Kiedy
krew przestała lecieć z nosa Kuby, uświadomił mi, że ta, którą
jest ubabrany, nie jest tylko jego. Bo nie mogłam zaprzeczyć, że
wyglądał, jakby sam miał w nosie z kilka litrów. Oberwały
spodenki, nie mówiąc już o skórze — koszulkę musiał zdjąć
już wcześniej, więc moje podejrzenia powoli stawały się
pewnością. Kazałam mu oprzeć głowę na oparciu kanapy i
sięgnęłam po wodę utlenioną i waciki, które znalazłam jeszcze
w szafce.
—
Zamknij oczy i nie ruszaj się — zakomenderowałam.
Rocky
uśmiechnął się lekko, ale zrobił to, o co go poprosiłam.
Przysiadłam na kolanach obok niego, tak, jak normalnie uznałabym za
blisko, ale musiałam mieć dostęp do jego twarzy. Rana nad brwią
już nie krwawiła, ale musiał naprawdę mocno oberwać, strzelałam,
że to nie była tylko pięść. Na policzku też miał lekkie
zadrapanie. Polałam obficie wacik wodą utlenioną i przycisnęłam
do jego brwi, na co Kuba zareagował natychmiast i zacisnął palce
na mojej nodze, a kiedy to nie podziałało, złapał mnie za rękę.
—
Teraz nagle masz pretensje, że boli? — warknęłam.
—
Nie wściekaj się na mnie.
—
Okej, czyli mam się cieszyć, że wyglądasz jak ofiara napadu?
—
Wtedy się nie wściekałaś.
Przełknęłam
ślinę, a cała moja waleczność nagle wyparowała. Wiedziałam
doskonale, o jakie „wtedy” mu chodzi, ale miałam nadzieję, że
on tego nie pamięta, bo przecież... odwróciłam wzrok i rzuciłam
wacik na stolik, a potem spróbowałam wstać, ale Kuba nadal trzymał
mnie za przedramię. Znów na niego spojrzałam. Nie uśmiechał się.
Był jakiś dziwnie poważny, a może potęgowało to to, że
wyglądał jak jakieś dzieło sztuki artysty popartowego, chcącego
pokazać efekty przemocy domowej. Rocky patrzył na mnie tak, że
czułam się wręcz nieswojo, a to dziwne uczucie, że zaczynam się
topić gwałtownie wróciło. Zdążyłam zapomnieć jak niebieskie
miał oczy, zupełnie takie jak Ignacy, ale jednak jakieś inne.
Zawsze był zupełnie inny, tak sobie tłumaczyłam to, że nie
wpadłam na to, że są braćmi.
I
patrzył tak, że czułam się zupełnie naga, jakbym nie miała
twarzy, a patrzył bezpośrednio w to, co właśnie myślę. Nawet
nie musiał. Wszystko musiało być wypisane na mojej twarzy. Nie
wiedziałam, czy był świadomy tego, że ja zostałam. Miałam
nadzieję, że on wie, że ja zdecydowanie nie byłam świadoma tego,
że nie pojechał, bo przecież inaczej bym tu nie siedziała,
czekając aż wróci i zrobi się niezręcznie. Nie sądziłam
jednak, że zrobi się tak... dziwnie. Atmosfera zgęstniała do tego
stopnia, że nie miałam właściwie czym oddychać, a czułam się
tak, jakbym leciała rakietą i wylądowała na Słońcu.
—
Bo się o ciebie bałam — odparłam, starając się brzmieć
pewnie, ale drżał mi głos. — Znowu tam poszedłeś.
Napięcie
jakby zniknęło, a Kuba puścił mnie. Skorzystałam z tego, że
mogę się odsunąć i sięgnęłam po plaster, który potem
nakleiłam mu na przemyte, okropne drapnięcie. Wyglądał teraz o
wiele lepiej, ale i tak to nie był koniec. Postanowiłam nie dać mu
spokoju, póki nie doprowadzę go do porządku, ale nie wiedziałam
nawet, po co to robiłam. Nie byłam mu nic winna, żeby dbać o to,
żeby nic mu się nie stało, jednak gdybym go zostawiła w takim
stanie, prawdopodobnie nie zasnęłabym w nocy, a potem zadręczała,
nasłuchując, czy Kuba jeszcze żyje. A przecież nic mu się
takiego najwyraźniej nie stało, po prostu dostał w mordę. Jakby
to była jakaś nowość.
—
Z ciekawości. Dzieciak mnie sprowokował.
—
I postanowiłeś mu pokazać, kto rządzi na dzielni.
Uśmiechnął
się.
—
Wygląda gorzej ode mnie, wierz mi.
—
Rzeczywiście masz się czym chwalić.
—
Teraz się o mnie nie boisz?
—
Oczywiście, że się boję. Jesteś głupi.
—
Wtedy nie byłem głupi?
—
Przestań.
—
Dlaczego?
Cały
czas się ze mną droczył, nie był już poważny ani trochę, w
kącikach ust czaił mu się uśmieszek i przekrzywił głowę,
patrząc na mnie znów w ten dziwny sposób. Odruchowo odgarnęłam
włosy za ucho i odwróciłam wzrok, zamierzając podziwiać narzutę
tak długo, aż moje serce przestanie wybijać jakąś dziką
melodię. Oczywiście nie nawiązywał do niczego, nie otwarcie, ale
ja musiałam sobie wszystko przypomnieć szczegółowo, bo lubiłam
zakopywać w pamięci takie... relikty przeszłości.
To
było jedno z tych wspomnień, które zakopałam tak głęboko, że
nie miałam odwagi do niego zaglądać od bardzo długiego czasu,
mimo że tamta rozmowa z Ignacym trochę mnie prowokowała. Nie dałam
się. Zetknięcie się z Kubą w takich okolicznościach nie dało mi
jednak dłużej się wzbraniać, a tak znajome obrazy zalały mi
głowę niczym gwałtowna powódź. I znów zrobiłam się kluską
rozpłaszczoną na talerzu, zdolną tylko do tego, by patrzyć na
Rocky'ego jak jakieś bezbronne cielę, wstrzymywać oddech w
nadziei, że nie będę czuła jego zapachu i modlić się, żeby
mnie przypadkiem nie dotknął.
To
był jeden z moich ostatnich wieczorów w Kołobrzegu, właściwie
przedostatni przed losowaniem zapałkami z Anią. Jeśli chodzi o
nią, to wyszła z Darkiem i zapowiedziała, że nie wróci na noc,
więc lepiej żebym znalazła sobie zajęcie. Nie byłam umówiona
ani z Ignacym, bo pojechał do Szczecina, ani z Rockym, bo nie
odzywał się do mnie od jakichś dwóch dni, a nie chciałam mu się
narzucać. Zamknęłam się w naszym wynajętym pokoju, otwierając
jedynie okno, by wleciało trochę świeżego powietrza i czytałam
książkę, na przemian drzemiąc i śpiewając razem z radiem jakieś
letnie hity, które znałam nie wiadomo skąd. Nie chciałam nigdzie
wychodzić sama, bo jeszcze bym nie trafiła z powrotem. Dręczenie
innych wczasowiczów moim głosem było i tak niezłym rozwiązaniem.
Łomot
w drzwi zastał mnie w czasie dzikich śpiewów. Gwałtownie
wyciszyłam radio i z przestrachem podeszłam do nich, czekając na
powtórkę. Kiedy usłyszałam ciche „Ewa...”, natychmiast
otworzyłam, by o mało nie zemdleć na widok Kuby. Było już dosyć
ciemno, musiało być po dwudziestej drugiej a on wyglądał tak,
jakby w drodze do mnie zaatakował go jakiś kibol. Natychmiast
wpuściłam go do środka, a kiedy zamknęłam za nim drzwi,
usadziłam go na moim łóżku, żeby rzucić się na poszukiwanie
apteczki. Znalazłam ją pod umywalką, za detergentami i wyjęłam
stamtąd tak gwałtownie, że wszystkie zrzuciłam na ziemię, ale
nie przejęłam się za bardzo. Zostawiłam ten bałagan.
Kuba
za mocno nie krwawił, ale musiał nieźle oberwać, bo kiedy
zmusiłam go do siedzenia prosto, łapiąc za ramiona, aż syknęłam,
patrząc na jego twarz. Miał wielki siniak na nosie i krwawił mniej
więcej w tym samym miejscu, co teraz, a przynajmniej tak pamiętam,
bo kiedy naklejałam mu plaster, zakryłam trochę brew. Oczy cały
czas miał zamknięte, ale gdy szalałam z wodą utlenioną, zacisnął
mocno palce na mojej koszulce i nie puścił, kiedy postukałam go w
ramię, dając mu znak, że już po wszystkim.
—
Kto ci to zrobił? — spytałam cicho.
Otworzył
oczy.
—
Nikt taki. Nie przejmuj się.
—
Będę. Jeśli cię pobił bez powodu, to trzeba to zgłosić, ukradł
ci coś?
—
Biłem się w... w klubie.
—
I puścili cię takiego?
Odwrócił
wzrok.
—
Kuba!
—
W tym innym...
—
Tym „klubie”, czyli melinie, z której przegoniła was policja?
Kuba, obiecałeś mi, że będziesz się bił tylko tam na siłowni,
a nie bawił się w „Podziemny krąg”, jak...
—
Ewa...
Przerwałam
swój wywód i spróbowałam się wyswobodzić z jego uścisku, ale
objął mnie jeszcze mocniej i właściwie przytulił do mnie tak, że
nie miałam innego wyjścia, jak to odwzajemnić. Westchnęłam cicho
i przeczesałam powoli dłonią jego włosy, drugą obejmując go za
szyję. Chciałam być na niego zła, ale nie potrafiłam, kiedy
chyba dopiero po raz drugi nie zachowywał się jak jakiś
bezuczuciowy robot, a zwykły Kuba, który zamiast iść do domu,
przyszedł od razu do mnie. A z tego okropnego miejsca,
kołobrzeskiego fight clubu
miał dalej do tego mieszkania. Przynajmniej tak się wtedy
orientowałam, bo wysiadał trzy przystanki dalej niż ja, kiedy
wracaliśmy z plaży.
Trwaliśmy
tak dłuższą chwilę i kiedy uniósł głowę, by na mnie spojrzeć,
całkowicie uleciała ze mnie chęć, by zapytać go na śmierć i
się na niego wściekać. To naprawdę był ten moment, kiedy
ktokolwiek kiedykolwiek tak się przede mną otworzył, nie mówiąc
ani słowa. Nie wiedziałam nic więcej niż wcześniej, ale zdawałam
sobie sprawę, że zbliżenie się do kogoś w taki sposób było dla
Rocky'ego jednak tym czymś więcej niż spędzenie nocy na
opowiadaniu historyjek z życia, których druga osoba na drugi dzień
nie będzie pamiętać.
Do
dziś nie wiem, jak do tego doszło. Może po prostu musiało, ale
kiedy Ania przyszła rano, Kuby już nie było w mieszkaniu i
wiedzieliśmy o tym tylko my. Bo tamtą noc spędziłam z Kubą,
właściwie pierwszą w moim życiu. Nie byłam taka głupia,
czytałam oczywiście w Bravo już w gimnazjum, że dziewictwo należy
oddać komuś, kogo się kocha, bla bla bla,
ale dla mnie to było oczywiste, że to będzie Rocky. Miałam
dziewiętnaście lat i przytaknęłabym na wszystko każdemu, kto
powiedziałby, że jestem piękna i sam byłby piękny, a poszłam do
łóżka z kolesiem, który wyglądał jak bokser i na boksera
aspirował. To trochę śmieszne, bo przeczyło wszystkiemu, w co
wtedy wierzyłam, ale w tamtym momencie, kiedy zdawałam sobie
sprawę, że jestem chyba jedyną osobą, której Rocky ufa,
nie miałam żadnych wątpliwości. Każdy przeżywa w którymś
momencie swojego życia chwilę, kiedy jest czegoś absolutnie
pewien. A ja byłam absolutnie pewna tego.
Ta pewność nie zniknęła nawet tej soboty w Kołobrzegu, pięć
lat później, kiedy Kuba znów tam poszedł, a ja znów
doprowadziłam go do stanu, kiedy nie przypominał prawdziwego
Rocky'ego. Ale sytuacja była inna, ja może byłam taka sama, ale
Kuba już na pewno nie był tym Kubą, który fascynował mnie samym
byciem „złym chłopcem”.
— Nastawię ci kąpiel — oznajmiłam w końcu.
— Ewa, przestań.
— Możesz zemdleć, a pod wodą nie słychać krzyków.
Rocky wzniósł oczy do nieba i opuścił się trochę w wannie, tak
że na powierzchni została tylko głowa, a broda stykała się z
powierzchnią, teraz fioletowej, wody. Wrzuciłam do środka jedną z
kulek z jakiegoś tam „świata mydeł”, która nie tworzyła
piany, ale zmieniała wodę tak, że była kolorowa i nieprzejrzysta,
ale niestety nie było piany. Ja nad tym ubolewałam, ale Ignacy
mniej, bo nie cierpiał piany, za to lubił zapach lawendy. Zawsze o
nim myślałam przy wybieraniu takich drobiazgów, a teraz
dziękowałam za to sile wyższej, bo nie robiła tej sytuacji
jeszcze bardziej niezręcznej.
— Znęcasz się nade mną.
Wzruszyłam ramionami i oparłam się o ścianę.
— O co ci chodzi?
Nie odpowiedziałam.
— Ewa, będziesz tu tak stała? Równie dobrze możesz od razu
powiedzieć, o co ci chodzi i będzie po sprawie.
— Sądziłam, że się zmieniłeś, ale nadal zachowujesz się jak
mały chłopiec. O to mi chodzi.
— Ewa...
— Dorosły facet nie poszedłby bić się w tamto miejsce, to
skrajnie nieodpowiedzialne, nie znasz tych ludzi i...
Prychnął.
— Co? — warknęłam.
— Brzmisz identycznie jak Ignacy.
— Bo mam rację?
— Bo prawisz mi kazanie.
Nie odpowiedziałam. Skrzyżowałam ręce na piersi i wbiłam wzrok w
sufit. Brzmiałam jak Ignacy? W jego głosie zawsze było pełno
pretensji, kiedy wygłaszał swoje przemowy mające przemówić mi do
rozsądku, ale nie zwróciłam uwagi, że robię to samo. Chciałam
po prostu, żeby Kuba zrozumiał, że mnie zmartwił i może chociaż
raz pomyślał o innych, chociaż... co to mnie obchodziło? Nie
wiedziałam. Nie wiedziałam już, czego chciałam, a kiedy ponownie
na niego spojrzałam, musiał to zauważyć, bo zmarszczył brwi.
— To wszystko?
— Nie lubię, kiedy grasz na moich emocjach.
Nic nie odpowiedział. Zapadła cisza, dla mnie nieco niezręczna,
ale dla Kuby chyba nie, bo po prostu przymknął oczy i odchylił
głowę, opierając ją na skraju wanny. Widziałam ten jego
łańcuszek unoszący się na tafli wody, zadrapanie na brodzie i
wszystkie detale, bez których zauważenia i analizowania oczywiście
bym się nie obeszła. Możliwe, że to była wada, ale kiedy
patrzyłam na ludzi, zapamiętywałam szczegóły ich urody. Wszelkie
pieprzyki, piegi, zadrapania u Rocky'ego, zmarszczkę pomiędzy
brwiami Ignacego, kiedy się na mnie denerwował... wiedziałam też,
które zęby Kuby są krzywe, bo mocno oberwał kiedyś w twarz, i że
jego blizna po prawej stronie klatki piersiowej to efekt zbyt
żywiołowego machania papierosem.
— Wiem, że na mnie patrzysz, przestań.
Podskoczyłam. Przez chwilę poczułam się jak Bridget, ale on nie
był Markiem Darcym, więc po prostu spłonęłam rumieńcem i
spuściłam wzrok na swoje dłonie. Mogłam oczywiście stamtąd
wyjść i udawać, że Kuby tutaj nie ma, ale byłam wrośnięta w
podłogę. Chciałam i nie chciałam stamtąd uciekać. Miałam
okazję porozmawiać z nim normalnie, ale nie wiedziałam, co chcę
przekazać, żeby znowu nie wyjść na idiotkę. W moim przypadku to
wydawało się wręcz niemożliwe.
— Nie gram na twoich emocjach. Nie musisz się o mnie martwić, nie
jesteś mi nic winna.
Posłałam mu pytające spojrzenie. O co mu chodziło?
— Oczywiście to dosyć niezręczny zbieg okoliczności, że
trafiłaś akurat na Ignacego i nie powiem, żebym był jakiś
szczęśliwy, że to musi być akurat on, ale jesteśmy przecież
dorośli. Nie musisz przede mną uciekać i się chować, przecież
nic się nie dzieje. O niczym nie musi wiedzieć, zresztą nie ma
właściwie o czym mówić, co?
Czy to czyniło ze mnie idiotkę, że coś ścisnęło mnie w piersi
i poczułam się wręcz zraniona jego słowami? Nie było o
czym mówić? Niepotrzebnie się martwiłam, mogłam odetchnąć.
Tyle że nie potrafiłam złapać oddechu, otworzyłam usta i
chciałam coś z siebie wykrztusić, ale chyba odebrało mi głos.
Powiedział mi wprost, że moje senne marzenia i nogi z waty niczym w
jakimś durnym romansidle dla nastolatek to po prostu dziecinna
bzdura, show must go on, nie lubię Ignacego, ale dobrze, że kogoś
masz, bo ja mam to w dupie, że sobie coś tam ubzdurałaś. Tak to
dla mnie zabrzmiało, moja reakcja była absurdalna, bo przecież to
oczywiste, że dla niego to był tylko miesiąc szlajania się z
głupią laską, która ledwo wylazła z liceum, odhaczyć,
zapomnieć. Niepotrzebnie dorobiłam sobie całe love story
wyciągnięte znikąd. Pokiwałam głową.
— Pewnie. Pewnie. Pewnie. Pewnie.
Zacięłam się, powtarzałam to słowo nawet kiedy wyszłam z
łazienki, przedtem uderzając głową we framugę, ale nawet tego
nie odczułam. Usłyszałam, jak Kuba mówi głośno „Ewa”, a
później znów to powtarza, jeszcze głośniej, kiedy nie
zareagowałam, biegnąc schodami na dół. Wbiegłam do kuchni i nie
wiedząc, co właściwie chcę zrobić, po prostu oparłam się o
kredens, zaciskając na jego krawędziach palce. Musiałam się
uspokoić. Niczym jakaś naiwna, egocentryczna, ruda małpa sądziłam,
że tkwię w trójkącie, że Kuba na pewno coś tam do mnie jeszcze
ma, bo przecież jestem taka cudowna, że hej. Nawet Ignacy wolał
Julkę, byłam beznadziejnym przypadkiem. Była sto razy ode mnie
lepsza, wszyscy byli ode mnie lepsi, ale przez cały czas wmawiałam
sobie, że jestem w stanie zainteresować sobą dwóch facetów
naraz. Jeden mnie oszukiwał, a drugi uznał coś, co ja głęboko
trzymałam w pamięci, za „nic, o czym trzeba rozmawiać”.
Chciałam wyrwać sobie głowę z karku i wrzucić ją do Bałtyku.
Szkoda, że to było niemożliwe.
Prawie krzyknęłam, kiedy Kuba znalazł się w kuchni, na szczęście
w spodenkach dresowych, bo chyba bym umarła, gdyby tak po prostu wyleciał z tej wanny. Albo zemdlałabym. Albo cokolwiek... swoją drogą, byłam gotowa umrzeć, zemdleć i cokolwiek nawet bez tego. Nie chciałam, żeby dopowiedział coś więcej, już i
tak zachowałam się jak idiotka, nie potrzebowałam dobicia.
Zresztą, rozpraszał mnie sam jego widok, a zwłaszcza taki, nie
mogłam złapać oddechu. Nie szłam się zabić, tylko rozpaczać
sobie w odosobnieniu.
— Ewa, co to miało być?
O, nie, nie, nie. W jego głosie słyszałam coś, co bardzo mi się
nie podobało, a czego nie potrafiłam nazwać. W każdym razie,
kiedy odzywał się w taki sposób, to czyścił mi się mózg nawet
z podstawowych myśli typu „jestem głodna”. Kiedy ruszył w moją
stronę, miałam ochotę wyskoczyć przez balkon i uciec, ale
oczywiście nie ruszyłam się nawet o milimetr.
— Spójrz na mnie — powiedział, kiedy znalazł się naprzeciw
mnie.
Nie zrobiłam tego, nadal wpatrywałam się w podłogę. Musiałam
jednak spojrzeć na Rocky'ego, kiedy uniósł mój podbródek i
odwrócił twarz w swoją stronę. Widziałam, że był zagubiony,
dla niego moja reakcja musiała być naprawdę dziwna, bo nawet się
ze mnie nie śmiał, był po prostu zaskoczony. A ja próbowałam
wybić palcami dziurę w blacie, żeby przynieść sobie ulgę, tak
buzowały we mnie emocje. Nie pomagał mi w tym, będąc tak blisko
mnie i oczekując chyba, że mu wytłumaczę, co właśnie robię.
Przecież nie mogłam powiedzieć, że aktualnie się załamałam
czymś kompletnie absurdalnym.
— Masz rację — szepnęłam, bo tylko na to było mnie stać.
Nie wyglądał na przekonanego.
— Masz rację — powtórzyłam nieco głośniej, niemal
machinalnie. — Nie ma o czym rozmawiać. Jestem głupia. Nie
zwracaj na mnie uwagi.
Widziałam, jak drgnęła mu brew. Chyba zaczynał się denerwować.
Jego palce paliły mój podbródek, byłam przekonana, że cała
zaraz stanę w płomieniach wstydu. Powinnam zostać dźgnięta w
tyłek trójzębem, może to by mi pomogło, niestety cały czas
stałam właściwie nieruchomo i wpatrywałam się w Kubę, starając
nie pokazywać po sobie, że jestem teraz jeszcze większą kretynką
niż zwykle. Chciałam go dotknąć, ale to byłoby skrajnie
nieodpowiednie.
— Chodzi o Ignacego? — spytał w końcu.
Pokręciłam głową.
— Więc o co chodzi?
— Powiedziałeś, że nie ma o czym mówić. Sądziłam, że jednak
jest, ale jestem głupia. I tyle. Za dużo sobie ubzdurałam i
uznałam, że ty też sądzisz, że jest i... wyszło niezręcznie.
— O czym ty mówisz?
Zamrugałam oczami. Kuba wyglądał tak, jakby nagle stracił wątek,
a jego spojrzenie sprawiło, że sama się pogubiłam. Robił to
specjalnie czy to ja znów palnęłam coś głupiego, czego nie
powinnam palnąć, ale normę trzeba było wyrobić? Przełknęłam
ślinę i chyba poczerwieniałam jeszcze mocniej, o ile to możliwe,
dopiero potem mruknęłam:
— No, o... o nas?
Och,
mogłabym się zamknąć chociaż na chwilę.
Rocky wytrzeszczył na mnie oczy.
— Czy ty...
Moja mina musiała mu odpowiedzieć na wszystkie jego pytania.
— Nie miałem tego na myśli. Mówiłem o tym, że się biłem,
Ignacy nie ma się o tym dowiedzieć, bo narobi szumu. Przepraszam,
że przeze mnie za dużo sobie pomyślałaś.
Kuba puścił mnie, a ja zacisnęłam powieki, a potem zakryłam
twarz dłońmi, czując się teraz nie jak idiotka, a jak skończona
kretynka, gdzieś na skraju ilorazu inteligencji, który pozwala
jeszcze nie ganiać własnego ogona. Och, moja mentalność
ośmioletniej dziewczynki liczącej, że idol z ekranu telewizora
zaraz zaprosi ją na mrożoną czekoladę czasem mnie samą porażała.
— Poza tym... to ty dałaś mi do zrozumienia, że mam zostawić
cię w spokoju — odezwał się nagle tak cicho, że przez chwilę
byłam pewna, że się przesłyszałam. Za to moje serce dostało
zawału, zatrzymało się na chwilę, a kiedy znów ruszyło,
słyszalne było prawdopodobnie gdzieś na Uralu.
Odjęłam dłonie od twarzy i odważyłam się na niego spojrzeć.
— Nic ci nie dawałam, prócz twojego łańcuszka.
Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, dopowiedziałam jeszcze
szybko:
— Gdybyś powiedział wtedy cokolwiek, to bym została.
Chciałam ugryźć się w język. Wyglądał na naprawdę
zaskoczonego moimi słowami, ale nie odsunął się, bym mogła
spokojnie uciec, schować się pod kołdrą i móc się czerwienić w
spokoju. Zamiast tego patrzył na mnie tak, że miałam ochotę
zakryć twarz ponownie. Zamrugał kilka razy i pokręcił głową.
— Dlaczego mi to teraz mówisz?
— Nie wiem. Kiedy nawiązałeś do tamtej sytuacji, to ja
przypomniałam sobie wszystko i... sądziłam, że o tym też mówisz.
A potem...
— Ewa...
— Gdybyś za mną poszedł, to bym się zatrzymała, gdybyś
powiedział cokolwiek, to też by zadziałało. Nie zrobiłeś tego,
więc nie chciałeś, nie wiem co sobie ubzdurałam, przepraszam.
— Dlaczego miałem cię zatrzymywać? Dlaczego to teraz roztrząsasz?
— Czyli nie ma o czym mówić. Nie chciałeś, nie zrobiłeś, masz
rację, nie roztrząsajmy tego, to bez sensu. Komplikuję wszystko —
zaśmiałam się nerwowo — jak zawsze, nic nowego, może powinnam
po prostu się zamknąć, ale...
Urwałam, widząc, że moje słowa jeszcze pogarszają sytuację.
Zapadła cisza, a Kuba nadal na mnie patrzył, co sprawiało, że
moje serce wybijało teraz jakieś preludium do ucieczki ze wstydu.
To znaczy, mogłabym uciec, gdyby nie stał tak blisko mnie. W tej
sytuacji potrafiłam się tylko modlić, że spadnie na mnie
kilkutonowy kamień.
— Ale? — odezwał się nagle, unosząc jedną brew.
Niech
cię szlag, Rocky. Naprawdę.
— Nie wiem. Rozpraszasz mnie.
Błąd. Błąd. Błąd. Powtarzałam to sobie w głowie, kiedy minę
wyrażającą głębokie niezrozumienie moim zachowaniem, zastąpił
ten sam drapieżny uśmiech, który pamiętałam z wizyty w jego
pokoju. To napięcie teraz wróciło, kiedy Kuba jeszcze się
przybliżył i czułam jego oddech na swojej twarzy. Zaciskałam
palce na kredensie tak mocno, że aż mnie rozbolały, ale nie
potrafiłam go puścić, bo inaczej straciłabym równowagę albo
zapadła pod ziemię.
— Czym cię rozpraszam? — spytał bardzo cicho, z pełną
premedytacją odbierając mi oddech, kiedy delikatnie odgarnął mi
kosmyk włosów, który wymknął się spod spinki, za ucho.
O, matko. Po co mi w ogóle język? Powinni mi go uciąć przy
urodzeniu. Myślałam gorączkowo co odpowiedzieć, ale nie
przychodziło mi do głowy nic poza „wszystkim!” Taka była
przecież prawda. Musiał to wiedzieć, skoro nagle zmienił taktykę
obchodzenia się ze mną. Powinnam mieć coś przeciwko. Powinnam.
Ale w tamtym momencie zrobiłam rzecz, która z miejsca wbiła się
do czołówki najgłupszych, jakie zrobiłam w życiu.
Pocałowałam go. Nie musiałam nawet stawać na palcach, wystarczyło
trochę się wychylić i liczyć, że Rocky będzie w tej sytuacji
rozsądniejszy, ale to było absurdalne. Nie zastanawiał się nawet
chwili, kiedy odwzajemnił mój pocałunek, tymczasem ja miałam
wrażenie, że mdleję i gdyby mnie nie złapał, to pewnie upadłabym
jak kłoda.
Odzwyczaiłam się od takich pocałunków. Prawda jest taka, że
odzwyczaiłam się od całowania w ogóle i kiedy znalazł się tak
blisko, po prostu zarzuciłam mu ręce na szyję i zapomniałam o
wszystkim, a zwłaszcza o Ignacym. Nie chciałam w tamtej chwili
myśleć o nim, a najgorsze jest to, że przestałam mniej więcej w
momencie, kiedy poczułam się zraniona tym, że Rocky najwyraźniej
bierze go pod uwagę, mówiąc o naszej relacji.
Gdybym miała to porównać do czegokolwiek, to niestety nie
znalazłabym porównania, bo Kuba trzymał mnie mocno i pewnie, a
kiedy poczułam jego dłonie na skórze pleców, przeszedł mi po
nich dreszcz sprawiający, że zrobiło mi się jeszcze goręcej. Nie
potrafiłam opisać tego, jak mnie całował, bo takie określenie
chyba nie istniało w moim słowniku. Ważne było, że robił to w
sposób, który kazał mi wyrzucić wszystkie hamulce przez okno, a
na pewno za żadne skarby po nie nie wracać.
Niestety, swoich nie wyrzucił i w pewnym momencie odsunął się ode
mnie, ale tylko na kilka centymetrów. Przystawił czoło do mojego i
gdybym tylko minimalnie ruszyła twarzą, mogłabym go znów
pocałować. Oddychał szybko, a jego oddech pachniał miętą, tylko
o tym potrafiłam myśleć, patrząc mu prosto w oczy. I jeszcze o
tym, że jestem głupia, ale to było bardzo skutecznie zagłuszane.
Może gdybym upadła, to rozbrzmiałoby niczym alarm, jednak Rocky mi
na to nie pozwalał.
— Nie powinnaś tego robić.
— Mówiłam, że mnie rozpraszasz.
Uśmiechnął się. Uśmiechać też się nie powinien, a ja powinnam
pójść po rozum do głowy, ale wolałam unosić się w powietrzu i
gapić się na niego. Tak, miałam wrażenie, że lewituję, a moja
głowa zaraz odpadnie, tyle myśli w niej krążyło bez ładu i
składu
— Nie powinienem cię choćby tknąć, kiedy nie wiesz, co robisz.
Puścił mnie i musiałam znów złapać się kredensu, bo zdałam
sobie sprawę, że drżą mi kolana. Kuba zagryzł na moment wargę,
a później zrobił dwa kroki do tyłu.
— To bardzo kuszące, ale zgłoś się do mnie, kiedy przestanę cię rozpraszać.
Znów się uśmiechnął i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć,
ruszył w stronę schodów, a chwilę później usłyszałam trzask
drzwi. Wrócił do swojego pokoju. Zostałam sama w kuchni, z
tykaniem zegara odbijającym się echem w mojej głowie. Kuba
pozwolił mi zrobić z siebie kompletną kretynkę, a później
wykorzystał moje słowa przeciw mnie.
Powinnam się cieszyć, że nie doprowadził do niczego więcej, co
prawdopodobnie by się stało, gdyby nie postanowił nie
wykorzystywać mojej chwilowej bezmyślności. Musiałabym być
niestety tak głupia i było mi przykro. Poczułam się okropnie sama
ze sobą, mimo że wciąż czułam również adrenalinę.
Właśnie wtedy pomyślałam o Ignacym. Zdałam sobie sprawę, że Kuba słyszał naszą rozmowę wtedy, kiedy natknęłam się na niego na korytarzu. Sprawdzał mnie. Uderzyłam dłonią w blat, ale to nie przyniosło mi ulgi. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo się zmienił, nie tylko w kwestii ilości słów wypowiadanych do drugiego człowieka.
Chyba czuję wiosnę, bo się odblokowałam. Co prawda nie wiem, czy to podniosło jakość tego, co publikuję, no ale... ważne, że chęć do pisania wróciła w odpowiednim momencie. Pozdrówki!
"Znalazłam ją pod umywalką, za detergentami i wyjęłam stamtąd tam gwałtownie, że wszystkie zrzuciłam na ziemię..." - tak gwałtownie :)
OdpowiedzUsuńCudownie! Cudownie! Lubię ten rozdział. Chyba przez to pożądanie, które zawisło w powietrzu! Haha, choć oczywiście Ewka nie powinna... bo Ignacy. No ale i tak lubię ten rozdział i nic na to nie poradzę.
Uwielbiam Twoje opisy. I sposób, w jaki prowadzisz dialogi między bohaterami. Są takie... realne? Zwłaszcza, jeśli chodzi i głupie teksty Ewki, kiedy robi z siebie "kompletną kretynkę". Czasem się tak mota... Chyba wiele kobiet ma z tym problem, kiedy rozprasza je jakiś facet :D Haha. A brechtałam, jak głupia, kiedy Ewka porównała się do kluski rozpłaszczonej na talerzu ;)
Ciekawa jestem, czy Ewa opowie o tym Ignacemu.. I w ogóle, co zrobi dalej? Hm? Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział i pozdrawiam gorąco! :D
Dzięks, czytałam to tyle razy, że zauważyłabym błąd za pięćset lat. :D
UsuńMnie też super się go pisało, bo to naprawdę odmiana, poza tym miałam tę scenę w głowie od samego początku! Dzięki, z Ewką trudno nie przesadzić w żadną stronę, więc cieszę się, że wszystko gra i tańczy.
Pozdrówki! :D
O. MÓJ. BOŻE. <33333323
OdpowiedzUsuńA ty nie byłaś team Ignacy, czy to tylko taka reakcja na rozdział? :D
UsuńHAHARAHA! MÓJ ROCKY I EWKA O, W MORDĘ JEŻA ZWIERZA!
OdpowiedzUsuńCOXON, ZROBIŁAŚ MI DZIEŃ, SERIO!
JESTEM PRZESZCZĘŚLIWA, ŻE EWKA TO ZROBIŁA.
Awwwwwwwwwwwwwwwww.
Ta rozmowa była cudowna.
fdhfdhovfeuiwvbhurfhuheuwhf. Tak. Umarłam :D
Pozdrololo <3
Hahaha, tak czułam, że tak właśnie zareagujesz. To było wręcz nieuniknione, ale trzymałam to na odpowiedni moment.
UsuńPozdrololo! :D
Tego się akurat nie spodziewałam po Ewce. Szkoda mi Ignacego, bo właściwie to okazuje się, że był tylko zamiennikiem dla Kuby i jakąś nagrodą pocieszenia, a to dość przykre. Ewka zwyczajnie zawsze czuła miętę do Rockyego, ale jego usposobienie skutecznie to blokowało. I wybrała mniejsze zło, licząc, że miłość i zapomnienie na nią spłyną. Cóż, zła wiadomość, to nigdy tak nie działa.
OdpowiedzUsuńRocky wykazał się wielkim taktem. Ciekawe czy z szacunku do Ewki czy do brata, a może zwyczajnie wydoroślał i zauważył, że to byłoby okropne świństwo. Zastanawia mnie tylko, czy Ewka byłaby w stanie to zrobić. Obawiam się, że tak.
I znowu to powiem: biedny Ignacy. Może i ma coś nie tak z głową i czasami irytuje jak mało kto, ale mimo wszystko zasługuje na coś więcej. I wiem, że w dziwny sposób kocha Ewkę. W sumie musi ją kochać, bo jakby inaczej miałby z nią wytrzymać.
Matko, ale ta Ewka ma skrzywiony mózg to nie mogę :D Czasami jej współczuję.
Pozdrawiam!
Ty to zawsze w punkt, nic dodać, nic ująć. :D
UsuńNie no... Rocky ma to coś, ale ja ciągle wolę Tadeusza! Wydaje mi się, że podczas tego pobytu i w ogóle coraz bardziej się unormalnia. Albo wkurzy się porządnie na Ewkę, rzuci się na Kubę przez stół... Oby tak dalej. To znaczy nie żeby od razu siał wszędzie agresję XD. Ale żeby wrócił do tego stanu z wcześniej, o którym mówił Ewce Eryk.
OdpowiedzUsuńI w ogóle to co ta Ewka sobie myśli? To, że teorii spiskowych ma 23732827 i w ogóle to wiadomo. A potem sama się całuje z Kubą? Właściwie dla niej Kuba jest taką Julką... Też byli kiedyś... No można powiedzieć że byli razem tak jakby. Coś ich w każdym razie łączyło. Taka trochę hipokrytka z Czai skoro na Ignacego się wkurza, a potem robi to samo. Jak nie coś gorszego, bo nikt nie powiedział, że Ignacy też się z Julką całował.
Ok, trochę Ewkę zjechałam, a teraz powiem, że nawet ją rozumiem. Ignacy nie jest najłatwiejszy w obyciu. Na pewno nie wzbudza i nie okazuje tyle emocji co Kuba (chociaż to też mruczek), ale wydaje mi się, że w nim jest też jakiś potencjał. Ja tylko na niego czekam... Ale kilkuletni, letni związek może w końcu sfrustrować taką np. Ewkę.
Pozdrawiam! :)
Huraaa, wreszcie dobrnęłam do najświeższego rozdziału! :D Teraz już postaram się być na bieżąco, oczywiście na tyle, na ile mi pozwoli czas i obowiązki. Bardzo mnie intryguje przeszłość Ignacego, a przede wszystkim to, dlaczego teraz jest taki, jaki jest. Ale liczę na to, że niedługo wszystkiego się dowiem ;) Ewka jest skrajnie nieodpowiedzialna, tyle że z drugiej strony nic nie poradzi na to, że Kuba działa na nią w ten sposób. Jest zwyczajnie rozdarta i sama się pogubiła w tym, co czuje. Co nie zmienia faktu, że jest w tym wszystkim przekomiczna :P Nie mam pojęcia, komu kibicować. Lubię Ignacego, Kuba też wydaje się być w porządku (no i Ewa ma do niego straszną słabość), ale... Najbardziej to chyba jednak lubię Eryka, jest taki aż dziwnie normalny w całym tym specyficznym towarzystwie :D Zobaczymy, jak to się potoczy dalej. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZdążyłam zapomnieć jak niebieskie miał oczy, zupełnie takie jak Ignacy, ale jednak jakieś inne. Zawsze był zupełnie inny, tak sobie tłumaczyłam to, że nie wpadłam na to, że są braćmi. EWA... Właśnie przyznałaś się, że Ignaś był dla ciebie marnym substytutem Kuby. Rozumiem, ale to i tak niemoralne.
OdpowiedzUsuńNo wreszcie COŚ. Szczerze, po tak cholernie długim okresie głodowania najpewniej zadowoliłabym się byle ochłapami, żeby mieć co robić i o czym myśleć w czasie czytania, ale na szczęście odpowiednio wykorzystałaś ten mój niemy kredyt zaufania i wcale nie dałaś mi byle czego. Bo serio, gdybym znowu dostała parę linijek dialogu, którego kierunek wyznacza głównie Ewa, najpewniej dalej czułabym beznadziejność tego związku Ewy z Kubą, wcześniej - mimo sceny w sypialni i gorących zapewnień Ewy, że nogi z waty - w ogóle nie czułam między nimi chemii. Co prawda to nie jest tak, że teraz ją czuję, ale wreszcie mam na czym układać sobie cegiełki. Bo nie dałaś mi tylko dialogu na temat teraźniejszości, dałaś mi też coś, czego mi wcześniej bardzo brakowało (a o czym miałam wspomnieć w poprzednim komciu, tyle że zasugerowałaś, że będą mówić o wydarzeniu z przeszłości): rozmowę na temat dawnego zachowania Kuby, porównanie z obecnym i krótką retrę. No wreszcie, bo wymęczyło mnie czekanie na to, a szczególnie już męczyły mnie te wszystkie rozkminy Ewy na temat Kuby, podczas kiedy on dla mnie był niczym więcej niż tekturą z trzema dialogami w części właściwej (nie retrach) tekstu.
I wychodzi na to (nie żeby mnie to zaskoczyło), że znowu to mężczyzna w życiu Ewki musi decydować o sprawach ważniejszych. Gdyby nie Kuba, Ewa nie stawiałaby oporu, Ignacy nie przeszedłby jej przez myśl przed tym, jak uprawiałaby z Kubą seks. Jestem ciekawa, czy w następnym rozdziale będzie miała czelność mieć pretensje odnośnie Ignacego szlajającego się z Julią - przewiduję, że sprzeczne emocje i te sprawy, jakieś wyrzuty sumienia będą, ale i tak w końcu odezwie się w niej stara dobra Ewcia i i tak będzie strzelała fochy, chociaż sama (z tego, co wiemy) zachowuje się gorzej niż Ignacy z Julią.