyby dziesięciu facetów umyło się w tym samym żelu i roztoczyło wokół mnie ten zapach, nie byłby już taki sam. Rocky sprawiał, że byłam właściwie sparaliżowana, potrafiłam tylko odwrócić się lekko w jego stronę i patrzyć na niego, przerażona tym, co się dzieje. A nie działo się nic. Wlazłam mu do pokoju i zachowywałam się jak debilka, stojąc tak blisko i gapiąc się. On zachowywał się normalnie, jakby wcale nie minęło pięć lat, jakbyśmy widzieli się wczoraj. Albo nie widzieli w ogóle, niby dlaczego miał to wszystko pamiętać?
Miałam wrażenie, że minęła wieczność. Kuba nie wyjął nic z komody, a jedynie zatrzasnął ją z powrotem i odwrócił się w moją stronę, znajdując się nagle tak blisko, że moje serce jeszcze przyspieszyło, jakby to w ogóle było możliwe. Zacisnęłam mocno palce dłoni na obu przedramionach, nie przejmując się tym, że zostawię ślady paznokci. Musiałam się przekonać, że to prawda, że on stoi tak blisko, że gdybym stanęła na palcach, pewnie mogłabym go pocałować.
Ale zanim zdążyłam postąpić tak głupio, a chyba moje ciało miało taki zamiar, Kuba bardzo delikatnie położył mi dłonie na ramionach i przesunął mnie, chcąc dostać się do szuflady, którą mu sobą blokowałam. Patrzyłam w osłupieniu jak wyjmuje z niej krótkie spodenki i koszulkę z krótkim rękawem, a potem jakby nigdy nic, przebiera się. To powinno mi pomóc, ale w tej koszulce wyglądał jeszcze lepiej, aż musiałam zacisnąć zęby, żeby nie wydać z siebie cichego „jejku”. Serce biło mi bardzo szybko, odniosłam wrażenie, że wyskoczy z piersi, jeśli opuszczę ręce w dół. Musiałam się stamtąd wydostać, ale moje nogi właśnie wrosły w ziemię.
Chciałam coś powiedzieć. Wiedziałam, że czeka, aż pozbieram myśli, ale jak miałam to zrobić, kiedy moja głowa ziała pustką? Miałam język z ołowiu i prawdopodobnie rumieniłam się jak jakaś dwunastoletnia dziewczynka stojąca przed swoją „miłością życia” z sąsiedniego z gimnazjum. Tak się czułam. Już otwierałam usta, żeby wydobyć z siebie jakiekolwiek zdanie, nawet takie bez znaczenia, kiedy ktoś mocno zapukał dwa razy w drzwi i otworzył gwałtownie. Stanął w nich Darek, opierając się o klamkę. Też był przebrany, a na szyi miał słuchawki, z których słyszałam szum głośno puszczonej muzyki.
— O, sorry, chyba przeszkodziłem — mruknął, ale nie ruszył się z miejsca. Czekał chyba na reakcję Kuby.
Ja byłam szybsza. Po prostu zaśmiałam się nerwowo, wzruszyłam ramionami i wyszłam stamtąd, potrącając Darka. Dopiero wtedy usłyszałam, że szum w jego słuchawkach był piosenką, którą Anka zamęczała mnie przez ostatnie tygodnie, w przerwach pomiędzy moim ględzeniem o różnych bzdurach. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Nie mogłam powstrzymać się, by na schodach gwałtownie nie odwrócić głowy, ale nie było już go w korytarzu. Może miałam paranoję, skoro pamiętałam piosenkę, której słuchałam maksymalnie z trzy razy, a później udawałam, że słucham, byleby wcisnąć Ance moją kolejną teorię spiskową o Ignacym? Już sama nie wiedziałam, a zresztą to niczego nie udowadniało, a może po prostu ja wtedy widziałam tylko to, co chciałam.
Miałam mętlik w głowie.
Ankę znalazłam w ogrodzie. Stół stamtąd zniknął, a zostały dwa leżaki, na jednym wylegiwała się właśnie Ania. Wyglądała na zrelaksowaną, zaplotła sobie nawet warkocz, a przecież nigdy nie miała do tego cierpliwości. Miała słuchawki w uszach i okulary przeciwsłoneczne na nosie, więc prawdopodobnie nie życzyła sobie, by ktoś jej przeszkadzał, ale ja musiałam to zrobić. Czuła się tutaj zbyt swobodnie jak na pierwszy dzień w nowym miejscu. Pewnie słuchała tej głupiej piosenki. Cały czas miałam w głowie melodię i przypadkowe słowa.
Zacisnęłam pięści i podeszłam do niej, a później usiadłam na drugim leżaku i szturchnęłam ją stopą w bok. Podskoczyła gwałtownie, aż okulary zsunęły jej się z nosa i spojrzała na mnie jak na wariatkę. Wyciągnęła słuchawki z uszu i rzuciła je na trawę. Odwzajemniłam jej wściekłe spojrzenie równie nieprzyjemnym. Mierzyłyśmy się nimi chwilę, aż w końcu wydała z siebie coś pomiędzy warknięciem, a parsknięciem i położyła się z powrotem, ale dała mi do zrozumienia, że słucha moich wynurzeń. Zirytowała mnie.
— Nie wyglądałaś na zaskoczoną tym, że jest tu Darek. Teraz też nie wyglądasz. Anka, chcesz mi coś powiedzieć?
Odwróciła głowę w moją stronę i znów zdecydowała się na piorunowanie mnie wzrokiem, ale ja nie dałam się zwieść. Coś przede mną ukrywała, a tak nie zachowuje się przyjaciółka. Byłam gotowa się na to powołać, byle coś z niej wyciągnąć, a właściwie wyżyć się za sytuację sprzed chwili. Miałam wrażenie, że jest za to odpowiedzialna. Nie miałam ku temu podstaw, ale byłam wściekła, wszystko we mnie chodziło, drżało i chciało coś rozwalić, by poczuć ulgę. Najbliżej znajdowała się Ania.
— Nic nie chcę ci mówić — odwarknęła i znów usiadła, by znaleźć się na moim poziomie.
— Wiedziałaś, że tu będą? On i Rocky?
— Skąd miałam to wiedzieć?
— Nie wiem, ty mi powiedz. To ty jesteś zrelaksowana i cała hepi, nie wiem nawet dlaczego, ja jestem zdenerwowana, a ty wyluzowana, jakbyś jednak cieszyła się z tego trójkąta.
Wyraz twarzy Ani gwałtownie się zmienił. Obawiałam się, że zaraz na mnie naskoczy albo gorzej, pobije mnie, ale starałam się zachować spokój. Patrzyłam wyzywająco, zaciskając palce na krawędzi leżaka.
— Nie ma żadnego trójkąta — wycedziła Ania. — Nic między mną a Darkiem nie ma, dlatego się nie denerwuję. Już ci mówiłam, że to koniec, przestań doszukiwać się jakichś swoich teorii spiskowych. Jest tu, bo jest, nic na to nie poradzę, Ewka.
— Tak? To dlaczego kiedy go mijałam, słuchał tej piosenki, tej co leci „pewnie się domyślasz, ale teraz cii”? To przypadek? Nie wydaje mi się.
— Nie wiem dlaczego tego słuchał i gówno mnie to obchodzi, Ewka. Weź się w garść i zajmij się sobą, bo z tego co wiem, to ty nadal rozprawiasz o tym całym Rockym i swoim Ignacym, nic innego cię nie interesuje i męczysz mnie tym, wiesz? Mam cię dość. Rozpierdoliłaś mi całkiem humor, a było tak fajnie, kiedy cię chwilę nie było.
Zapadła między nami cisza, a ze mnie uleciała cała złość, zastąpiona czymś, czego nie potrafiłam określić jednym, trafnym słowem, ale zrobiło mi się zwyczajnie przykro. Ania przez chwilę patrzyła na mnie z tą wściekłością, ale w pewnym momencie wyraz jej twarzy gwałtownie się zmienił i zacisnęła mocno powieki. Widziałam, że tymi słowami rozładowała całą złość, jaka w niej wręcz wrzała, ale zrobiła to moim kosztem. Starałam się nie wstać i po prostu nie wyjść. Nie mogłam robić takich scen w obcym miejscu. Postanowiłam po prostu zignorować to, na ten moment.
— Wiesz, że nie miałam tego na myśli, Czajka.
— To ty mi kiedyś czytałaś, że w złości mówi się prawdę.
— Czajka... — Otworzyła oczy i spojrzała na mnie błagalnie. — Co się z tobą dzieje?
Wzruszyłam ramionami. Nie wiedziałam, co się ze mną działo, zwłaszcza przez ostatnie dwa dni. Nie czułam już tego gorąca na policzkach i wrażenia, że zaraz zemdleję. Nagle otrzeźwiałam i było mi potwornie głupio. Musiałam porozmawiać z Jakubem i wyjaśnić z nim wszystkie moje wątpliwości, żeby nie było między nami tego napięcia, ale... jak miałam to zrobić, skoro nie potrafiłam przy nim oddychać? Jak miałam powiedzieć cokolwiek? I co miałabym powiedzieć? „Słuchaj, Kuba, ale nie wiem czy dobrze zrobiłam, bo w sumie to wylosowałam twojego brata zapałkami, hehe, taki mały trik, polecam serdecznie”. Przecież wyśmiałby mnie. Albo nie wiem co zrobił. Tak naprawdę go nie znałam, wlazłam mu do pokoju i nie spodziewałam się takiej reakcji, jaką rzeczywiście dostałam. Zachowywał się zupełnie normalnie, jakby on mógł normalnie funkcjonować w mojej obecności. Bo chyba mógł, tylko ja byłam kretynką, niepotrafiącą określić tego, co czuję.
— Ania, czy to jest normalne, że... kocham Ignacego, dobra? — Poczekałam, aż pokiwa głową. — Ale widziałam się właśnie z Rockym w cztery oczy i pamiętasz jak czytałyśmy na głosy tego harlekina z regału babci Stefy? — Zajęło jej to dłużej, ale ponownie kiwnęła głową. — To tam było coś o tych nogach z waty i innych bzdetach. To ja właśnie tak przed chwilą miałam.
— Ponosi cię.
— Ale naprawdę. Gdyby nie to, że po prostu mnie odsunął, to prawdopodobnie bym go pocałowała. Ja już nawet nie pamiętam, jak...
Urwałam w połowie zdania, bo Ania uderzyła mnie z całej siły pięścią w ramię. Wydałam z siebie ciche „auć” i potarłam bolące miejsce. Moja przyjaciółka patrzyła na mnie tak, jakby miała ochotę wtłuc mi do głowy mądrość.
— Zabraniam ci się z nim widzieć w cztery oczy. Mało masz problemów? Dotrwajmy do tego ślubu, wyjedziemy stąd i będzie. A teraz się uspokój i wracajmy do środka, bo to na pewno podejrzane, taka dyskusja w ogrodzie. Paweł pewnie już wrócił, nie mógł się powstrzymać, żeby nie pobiegać w nowym miejscu.
Przytaknęłam niechętnie i poczłapałam za nią do domu. W salonie nie było nikogo, ale w kuchni spotkałyśmy Darię i Pawła, którzy rozprawiali o jakichś treningach. Oparłam się o szafkę i skrzyżowałam ręce na piersi, starając się wyglądać na pogodną, ale nie minęło pięć minut, a znów odpłynęłam, czując się jak nafaszerowana jakimiś prochami.
Musiałam skupić się na tym, na czym powinnam. Nikt mi tego nie ułatwiał.

— Ewuniu, będziesz miała coś przeciwko jeśli zabiorę Ignacego do miasta?
Widelec zatrzymał się w połowie drogi do moich ust, kiedy dotarł do mnie słodki, niewinny głosik Julii. Nie wiedziałam w ogóle, co ona tu robi, nie miała swojego domu? Nie no, pewnie miała, ale nie było w nim mojego chłopaka, którego mogłaby smyrać po ramieniu, niby to przypadkiem, strzepując pyłki. Posłałam jej fałszywy uśmiech i zmierzyłam spojrzeniem. Miałam w szafie identyczną sukienkę, jaką ona tego dnia założyła, ale na niej leżała o wiele lepiej, bo Julka-Srulka nie była wieszakiem. Czułam się w swojej koszulce z pandą jak jakaś bezdomna.
— Jeśli Ignacy nie ma nic przeciwko, to niech idzie. Nie jestem jego opiekunką — odparłam równie słodziutko.
Zmarszczyła brwi, starając się utrzymać swój uśmiech, a udało jej się to chyba tylko dlatego, bo ze mnie przeniosła wzrok na Ignacego. Czułam, że mi się przygląda, ale nie miałam odwagi na niego spojrzeć. Od poprzedniego dnia nie odezwałam się do niego ani słowem prócz cichego „dobranoc”, którego chyba nie dosłyszał, bo przyklepywał sobie poduszkę. Nadal było mi źle z tym, że wtarabaniłam się do pokoju Jakuba i cieszyłam się, że nie było go przy śniadaniu. Wpadł za to Eryk, poproszony przez panią Leszczyńską o kupienie świeżych kwiatów, bo ubolewała nad tym, że tylko ona się przejmuje dekoracją stołu. „To tylko śniadanie” nie było w ogóle argumentem i sprawiało, że włączała się w niej urodzona choleryczka.
— Jesteś pewna? — zapytał mnie Ignacy, zmuszając mnie, bym na niego spojrzała.
Między brwiami pojawiła mu się ta irytująca zmarszczka świadcząca o tym, że naprawdę zależy mu na tym, żebym była pewna. Możliwe, że był gotów odmówić swojej Julci, żebym poczuła się lepiej. Ale ja nie potrzebowałam tej litości, widziałam, że w jej obecności jest jak szczygiełek, jak to mawiała moja mama. Zacisnęłam wargi i pokiwałam głową. Bałam się, że jeśli coś odpowiem, to bankowo będzie to coś bardzo złośliwego. Widziałam, że nie uważa tego za szczerze, ale kiedy spojrzał na Julię, od razu dostrzegłam, że w głębi duszy się cieszy. Pewnie, idź sobie z tą bździągwą, jak to leciało... o, „jak chcesz chodzić z nią to z nią idź”, właśnie tak! Ja potrafiłam radzić sobie sama. Upewnił mnie w tym Eryk. Postukał mnie palcem w przedramię, żeby zwrócić na siebie uwagę. Posłałam mu pytające spojrzenie, starając się uśmiechać się niczym Julia. Pewnie wyszedł mi ból zęba, nogi, mózgu rozbryzganego na ścianie.
— Nie będziesz się nudzić sama? — zapytał, odwzajemniając mój uśmiech, a więc pewnie wyszło mi przekonująco.
— Pewnie będę, ale zakładam, że poczytam książkę albo coś.
— Mam lepszy pomysł. Jesteś chętna pomóc mi z czymś kreatywnym?
Uniosłam brwi, ale pokiwałam głową. Widziałam kątem oka, że Ignacy patrzy. Wkładając w to tyle cukru, ile tylko mogłam, powiedziałam:
— Zawsze.
A masz, miłej zabawy z twoją Julcią, Ignacy Tadeuszu Leszczyński, ty wieszczu narodowy. Byłam wdzięczna Erykowi, że szybko zainterweniował, widząc mój wisielczy humor, przysypany niezdrową warstwą lukru. I chciał mnie zaangażować w coś kreatywnego! Cóż, na dobrą sprawę mnie nie znał, nie dziwiłam się, że uznał to za dobry pomysł.

Na pomysł wybrania się w miejsce „kreatywnej pomocy” rowerami odpowiedziałam stanowczo nie. To źle mi się kojarzyło po kilkugodzinnej wyprawie na grzyby z mamą i tatą, podczas której złamałam sobie rękę, zgubiłam się i prowadziłam zepsuty rower, walcząc ze łzami. To tak w ramach wyjaśnienia, z serii „Przygody ośmioletniej Ewy Czai”. Zresztą godzinę wcześniej widziałam, jak w taką podróż wybierają się Julia z Ignacym, a ona chichocze, kiedy poprawił jej na głowie jakiś absurdalny kapelusz matrony przysypanej na twarzy mąką. Wyglądała jak nawiedzona Baby Jane, a tak naprawdę pięknie, tylko ja starałam się zrobić z niej poczwarę. Miałam ochotę wyć, ale nie dałam tego po sobie poznać. Nie chciałam robić przykrości Erykowi, który starał się odwieść mnie od śledzenia mojego chłopaka z tą upierdliwą laską.
Kiedy szliśmy ulicą, starając się spieszyć, bo za nami toczyła się naprawdę brzydka chmura, zapomniałam nawet o tym, co mnie w głębi duszy mocno martwiło. Skupiłam się na Eryku, który z zaangażowaniem opowiadał mi o tym, że w tym roku rzucił studia prawnicze i po czterech latach czekania na ten moment, złożył papiery na ASP. Ojciec chciał go wyrzucić z domu, ale jego brat był wzorowym synem, więc w końcu pogodził się z tym, że jeden z nich nie będzie Anną Marią Wesołowską, a bardziej Malczewskim. Nie spodziewałam się tego po Eryku, który przecież też nosił się jak Ignacy, jak jakiś wieszcz, ale było w nim chyba więcej swobody. A raczej na pewno. Mój Tadeusz nigdy nie podwinąłby rękawów koszuli i nie rozpiął dwóch górnych guzików, ani nie dał sobie zmierzwić włosów.
Ale dzisiaj Eryk nie był za bardzo Tadeuszem czy innym Stefanem. Mnie samej kazał ubrać się tak, bym mogła się ubrudzić. Od razu z przerażeniem pomyślałam o jakimś wspinaniu się albo kopaniu ogródków, ale uspokoił mnie, że to akurat po mnie widać, że nie pisałabym się na to. Dziwnie mi się na niego patrzyło, ubranego w koszulkę z Iron Manem, a nie białą koszulę, w której podziwiałam go jak jakaś debilka, ale w sumie nie przeszkadzał mi taki szczegół. Nie czułam się tak źle jak przy Julce modelce Victoria's Secret. Ta, chyba Zdzicha's Secret, czy jakie jeszcze imię kojarzy się z awanturnicą spod warzywniaka.
Wracając do kreatywnej wyprawy: nim udało nam się dojść do kamienicy, bo tylko tyle udało mi się wyciągnąć szczegółów z mojego towarzysza, lunął deszcz. Nagle, jakby ktoś gdzieś w chmurach przewrócił wiadro. Złapałam Eryka za ramię i rzuciliśmy się biegiem, ale kiedy zamknęły się za nami skrzypiące drzwi, czułam, że ociekam wodą i najpewniej wyglądam jak zmokła kura. Kiedy Eryk znalazł włącznik światła, pocieszyło mnie, że nie prezentował lepiej. Parsknęłam nawet śmiechem, ale wydał z siebie „ha, ha”, dając mi do zrozumienia, że tylko z grzeczności sam się nie zaśmiał.
Zaprowadził mnie trochę rozpadającymi się schodami w górę, na drugie piętro. Ładne, drewniane drzwi wręcz poraziły mnie, wybijając się na tle nieco zaniedbanych ścian i zaczęłam się nawet niepokoić, bo Eryk nie wyglądał na psychopatę, który miałby zamiar mnie tu uwięzić, ale w kamienicy cuchnęło muzeum. To samo w sobie było dosyć... niepokojące właśnie, ale potrzebowałam ręcznika. Nawet jeśli chciał mnie uwięzić, to może miał jakiś w środku. Zwątpiłam, kiedy tylko zamknęły się za nami drzwi.
Mieszkanie było całkiem puste. Dosłownie. Oprócz nas, były tam tylko nowe okna i białe ściany, a do tego panele przykryte w większości starymi gazetami. Stąpałam po nich delikatnie, bo bałam się je zmoczyć, ale Eryk nie wyglądał na zbytnio zmartwionego tym, że zostawiamy po sobie ślady. Zniknął w jakimś pomieszczeniu, a kiedy wrócił, rzucił mi niebieski, puchaty ręcznik.
— To wymysł Julki — wyjaśnił mi, wzruszając ramionami. — Mi obojętnie, ale teraz się przydało, nie?
Dobrze, że nie widział, jak pod ręcznikiem zrobiłam minę, dając do zrozumienia, co o tym myślę, ale kiedy podsuszyłam włosy, uniosłam brwi, starając się uśmiechać niezłośliwie. Niestety, nie było go już w pokoju. Przewiesiłam sobie ręcznik przez ramię i rozejrzałam wokół. To musiało być największe pomieszczenie, z dużymi oknami i balkonem. Ściany też wydawały mi się jakieś... ogromne, może dlatego, że nie było tu żadnych mebli ani ozdób. Mój głos niósł się tu echem. Kiedy Eryk wrócił, wydałam z siebie ciche, niekontrolowane „och”. Nie miał na sobie koszulki i może nie wyglądał pod nią jak Kuba, ale i tak prawie złożyłam dłonie jak do modlitwy. Nie mogłam nic poradzić na moją głębię emocjonalną na poziomie wody w sadzawce.
— Zaproponowałbym ci to samo, ale z pewnych powodów nie mogę — stwierdził z niewinnym uśmiechem. — Będziesz musiała suszyć ubrania na sobie.
— To nic. To nic.
Miałam ochotę walnąć się w głowę. Zamknij się, debilko. Eryk nie zwrócił na to uwagi, a bardziej na to, co przyniósł ze sobą, zamiast tej cholernej koszulki. Musiałam odzyskać skupienie, więc przyjrzałam się temu, co trzymał w rękach. Puszki farby. Dopiero teraz zwróciłam uwagę, że na gazetach pod ścianą leżały pędzle różnej wielkości i jakieś inne przybory malarskie, których przeznaczenia nie znałam. Czy ja miałam malować ściany? To miało być takie kreatywne? To dzięki, wolałam sobie popatrzyć, jak robi to on. Musiał zauważyć moją minę, bo parsknął śmiechem.
— To nie będzie zwykłe malowanie. Stworzymy tutaj dzieło sztuki — wyjaśnił, odkładając farby i stanął obok mnie. — Na tej ścianie — Rozkładając ramiona, wskazał rozmiar naszego przedsięwzięcia. — pomożesz mi namalować coś na kształt konstelacji w pokoju Ignacego. Widziałaś je?
Pokręciłam głową. Byłam wtedy zbyt zajęta swoim marudzeniem.
— Nieważne. To nawet nie będą konstelacje, tylko zwykły widoczek, ale powiększony maksymalnie. Potrzebuję pomocy drugiej osoby, bo sam nie dam rady tego ogarnąć w dwa tygodnie. Nie będziesz musiała nic wielkiego robić, pokażę ci, co konkretnie. Trochę nam to zajmie, więc jeśli rezygnujesz, to powiedz teraz. Nie chcę, żeby Ignacy miał z tym problem.
— Och, nie, na pewno nie będzie miał problemu — zapewniłam go. — Ja też nie.
Uśmiech, jaki posłał mi Eryk sprawił, że zrobiło mi się naprawdę ciepło na sercu. Sądził pewnie, że to dlatego, bo niosę bezinteresowną pomoc, a moje serce mieści w sobie cały świat. Nie zamierzałam wyprowadzać go z błędu i mówić, że chcę po prostu nie mieć możliwości wpadania na Kubę albo Julkę obmacującą mojego chłopaka. Zwłaszcza, że nie mogłam jej wprost powiedzieć „odwal się”, bo wyszłabym na zazdrosną psychopatkę. To było mniejszym złem, a Eryk był ostatnio jedyną osobą, która nie miała do mnie żadnych pretensji albo nie wzbudzała moich podejrzeń. Mogłam go też do woli wypytywać o różne interesujące mnie kwestie.
Odwzajemniłam jego uśmiech. Miałam nadzieję, że chociaż tego nie spieprzę. Deszcz był zawsze zwiastunem moich porażek, jednak tym razem to zignorowałam. Szczerzyłam się jedynie jak głupia, zapominając na chwilę o tym, że nie mam się z czego cieszyć.
Rozdział miał być w styczniu, bo ogłosiłam przerwę z tego względu, że skończył mi się zapas rozdziałów, byłam w sytuacji, kiedy po prostu nie wiedziałam, jak rozwiązać pewne kwestie i zwyczajnie miałam już dość Ewki, ale sprawa rozwiązała się sama. Wracam z chyba nową energią do Lata. Trzymajcie się ciepło!

12 komentarzy:

  1. Coxon, ja nie wiem, co ty robisz na moich blogach o pierwszej w nocy... CZY TY, KOBIETO, ŻYCIA NIE MASZ. XD
    Tak w ogóle to lol, zaczyna mi się już wszystko mieszać, mylę Kubę z Erykiem... Ale to pewnie wina przemęczenia, tak, na pewno, bo ja już niczego nie ogarniam, a tu tyle rzeczy do zrobienia ;O Ale wiesz co, reakcje Ewki są naprawdę fajne, aż się człowiek uśmiecha, gdy to czyta. :D Jednakże mimo wszystko moją miłością pozostanie Jesień. <3 Muehuehuehue.
    I cieszę się, że wena wróciła - sama aż się zdziwiłam, gdy zobaczyłam nowy rozdział na Lecie. :>
    Pozdrówki, lofffki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę mówiąc, to był czysty przypadek, bo miałam wejść czytać nową notkę gdzie indziej, a wlazłam na Łanię i mi wpadł w oko link w informacjach. :D
      Ja też się zdziwiłam, że chciało mi się to pisać, bo Ewka jest męcząca, więc... :D
      Dzięki i pozdrówki!

      Usuń
  2. świetny pomysł z Erykiem. serio myślę, że to na ten czas jedyne słusznie wyjście, bo w domu to ona za bardzo nie ma co robić i chyba też za bardzo z kim przeżywać. sytuacja typu marego, ale w ten sposób załatwi dwie sprawy na raz: ukniknie rozmow i wkurzy Ignacego, a myślę, że to bardzo dobre argumenty. No i sam Eryk wydaje się być przekonujący,
    Sama Anka w tym swoim wybuchu miała rację; no może wyszło mało uprzejmie, ale no cóż, Ewka jest męcząca i tyle. w tych swoich dramatach jest momentami cholernie upierdliwa, wiec jej sie zwyczajnie nalezalo. niech sie wezmie w garsc! zreszta czasami mysle, ze ona sama wytwarza sobie te swoje problemy. ale swoja droga to ciekawa jestem, na ktorym bardziej jej zalezy i czy wybierze ktoregos? teraz sama nie wiem w jakim jestem teamie ;/
    licze, ze ewka juz przestanie cie mecyc i ruszycie na pelnym gazie :D
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było chyba jedyne wyjście w tym momencie, bo nie chciałam jeszcze rozdmuchiwać dram, a komu chce się bez przerwy czytać, że Ewka najchętniej zabiłaby Julkę, skoro to oczywiste... :D
      A wiesz, że ja też doszłam do tego momentu z pisaniem, kiedy nie wiem, komu tak naprawdę kibicuję, mimo że znam koniec tej opowieści? To naprawdę dziwne uczucie, bo wolałabym kogoś faworyzować, ale może to dobrze, bo zrobiłabym z jednego jakiegoś szatana, co pali kotki nad zasyfionym jeziorem. XD
      Dzięki i pozdrówki! Też na to liczę. :D

      Usuń
  3. Julka mnie wkurza. Ona w ogóle jest jakaś dziwna.
    Mam wrażenie, że gdyby nie Eryk, to Ewka już dawno uciekłaby daleko. Cholerny Ignacy nic nie robi i w dupie ma, czy coś w ogóle dzieje się z Czajką, czy nie. A Anka to chyba faktycznie znowu jakoś kręci z Darkiem. Chociaż szkoda mi Maratończyka, ale mimo wszystko fajnie, że dałaś mu teren do biegania; już wyobrażam sobie jego minę, jakby się teoretycznie dowiedział o romansach Ani.
    W każdym bądź razie Kubuś mnie zaskoczył, bo ja to na jego miejscu starałabym się jakoś zagadać do Ewci, no ale oczywiście on zachował się jak jakaś ciapa, co i tak nie zmienia faktu, że wolę jego, niż Tadeusza-srusza.
    Powinnaś zmienić dopisek do Ewy przy gifach w bohaterach: z Pierdoła na Ofiara. Ona chyba poddała się już na starcie, gdy tylko wysiadła z samochodu pierwszego dnia w tej mieścinie.
    Och, coxon. Galimatias again.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, Julka jest po prostu milusia i tyle. :D
      Gdyby nie Eryk, to byłoby tu bardzo dużo dramy, a tak to znalazłam jej jakieś zajęcie. Tego pomysłu mi właśnie zabrakło na zapchanie dziury po epizodzie, który wyrzuciłam z poprzedniej wersji. I widzę, że się sprawdził. :D
      Ciapa to ostatnie określenie dla Kuby, którego bym użyła... ;)
      No ba, jak mogłoby być inaczej!

      Usuń
  4. Czytam właśnie kolejne opowiadanie, gdzie przyjaciółki mają między sobą jakieś spięcia. Cóż, napiszę to samo: będzie dobrze. :D
    Tutaj spięcie trwało chwilkę, ale...nie wiem, bardzo jakoś polubiłam Ankę, bo jest taka herszt, a Ewka...no, pierdoła, rasowa pierdoła. :D
    W ogóle! Już wiem od czego miałam zacząć komentarz! Jak można tak bezczelnie przerwać tę awkward sytuację między Ewką a Kubą?! No...ej, między nimi jest potężna chemia, aż dreptałam nogami w miejscu i "pocałuj ją", albo "no weź, ją chociaż dotknij" XDDDDD Paranoja. :D
    Jestem na tak z rozdziałem.
    Czekam na dalej :3
    Pozdrówki. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że będzie dobrze, bo Anka jest tu ogarnięta. :D Ewka za to nie, tu racja, ale jak chociaż jedna strona wie, co robi ze swoim życiem, to przyjaźń się jakoś trzyma, znam z autopsji. XD
      HAHA! Jestem okrutna, ale chciałam tu takiego efektu, więc teraz wydaję z siebie dźwięki mające być szatańskim śmiechem. XDDDD
      Dzięki i pozdrówki!

      Usuń
  5. Czemu mam wrażenie, że Ewka i Eryk będą jeszcze częstą parą w kolejnych rozdziałach? No ja wiem, że ona tam z Tadeuszem, ale kurde, jakoś bardziej mi pasuje do niej towarzystwo Eryka. Bo Ignacy chyba tyle pozytywnych uczuć w niej nie wzbudza... I niby ma wyrzuty do Julki, że obmacuje jej chłopaka, i do Ignacego, że się daje, a z drugiej strony nic nie robi, jakby jej to było kompletnie obojętne... Ale ta Ewka zagmatwana!
    A jak już jesteśmy przy Julce to jestem ogromnie ciekawa jej relacji z Ignacym. Hm, ciekawe, co tam między nimi zaszło w przeszłości...

    Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A takiej teorii jeszcze tu nie było! :D Z Julką jest taki problem, że co mogłaby zrobić? Przecież jak pokaże, że jest zazdrosna, to Ignacy uzna, że Ewa znowu przesadza i Julka jeszcze zapunktuje.
      Dzięki i pozdrówki! :D

      Usuń
  6. Muszę przyznać, że nie rozumiem Ewki. Ni w ząb. Odniosłam wrażenie, że ona wcale nie jest przekonana do bycia z Tadeuszem. W takim razie dlaczego nadal tkwi w tym związku? I jeszcze to dziwne zachowanie Anki... Podejrzane.
    I w ogóle Ewka zachowuję się co najmniej, jak gdyby Rocky przez te pięć lat usychał z miłości do niej, co jest trochę drażniące.
    Pozdrawiam gorąco,
    maximilienne

    OdpowiedzUsuń
  7. Kuba zachował srebrny łańcuszek. Hm.
    Teorie spiskowe Ewci 10/10. W sumie to 11/10. Słuchają tej samej piosenki? PEWNIE SIĘ SEKSZOM. ONI TO WSZYSTKO WIEDZIELI! UKARTOWALI! ANIA WIEDZIAŁA I O DARKU, I O KUBIE! ANIA ILLUMINATEEEEEE! Jeżeli JA przeżyłam tak bardzo ponowne spotkanie z Jakubem, to Anka na pewno też jest milion lat za albinosami w kwestii uczuciowej, nie ma innego wyjścia, trzeba ją podociskać, żeby się przyznała. Serio, Ewka, ty siebie czasami słuchasz, słonko, coś ktoś? :D
    A Eryk... nie wiem. Za mało go do teraz było. W ogóle miałam pisać, że trochę tak mi nie leży jego postać, bo wszystkie masz fajnie zarysowane, nawet rodzice Ewki mają jakieś cechy, chociaż to tło tła tła, a Eryk miał tylko prosty nos i piękne kości policzkowe, więc dobrze, że wreszcie ma coś więcej do roboty w tekście niż bycie okazyjnym obiektem westchnień Ewki. Na razie wydaje się sympatycznym kolesiem, chociaż zdecydowanie jest przyćmiony przez postacie Ignasia, Jakuba i Pawła, przy nich nadal wydaje się trochę nijaki i nieważny. Przynajmniej ma ten swój kreatywny projekt, który go wyróżnia, zobaczymy, jak się te schadzki przy dziele sztuki rozwiną :P.

    OdpowiedzUsuń