29 mar 2016

szesnaście

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, czując tak potworne wyrzuty sumienia, że zżerały mnie od środka, ale nie chodziło o sam fakt, że pocałowałam Kubę, ale że dałam się tak łatwo podejść i jeszcze mi się to podobało! No cóż, najwyraźniej nie tylko w wyolbrzymianiu byłam mistrzynią, w zachowywaniu się jak ostatnia idiotka również. Zastanawiało mnie tylko: dlaczego? Jaki miał w tym interes? Może świadomie chciał mi narobić mętliku w głowie, ale czy nie cierpiał się z Ignacym aż do tego stopnia? Nie wiedziałam. Spytać nie mogłam, pozostało mi tylko gdybanie, ale nawet to było trudne, kiedy za jedyną rzecz wartą rozpamiętywania mój mózg uznał ten pocałunek.
W płytki sen zapadłam dopiero, kiedy lampy na ulicy zgasły i w pokoju było już całkiem jasno. Obudziły mnie promienie słońca padające prosto na moją twarz. Jeszcze z zamkniętymi oczami skrzywiłam się i zakryłam poduszką. Czułam się jak na kacu, tylko takim moralnym. Poduszka pachniała Ignacym i miałam ochotę wyrzucić ją na drugi koniec pokoju, ale z drugiej strony może gdybym ją przeprosiła, to nie musiałabym mówić mu o wszystkim? Właściwie, nie musiałam, miałam nadzieję, że Kuba się nie wygada, jeśli ja potwierdzę jego alibi, że uderzył się o framugę, czy co on tam sobie wymyślił. To było nieuczciwe, ale Ignacy też był wobec mnie nieuczciwy, byliśmy kwita. Dlaczego więc czułam się z tym do tego stopnia źle, że nie chciałam, by wracał, żeby od razu tego nie wykrzyczeć? Okropne.
Bałam się wyjść z pokoju. Stanięcie oko w oko z Rockym po moim wczorajszym wyznaniu było dla mnie zbyt straszne. Pewnie śmiał się ze mnie w duchu, że jestem naiwna, ale dla mnie tamte rzeczy miały znaczenie! Może i zatrzymałam się w rozwoju na poziomie czternastoletniej dziewczyny, która prenumeruje gazety w stylu „Bravo”, ale powinien już o tym co nieco wiedzieć. Raz nawet robiłam mu psychotest i wyszło, że miał nastawienie do świata jak Edward Cullen, pamiętam nawet, że Kuba oblał się wtedy wodą, tak bardzo go mój poważny ton zaskoczył. Bo oczywiście wyraziłam swoją stosowną opinię, brałam na poważnie takie bzdury. W sumie to w tej kwestii nic się nie zmieniło, horoskop z gazety potrafił mi zepsuć cały dzień, jeśli głosił coś negatywnego.
Horoskop na ten dzień musiał być okropny.

Kiedy odważyłam się w końcu wstać, budzik na stoliku nocnym wskazywał dwadzieścia minut po dziesiątej. Z planem wydostania się z domu, by nie natknąć się na Kubę, pod szorty i koszulkę włożyłam bikini — zamierzałam chociaż trochę opalić moją bladą skórę, by mieć w razie czego wyjaśnienie, co robiłam przez cały weekend. Poza tym, leżąc na piasku mogłam całkowicie wyłączyć myśli, nigdy nie potrafiłam się skupić, wystawiona na słońce. Natychmiast przysypiałam albo wpadałam w jakąś dziwną pustkę, pochłaniającą mnie i mój cały wolny czas. Teraz tego potrzebowałam. Chciałam na chwilę wyjść z mojego życia i pooddychać powietrzem wolnym od konfliktów i kłopotów.
Spakowałam potrzebne rzeczy do plecaka i zarzuciwszy go sobie na plecy, wymknęłam się po cichu z pokoju. W domu panowała cisza, słyszałam tylko ćwierkanie ptaków i kosiarkę sąsiadów Leszczyńskich, bo Kuba zostawił otwarte drzwi na taras. Zeszłam powoli po schodach i postanowiłam je zamknąć, bo skoro wychodziłam, to włamywacz nawet nie musiałby się starać, żeby dostać się do środka. Co prawda nie wiedziałam, czy Rocky przypadkiem nie schował się w swoim pokoju, ale wolałam nie ryzykować. W momencie kiedy puściłam klamkę i odwróciłam się, z zamiarem ruszenia do drzwi wyjściowych, okazało się, że jednak nie jestem sama. Kuba niemal bezszelestnie wszedł do salonu i oparł się ramieniem o ścianę. Dopiero teraz widziałam, jak mocno oberwał i aż przeszły mnie ciarki, bo mimo to potrafił uśmiechać się w ten sposób, który wczoraj kompletnie wyprał mi mózg. Niemal odruchowo zacisnęłam palce na ramiączkach plecaka i zastygłam, nie wiedząc, czy powinnam teraz wyjść, czy może od razu zapaść się pod ziemię.
— Wybierasz się gdzieś?
— Nie.
Mogłam niemal usłyszeć odgłos tysięcy rąk uderzających w tym momencie w czoła. Inaczej nie dało się skomentować mojej odpowiedzi. Kuba jedynie uniósł brew.
— W takim razie po co ci ten plecak?
— To znaczy... wybieram się gdzieś, tak. Tak, właśnie tak.
— To miłej zabawy.
Wzruszył ramionami i wyszedł z salonu. Co to miało być? Nadal stałam tam jak ostatnia idiotka, wpatrując się w miejsce, w którym przed chwilą był. W co on ze mną pogrywał? Przełknęłam ślinę i pobiegłam za nim, właściwie w odpowiedniej chwili by zobaczyć, że zniknął na schodach prowadzących do piwnicy. Przez chwilę się wahałam, czy zejść tam, przecież mógłby czaić się na mnie z nożem. Mimo że ta myśl wydała mi się absurdalna, to i tak po plecach przeszły mi ciarki. To tyle w kwestii mojej inteligencji. Gdybym dobrze się postarała, mogłabym wmówić sobie, że został tu, bo zaplanował moje morderstwo. No dobra, nie, był w stosunku do mnie zupełnie niegroźny. To znaczy, był niebezpieczny, ale nie w ten sposób, który kazałby mi się bać. Prędzej on powinien się obawiać, że powtórzy się sytuacja z wczoraj, za mocno na mnie działał.
I tak polazłam za nim, nadal z plecakiem, jak jakaś turystka. Dobrze, że powstrzymałam się i nie założyłam okularów przeciwsłonecznych jeszcze w domu, spoczywały w kieszeni plecaka — już i tak zrobiłam z siebie wystarczającą idiotkę. Kubę zastałam przy samochodzie Ignacego. Przez chwilę chciałam się wycofać, ale kiedy zobaczyłam, jak wyciąga z kieszeni klucz i otwiera drzwiczki, omal nie stanęło mi serce. Mogłam od razu się zorientować, co zamierza, w końcu bramę od garażu także otworzył, ale przez chwilę miałam nadzieję, że tylko mi się wydaje, że wpada w kolejne kłopoty.
— Co ty robisz? — krzyknęłam.
Kuba spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
— Co?
— To samochód Tadeusza!
W odpowiedzi dostałam jedynie uniesienie brwi, a chwilę później Rocky zupełnie mnie zignorował i wsiadł do auta. Natychmiast popędziłam do drzwi od strony pasażera i otworzywszy je gwałtownie, wpakowałam się do środka. Miałam nadzieję, że to go stamtąd wypędzi, ale wręcz przeciwnie — usiadł za kierownicą i poprawił lusterko, a potem zatrzasnął drzwi po swojej stronie. Ja nadal jedną nogą tkwiłam w garażu i byłam bardziej niż przerażona. Nie wiedziałam, jak inaczej mam go powstrzymać niż przez wypchnięcie go siłą z samochodu, ale niby jak miałam to zrobić? Nie ruszyłabym go pewnie nawet o milimetr. Albo zrobiła coś jeszcze głupszego.
— Nie możesz — powiedziałam zamiast tego.
— Niby dlaczego?
— Już ci mówiłam, to samochód Ignacego.
— Zostawił kluczyki. A ty zdecyduj się, czy wsiadasz czy nie, bo odjedziemy bez twojej nogi.
Skutecznie zamknął mi tym usta, bo przekręcił kluczyk w stacyjce, a silnik warknął groźnie. To zmusiło mnie, by wsunąć nogę do środka i zatrzasnąć drzwiczki. Kuba uśmiechnął się i wycofał. Czułam, że to moja szansa, bo jeśli wyszedłby z samochodu, żeby zamknąć bramę od garażu, ja mogłabym zamknąć się w środku i czekać, aż wróci Ignacy. Taki był mój plan. Nie przewidziałam jednak, że ten mały, niepozorny pilot, który Rocky ściskał w ręku, to urządzenie służące do zamykania bramy garażu. Po prostu wysunął dłoń przez uchylone okno i i wcisnął guzik. Czułam, że ogarnia mnie panika. Nie miałam już żadnego pomysłu, niż tylko pilnować, żeby nie stało się nic złego. To było przecież coś, w czym byłam kiepska.
Przełknęłam ślinę. Znajdowałam się w samochodzie Ignacego, świętym sanktuarium porządku na kółkach, z Kubą, co do którego nie miałam pewności, czy nie wpędzi nas w kłopoty. A chciałam tylko pójść na plażę, był taki piękny dzień. Zamiast tego, zostałam zmuszona jednym spojrzeniem do tego, by zapiąć pas i rzucić mój plecak na tylne siedzenie. Dopiero wtedy Rocky wjechał na główną drogę. A ja zastanawiałam się, dlaczego dałam się znowu wpakować w kłopoty, przecież chciałam od nich uciec, taki miałam plan! Na szczęście nie czułam się jak wczoraj — czułam się właściwie dużo gorzej, ale zdenerwowanie było o wiele rozsądniejszą opcją niż podziwianie dawnego obiektu westchnień, zamieniając się powoli w amebę. I tak widziałam jego lepszy profil, ale to nie zmieniało faktu, że trochę się bałam.
— Gdzie jedziemy? — spytałam, uchylając okno po swojej stronie.
— Do Koszalina.
— Do Koszalina? Oszalałeś? Po co do Koszalina?
— Mam tam sprawę do załatwienia.
— Jaką sprawę?
— Ewa — warknął, a ja podskoczyłam, ale natychmiast się zamknęłam. — I tak jesteś nieplanowaną pasażerką, więc mogłabyś chociaż o nic nie pytać.
Na pewno sprzedawał narkotyki. Albo je kupował. To była moja pierwsza myśl. Co innego mógłby robić w jakimś tam Koszalinie? To było czterdzieści minut drogi z Kołobrzegu, jak nie więcej. I jeszcze musiał wziąć samochód Ignacego, którego ja postanowiłam chronić w ramach zadośćuczynienia. Nie chodziło tu wcale o Kubę samego w sobie, chociaż kiedy znów na niego zerknęłam, wyrwało mi się lekkie westchnienie. Miałam nadzieję, że tego nie usłyszał, a nawet jeśli, to pomyślał sobie, że jestem zrozpaczona. Po wczorajszym był to nieprawdopodobny scenariusz, bo wątpiłam, że mógłby jeszcze myśleć, że jestem w stosunku do niego neutralna, ale łudzić się przecież mogłam. Teraz przecież zdenerwowałam się tym, że specjalnie chciał wkurzyć Ignacego. Na pewno zdawał sobie sprawę z tego, że samochód jest dla jego brata ważny.
— Dlaczego nazwałaś Ignacego Tadeuszem?
To pytanie wyrwało mnie z powtarzania sobie, że to jest akcja ratunkowa dla auta, a nie kolejny pokaz tego, jak żałosna jestem. Zmarszczyłam brwi i posłałam mu pytające spojrzenie. O co mu chodziło? Nie przypominałam sobie, żebym nazwała przy nim Ignacego tym pseudonimem dla „bohatera epopei” autorstwa Anki. Prędzej zapadłabym się pod ziemię ze wstydu, to przecież idiotyczne.
— Słucham?
— No, w garażu — powiedział, a w kącikach jego ust czaił się rozbawiony uśmieszek. — Krzyknęłaś tak śmiesznie, piskliwie: „to samochód Tadeusza!”. Przez chwilę myślałem, że nie mówisz tego do mnie.
Czułam, że moje policzki oblewają się rumieńcem. Nie pamiętałam tego. Z nerwów musiałam palnąć tak odruchowo. Coś jak wtedy, kiedy niechcący zamieniamy jakieś słowa i dopiero, kiedy ktoś zacznie się z tego śmiać, zdajemy sobie z tego sprawę. Ja tak czasem mam, raz jeden powiedziałam do Anki „kapcie z głów” zamiast „czapki z głów” i weszło do naszego słownika, ale to mogłam jakoś wytłumaczyć. Tadeusza wytłumaczyć było zdecydowanie trudniej i nie chciałam tego robić, bo cokolwiek przyszło mi do głowy, wydało mi się okropnie dziecinne. Próbowałam wymyślić coś chociaż śmiesznego, nawet głupio śmiesznego, ale pomiędzy uszami miałam jedynie przeciąg.
— Wymsknęło mi się — wymamrotałam.
Kuba zmarszczył brwi, ale nie odpowiedział na to, a ja zapadłam się na siedzeniu i zaczęłam patrzyć w okno, jakby mijane budynki były dla mnie bardzo ciekawe. Zastanawiałam się, co ja tu robiłam. Powinnam była dać mu pójść samemu i wyjść, nieświadoma wszystkiego. Teraz bałam się, czując, że już na krajowej jedenastce przyspieszamy. Ignacy nigdy tak szybko nie jechał i dbał o to, żebym niczego mu w aucie nie popsuła. Niemal odruchowo starałam się nie pobrudzić tapicerki i nie włączałam radia. Zrobił to dopiero Rocky i aż podskoczyłam, kiedy uderzyło we mnie głośno Radio Maryja. Trwała msza, a kiedy Kuba gwałtownie ją wyłączył, cisza między nami stała się bardzo niezręczna — dopóki nie parsknęłam śmiechem. Chwilę później zaśmiał się i on, a był to dźwięk tak miły dla ucha, że na chwilę się rozchmurzyłam.
Nie wiedziałam, czy Kuba śmieje się z tej sytuacji, czy z Ignacego; ja śmiałam się, bo przypomniała mi się podróż do Kołobrzegu i ten moment, w którym mój bohater epopei postanowił być „dyrygentem orkiestry”, jak to określiła Anka. Stanął mi przed oczami obraz Pawła tak zdziwionego jakimkolwiek protestem, że aż pierwszy raz cichego, bez żadnego komentarza. Dopiero teraz tak naprawdę odczułam satysfakcję i zdałam sobie sprawę, że przy Ignacym nie odważyłabym się z tego szczerze zaśmiać, bo na pewno by się obraził. Rocky nie obraziłby się nawet wtedy, gdyby dotyczyło to jego. Taka była między nimi różnica, po raz pierwszy czułam się w tym samochodzie bardziej rozluźniona, mimo że nadal czułam niepokój, nie wiedziałam przecież, czy Kuba nie jedzie, by brać udział w jakichś ciemnych interesach.
— Kiedy jechaliśmy do Kołobrzegu, Paweł szukał stacji, a na tej Ignacemu skończyła się cierpliwość — powiedziałam w ramach wyjaśnienia. Jakoś nie chciałam, by pomyślał, że zazwyczaj Ignacy tego słucha. Nie wiedziałam dlaczego, ale wolałam, by tak nie myślał.
Kuba zerknął na mnie i nie wiedziałam, czy w tym momencie nie śmieje się przypadkiem ze mnie. Ja nadal głupio się uśmiechałam, patrząc przez przednią szybę na rząd samochodów przed nami. Po obu stronach drogi były tylko rozciągające się pola z porozrzucanymi co kilkadziesiąt metrów wielkimi reklamami aquaparków czy salonów meblowych. Przed słońcem nie chroniły nas żadne drzewa czy wysokie budynki, więc uderzało prosto w dach i okna. Nie dość, że było gorąco, to jeszcze oślepiały mnie promienie i musiałam mrużyć oczy, bo bałam się wychylać do plecaka po okulary. Jeszcze bym coś zepsuła, a tu nie mogłam nic popsuć. Zastanawiałam się, czy Ignacego pieką policzki. Moją mamę zawsze pieką, kiedy ktoś o niej mówi/intensywnie myśli. Miałam nadzieję, że on tego tak nie odczuwa. Pewnie od razu wyczułby, że to moja wina, że ja coś zrobiłam. Bo kto inny?
Kuba znów włączył radio, ale tym razem przyciszył je trochę i po chwili szumów złapał odpowiednią stację. Teraz jechaliśmy, słuchając co prawda spokojnej piosenki, ale im bardziej wsłuchiwałam się w tekst, tym mocniej odczuwałam wiszące nade mną fatum — facet pięknym głosem śpiewał, że zraniła go dziewczyna. Czy nie było już piosenek o czymś innym? O drzewach, pieskach kotkach, rewolucji? Tylko to, co potrafiło z dobrego humoru wpędzić mnie w potworne poczucie winy? Znów wpadłam w tę dziwną czarną dziurę i czułam, że dobrze mi tak. Słońce powinno mnie spalić na popiół. Całowałam się z bratem Ignacego, a teraz jechałam z nim do Koszalina, nie wiem po co. Trzeba było to zostawić, a jeśli uszkodziłby auto, udawać głupią. O ile przyjemniej by było. Spokoju nie dawała mi też inna kwestia.
Jakiś czas później nie mogłam już wytrzymać i kiedy minęliśmy zieloną tabliczkę z napisem „Koszalin”, musiałam się odezwać. Odwróciłam się w stronę Kuby i zerknęłam na niego. Wydawał się pogodny. Raz kozie śmierć. Zwłaszcza takiej głupiej jak ja.
— Mogę zadać ci pytanie?
Starałam się zabrzmieć niewinnie, neutralnie, ale i tak zadrżał mi głos. Kuba odpowiedział mi dopiero, kiedy okrążyliśmy rondo, a moje upierdliwe spojrzenie najwyraźniej go zirytowało.
Kiwnął głową.
— Dlaczego nie lubicie się z Ignacym?
Skrzywił się. Nie potrafił tego szybko zamaskować, widziałam to. Przez chwilę czułam ulgę, ale teraz pożałowałam tego, że jestem tak ciekawska. Ale kiedy niby miałam uzyskać od niego odpowiedź? Teraz ani on, ani ja nie mogliśmy uciec. Mogliśmy porozmawiać, tak jak chciałam od dawna. Wystarczyło nie myśleć o tym, że coś dziwnego mnie do niego przyciąga, chciałam rozwiązać chociaż kilka tajemnic, nawet jeśli zdawałam sobie sprawę, że Rocky nie jest skorym do zwierzeń człowiekiem.
— Dlaczego mamy się lubić?
— Jesteście rodzeństwem — odpowiedziałam od razu. Uznałam to za oczywiste.
Kuba prychnął.
— Masz rodzeństwo?
— Nie.
— Wątpię, że to zrozumiesz.
Miałam ochotę pacnąć go w głowę. Mówił do mnie jak do krnąbrnego dziecka, w ogóle nie odpowiedział na moje pytanie, tylko zachowywał się po swojemu. Nie zamierzałam się poddawać. Już się odważyłam. Musiałam iść dalej. Wzięłam głęboki wdech.
— Czy to moja wina, że jesteś dla niego taki wredny?
Kuba westchnął z, miałam wrażenie, poirytowaniem.
— Ewa, nie jesteś pępkiem świata. Przestań się obwiniać o wszystko, bo niektóre rzeczy są od ciebie niezależne, a już na pewno każdy najmniejszy wulkan nie wybucha, bo znowu potknęłaś się na progu. Nie lubię Ignacego, bo jest egocentrycznym i fałszywym dupkiem. Tobie to ja mogę tylko współczuć, ale sama wybrałaś.
Zrobiło mi się zwyczajnie przykro. Kiedy wypowiedział ostatnie zdanie, akurat zatrzymał się na miejscu parkingowym przy jakimś budynku i odwrócił się w moją stronę. Patrzył na mnie tak, że poczułam się zwyczajnie mała. Chciałam coś powiedzieć, ale czułam, jak powoli opada na mnie wielki kamień i dusi mnie w środku. Pożałowałam tego, że jestem taka wścibska i że w ogóle pomyślałam kiedykolwiek o sobie.
— Poczekaj tu na mnie.
Jedynie kiwnęłam głową, a kiedy Kuba wyszedł z samochodu, nawet nie odwracając się, by zerknąć, czy go posłuchałam, rozpłakałam się. Po prostu wybuchnęłam płaczem, czując się okropnie. I nie chodziło to, że był dla mnie niemiły, bo fakt, to co powiedział było dobitne i miało na celu dać mi do zrozumienia, że powinnam się odczepić. Chodziło o to, że Rocky był ze mną szczery i wydało mi się to jeszcze gorsze niż nieszczerość Ignacego.

18 komentarzy:

  1. Aleś dowaliła, zupełnie się tego nie spodziewałam O.O To było jednocześnie tak lekkomyślne i bardzo Ewkowe, w sumie na swój sposób rozczulające. I zakończyłaś to tak, że chcę wincyj, zaraznatychmiast, a nie tu po maturze ;__; Będę cię za to gnębić na fejsie, tak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby cokolwiek pisać bez presji, to muszę zdać maturę, więc dla opka to lepiej, trust me. :D

      Usuń
  2. Teamowi Ignaś to się bardzo, bardzo nie podoba... Ten obrót spraw...

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze: coxon, ja mam czternaście lat (jeszcze tylko przez miesiąc, ale jednak), i kurde bol nie prenumeruję Bravo. Bravo było modne, gdy miałam osiem lat. Och tak, wtedy kolumna z poradami pseudopsychologicznymi była przeze mnie ubóstwiana.
    Po drugie: mam wrażenie, że ten rozdział jest bardzo kurde krótki.
    Po trzecie: dziwna ta Ewa i jej nagły płacz.
    Po czwarte: dziwny ten świat.
    Po piąte: dziwny dziś ten Rocky.
    Po szóste: nadal nie lubię Tadeusza.

    Podsumowując: team Rocky nadal, ale czy forever...?
    ^to miało zabrzmieć groźnie.


    Pozdrololo ;D






    DEJŻE NAM COŚ JESZCZE PRZED MATURĄ, DZIOŁCHA!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matematyka, uwaga: jakieś dziesięć lat temu zbierałam Bravo, mając lat 9-10, według obliczeń Ewka miała wtedy 14, śledztwo rozwiązane, możemy się rozejść. :D w 2006 kto nie czytał Bravo, ten nie żył!
      Ma tylko pięć stron, bo więcej nie dałam rady, moja wena jest uschnięta przez rozpaczliwe próby doczołgania się do dwójki z matmy. :C
      pumpernikiel zmienną jest, może jeszcze zaczniesz kibicować Ignasiowi? kto wie! zrobię skriny na potrzeby naukowe, żeby mieć DOWÓT!
      (nie dam rady przed maturą, naprawdę, nie widziałaś mojego rozkładu pisania/mówienia, meh. :/)

      Usuń
    2. W 2006 to ja tańczyłam do Nie daj się...
      Mama mówi, że jestem zmienna jak chorągiewka :D
      W takim razie pozdrowienia na maturkach :> Ja w tym czasie będę przerabiać setkę stron do konkursu historycznego :D

      Rozwód z team Rocky? NIGDY W ŻYCIU

      Usuń
    3. Coxon, ja też przed maturą walczyłam z matmą, byłam bliska oblania tego, ale udało mi się wyciągnąć na tróję. XD Za to na maturze piękne 80%, a koksem jakoś z tego przedmiotu nigdy nie byłam, także tobie życzę tego samego. :D
      W OGÓLE, PUMPERNIKIEL, JA NIE WIEDZIAŁAM, ŻEŚ TY TAKA MŁODA :OOO W ogóle po tobie nie widać, w ogóle. Piszesz lepiej niż niektórzy ludzie w moim wieku. Pełnam podziwu.

      Usuń
    4. No to powodzenia, mnie czeka 30 stron rozszerzonej maturki z historii, łączę się w bulu i nadzieji. <3 Ja właśnie liczę, że mnie to spotka, muszę się doczołgać do 1,67, już mam 1,54, jest git, ale to mi nie pomaga w pisaniu, więc zarządziłam sobie przerwę.
      I btw, ja też byłam zaskoczona, że pumpernikiel taka młoda, nigdy bym nie powiedziała, a styczność na fejsie z czternastkami mam, chociaż to takie typowe koksiary-selfiary. XDD

      Usuń
    5. Ja mam styczność głównie z ludźmi w moim wieku lub starszymi (siłą rzeczy w sumie) i powiem wam, że momentami jestem przerażona tym, jak piszą; niektórzy zdają się kompletnie nie znać języka polskiego. To smutne :<
      A o osobach młodszych to ja nie wspomnę, bardzo rzadko się zdarza, żeby się znalazł tam ktoś, kto w wieku gimnazjalnym potrafi dobrze pisać. Wiem, co mówię, często trafia mi się na betowaniu gimbaza. Tylko się łapię za głowę, czytając te teksty :>

      Usuń
    6. Za miesiąc kończę piętnaście, wyglądam na osiemnaście, według mnie snapchat to gówno, mam instagrama, ale z pustą galerią, na fejsie nie mam nawet profilowego, nie jestem noł lajfem z dyskiem zawalonym grami. Jak rozdawali talenty matematyczne, stałam w kolejce po głupotę i w ogóle taki ze mnie dziwny przypadek jest ;D
      A, no i... historia magistra vitae <3

      Usuń
  4. Nie mam już pojęcia co się tutaj dzieje... Co za Koszalin i co ta Ewka najlepszego wyprawia? :P Biedny Ignacy... Tylko dlaczego Kuba ma o nim takie złe zdanie? Cóż, trzeba czekać na kolejne rozdziały, może się kiedyś dowiem ;)

    Matura to bzdura, coś o tym wiem :D Nie taki diabeł straszny, jak go malują ;) Zdawałam matmę na rozszerzeniu, więc kompletnie nie rozumiem strachu przed tym przedmiotem, ale oczywiście życzę powodzenia! Nie tylko na matmie, na wszystkim innym też :) Pozdrawiam i rzecz jasna zapraszam do siebie w wolnej chwili!

    OdpowiedzUsuń
  5. matko jedyna, Ewka potrafi być taka irytująca. Czasami zastanawiam się, jakim cudem ze swoim charakterem zdołała wyrwać dwóch facetów. No nikt o zdrowych zmysłach nie wytrzymałby z nią więcej niż dwa, w porywach do czterech, dni.
    Czasami naprawdę uważam, że jest biedna w tej całej pokręconej sytuacji. Choć w sumie sama zawiniła. Ale dzisiaj po prostu mam ochotę wyrzucić ją z tego samochodu. I pierwszy raz zgadzam się z Rockym, E. nie jest pępkiem świata i nie wszystko musi się na niej skupiać. Braterska niechęć może mieć tysiące powodów i akurat tu znowu dziesięć punktów wędruje do Kuby za to wypowiedzenie słów, że jak się nie ma rodzeństwa to się nie rozumie.
    Choć dziewczyna to też dobry powód, żeby wbić topór wojenny.
    Tak czy inaczej: co on robi w Koszalnie do jasnej anieli!? bo to jest jednak najbardziej interesujące i sama zaczynam się zastanawiać czy K. nie ma jakiś brundych interesów po kątach.

    Trochę przerwy nikomu źle nie zrobiło, więc odpocznij trochę i po maturach rozal system, w sumie podczas matur też możesz, ale bez szaleństw :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Czasem mam wrażenie, że Ewka ma okres przez cały miesiąc. Te jej nastroje zaczynają się robić mylące XD
    Wciąż team Ignacy (niech wróci, bo tu się nieciekawie zaczyna robić...). Jestem strasznie ciekawa jak to się wszystko potoczy... Po cholerę Kuba jechał do Koszalina?
    I tak jak Ewka zastanawiam się, dlaczego się nie lubią. Za tym jest jakaś historia.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Przybyłam, zobaczyłam, nadrobiłam. Dziś nie będzie porządnego komentarza, za co z góry przepraszam, bo nadrabiam w biegu moje kolosalne blogowe zaległości, ale czuję się w obowiązku poinformować, że twoje opowiadanie (i oczywiście Ewka!) urzeka mnie z każdym rozdziałem bardziej ♥

    Pozdrawiam gorąco,
    maxie

    OdpowiedzUsuń
  8. To było nieuczciwe, ale Ignacy też był wobec mnie nieuczciwy, byliśmy kwita. - #$#^$#$#, momentami ona jest tak dziecinna, że matko boska, tylko ją chwycić i nią potrząsnąć, bo po prostu się nie da. Ja będę się zachowywać źle, bo on się zachowuje źle!!! Łoesus, Ewka, czasem wkraczasz na niebezpieczne tereny ameby mózgowej.
    — Wybierasz się gdzieś?
    — Nie.
    Mogłam niemal usłyszeć odgłos tysięcy rąk uderzających w tym momencie w czoła.
    - dobra, EWA, przestań mnie rozczulać xD.
    A chciałam tylko pójść na plażę, był taki piękny dzień. - brzmi to co najmniej tak, jakby Ewka spodziewała się, że Kuba wyrżnie zaraz pół wioski samochodem Ignasia :DDDD.
    Czemu Ewa jest tak sfiksowana na punkcie tego, że Kuba to tylko złe rzeczy robi (ja rozumiem, paranoja, ale)? Albo ją chce zadźgać, zamordować, albo jedzie kupić czy sprzedać narkotyki, normalnie jakby ludzie parający się mniej lub bardziej nielegalnymi rzeczami nie mogli czasem jechać do sklepu po papier toaletowy... czy coś :P. I skoro myśli o nim jedynie w takich kategoriach badboya, niby podkreślając w poprzednim rozdziale, że to już na nią nie działa (tsa), dlaczego nie dojdzie do jakichś wniosków na ten temat? Że na przykład może lepiej nie jest włazić w związek z prawdopodobnym handlarzem narkotyków? Z facetem mającym chętkę na okazyjne mordobicie (w teorii mogłoby się dostać i jej, zna go miesiąc i parę dni)? I jeszcze nie widzącym niczego złego w okazyjnym mordobiciu? Ewa, przestań myśleć jajnikami, bo to się źle skończy.

    OdpowiedzUsuń
  9. "Po prostu wysunął dłoń przez uchylone okno i i wcisnął guzik." - dwa razu I napisałaś ;)

    Intryguje mnie Rocky. Właściwie nie wiem, co o nim myśleć. Jest taki... niby na luzie do wszystkiego podchodzi, a jednak wydaje się spięty. Taki... spięty i nie spięty. (Aha, i wszystko jasne). Ciekawe, po co jechali do tego Koszalina, co takiego Kuba musiał tam załatwić? (Hm, pewnie dowiem się w następnym rozdziale).

    OdpowiedzUsuń