15 lip 2015

pięć

Nie odebrałam ani jednego telefonu od Ignacego przez cały weekend. Fakt, kusiło mnie to, bo mogłabym mu wygarnąć i rozłączyć się, ale to byłoby zbyt tchórzliwe, nawet jak na mnie. Poza tym, znalazłam pewną rzecz — o czym później — która nie pozwalała mi się do niego odezwać bez specjalnego przygotowania. To była kropla przelewająca czarę goryczy i sama pakująca moje rzeczy do torby w trybie natychmiastowym. Zabrałam nawet lampę z pseudo salonu, a także zestaw pieprzniczek i solniczek w kształcie postaci z Gwiezdnych Wojen. Kupiłam je sama, za własne pieniądze, więc i tak nie miał do nich żadnych praw.
Nie powiedziałam nic Ance. Nie chciałam rozpoczynać jeszcze wojny, która niezaprzeczalnie miałaby miejsce i zapewne przyjechałaby tutaj z podręcznym zestawem do torturowania takich niewiernych Tadeuszów. Pewnie ja w przypływie nagłej weny też bym mu dołożyła. Spędziłam na snuciu takich wizji cały piątek, kiedy siedziałam zakopana w kołdrze, wylewając z siebie przy tym siódme poty, bo na zewnątrz było prawie trzydzieści stopni, i nadrabiałam zaległości w oglądaniu Seksu w wielkim mieście. Narobiłam bałaganu w całym mieszkaniu, nie zmywałam naczyń, a kiedy oblałam sokiem stolik nocny Ignacego, nie miałam nawet zamiaru tego ścierać. Chciałam zobaczyć jak prowadzi ze sobą wewnętrzną walkę, kiedy dotknie klejącego się drewna. Przynajmniej tak mogłam się zemścić.
W sobotnie południe wyszłam w końcu z domu, a kiedy wracałam, pomyślałam, że warto byłoby zajrzeć do skrzynki ostatni raz. Reklamy wręcz wysypały się na mnie, bo najwyraźniej Ignacy nigdy ich nie sprzątał, tylko zabierał te swoje liściki. O jednym zapomniał. Kiedy wpychałam z powrotem ulotki pożyczek-chwilówek i super świetne oferty supermarketów, rzuciła mi się w oczy dosyć gruba, biała koperta. List do Ignacego. Kolejny list. Zakluczyłam skrzynkę i zabrałam kolejny dowód na to, że jest kompletnym dupkiem. Zaadresowany był rzecz jasna do niego, a kto był nadawcą? Jakaś Daria z Kołobrzegu! Miałam ochotę odpisać jej kilka słów do posłuchu, ale nie, najpierw musiałam się rozmówić z Leszczyńskim. Nie zamierzałam nawet tego otwierać. Już w drodze do mieszkania formował się w mojej głowie pewien plan. Położyłam kopertę na stole w kuchni, nadawcą do góry i nie wchodziłam tam przez cały dzień. Nawet nie byłam głodna, chciało mi się tylko wyć.
„Wracam dzisiaj. Co się dzieje? Wszystko w porządku? Napisz chociaż, że OK.”
Nie zamierzałam odpisywać, nawet zaspana w niedzielę rano. Niech się zamartwia. Wiedziałam, że tak nie jest, że pewnie by się ucieszył, gdybym umarła. Pomyślałam nawet, że cieszyłabym się gdyby on umarł, ale zaraz odpukałam w niemalowane. Ale strasznie klejące. Mogłabym to zmyć, ale nie miałam zamiaru.
Umyłam włosy, uczesałam się, ubrałam się nawet w sukienkę!, i usiadłam w kuchni, czekając na Ignacego. Musiałam efektownie wyjść, a przecież zrobienie tego w dresie jedynie odzwierciedliłoby mój nastrój. Ania byłaby ze mnie dumna. Fakt, ona pewnie podpaliłaby mu mieszkanie, ale ja miałam jakieś resztki zdrowego rozsądku. Musiałabym za to płacić! Już i tak się nie malowałam, bo wiedziałam, że na bank rozryczę się zanim jeszcze wyjdę z klatki schodowej, a bycie wampem mi nie leżało. Już teraz coś w środku paliło mnie żywym ogniem i wychodziłam z siebie, stukając paznokciami o blat stołu. Patrzyłam na tę kopertę jak na obrzydliwego robala albo szczura. Nie, szczur to złe porównanie, miałam kiedyś szczura i był uroczy, w przeciwieństwie do tego czegoś, co nabazgrała ta cała Daria. 
Pewnie była cholernie ładna. Jak ta Natasza co się z Markiem Darcym woziła po salonach w Bridget Jones. Albo... albo... zabrakło mi już nawet przykładów literackich!
Och, jak ja wtedy żałowałam, że nie wyskoczyłam na Ignacego z parasolką!

Nie wiem, ile siedziałam w kuchni. Może godzinę, może dwie. W każdym razie, kiedy usłyszałam znów ten szczęk kluczy, a potem ciche pogwizdywanie Ignacego, jakże radosne, czas przestał mieć znaczenie. Liczyło się tylko to, jak bardzo jestem wściekła. Ale musiałam się hamować, musiałam wytworzyć napięcie. Musiałam zrobić coś, co Ignacy Leszczyński zapamięta do końca życia i odechce mu się imprezy w dwóch miejscach jednocześnie. Nic go nie tłumaczyło. Nawet gdyby mi powiedział, że to w celach naukowych, bo ta cała Daria ma trzecią rękę. Jeszcze bym mu pewnie przywaliła w nos i czekała na charakterystyczny odgłos łamanej kości. 
— Ewa, jesteś?
— W kuchni. — Punkt dla mnie, potrafiłam zachować pewny głos, chociaż w środku byłam galaretą. Czerwoną, żeby pasowało do nastroju.
Ignacy wręcz wbiegł do kuchni, a na jego twarzy malowała się ulga, kiedy zobaczył, że jestem cała. Przez chwilę miałam ochotę go zapewnić, że nic mi się nie stało, ale to byłoby kłamstwo. Stało mi się bardzo wiele i to z jego winy. To, że cały przesiąknął deszczem i musiał się czuć naprawdę niekomfortowo, że pewnie biegł, że wyglądał tak, jakby naprawdę kamień spadł mu z serca — starałam się wmówić sobie, że mnie to nie rusza. To ja byłam tu kamieniem. I gdybym spadła mu z serca, to starałabym się zmasakrować je doszczętnie.
— Boże, Ewa, tak się...
— Zamknij się, Ignacy — przemówiłam, znów tym głosem i miałam ochotę sama sobie przybić piątkę. Zadziałało. Ha, ha, pójdę do piekła, na pewno. — Usiądź.
Był tak zaszokowany moją postawą, że posłusznie usiadł i nie zauważył nawet listu na stole. Patrzył na mnie z lekko uchylonymi ustami i przygładził nerwowo koszulę, mimo że wcale nie była pognieciona. Nigdy się tak do niego nie odezwałam, właściwie do nikogo, bo ponoć takie odzywki zwyczajnie do mnie nie pasowały i brzmiały w moich ustach gorzej, niż gdybym nagle zaczęła przemawiać po chińsku. Chociaż wtedy mogłabym wyzywać go do woli, bo i tak nic by nie zrozumiał.
— Mógłbyś wyjąć list, który przede mną ukrywałeś?
— Jaki list?
— Wiesz, jaki list.
Mrugał na mnie chwilę, a potem nagle coś w nim zaskoczyło, jakby wcześniej to było tylko powolne ładowanie:
— Ewaj, daj spo...
— Ignacy. — Nie wyszło mi to tak genialnie, jak jemu zawsze wychodziło „EWA.”, ale westchnął ciężko i po chwili wyciągnął z torby podróżnej książkę, a z niej list. Wygładził kopertę i położył obok drugiej. Dopiero teraz ją zauważył i na jej widok zmarszczył brwi. Chyba czuł, co się święci. Nie powiem, żebym była zadowolona, bo chciałam zastosować terapię szokową, ale zachowałam kamienną twarz.
— Ewa, jeśli zamierzasz teraz...
— Nie, nie zamierzam teraz — warknęłam. — Chcę, żebyś mi przeczytał, co ci ta Daria napisała.
Jaka może być najgorsza reakcja na świecie? Parsknięcie śmiechem. To właśnie zrobił Ignacy. Parsknął śmiechem, ale zaraz się opanował i pokręcił głową. Nie było to jednak parsknięcie w stylu „jaka ta Ewka głupia”, bardziej nerwowy śmiech, bo potem spojrzał na mnie z taką dziwną, nieco sztuczną ironią. Jakby nie mógł się zdecydować, czy chce być spokojny, czy za wszelką cenę zacząć mi udowadniać, że już się pogodził z tym, że raczej nie uda mu się na dłuższą metę mieć dwóch dziewczyn. Wiedziałam w tamtym momencie, że to koniec, byłam o tym przekonana mocniej niż o tym, że Ziemia jest okrągła. No, prawie okrągła.
— Nie chcę, ty przeczytaj — odparł towarzyskim tonem i przysunął mi nieco pomiętą kopertę, z jego nazwiskiem wykaligrafowanym tym samym pismem, co na liście od Darii.
— Nie wierzę, że to się dzieje — powiedziałam bardzo cicho, nie mogąc już utrzymać poprzedniego tonu.
— Wierz mi, ja też nie. — Pokiwał głową. — Czytaj, czytaj.
Drżącymi palcami otworzyłam kopertę i wyjęłam z niej kartkę złożoną na pół. Nie chciałam tego czytać. Miałam ochotę stamtąd wybiec i nigdy nie wracać, zwłaszcza kiedy patrzyłam na twarz Ignacego. A ja go uważałam za takiego wrażliwego! Za takiego porządnego, moja mama była nim zachwycona! Okazał się zwykłym chamem, który... który... który był chamem, tak po prostu. Uważałam wybranie go za największą pomyłkę Losu.
Rozłożyłam kartkę i zaczęłam czytać, przygotowując się na najgorsze. A z każdym słowem moje oczy rozszerzały się coraz bardziej...

28.06.2015 Kołobrzeg
Daria mówi, że powinienem zrobić miejsce na wstęp, ale „drogi Ignacy!” brzmi tak, jakbym był Stanisławem Wokulskim, więc pominę tę kwestię. To Ty zawsze w naszej rodzinie pisałeś listy do cioć i wujków, ja się na tym nie znam, ale zmuszasz mnie do tego, żebym zrobił to jak w średniowieczu.
Matka na pewno mówiła Ci o moich zaręczynach z Darią. Nie wymaga więc tłumaczenia, dlaczego do Ciebie piszę. Chcę, żebyś był moim świadkiem. Napisałem też do Młodego, bo z nim też nie ma jak się skontaktować, a jestem pewien, że i tak się nie zjawi, więc ty mógłbyś wyświadczyć mi tę przysługę i przyjechać. Jeśli bardzo nie chcesz ze mną teraz rozmawiać, napisz do Julki po więcej informacji.
Doceń to, że znalazłem Twój  specjalny papier na strychu i odpisz chociaż tak lub nie. I nie dziw się, że to takie suche. Wolałbym zadzwonić, jak zwykły człowiek, ale żebyś chociaż odebrał...
Staszek

Kiedy skończyłam, moje policzki płonęły. Miałam ochotę wyjść z siebie i schować się za krzesłem, zwłaszcza że w oczach Ignacego nie było już śladu ironii, zrobił się jakiś smętny i miałam wrażenie, że nawet nie chce tego komentować.
Podejrzewałam go o to, że ukrywał przede mną jakieś pikantne listy od Darii, a wlazłam przez własną głupotę z buciorami w jego korespondencję ze Staszkiem. Ignacy miał powody, żeby nie chcieć mi tego listu pokazywać, a ja musiałam zrobić wszystko po swojemu. I czułam się głupio, bo ten list naprawdę brzmiał sucho, jakby pisała go osoba, która zupełnie nie wie co powiedzieć, więc rzuca zdaniami, żeby zwiększyć objętość. Chociaż w tym przypadku to niepotrzebne, bo w przeciwieństwie do Ignacego, jego brat strasznie bazgrał. Nic dziwnego, że Daria musiała wszystko adresować.
— Przepraszam... — wymamrotałam i odłożyłam list, by chwili później wpakować go nerwowo do koperty tak, że prawie porwałam kartkę. — Jestem idiotką.
— Nie jesteś — odparł spokojnie Ignacy i kiedy odważyłam się na niego spojrzeć, pokiwał głową, uśmiechając się lekko.
Mimo że nie wyglądał na szczęśliwego, właściwie to bardzo zmęczonego, mogłam odnaleźć na jego twarzy jakieś ślady ulgi. Nie rozumiałam dlaczego ukrywał przede mną, że Staszek bierze ślub, najwyraźniej to chciał mi powiedzieć wtedy, ale... robienie z tego tajemnicy wydało mi się naprawdę dziwne. Wstydził się mnie? Nie przyjmowałam do wiadomości, że w ogóle nie chciał uczestniczyć w tym niewątpliwie ważnym dla jego brata momencie życia. I jeszcze Staszek chciał, żeby Ignacy był świadkiem! Ja byłabym z siebie tak dumna, że ktoś uznał mnie za tak liczącą się osobę, że pewnie zemdlałabym w kościele. Ignacy zaś nie wyglądał na zachwyconego.
— Dlaczego? — spytałam po prostu, nieśmiało sięgając po drugą kopertę, ale Ignacy nie protestował. — Dlaczego nie chciałeś mi o tym mówić?
— Właśnie dlatego.
Przerwałam w połowie otwieranie koperty i spojrzałam na niego z oburzeniem. Co to miało znaczyć, właśnie dlatego?
— Nie chcę tam jechać — wyjaśnił, nie patrząc na mnie. — Nie chcę, żebyś poznała moją rodzinę. Twoi rodzice są tacy mili i normalni, a u mnie... wszyscy Leszczyńscy to wariaci, zwłaszcza ci od strony ojca, a podejrzewam, że dostali zaproszenia. Mają do mnie pretensje, że nie poszedłem do wojska. Nie chcę się do końca życia tłumaczyć z tego, że nie widzę powodu do dumy w noszeniu munduru. Staszek będzie miał taki prawdziwy wojskowy ślub, nie dadzą mi żyć rozmawianiem o tym, jak wspaniale by było powtórzyć coś takiego ze mną w roli głównej.
Miałam ochotę go przytulić. Wiedziałam też, że Ignacy nie chce. Przesuwał po stole kopertę jak wtedy, kiedy powiedziałam mu, że zrezygnowałam ze studiów. Zacisnął usta w wąską kreskę i nie powiedział już nic więcej; zdawałam sobie sprawę, że dużo go kosztowało, żeby powiedzieć mi już to, co usłyszałam przed chwilą. Czułam się głupio z tym, że miałam pretensje, że nic nie wiem o jego rodzinie. „Nie każdy ma tak fajnie jak ty, Ewka”, przypomniałam sobie słowa Anki, kiedy zwierzałam jej się z tego dawno temu.
No, nie każdy. Dlaczego ziemia nie mogła się pode mną rozstąpić?
Postanowiłam nie drążyć i zajęłam się otwieraniem drugiej koperty. Po chwili na stół wysypały się trzy przepiękne, ręcznie robione zaproszenia. Stokrotki poprzyczepiane do nich były jak najbardziej prawdziwe, a napis „zaproszenie” został wykaligrafowany przez czyjąś naprawdę dobrą do tego rękę, bo jedynie przyglądając się uważnie wszystkim trzem napisom, można by dostrzec drobne różnice w wysokości albo grubości liter. Ale i tak coś mi się nie zgadzało.
— Trzy? — Spojrzałam pytająco na Ignacego. Też wyglądał na zaskoczonego. — Dostaliśmy osobne zaproszenia?
— Niemożliwe.
Otworzyłam pierwsze. „Ewa Czaja i Ignacy Leszczyński”. Podałam je Ignacemu, który tylko zmarszczył brwi i czekał, aż podam mu następne. W następnych kryło się wykaligrafowane „Eryk Jakubowski”. Trochę się zdziwiłam, bo ja Eryka widziałam może z trzy razy w życiu, ale z Ignacym ponoć znali się od podstawówki, więc nie wnikałam. Ale kto był tą trzecią osobą? Odpięłam niecierpliwie stokrotkę służącą za „zapięcie” zaproszenia.
„Anna Śliwińska”.
— Co. — Nie pytałam. Po prostu burknęłam coś, co miało brzmieć jak „co”, ale w ogóle nie było pytaniem.
— Dziwne.
— Dziwne — powtórzyłam za Ignacym. — Skąd oni znają Ankę?
Ignacy wzruszył ramionami i widziałam po nim, że naprawdę nie wiedział. Patrzył na te zaproszenia zamyślony i było mi go szkoda, więc nie mówiłam, że ja pojechałabym na ten ślub. Pewnie uznałby, że też jestem przeciw niemu, ale chciałam poznać jego rodzinę, skoro oni chcieli poznać mnie! Nie mogli być tacy straszni, a przynajmniej dziwniejsi od mojego bohatera epopei narodowej. No, uważałam to za niemożliwe. 
— Myślisz, że powinnam dać Ance jej zaproszenie?
— Lepiej nie. 
Miałam wrażenie, że odpowiedział trochę za szybko, ale uniosłam jedynie na moment brwi i wpakowałam zaproszenia z powrotem do koperty. Jeśli Anka chciałaby jechać, Paweł pewnie pojechałby z nią. Czy to nie przekonałoby Ignacego, że skoro nawet oni chcą się wybrać do, spójrzmy prawdzie w oczy, obcego Kołobrzegu, to on powinien odwiedzić stare kąty? Usprawiedliwił się, ale czułam, że to nie wszystko.
Tak naprawdę, czułam niepokój. I to było najdziwniejsze uczucie na świecie. Pomimo ulgi, bardzo doskwierające

20 komentarzy:

  1. Zabieram się do komentowania w ten mój zacno-cudny sposób, po kawałeczku w notatniczku. Także no...

    No, proszę państwa, bardzo dobrze! Niech się zadręcza dziad jeden. Ewunia nie jest tchórzem, jest dzielną kobitką. Że jaką rzecz? Przynajmniej ma dowód, że drań jest draniem, ha! Bingo. Chryste, skąd ona wytrzasnęła pieprzniczki i solniczki w kształcie postaci z Gwiezdnych Wojen? Chyba nie z Ikei... Ale pomysł ciekawy, ciekawe też czy u mnie w tym pseudo mieście w jakimś sklepiczku takie mają. Ale podejście. No, Ewka mnie zaskakuje, cholercia twarda baba. Po mamusi pewnie. I po tych paniach z targu.
    Oki, lecimy po następny akapit. Jak to nie powiedziała?! Że what?! No, kurczę. Ja to bym od razu dzwoniła i ryczała w słuchawkę ze dwie godziny, jak nie trzy. Podręczny zestaw tortur mówisz? Kurdę, ja to chcę. Uwielbiam Seks w wielkim mieście, ale jak miałam jakiś problemos z płcią hehe, brzydszą to raczej wpierniczałam Kasztanki z Wawela. Stolik Ignacego stolikiem, ale do kurki wodnej... syf? No, weś ty się, Ewka, w garść. Bałagan to zło. Nie życzę tego nikomu, nawet pieprzniętemu Tadkowi. Nie dotknie tego drewna. Jest zbyt chory psychicznie, żeby dotknąć brudu, kochanieńka. Napij się wódki, może wtedy poczujesz się lepiej. Tfu. Gorzej. ;D
    Akapicie trzeci eeee, trzeci? dobrze odmieniłam?, nadchodzę! O jerona wyszła z domu i pewnie wyglądała jak jakaś stara pruchwa idiotka i baba z Radomia w jednym... Bez komentarza, tzn. z, ale no. Ignacy miał liściki, tak? Kurczę, Czajka, weź ty spieprzaj z tego miasta. To nie twoje życie, heloł ;o. Biała koperta. Hmmmmm. Gruba... Jerona, to pewnie stringi od kochanki numer sześćdziesiąt dziewięć! Dupek. 100 punktów dla Ewuni! Daria? Imię takie jakieś dziwne, sorrasy, ale nie lubię tego imienia. Z Kołobrzegu, hm? Pewnie jakaś nie-hot pani ratownik. Po jakiego, kurde, grzyba się rozmówić z Leszczyńskim? Niech se jest w tym swym Mielnie. Wyć? Japierniczę... Ewunia, jesteś silna dziewczynka, ja ci to mówię, a Krychsona słowa są święte zawsze. I wszędzie.
    Aż dwa pytajniki w jednej wiadomości. Nie zesraj się, Ignacy. Przepraszam, za takie zwroty, Coxon. Dobrze, że zamartwia kursywą, bo Ignacy nie ma serca. Palant jeden. Ups. Że co? Takie myśli? Prosimy na salę psychologa. Albo psychiatrę. Dla Ewki. Bo jej się w głowie popierniczyło. Nie życz drugiemu, co tobie nie miłe. Matka i ciotki z targu nie nauczyły cię tego?
    Następnym razem jak wspaniałomyślnie się niby zakocham, a potem odkocham w facecie, to pójdę se na manicure i pedicure, żeby mi było lepiej. Powinna była jeszcze posprzątać ten syf, serio. Nie musiałabyś. Ja tu się znam na prawie troszkę, czyli wcale, i wiem, że tu trza mieć wspólność majątkową. Ha, Ignacy, spadaj na drzewo, tak! Niech jeszcze walnie deszczem jak wyjdzie z tej klatki schodowej. Darunia-srunia. Nie przejmuj się nią, miej w nosie tą zołzę, co pewnie zdradził cię z nią Tadek.
    A nie mówiłam?! Trzeba mu było walnąć porządnie. A nie chować się w szafie, niczym struś pędziwiatr. Pff.
    Na mą duszę... Radosne pogwizdywanie, tak? Po Mielnie taki radosny? Żeby mu zaraz coś się nie zmieliło. NAPIĘCIE. Jerona, padłam. ;D
    Nie, nie ma Ewy.
    Cholera.
    Zawsze jesteś w środku galaretą.
    Ulga. Och, cóż to za ulga? Że znalazł swą drugą panią do towarzystwa? Czuj się niekomfortowo, dziadzie zdziadziały. O! No, to się zaczyna.
    Pantoflarz. He, he.
    I to taki nierozgarnięty. Ciekawe...
    O kurde. Coś czuję, że będą jaja. I klops. Coś mi śmierdzi z tymi listami.
    Cholera.
    No, w gruchę-pietruchę.
    Jeszcze się pogódźcie......
    Kurza twarz, co ma do tego wszystkiego Anka?
    Oni chyba pojadą do tego Kołobrzegu. I tam będzie Roooocky! ;D


    Wyszedł mi znowu nie trzymający się kupy komentarz. Cholercia.
    Pozdrawiam mistrza zaskakiwania. Bo, Coxon, jesteś mistrzem.
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej! Ojej! :D
      Widziałam takie na tumblru, nie wiem skąd się wzięły, ale podkradłam ten pomysł, Ewa to z tych co zamawia takie rzeczy z internetów. I zostawia Tadkowi syf w domu i ryczy w poduszkę, ale do Anki nie zadzwoni. Bo ja ich tam żywych wszystkich potrzebuję, Anka to żywy taran, pls!
      Tyle że ona nie życzyła tego, co drugiemu niemiłe, no bo przecież sobie też tego życzyła przez jakieś dwie sekundy! Nie usprawiedliwiam jej. :C
      Posprzątała kuchnię tak, żeby się nie narobić, a żeby skupić Ignasia na sobie, a nie syfie, tylko tego nie napisałam. :D
      Ha! I powiem Ci teraz, krychson, że to dopiero początek. To wcześniej to tylko wstęp do Lata był. Teraz się lato zaczęło. A komentarz jest piękny, tak sobie go przewijaaam. Jaki tam ze mnie mistrz, master of distaster chyba. :D
      Dzięki i pozdrówki!

      Usuń
  2. Jeee udało mi się nadrobić poprzedni i ten rozdział :D Jestem niczym Internet Explorer - lekko spóźniona xD Haha.

    Boże jak ja kocham Twój styl! Czyta się tak lekko! A przy tym jest mega zabawnie, jak Ewka zaczyna kombinować.
    Ja bym na jej miejscu pomyślała, że Ignacy jest płatnym mordercą, a w tych kopertach dostaje zdjęcia swoich celów. A, nie wpadła na to, nie? :D No bo w sumie zastanawiam się, dlaczego pomyślała akurat o tym, że ma kogoś na boku - od razu takie czarne myśli! Choć racja, trochę to dziwne, że nagle stał się bardziej "dotykalski", jak to określiła (chyba zaczynam trochę miksować fakty z tych dwóch rozdziałów - wybacz).
    Ciekawe, co się takiego stało, że Ignacy nie chce jechać na ślub swojego brata. Nie sądzę, żeby chodziło tylko o to, że nie chce zostać wojskowym. Musiało to być coś poważniejszego, skoro rozdzieliło wszystkich trzech braci, a Młody został prawie zapomniany. Masakra, ciężko mi sobie wyobrazić taką sytuację.

    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam serdecznie.
    Ciao :*

    PS. Ewka w szafie to chyba najzabawniejsza scena, jaką miałam przyjemność czytać w ostatnim czasie :D Ta laska mnie rozbraja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Nah, Ignacy może i mógłby być mordercą, gdyby nie było to równe z brudzeniem się krwią i Ewa raczej o tym wie. :D Ale nie, dobrze myślisz, nic nie miksujesz, to głównie skłoniło ją do myśli, że Ignacy kogoś ma. Mam wrażenie, że nawet gdyby kogoś zabił czy coś, to i tak przyjęłaby to lepiej, ba, załatwiłaby mu alibi. :D
      Ach, no, scena w szafie przejdzie chyba do historii. :D
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Ciągle tłucze mi się w głowie pytanie o co chodzi z tym Igancym, bo z każdym nowym rozdziałem niby wiemy coś więcej, ale na koniec jest jakieś bum i Ignacy staje pod znakiem zapytania. No i na dodatek zaproszenie dla Anki, niby taka niepozorna sprawa a w konsekwencji może okazać się wilką rodzinną tajemnicą! (faktycznie za dużo oglądam w te wakacje telewnowel XD)
    Ewa czasami naprawdę mnie bawi a czasami coś na kształt litości. Zresztą, takie kobiety-podejrzewaczki, co to na siłę doszukują się zdrad to nie moja bajka i takie sytuacje po prostu mnie męczą. Jako odwieczny obserwator i miłośnik psychologii, doszukuję się problemów w dzieciństwie i dorastaniu, więc smutno mi, że u Ewki nie mogę się niczego doszukać :D
    No ale, z drugiej strony to pewnie przy takim Ignacym można nabawić się kompleksów i pewnie stąd to ciągłe uczucie, że z dnia na dzień można być oszukanym. Tak czy inaczej, nie wydaje mi się, by I. był w stanie cokolwiek zrobić. W końcu to mężczyzna z zasadami. A swoją drogą, kiedy wszystko zostało - po części - wyjaśnione - ciekawie jak Tadeusz zareaguje na stolik. Już widzę jego minę, Ewka zginie XD
    Czekam niecierpliwie na kolejny!
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, skojarzyło mi się to z telenowelą, ale ja w podstawówce namiętnie oglądałam telenowele na tv4 czy gdzie, może mi się udzieliło teraz. :D
      Ewka jest paranoiczką i doszukuje się różnych rzeczy tam, gdzie ich nie ma. Nic dziwnego, że skoro studia nie wypaliły, to skupiła się na Ignacym i wszystko jej teraz nie pasuje. I naprawdę nie wiadomo z czego się to bierze, ja stawiam na to, że po prostu jest bohaterką mojego opka. :D
      Dzięki i pozdrawiam!

      Usuń
  4. Przybyłam, zobaczyłam, nadrobiłam.
    Wybacz niezmiernie krótki komentarz, chciałam jedynie zaznaczyć swoją obecność.
    Pozdrawiam gorąco,
    maxie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nic, daje okejkę! :D

      Usuń
    2. Zakluczyłam skrzynkę - bardzo po poznańsku :D
      Przeczytałam, przeczytałam, zjawię się jutro z, mam nadzieję, porządnym komentarzem, bo jak zwykle nadrabiam rozdziały z telefonu :P
      Tymczasem pozdrawiam!

      Usuń
    3. Ej, na Pomorzu też się zaklucza skrzynki! :D Ale teraz sprawdziłam i to rzeczywiście poznańskie, ale utrafiłam. :D

      Usuń
  5. Jestem :) Oczywiście wczoraj napisałam komentarz nie w tym okienku, gdzie trzeba, okej XD
    A widzisz, różnie z różnymi słowami bywa, niektóre są widocznie bardziej powszechne, w Pyrlandii tak się mówi (Ewka trafiła! :D), ale kiedyś ktoś mnie spytał, co to znaczy zakluczyć, kiedy użyłam tego słowa w tekście (wtedy jeszcze byłam nieświadoma, że to słowo nie jest powszechnie używane w języku polskim, lol). Teraz się zaczęłam zastanawiać, czy gdzieś jeszcze używa się słowa szwamka XD
    Przechodząc do treści rozdziału, to nie mam pojęcia, jak to zrobiłaś, ale, jejku, Tadzio wydał mi się tak bardzo ludzki, że zapomniałam o tych sztywniackich zasadach. Ewa zaczęła się kleić do szafki, a teraz mogłabym jej powiedzieć, że Ignacy to ma jednak czasami rację. Nie wierzę, że to napiszę, ale... tak właśnie jest - zaczęłam nawet lubić Ignacego. Oczywiście nie pałam do niego miłością (to chyba tylko do Sylwestra mogę, także konkurencja jest duża XD), ale coś tam zaczęło się zmieniać. Oczywiście perspektywa Ewy nie pozwalała go za bardzo lubić, bo wymieniając jego cechy, zawsze odbierałam je jako wady Ignacego, także mogę stwierdzić, że poznaliśmy Naszego Bohatera z trochę innej strony, dlatego fajnie, że zaczął mówić za siebie. Poza tym zupełnie nie spodziewałam się, że to całe ukrywanie niektórych rzeczy przed Ewą wynika z tego, że Ignacy trochę wstydzi się swojej rodziny i pewnie w jakiś sposób nie chciałby, żeby Ewka się rozczarowała - to drugie nawet jest odrobinę czarujące, że gdzieś tam kierował się dobrem Ewki. Niemniej jednak mam cichą nadzieję, że jednak pojadą na ten ślub, a co! I wezmą Ankę, a co! Bo to drugie jest nawet ciekawsze niż sam ślub. A może jeszcze poznają domniemaną kochankę Ignacego Tadeusza, a co! :P
    Zapadły mi jeszcze w pamięć ręcznie robione zaproszenia, ach, urocze! :D Taka mała rzecz, ale gdybym taką dostała, to na pewno czułabym się doceniona przez zapraszających :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie wiem, moja babcia zaklucza skrzynkę notorycznie i mi się przejęło, nigdy inaczej nie mówię, taka nieświadoma, że się posługuję gwarą poznańską. I aż sprawdziłam, co to ta szwamka jest, czego to się człowiek uczy przez pisanie opek. :D
      Punkt dla mnie! Czekaj, to jakoś idzie, że dziewczyny wolą badboyów, o ile Sylwka można tak nazwać, od porządnickich, więc wiesz, to nic dziwnego. Ale Tadzio też rabanu i kłopotów narobić potrafi, tylko wy jeszcze o tym nie wiecie, bo jak na razie to listy chowa po kątach. :D
      Ostatnio dostałam ręcznie robione zaproszenie na ślub i uznałam, że to piękna rzecz, takie wyróżnienie, a nie suche jak chcesz, to przyjedź, a biorąc pod uwagę, jaka Daria tutaj będzie, uznałam, że pasuje. :D

      Usuń
  6. Pięknie :) nie da się powiedzieć nic innego :) Pozdrawiam i życzę powodzenia w dalszym pisaniu :)
    noweprzygodykomisarzaalexa.blogspot.com oraz
    Pozytywnieonas.blogspot.com (jeśli czytasz proszę zostaw komentarz)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo subtelny spam, ale zapomniałaś o opisie opka, w ciemno nigdzie nie idę. :))))

      Usuń
  7. Huehue, ja się tu szykowałam na jakąś awanturę i Ewkę w przypływie agresji lecąca po parasolkę, którą nagrzmociłaby Ignacemu...a tu ślub. To znaczy, też jestem zaskoczona. Tak samo, bym dodała. I tak mnie zastanawia...pojadą czy nie. Niby te stanowcze "nie" Ignasia do mnie nie przemawia. Pewnie Ewka będzie mu suszyć łeb...a w Kołobrzegu...huhuhu, tam się może spoooorooooooo wydarzyć. :D
    Okej, skromnie, ale przeczytałam! :D
    O! :D
    Pozdrówki :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydarzy się sporo, to mogę obiecać. :D To taka cisza przed burzą jest, gdyby go teraz zabiła parasolką, nie byłoby zabawy!
      I daję okejkę za to, pozdrówki! ;D

      Usuń
  8. Oezu.
    Przeczytałam wszystko na niemal jednym wdechu. I teraz jakoś, z nadmiaru emocji pewnie, nie mogę ubrać myśli w słowa, co jest w sumie smutne, bo tyle dobrego chciałabym powiedzieć. Podoba mi się Ewka - widać, że nie da sobie w kaszę dmuchać, nawet Ignacemu, który ma trochę jakby wybujałe ego. Niech sobie uważa, bo Ewa nie jest "taka jak inne". Z tymi studiami... Coż, moze znajdzie w końcu coś, co naprawdę będzie jej sprawiało przyjemność, i w tym kierunku postanowi się szkolić? Grunt, że byla na tyle odważna, żeby z tego zrezygnować - niewielu odważa się na taki krok.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.

    Pozdrawiam,

    Lu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ok, nie domyśliłam się. W sumie w tej kwestii Ewka przypomina trochę mnie. Też zamiast się zastanowić, zrobiłabym aferę. Ale ja nie byłabym spokojna. U mnie wszystko by latało, taki jakiś Ignacy by został zraniony, a sąsiedzki mieliby czego słuchać. Ale... Ta impulsywność przynajmniej się zgadza. Zamiast pomyśleć, spytać, porozmawiać, to nie. Ewa zakłada swoje i tego się trzyma. W sumie to chyba taka typowa kobieta...

    OdpowiedzUsuń
  10. Bosz, Ignacy, pozwól mi cię ukochać. Ignaś by mi nie pozwolił, bo tylko nieliczni mają ten przywilej, a ja nie wyściskałabym go przeciwko jego woli... ale Ignaś, paczam na ciebie teraz pełnymi ciepłych uczuć oczyskami. Znowu trafiłaś nie w samą nutę, którą czuję, ale w cały... w całość. (Wyrażam się dziś 10/10, wyraziłabym to tak bezsensownie jeszcze raz). Tak bardzo rozumiem jego niechęć do rozmawiania o rodzinie, niechęć do tego, by przedstawiać komuś bliskiemu swoją rodzinę. Jezu, to tak bardzo boli, kiedy masz kogoś, a ten ktoś chce poznać twoją rodzinę, podczas kiedy ty układałeś sobie całe życie tak, by mieć z nimi jak najmniej kontaktu :'). To, co zrobiła Ewka, cała ta szopka z przekazaniem Ani zaproszenia na ślub, Chryste, to mój taki strach. (Wiem, że to w następnym rozdziale, ale wcześniej nie komciałam, bo mi nie odkomciałaś i mi się przez to nie chciało, a teraz to już poczułam obowiązek skomciać xD). Strach, że ktoś nie tylko drążyłby temat i ze mnie wyciągał, ale strach, że sam stawiałby samodzielne, nieuzgodnione ze mną kroki w stronę poznania mojej rodziny. Borze, IGNAŚ, CHODŹ DO MNIE, razem pomilczymy na temat swoich rodzin, dobrze? ,_, Pomocy, za dużo uczuć mam, jak to czytam. Aż mi się nie chce dalej czytać (nie tak naprawdę, nie bój się xd), jak sobie myślę, co Ignaś będzie przechodził, jak się spotka z rodziną, nie chcę musieć czytać, jak się z tym męczy, jak zachowuje się w jej obecności, jak się tam miota... I boję się też, że może w tych złych stosunkach może być coś z jego strony. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa.
    Idź się potępiać ,_, NATYCHMIAST!
    Mało konkretów w komciu, noale tak jakoś mnie to ruszyło, więc ten. Ale przecież uprzedzałam, że tak będzie, nie możesz mnie winić :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę teraz odkomciwiać! Bo twoje komcie są urody przecudnej, morda mi się na ich widok cieszy jak myszy do sera, na serio. Są takie... no rozkoszne, powiedziałabym. Nie jakieś typu "supcio, kiedy next", tylko takie z emołszyn, mi to daje kopa, żebym pisała dalej, to emołszyn. Bo wiem, że to trafia i nie jest tylko suchym pierdololo. No miód na serce me. <3
      Jesteś jedną z nielicznych osób, która z taką empatią do jego reakcji podeszła. Ewa nie rozumie, przecież jej rodzice są do rany przyłóż, wszystkie ciocie "maturkę zdałaś? jakie studia? konfiturkę ci przywiozłam, bo ty taka chudziutka". No jak ma rozumieć, że on nie chce ślubu, ładnego garnituru, rzucania bukietem, oczepin, płonącego dzika?!

      Usuń