26 sty 2016

trzynaście

Postanowiłam nie robić afery. Postanowiłam być spokojna. Jeśli miałam się rozliczać z Ignacym, musiałam zrobić to dopiero w Poznaniu. Nie chciałam psuć ślubu, który przygotowywany był tak starannie, z troską o każdy szczegół, nawet jakiś tam ich motyw. Kiedy wróciłam do domu, musiałam być podejrzanie radosna, bo Ania przyglądała mi się dziwnie, ale tak samo Daria, jak matka Ignacego nie zauważyły nic dziwnego. Trochę zrzedła mi mina, kiedy zmierzyły mnie do sukienki, bo okazało się, że w mój rozmiar wcisnęłoby się jakieś dziecko z podstawówki, tak stwierdziła Ania, ale puściłam jej uwagę mimo uszu. Julka oczywiście zaraz powiedziała, że chciałaby być tak szczupła jak ja, ale zignorowałam ją, bo jej głos doprowadzał moją krew do stanu wrzenia.
Jeszcze powiedz, że zawsze marzyłaś, żeby być ruda, włazidupo! Musiałam naprawdę się hamować, by nie wypowiedzieć tego na głos, ale im dłużej słuchałam jej wynurzeń, tym bardziej coś we mnie pękało. Cały czas się jednak uśmiechałam, aż zaczęły boleć mnie policzki.
Starałam się siedzieć z nimi jak najdłużej, ale w pewnym momencie byłam już tak tym zmęczona, że musiałam wrócić do pokoju. Miałam nadzieję, że uda mi się posiedzieć trochę samej, wsłuchać się w burzę, a najlepiej posłuchać deszczu, który zawsze najlepiej oczyszczał moje myśli. Przeprosiłam je, mówiąc, że boli mnie głowa, ale oczywiście Ania musiała poleźć za mną.
— Ewka, co z tobą?
Kiedy wbiegłam na schody, złapała mnie za łokieć, ale natychmiast gwałtownie się wyrwałam, o mało jej nie policzkując. Posłała mi zaskoczone spojrzenie i wyjrzała z niepokojem do salonu, ale nikt akurat nie wyszedł. Szkoda, że nie zachowywała takich pozorów normalności wtedy, w piwnicy.
— Zachowujesz się naprawdę dziwnie. Coś się stało?
— Nie twoja sprawa — warknęłam. — Zajmij się sobą.
— Czajka!
Wyrwałam się do przodu, chcąc jak najszybciej schować w pokoju Ignacego, ale zanim zdążyłam to zrobić, Anka wyprzedziła mnie i wepchnęła do łazienki. Zamknęła ją na zasuwkę i zakryła drzwi sobą, patrząc na mnie z taką determinacją, jakby miała zamiar tu i teraz ogolić mi głowę. Później jednak odetchnęła i po prostu posłała mi spojrzenie smutnego dobermana, ale wzruszyło mnie to tak bardzo, że aż wcale. Właściwie to nie kryłam poirytowania.
Przysiadłam na wannie i zacisnęłam na jej brzegach palce. Patrzyłam na swoje stopy, a nie na Anię, były od niej zdecydowanie ciekawsze. Istniało także mniejsze ryzyko, że mnie okłamią. Byłam ciekawa, ile razy mnie już okłamała. W jak wiele spraw decydowała się mnie nie wtajemniczać, podczas gdy ja traktowałam ją jak prawdziwy telefon zaufania. Było mi najzwyczajniej w świecie przykro. Chciałam powiedzieć jej wszystko, czego się dowiedziałam, nie zachowywać kamiennej twarzy, ale czułam oczywistą blokadę. Ona nie chciała się podzielić ze mną swoimi tajemnicami. Najwyraźniej nie byłam tak ważna.
— Ewa, ostatnio zachowujesz się naprawdę dziwnie — powiedziała w końcu Ania, przerywając tę okropną ciszę, ale chyba wolałam już słuchać niczego niż jej. — Wychodzisz ciągle z Erykiem, właściwie codziennie, jesteś oschła dla Ignacego, no i ten Rocky...
— A co ci się znowu w Rockym nie podoba, co? — warknęłam. — Nadepnął ci na odcisk czy po prostu musisz się na kimś wyżyć?
Kiedy to mówiłam, zdecydowałam się w końcu na nią spojrzeć. Ania patrzyła na mnie dziwnie, trochę wytrzeszczyła oczy i rozchyliła usta, przez co wyglądała jak nadmuchiwana żaba nadepnięta przez naprawdę wielką stopę. Nigdy się tak nie zachowywałam, ale nie miałam powodu. Teraz, rzecz jasna, powód istniał, był jasny i wyraźny — była okropną, przebrzydłą kłamczuchą. I nie mówię w ogóle o tym, że kłamała, przecież ja też w niektórych sprawach łgałam, bardziej lub mniej wiarygodnie. Okłamała mnie. Najwyraźniej nasza przyjaźń była jednostronna.
— Widziałaś się z nim, tak? — zapytała nerwowo. — W cztery oczy? Rozmawiałaś z nim?
— A nawet jeśli, to co?
— Prosiłam cię...
— Anka, przestań traktować mnie jak debilkę! — Niekontrolowanie podniosłam głos i podeszłam do niej. — Rozmawiałam, owszem. Śmiało, wygłoś mi kazanie, mogę dla ciebie wdać się nawet w szczegóły, jeśli brakuje ci weny.
Ania jeszcze bardziej wytrzeszczyła na mnie oczy. A ja zamierzałam ciągnąć moje kłamstwo dalej, nawet tak agresywnie, byle dowiedzieć się, dlaczego tak denerwuje ją możliwość, że mogłam rozmawiać z Kubą. Jeśli chodziło o sam fakt, to była pieprzoną hipokrytką i czułam, że potrafiłabym ją za to wręcz znienawidzić, wpychając do jednego worka z Julką, tak bardzo byłam wewnętrznie roztrzęsiona. Chciałam napić się mocnej herbaty i wypłakać się mamie, która formowałaby akurat te swoje miliony klusek śląskich i mówiła, że „taka z ciebie bieda, Ewuniu, a ja gęsty sosik zrobiłam, jak lubisz”. Według mojej mamy jedzenie leczyło nawet złamane serca. Mojego nie uleczyłby teraz nawet najlepszy sernik. Rozgniotłabym go Ance na twarzy.
— Nie poznaję cię. — Ania złapała mnie za ramiona. — Po prostu się o ciebie martwię. Chcę dla ciebie dobrze, a Rocky nie jest dobry.
— Jesteś ostatnią osobą, która mogłaby tak mówić, naprawdę.
— Przestań — mruknęła bez przekonania. — Nie brzmisz jak ty.
— Wyobraź sobie, że ciebie też nie poznaję. Wypuść mnie stąd.
Ania odsunęła się od drzwi, a ja przekręciłam gwałtownie zasuwkę i wypadłam na korytarz, czując jak powoli opada ze mnie złość, po raz kolejny, a jednocześnie dopada mnie potworne zmęczenie — tamto było jedynie zapowiedzią. Zamknęłam się w pokoju Ignacego, a kiedy zatrzasnęły się za mną drzwi, odetchnęłam głęboko.
Chwilę wcześniej brzmiałam jak jakaś wersja mnie na sterydach. Jakbym była jakimś dresem bez choćby szczypty zdrowego rozsądku, mało brakowało, a kopnęłabym Ankę w piszczel albo pociągnęła za włosy, żeby wypuściła mnie z łazienki. Poklepałam się po policzkach, które okazały się płonąć żywym ogniem — wzdrygnęłam się, kiedy dotknęłam ich zimnymi dłońmi. Musiałam się uspokoić. Musiałam dojść do siebie, zacząć zachowywać się jak ja, bo przecież nie chciałam robić cyrku, a właśnie wprowadzałam pierwszych klaunów na arenę.
— To miłe, że Eryk cię zawsze odprowadza.
Prawie krzyknęłam, kiedy dotarł do mnie cichy głos Ignacego. Wychylił się zza otwartych drzwi szafy. Nie zwróciłam nawet na to uwagi. Ignacy uniósł brwi i zsunął z ramion koszulę, a potem zaczął składać ją powoli i dokładnie, doprowadzając tym mój żołądek do powolnego konania podczas skręcania się w supeł. Uderzyły mnie słowa Eryka, właściwie ze zdwojoną siłą. Gdyby ta scena miała miejsce wcześniej, właściwie jeszcze w Poznaniu, pewnie wywróciłabym oczami na ten jego rytuał, ale teraz... wydawało mi się to wręcz nienaturalne. Zwłaszcza ten podkoszulek, który miał na sobie. Miałam ochotę zapytać, czy nie pomylił dekad.
Zamiast tego natychmiast spoważniałam i wyprostowałam się.
— Po prostu troszczy się o to, żebym się nie zgubiła — odparłam oschle. — To rzeczywiście miłe, masz rację, Ignacy.
Byłam po części przerażona tym, jak łatwo przyszły mi te słowa, a z drugiej strony było mi przykro, że nie potrafię się do niego inaczej zwrócić. Ignacy zatrzasnął drzwi szafy dosyć gwałtownie, aż ledwo powstrzymałam wzdrygnięcie, ale udało mi się to. Przeszłam obok niego i obeszłam łóżko, by stanąć obok okna z rękami skrzyżowanymi na piersi. Nad szumiącym w oddali morzem kłębiły się ciemne chmury. Było już po ulewie, po burzy także, ale powietrze zamiast orzeźwiać, zmieniło się w ciężki kamień, który przygniatał mnie do podłoża. Albo po prostu źle się czułam. Tego drugiego byłam całkiem pewna, chciało mi się płakać, ale zostałam sama, musiałam jakoś sobie radzić. Chciałam, żeby Ignacy wyszedł, ale nadal kręcił się gdzieś za mną i szukał zaczepki.
Kiedy byłam nieświadoma tego, że nie jest od zawsze higieniczny i ugrzeczniony, jego zachowanie wydawało mi się dziwne, ale powoli docierało do mnie, że taki był naprawdę. Tylko po co przede mną udawał? Sztuczna choinka wypadała przy nim jak naturalne, pachnące drzewko.
— Czasem naprawdę zadaję sobie pytanie, czy przyjechałaś tu ze mną, czy z nim.
Odwróciłam głowę w jego stronę. Dzieliło nas łóżko; Ignacy stał z drugiej strony, trzymając dłonie w kieszeniach spodni i patrzył na mnie tak, że przeszły mnie ciarki. Raczej trudno było ukryć, że jest na mnie wściekły, ale nie bałam się tego, jak kiedyś. Było mi to dziwnie obojętne, możliwe, że nawet chciałam, żeby się na mnie wkurzył. Chciałam, żeby pokazał jaki jest naprawdę, żeby pokazał emocje i powiedział mi, co naprawdę myśli. Owszem, też kłamałam, ale z konieczności. Nie uważałam za konieczne wmawianie mi, że go znam. To było kłamstwo naprawdę żałosne.
— Jeśli zamierzasz teraz prawić mi kazanie, to najpierw policz godziny spędzone z Julią i porównaj do tych, które poświęciłeś mi — powiedziałam spokojnie.
— Nie mieszaj w to Julii, proszę. Lepiej powiedz mi, co mam robić, kiedy znikasz z moim przyjacielem i wracasz wieczorem, zazwyczaj zbyt zmęczona, żeby zamienić ze mną chociaż słowo?
— Unikasz mnie, Ignacy. Równie dobrze mogłabym poprowadzić pasjonującą konwersację ze ścianą albo szczotką do włosów, wiesz?
Mierzyliśmy się ostrymi spojrzeniami, ale kiedy to powiedziałam, Ignacy odwrócił wzrok i momentalnie złagodniał. Widziałam, że uderzyłam w słaby punkt, ale już zdążyłam się rozkręcić, nie zamierzałam teraz ustępować. Dlaczego to zawsze ja musiałam robić wszystko, żeby było dobrze? Przypomniało mi się, jak absurdalnie bałam się powiedzieć mu, że zrezygnowałam ze studiów. Jak potem plułam sobie w brodę, że to zrobiłam, bo się na mnie wściekł. Szkoda, że nie wiedziałam, że sam nie jest świętym Ignacym Tadeuszem Leszczyńskim.
Ciara miała taką piosenkę, nie pamiętam dokładnie słów, ale chodziło w niej o to, że chciałaby się ze swoim facetem zamienić rolami. Coś w stylu „co gdybym miała coś na boku i doprowadziła cię do łez, czy te same zasady by obowiązywały?” Czułam się właśnie tak samo. Miałam wrażenie, że gdybym odwróciła role, Ignacy nie wytrzymałby moich emocji, bo sam był zdolny tylko do maksymalnie trzech.
— Wcale cię nie unikam — mruknął w końcu cicho.
— Wcale. Masz rację, znowu się ciebie czepiam. Wybacz, to ja przed tobą uciekam i nie mówię nawet głupiego „dobranoc”, żeby dać do zrozumienia, że nic złego się nie dzieje.
— Przepraszam. Po prostu... bądź ze mną szczera. Czy między tobą i Erykiem coś jest?
Prychnęłam. To była moja pierwsza reakcja na najbardziej absurdalne pytanie świata. I pytał mnie o to on, ten, który spędzał każdą wolną chwilę ze swoją byłą dziewczyną. To już nawet nie było śmieszne — to było wręcz tragiczne. Jak mógł mnie o to pytać? Jak mógł mnie podejrzewać o takie rzeczy? Jak mógł podejrzewać Eryka? Byłam świadoma, że nie zrobiłby tego Ignacemu, był wobec niego zbyt lojalny, zresztą nie było mowy o czymkolwiek innym niż przyjacielskiej relacji. Owszem, Eryk był sympatyczny, dobrze wyglądał i znosił moje bycie upierdliwym gnomem, ale do „czegoś więcej” potrzeba jednak... no, czegoś więcej.
— Nie rozliczaj mnie — warknęłam.
— Nie rozliczam cię. Nie możesz odpowiedzieć mi wprost?
— Nic między nami nie ma. Eryk jest po prostu dla mnie miły, mógłbyś wziąć z niego przykład.
Widziałam, że powiedziałam coś złego; Ignacy zacisnął dziwnie szczękę i znów tak na mnie spojrzał, że poczułam się źle z własnymi słowami. Nie lubiłam w nim tego. Tej maniery nauczyciela podstawówki, który rozmawia z niegrzecznym uczniem. Nie byłam jego uczennicą, tylko dziewczyną, a to była znacząca różnica. Byliśmy równi, ale rzadko kiedy dawał mi to odczuć.
— Ja jestem dla ciebie niemiły, tak? Podaj mi przykład kiedy byłem dla ciebie niemiły w ostatnim czasie, proszę.
Nie odpowiedziałam. Spuściłam wzrok, bo nie mogłam już dłużej znieść tego, jak na mnie patrzył.
— Powiedz mi, co robię źle, bo moja cierpliwość naprawdę zaczyna sięgać granic, a wiesz dobrze, że jestem bardzo cierpliwy.
— Daj mi spokój, Ignacy.
— Dlaczego kiedy ja chcę z tobą rozmawiać, to mnie zbywasz, ale kiedy ty suszysz mi głowę, ja muszę mówić wszystko jak na spowiedzi? — Jego głos nieznacznie się podniósł, ale i tak trochę się wystraszyłam. Ignacy nie krzyczał. — Ewa, nie powiesz mi, że wszystko jest w porządku, skoro wmawiasz mi, że cię unikam, kiedy to ciebie ciągle nie ma. Po prostu powiedz wprost, o co ci chodzi i przestań się dąsać.
— O nic mi nie chodzi — westchnęłam, już zrezygnowana. — Teraz to ty suszysz mi głowę, a naprawdę nic się nie dzieje i...
— Chodzi o to, że ze sobą nie sypiamy, prawda?
Byłam tak zaskoczona tym pytaniem, na które w życiu bym nie wpadła, że po prostu wytrzeszczyłam na niego oczy. Wyglądał na tak zdeterminowanego, żeby tę rozmowę doprowadzić do końca, mimo że teraz naprawdę sięgała granic absurdu, że miałam ochotę rzucić się z okna.
Nie wiedziałam, skąd się to u niego wzięło, bo jakoś nigdy żadne nie czuło potrzeby, żeby poruszać ten temat. No, przynajmniej ja nie, bo z góry uznałam, że Ignacy nie jest amantem, a przed nim moje życie łóżkowe nie było zbyt rozbudowane, teraz nic się w tej kwestii nie zmieniło. Nie lubiłam o tym mówić, zwłaszcza z Anią, bo ona była na poziomie sporo wyższym ode mnie, z racji tego, że była po prostu Anią, a nie rudą bułą, która kompleksów ma więcej niż przeciętna Jagna. Wracając do Ignacego, to uznałam za oczywiste, że jego higieniczne życie nie uwzględnia seksu, i nie wiem jak to zabrzmi, ale mi to zwyczajnie nie przeszkadzało. I to nie jest tak, że przez tak długi czas trwania naszego związku nigdy tego nie robiliśmy. Po prostu nie potrafiłam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio miało to miejsce, zresztą gdybym miała o tym opowiedzieć, wszystko znajdowało się za mgłą i lepiej wyszłoby mi streszczenie, co jadłam na śniadanie dwa tygodnie temu w piątek.
Kiedy nagle z tym wyskoczył, czułam się co najmniej zbita z tropu. Nawet zapomniałam o tym, ile miałam mu do zarzucenia. Przecież to byłaby moja ostatnia pretensja!
— Ignacy, oszalałeś. Postradałeś zmysły, nie będę z tobą rozmawiać, kiedy zachowujesz się jak...
— Jak co?
— Posłuchaj sam siebie. Co to w ogóle za pytanie? Zachowujesz się tak, jakbyśmy byli jakimś starym małżeństwem przechodzącym kryzys. Ale nawet jeśli tak rzeczywiście jest, to czy musimy to roztrząsać tutaj? Kiedy wszyscy prawdopodobnie słyszą twoje narzekanie?
— Jak ty zawsze sprytnie unikasz odpowiedzi, Ewa.
Nie odpowiedziałam, bo na usta cisnęło mi się „nie bądź hipokrytą”. Musiałam być lepsza od niego, obiecałam sobie, że teraz tego nie wyciągnę. Ale Ignacy się rozkręcił.
— Rozmawiałem z Julią i...
— Oczywiście.
— … powiedziałem jej, że nie wiem co mam robić, bo odkąd tu przyjechaliśmy, zachowujesz się, jakby strzelił w ciebie piorun. Albo we mnie i wolisz trzymać się z daleka, bo mogę razić prądem. Nie niepokoiło mnie, że wychodzisz z Erykiem dopóki właśnie ona nie zwróciła mi na to uwagi. To nie jest normalne, Ewa, a jeśli sądzisz, że jeszcze będę cię do tego zachęcać, to jesteś w błędzie. Ty mi oczywiście nie powiesz, ale uważam, że mam rację. Kocham cię, ale nie jestem głupi ani ślepy.
— Skoro Julka jest dla ciebie takim dobrym rozmówcą, to te swoje problemy też rozwiąż z nią, a wyniki prześlij mi pocztą. Możesz nawet się z nią przespać, skoro najwyraźniej bardzo ci tego brakuje, powodzenia.
Nim zdążył się chociaż oburzyć, bardzo szybko go wyminęłam i wyszłam z pokoju, starając się nie trzasnąć drzwiami. Za nimi natknęłam się na Rocky'ego, który spojrzał na mnie dziwnie, ale nie miałam czasu, żeby się tym przejmować. Po prostu wróciłam do salonu, gdzie nadal trwała damska dyskusja. Ania nawet na mnie nie spojrzała.
Kilka minut później usłyszałam trzask drzwi frontowych i byłam więcej niż pewna, że to Ignacy. Ani drgnęłam. Miałam tylko nadzieję, że mnie nie posłuchał.

Kolejny tydzień minął tak szybko, że nie zdążyłam nawet zauważyć, że od ślubu dzielił nas, no właśnie, tydzień. Dzieło moje i Eryka było już prawie gotowe, a tematu Ignacego już nie poruszaliśmy — to sprawiło, że atmosfera rozluźniła się już do granic i przyjmowałam z ulgą moment wyjścia z domu Leszczyńskich. Nie tylko dlatego, bo cudownie świeciło słońce, ale Ignacy już nie krył tego, że jest na mnie obrażony, a właściwie wściekły. Nie chciał ze mną rozmawiać, co mnie cieszyło, bo ja też nie byłam do tego chętna, ale z drugiej strony to sprawiało, że chciałam uciec. A nie mogłam.
W piątek wkroczyłam do salonu w momencie, gdy zebrał się tam spory tłumek i nad czymś rozprawiano. Nie było Kuby, ale także Ignacego. Zdziwiło mnie to trochę, ale nie dałam nic po sobie poznać i niepewnie przysiadłam na kanapie, obok Maratończyka.
— Ewa, dobrze, że jesteś — powiedziała od razu Julia. — Chcesz być z Anią w pokoju, co?
— Jakim pokoju?
— No, w Mielnie.
Musiałam wyglądać tak, jakby przywalono mi w tył głowy cegłą, bo zaraz dodała:
— Wieczór panieński Darii. Mamy już nocleg, ale wypadałoby nas rozlokować tak, żeby każda czuła się jak najlepiej.
— Och.
Zapomniałam o tym zupełnie. Nie chciałam się stąd ruszać. Z drugiej strony nie wiedziałam, jak to przekazać, żeby nikt się na mnie nie obraził. Przez chwilę siedziałam cicho, nie wiedząc, co odpowiedzieć, kiedy odezwał się Paweł:
— Ewa próbuje ci bez słów przekazać, że wolałaby utopić się w Bałtyku.
Posłałam mu wściekłe spojrzenie, na które odpowiedział pobłażliwym uśmiechem.
— Czyli rozumiem, że chcesz jechać.
— Nie, nie chcę — przyznałam, choć czułam się głupio. — Nie chcę nikogo urazić, ale czuję się potwornie i nie chciałabym wam popsuć zabawy. Dlatego mnie nie liczcie. Bawcie się dobrze, ja zostanę tutaj i spróbuję się wykurować, nie chciałabym przegapić ślubu.
Julia nie wyglądała na przekonaną. Uniosła brwi, ale wykreśliła mnie ze swojej listy.
— No dobrze, jak chcesz — burknęła.
Posłałam jej sztuczny uśmiech. Byłam ciekawa, co Ignacy jej na mnie nagadał, ale wnioskowałam, że mnie nie oszczędził — odnosiła się do mnie dosyć chłodno. Już nie udawała miłości do całego świata. Było mi z tym dobrze, nie musiałam robić tego samego. Przez resztę debaty pod tytułem „nie natknijmy się na siebie, bo to tajne imprezy”, siedziałam cicho, zwłaszcza kiedy zjawił się Ignacy.
Po północy zdecydowałam, że lepiej pójdę spać, ale kiedy weszłam niepewnie do pokoju Ignacego, nie było go tam. Przyszedł jakiś czas później i położył się, odwrócony do mnie plecami. Miałam ochotę go kopnąć. W głębi duszy cieszyłam się, że będę miała od niego spokój przez te dwa dni. Liczyłam, że przejdzie mu ta paranoja. Przynajmniej do tego stopnia, w którym okropnie mnie irytował.
 Zasnęłam zwyczajnie zła. Na cały świat i Ignacego.
Tak nie lubię tego rozdziału, że głowa mała, ale od następnego są sceny, które chcę bardzo napisać, więc powinno być lepiej. Pozdrówki wszystkim, którzy wzięli udział w ankiecie. Miała ona na celu sprawdzenie, jakie zakończenie najbardziej zdenerwuje tłumy. A tak na serio, to ciekawe, spodziewałam się większej przewagi Ignacego. A jednak. :D

14 komentarzy:

  1. Jedni narzekają, że są za chudzi, inni na odwrót. Ludziom nie dochodzisz. Może i Ewce, jak to ktoś kiedyś ujął, brakuje tyłka, ale nie można mieć wszystkiego, prawda? Jeśli chodzi o rude włosy, uwielbiam je w wydaniu, jaki ma ostatnimi czasy Holland Roden. Ognistym czupryną również mówię stanowcze ,,nie''. Ania mnie irytuje przez dobre kilka rozdziałów, a zapowiadała się naprawdę na interesującą postać. Może jeszcze zmienię zdanie? Ostatnio niepokoję się, jeśli chodzi o Ignacego, no. Team Ignaś, a mam złe przeczucia, że poleci do Rocky'ego, bo jest taki tajemniczy, ma przy nim nogi z waty, szanse na namiętności, pff... Nie lubię klusek śląskich, a moja rodzina ze Śląska wyznaje podobną zasadę do mamy Ewki... Serio mam przeczucie, że Ania wie o wiele więcej, niż mogłoby się wydawać. Scena z ,,To miłe, że...'' nadaje się do horroru. Dobrze, że nasza Ewka nie mruczała nic pod nosem o Rocky'm. Ignaś, to nie o Eryka powinieneś być zazdrosny. Jeszcze bardziej podsyciłaś moją ciekawość: dlaczego on jest taki pedantyczny, poukładany i w ogóle? A te podkoszulki... O cholera, wątek z sypianiem poruszony już teraz wbił mnie w fotel. Ewka robi z igły widły, wszystko ukrywa, a potem narzeka, że to Ignacy jest kłamcą, oszustem i tak dalej. No święty nie jest, ale przy Ewce to błogosławiony owszem. I kto tu ma paranoję...
    Trzymaj się, puść się; co tam chcesz. :)
    Do następnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewka jest taka ruda, nieruda. Taka wiewióra. I ma kompleksy na punkcie wszystkiego, więc to nie ma co się przejmować. XD
      Ania jest nadal Anią, ale widzisz ją z perspektywy Ewki, to pewnie dlatego. :D
      Bo miał być poruszony, już miałam to obmyślone, a pytanie na asku trochę zaspojlowało i tak wyszło, no!
      Pozdrówki!

      Usuń
  2. Ignacy jest jakiś popieprzony. Wybacz, coxon, ale on naprawdę jest jakimś pokręconym hipokrytą, idealnym panem higienicznym, który nie widzi nic poza czubkiem swoje nosa (i Julką...). Czuję się zbulwersowana jego postawą, bo zachowuje się jak baba w ciąży, rozdaje buziaki, mówi o miłości, tuli, a później nagle warczy, krzyczy, oskarża o zdradę, nie mówi całej prawdy. Ugh, nie lubię takich ludzi. Walnęłabym go młotkiem.
    Julia, to znaczy włazidupa (uwielbiam Cię za to określenie) się dobrała z tym Ignacym... Naprawdę pasują do siebie! Ona dawałaby mu rady, byłaby idealną, Perfekcyjną Panią Domu, a on może byłby szczęśliwszy. Chociaż wątpię, że cokolwiek mogłoby Ignacego zadowolić.
    Nie rozumiem Anki. Tkwi w trójkącie, a mimo to daje Ewce rady, byleby ona nie rozmawiała z Rockym (cóż to za jego dziwne spojrzenie???). Teraz szkoda mi Maratończyka i w sumie nawet jestem mu wdzięczna, że dzięki temu, że raczył się odezwać (wrednie, bo wrednie, ale jednak) i Ewka nie będzie musiała jechać do Mielna. CHYBA. Bo po Tobie i Twoich tworach można się spodziewać różnych galimatiasów ;D
    Bardzo się cieszę, że czas kataru i grypo-czegoś-tam umila mi kolejny rozdział Twojego kolejnego opka. Aww, Rocky, daj mi tylko Rocky'ego! :D

    Pozdrololo, podoba mi się wersja: Ewa Waleczna Ruda Buła.
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy Ewce każdy wpadłby w paranoję. :D
      No ja nic nie mówię, bo ja lubię galimatiasy. Jakoś najlepiej mi się je pisze. :D
      Pozdrololo! (jakie modyfikacje od pozdrawiam się wprowadziły, ja nie wiem. XDD)

      Usuń
    2. Chciałam być kreatywna i tak z podrówek wyszło pozdrololo :D
      Czyli mam rozumieć, że skoro lepiej Ci się galimatiasy pisze, to mogę ich oczekiwać ,,wincyj"? ;D

      Usuń
    3. Ej. Zrób jakiś bonus na lato. Propozycja inspirowana jęczybułą: walki w kisielu. Tadeusz kontra Rocky :D

      Usuń
    4. Tutaj na pewno możesz się spodziewać ich wincyj. :D
      POMYŚLĘ O TEJ MINIATURCE. XDDD

      Usuń
  3. Podczas rozmowy Ignacego i Ewki, cisnęło mi się na usta: "A kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień." Sama nie wiem, dlaczego... jakoś tak... Ignacy zachowuje się, jakby tylko po stronie Ewy leżała wina. Nie miał dla niej czasu, bo poświęcał go Julce, no to co się teraz czepia, że se dziewczyna zajęcie znalazła? No ja tego nie czaję. Ale mam tez wrażenie, że ta rozmowa jakby... nic nie wyjaśniła. Jest taka... zawieszona. Trochę krzyku, jakieś oskarżenia i zero wyjaśnień. Typowe kłótnie kochanków. A nie, czekaj... Przecież nie uprawiają seksu, to chyba nie są kochankami? Ee, zgubiłam się. Whatever. Mam nadzieję, że jednak sobie wszystko wyjaśnią i na weselu będą się bawić razem. No, ewentualnie Ewka może z Erykiem... Albo z Rockym. Ale jednak byłoby spoko, gdyby pogodziła się z Ignacym.

    Ciekawi mnie też sytuacja z Anią. Hm, jak to się wszystko potoczy?

    Jak zwykle, zostawiasz mnie z niedosytem. I nie mogę się doczekam czternastki! :)

    Pozdrawiam, ciao :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie usprawiedliwiam go, ale Ewki też ciągle nie ma, więc się chłop zmartwił, a wiadomo, faceci średnio inteligentni i tyle z tego wyszło. :D
      Dzięki i pozdrówki!

      Usuń
  4. To się robi irytujące. Obydwoje krążą wokół siebie z pretensjami, żalami i wszystkim innym, a gdy przychodzi co do czego to Ewka dalej udaje obrażoną dziewczynę i wmawia wszystkim, że nic jej nie jest. Najbardziej denerwujące zachowanie ewor. Nic mnie nie doprowadza do szału bardziej niż ludzie, którzy ukrywają swoje żale, a jak przyjdzie co do czego to rzucają głupimi frazesami. Litości. A Ewka to zasługuje na tytuł królowej denerwowania. że też Ignacy i ktokolwiek inny z nią wytrzymuje.
    Ignacy przynajmniej powiedział, a raczej zapytał czy chodzi jej o to. W konsekwencji jest chociaż szczery.
    Anka nie jest święta, ale czy zapytanie jej wprost jest lepsze niż jakieś łazienkowe afery. Ewka, dorośnij!

    A tak w sumie to nie mam pojęcia, jak to się może zakończyć. Z Ewką wszystko możliwe.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ignacy zaskakuje coraz bardziej i sprawia, że zaczynam się coraz poważniej zastanawiać, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. Dlaczego jest taki zamknięty w sobie i dlaczego tak bardzo nie lubi wracać do przeszłości? Mam wrażenie, że to wszystko ma piąte, dziesiąte i dwunaste dno, tylko jeszcze nie wiem jakie.
    Pozdrawiam gorąco,
    maximilienne

    OdpowiedzUsuń
  6. Oni oboje są niereformowalni. Ej cjwila chwila.... Są ze sobą ile? 5 lat i seks uprawiają od święta? A ja myślałam że tak to jest u starych małżeństw... XD

    OdpowiedzUsuń
  7. Łaskawa Ewka postanawia nie robić afery :D. No dobsz, nie będę tak surowa - Ewka przynajmniej liczy się z uczuciami innych ludzi, z tym, że jej związek nie jest tu teraz najważniejszy, w przeciwieństwie do Anki, która najwyraźniej chciała wyjawić swoją tajemnicę, mając gdzieś, że tutaj para zbliża się do przeżycia najszczęśliwszego dnia w ich życiu, a takie miałkie dramy nie powinny ich dekoncentrować na krótki czas przed ślubem. No dobrze, Ewka, poklepię cię po główce jednak.
    Fascynuje mnie to ciągłe porównywanie Ignacego do nauczyciela. Ewce tak to przeszkadza, a przecież w dużej mierze cały ten czas od niego właśnie tego oczekiwała - żeby ją prowadził za rękę, był jej kamieniem, mądrości Mamy Czajki. Wiem, że jest tego nieświadoma, to przecież Ewka, niby wie, co to samorefleksja, ale równocześnie dość płytko do niej podchodzi; w każdym razie teraz, kiedy jako tako się od niego odcina przez problemy związkowe, usamodzielnia (nie tylko od niego, od Anki też) i spędza czas z osobą trzecią, nowym przyjacielem, więc ją to teraz irytuje, ale - jak wspomniałam - ciekawi mnie ten brak wnikliwości u Ewki. No i sam fakt, że Ewka nie potrafi dojść do banalnego wniosku. Dlaczego Ignacy jej unika, szlaja się z Julią? No przez Ewkę, a przez kogo innego? Ostatnio jest nieznośna, szpieguje go, chowa się w szafach, rzuciła studia i fuczy na niego przy każdej okazji. To nie tak, że Ignacy nie ma powodu, by nie chcieć jej widzieć, bo ma ich masę - powodami Ewki są tylko i wyłącznie jej urojenia oraz paranoja.
    Hm. Powiem ci, że trochę się zmieszałam teraz. To mnie zmieszało:
    — Chodzi o to, że ze sobą nie sypiamy, prawda? - nie wiem czemu, ale nigdy nie myślałam o ich współżyciu, naprawdę. Chyba nawet nie byłam go świadoma podświadomie, poważnie, samej możliwości, że oni uprawiali seks. Nie wiem, może to z powodu antyseptyczności Ignacego, może dlatego, że do czasu tego dziwnie pełnego pasji (co prawda na pewno czymś podszytej) pocałunku nie było między nimi, no, pasji, ogólnie żywszych uczuć, oni razem żyli właśnie tak jak... nauczyciel z uczniem, Ignacy był ostoją, na której Ewa niby miała się rozwijać, ale tak naprawdę wpadła w błędne koło kompleksów, a Ewa nigdy szczególnie też nie rozwodziła się nad jego wyglądem, nad tym, jak na nią działał (czyli nie działał? przynajmniej już w czasie akcji opka). Więc naprawdę, tak, naprawdę mocno uderzyła mnie ta wzmianka, bo była dla mnie tak abstrakcyjna, że jakby w ogóle koncept nie do pojęcia i nie wiem jeszcze co. I teraz doczytałam, co nastąpiło po tym akapicie i widzę, że Ewa ma podobne przemyślenia, podobnie podeszła do tematu...
    I w podejrzliwości Ewki chyba też coś jest, no dobrze, w tej paranoi, bo już mianem podejrzliwości nie mogę tego określić, zbyt wielka patola jak dla mnie. W każdym razie Ignaś powiedział coś ciekawego - to Julka zwróciła mu uwagę na wyjścia Ewki z Erykiem, wcześniej (rzekomo) nie zwracał na to uwagi. Czyli faktycznie Julka ma jakiś motyw, bo wydaje mi się, że gdyby go nie miała, nie widziałaby sensu, żeby zwracać na to uwagę Ignacego (coś takiego jak przyjaźnie męsko-damskie istnieje, to nie jest jakiś mityczny niewidzialny różowy jednorożec, jak niektórzy sądzą).
    Wspominka Ewki na temat tego, że prawdopodobnie wszyscy słyszą narzekanie Ignacego, łączy się z tym, że Ewa zastała Kubę pod drzwiami (tak, mógł przechodzić, mógł przystanąć, kiedy usłyszał), w każdym razie ziarno zasiane, że może nie tyle co podsłuchiwał, ale że jest teraz już świadomy konkretów problemów związkowych Ignasia z Ewką.
    Byłam ciekawa, co Ignacy jej na mnie nagadał, ale wnioskowałam, że mnie nie oszczędził — odnosiła się do mnie dosyć chłodno. - Ewka, bo to przecież nie mogło być tak, ze Julia doszła samodzielnie do swoich własnych wniosków na podstawie obserwacji twojego zachowania? No oczywiście, że niet, to zły Ignaś wszystko!
    Liczyłam, że przejdzie mu ta paranoja. - KWIK :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julka nie może samodzielnie wysnuwać swoich wniosków, jak człowiek. Ona nie jest człowiekiem. Ona jest byłą dziewczyną. Świadomość tego bardzo się przydaje w czytaniu. :D Musi mieć motywy, ona na pewno chce wrócić do Ignacego, obrzydzić mu Ewę, bo niby po co miałaby z nim rozmawiać? Famfatalica jedna. Tak.
      A że Ignacy jest zły, to wiadomo. OKŁAMAŁ EWĘ!!1 Jej kłamstwa przy TAKIM CZYMŚ się nie liczą. To przecież taaaaaakie oczywiste.

      Usuń