Nie
spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, czując tak
potworne wyrzuty sumienia, że zżerały mnie od środka, ale nie
chodziło o sam fakt, że pocałowałam Kubę, ale że dałam się
tak łatwo podejść i jeszcze mi się to podobało! No cóż,
najwyraźniej nie tylko w wyolbrzymianiu byłam mistrzynią, w
zachowywaniu się jak ostatnia idiotka również. Zastanawiało mnie
tylko: dlaczego? Jaki miał w tym interes? Może świadomie chciał
mi narobić mętliku w głowie, ale czy nie cierpiał się z Ignacym
aż do tego stopnia? Nie wiedziałam. Spytać nie mogłam, pozostało
mi tylko gdybanie, ale nawet to było trudne, kiedy za jedyną rzecz
wartą rozpamiętywania mój mózg uznał ten pocałunek.
W
płytki sen zapadłam dopiero, kiedy lampy na ulicy zgasły i w
pokoju było już całkiem jasno. Obudziły mnie promienie słońca
padające prosto na moją twarz. Jeszcze z zamkniętymi oczami
skrzywiłam się i zakryłam poduszką. Czułam się jak na kacu,
tylko takim moralnym. Poduszka pachniała Ignacym i miałam ochotę
wyrzucić ją na drugi koniec pokoju, ale z drugiej strony może
gdybym ją przeprosiła, to nie musiałabym mówić mu o wszystkim?
Właściwie, nie musiałam, miałam nadzieję, że Kuba się nie
wygada, jeśli ja potwierdzę jego alibi, że uderzył się o
framugę, czy co on tam sobie wymyślił. To było nieuczciwe, ale
Ignacy też był wobec mnie nieuczciwy, byliśmy kwita. Dlaczego więc
czułam się z tym do tego stopnia źle, że nie chciałam, by
wracał, żeby od razu tego nie wykrzyczeć? Okropne.
Bałam
się wyjść z pokoju. Stanięcie oko w oko z Rockym po moim
wczorajszym wyznaniu było dla mnie zbyt straszne. Pewnie śmiał się
ze mnie w duchu, że jestem naiwna, ale dla mnie tamte rzeczy miały
znaczenie! Może i zatrzymałam się w rozwoju na poziomie
czternastoletniej dziewczyny, która prenumeruje gazety w stylu
„Bravo”, ale powinien już o tym co nieco wiedzieć. Raz nawet
robiłam mu psychotest i wyszło, że miał nastawienie do świata
jak Edward Cullen, pamiętam nawet, że Kuba oblał się wtedy wodą,
tak bardzo go mój poważny ton zaskoczył. Bo oczywiście wyraziłam
swoją stosowną opinię, brałam na poważnie takie bzdury. W sumie
to w tej kwestii nic się nie zmieniło, horoskop z gazety potrafił
mi zepsuć cały dzień, jeśli głosił coś negatywnego.
Horoskop
na ten dzień musiał być okropny.
Kiedy
odważyłam się w końcu wstać, budzik na stoliku nocnym wskazywał
dwadzieścia minut po dziesiątej. Z planem wydostania się z domu,
by nie natknąć się na Kubę, pod szorty i koszulkę włożyłam
bikini — zamierzałam chociaż trochę opalić moją bladą skórę,
by mieć w razie czego wyjaśnienie, co robiłam przez cały weekend.
Poza tym, leżąc na piasku mogłam całkowicie wyłączyć myśli,
nigdy nie potrafiłam się skupić, wystawiona na słońce.
Natychmiast przysypiałam albo wpadałam w jakąś dziwną pustkę,
pochłaniającą mnie i mój cały wolny czas. Teraz tego
potrzebowałam. Chciałam na chwilę wyjść z mojego życia i
pooddychać powietrzem wolnym od konfliktów i kłopotów.
Spakowałam
potrzebne rzeczy do plecaka i zarzuciwszy go sobie na plecy,
wymknęłam się po cichu z pokoju. W domu panowała cisza, słyszałam
tylko ćwierkanie ptaków i kosiarkę sąsiadów Leszczyńskich, bo
Kuba zostawił otwarte drzwi na taras. Zeszłam powoli po schodach i
postanowiłam je zamknąć, bo skoro wychodziłam, to włamywacz
nawet nie musiałby się starać, żeby dostać się do środka. Co
prawda nie wiedziałam, czy Rocky przypadkiem nie schował się w
swoim pokoju, ale wolałam nie ryzykować. W momencie kiedy puściłam
klamkę i odwróciłam się, z zamiarem ruszenia do drzwi
wyjściowych, okazało się, że jednak nie jestem sama. Kuba niemal
bezszelestnie wszedł do salonu i oparł się ramieniem o ścianę.
Dopiero teraz widziałam, jak mocno oberwał i aż przeszły mnie
ciarki, bo mimo to potrafił uśmiechać się w ten sposób, który
wczoraj kompletnie wyprał mi mózg. Niemal odruchowo zacisnęłam
palce na ramiączkach plecaka i zastygłam, nie wiedząc, czy
powinnam teraz wyjść, czy może od razu zapaść się pod ziemię.
—
Wybierasz się gdzieś?
—
Nie.
Mogłam
niemal usłyszeć odgłos tysięcy rąk uderzających w tym momencie
w czoła. Inaczej nie dało się skomentować mojej odpowiedzi. Kuba
jedynie uniósł brew.
—
W takim razie po co ci ten plecak?
—
To znaczy... wybieram się gdzieś, tak. Tak, właśnie tak.
—
To miłej zabawy.
Wzruszył
ramionami i wyszedł z salonu. Co to miało być? Nadal stałam tam
jak ostatnia idiotka, wpatrując się w miejsce, w którym przed
chwilą był. W co on ze mną pogrywał? Przełknęłam ślinę i
pobiegłam za nim, właściwie w odpowiedniej chwili by zobaczyć, że
zniknął na schodach prowadzących do piwnicy. Przez chwilę się
wahałam, czy zejść tam, przecież mógłby czaić się na mnie z
nożem. Mimo że ta myśl wydała mi się absurdalna, to i tak po
plecach przeszły mi ciarki. To tyle w kwestii mojej inteligencji.
Gdybym dobrze się postarała, mogłabym wmówić sobie, że został
tu, bo zaplanował moje morderstwo. No dobra, nie, był w stosunku do
mnie zupełnie niegroźny. To znaczy, był niebezpieczny,
ale nie w ten sposób, który kazałby mi się bać. Prędzej on
powinien się obawiać, że powtórzy się sytuacja z wczoraj, za
mocno na mnie działał.
I
tak polazłam za nim, nadal z plecakiem, jak jakaś turystka. Dobrze,
że powstrzymałam się i nie założyłam okularów
przeciwsłonecznych jeszcze w domu, spoczywały w kieszeni plecaka —
już i tak zrobiłam z siebie wystarczającą idiotkę. Kubę
zastałam przy samochodzie Ignacego. Przez chwilę chciałam się
wycofać, ale kiedy zobaczyłam, jak wyciąga z kieszeni klucz i
otwiera drzwiczki, omal nie stanęło mi serce. Mogłam od razu się
zorientować, co zamierza, w końcu bramę od garażu także
otworzył, ale przez chwilę miałam nadzieję, że tylko mi się
wydaje, że wpada w kolejne kłopoty.
—
Co ty robisz? — krzyknęłam.
Kuba
spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
—
Co?
—
To samochód Tadeusza!
W
odpowiedzi dostałam jedynie uniesienie brwi, a chwilę później
Rocky zupełnie mnie zignorował i wsiadł do auta. Natychmiast
popędziłam do drzwi od strony pasażera i otworzywszy je
gwałtownie, wpakowałam się do środka. Miałam nadzieję, że to
go stamtąd wypędzi, ale wręcz przeciwnie — usiadł za kierownicą
i poprawił lusterko, a potem zatrzasnął drzwi po swojej stronie.
Ja nadal jedną nogą tkwiłam w garażu i byłam bardziej niż
przerażona. Nie wiedziałam, jak inaczej mam go powstrzymać niż
przez wypchnięcie go siłą z samochodu, ale niby jak miałam to
zrobić? Nie ruszyłabym go pewnie nawet o milimetr. Albo zrobiła
coś jeszcze głupszego.
—
Nie możesz — powiedziałam zamiast tego.
—
Niby dlaczego?
—
Już ci mówiłam, to samochód Ignacego.
—
Zostawił kluczyki. A ty zdecyduj
się, czy wsiadasz czy nie, bo odjedziemy bez twojej nogi.
Skutecznie zamknął mi tym usta, bo przekręcił kluczyk w stacyjce,
a silnik warknął groźnie. To zmusiło mnie, by wsunąć nogę do
środka i zatrzasnąć drzwiczki. Kuba uśmiechnął się i wycofał.
Czułam, że to moja szansa, bo jeśli wyszedłby z samochodu, żeby
zamknąć bramę od garażu, ja mogłabym zamknąć się w środku i
czekać, aż wróci Ignacy. Taki był mój plan. Nie przewidziałam
jednak, że ten mały, niepozorny pilot, który Rocky ściskał w
ręku, to urządzenie służące do zamykania bramy garażu. Po
prostu wysunął dłoń przez uchylone okno i i wcisnął guzik.
Czułam, że ogarnia mnie panika. Nie miałam już żadnego pomysłu,
niż tylko pilnować, żeby nie stało się nic złego. To było
przecież coś, w czym byłam kiepska.
Przełknęłam ślinę. Znajdowałam się w samochodzie Ignacego,
świętym sanktuarium porządku na kółkach, z Kubą, co do którego
nie miałam pewności, czy nie wpędzi nas w kłopoty. A chciałam
tylko pójść na plażę, był taki piękny dzień. Zamiast tego,
zostałam zmuszona jednym spojrzeniem do tego, by zapiąć pas i
rzucić mój plecak na tylne siedzenie. Dopiero wtedy Rocky wjechał
na główną drogę. A ja zastanawiałam się, dlaczego dałam się
znowu wpakować w kłopoty, przecież chciałam od nich uciec, taki
miałam plan! Na szczęście nie czułam się jak wczoraj — czułam
się właściwie dużo gorzej, ale zdenerwowanie było o wiele
rozsądniejszą opcją niż podziwianie dawnego obiektu westchnień,
zamieniając się powoli w amebę. I tak widziałam jego lepszy
profil, ale to nie zmieniało faktu, że trochę się bałam.
— Gdzie jedziemy? — spytałam, uchylając okno po swojej stronie.
— Do Koszalina.
— Do Koszalina? Oszalałeś? Po co do Koszalina?
— Mam tam sprawę do załatwienia.
— Jaką sprawę?
— Ewa — warknął, a ja podskoczyłam, ale natychmiast się
zamknęłam. — I tak jesteś nieplanowaną pasażerką, więc
mogłabyś chociaż o nic nie pytać.
Na pewno sprzedawał narkotyki. Albo je kupował. To była moja
pierwsza myśl. Co innego mógłby robić w jakimś tam Koszalinie?
To było czterdzieści minut drogi z Kołobrzegu, jak nie więcej. I
jeszcze musiał wziąć samochód Ignacego, którego ja postanowiłam
chronić w ramach zadośćuczynienia. Nie chodziło tu wcale o Kubę
samego w sobie, chociaż kiedy znów na niego zerknęłam, wyrwało
mi się lekkie westchnienie. Miałam nadzieję, że tego nie
usłyszał, a nawet jeśli, to pomyślał sobie, że jestem
zrozpaczona. Po wczorajszym był to nieprawdopodobny scenariusz, bo
wątpiłam, że mógłby jeszcze myśleć, że jestem w stosunku do
niego neutralna, ale łudzić się przecież mogłam. Teraz przecież
zdenerwowałam się tym, że specjalnie chciał wkurzyć Ignacego. Na
pewno zdawał sobie sprawę z tego, że samochód jest dla jego brata
ważny.
— Dlaczego nazwałaś Ignacego Tadeuszem?
To pytanie wyrwało mnie z powtarzania sobie, że to jest akcja
ratunkowa dla auta, a nie kolejny pokaz tego, jak żałosna jestem.
Zmarszczyłam brwi i posłałam mu pytające spojrzenie. O co mu
chodziło? Nie przypominałam sobie, żebym nazwała przy nim
Ignacego tym pseudonimem dla „bohatera epopei” autorstwa Anki.
Prędzej zapadłabym się pod ziemię ze wstydu, to przecież
idiotyczne.
— Słucham?
— No, w garażu — powiedział, a w kącikach jego ust czaił się
rozbawiony uśmieszek. — Krzyknęłaś tak śmiesznie, piskliwie:
„to samochód Tadeusza!”. Przez chwilę myślałem, że nie
mówisz tego do mnie.
Czułam, że moje policzki oblewają się rumieńcem. Nie pamiętałam
tego. Z nerwów musiałam palnąć tak odruchowo. Coś jak wtedy,
kiedy niechcący zamieniamy jakieś słowa i dopiero, kiedy ktoś
zacznie się z tego śmiać, zdajemy sobie z tego sprawę. Ja tak
czasem mam, raz jeden powiedziałam do Anki „kapcie z głów”
zamiast „czapki z głów” i weszło do naszego słownika, ale to
mogłam jakoś wytłumaczyć. Tadeusza wytłumaczyć było
zdecydowanie trudniej i nie chciałam tego robić, bo cokolwiek
przyszło mi do głowy, wydało mi się okropnie dziecinne.
Próbowałam wymyślić coś chociaż śmiesznego, nawet głupio
śmiesznego, ale pomiędzy uszami miałam jedynie przeciąg.
— Wymsknęło mi się — wymamrotałam.
Kuba zmarszczył brwi, ale nie odpowiedział na to, a ja zapadłam
się na siedzeniu i zaczęłam patrzyć w okno, jakby mijane budynki
były dla mnie bardzo ciekawe. Zastanawiałam się, co ja tu robiłam.
Powinnam była dać mu pójść samemu i wyjść, nieświadoma
wszystkiego. Teraz bałam się, czując, że już na krajowej
jedenastce przyspieszamy. Ignacy nigdy tak szybko nie jechał i dbał
o to, żebym niczego mu w aucie nie popsuła. Niemal odruchowo
starałam się nie pobrudzić tapicerki i nie włączałam radia.
Zrobił to dopiero Rocky i aż podskoczyłam, kiedy uderzyło we mnie
głośno Radio Maryja. Trwała msza, a kiedy Kuba gwałtownie ją
wyłączył, cisza między nami stała się bardzo niezręczna —
dopóki nie parsknęłam śmiechem. Chwilę później zaśmiał się
i on, a był to dźwięk tak miły dla ucha, że na chwilę się rozchmurzyłam.
Nie wiedziałam, czy Kuba śmieje się z tej sytuacji, czy z
Ignacego; ja śmiałam się, bo przypomniała mi się podróż do
Kołobrzegu i ten moment, w którym mój bohater epopei postanowił
być „dyrygentem orkiestry”, jak to określiła Anka. Stanął mi
przed oczami obraz Pawła tak zdziwionego jakimkolwiek protestem, że
aż pierwszy raz cichego, bez żadnego komentarza. Dopiero teraz tak
naprawdę odczułam satysfakcję i zdałam sobie sprawę, że przy
Ignacym nie odważyłabym się z tego szczerze zaśmiać, bo na pewno
by się obraził. Rocky nie obraziłby się nawet wtedy, gdyby
dotyczyło to jego. Taka była między nimi różnica, po raz
pierwszy czułam się w tym samochodzie bardziej rozluźniona, mimo
że nadal czułam niepokój, nie wiedziałam przecież, czy Kuba nie
jedzie, by brać udział w jakichś ciemnych interesach.
— Kiedy jechaliśmy do Kołobrzegu, Paweł szukał stacji, a na tej
Ignacemu skończyła się cierpliwość — powiedziałam w ramach
wyjaśnienia. Jakoś nie chciałam, by pomyślał, że zazwyczaj
Ignacy tego słucha. Nie wiedziałam dlaczego, ale wolałam, by tak
nie myślał.
Kuba zerknął na mnie i nie wiedziałam, czy w tym momencie nie
śmieje się przypadkiem ze mnie. Ja nadal głupio się uśmiechałam,
patrząc przez przednią szybę na rząd samochodów przed nami. Po
obu stronach drogi były tylko rozciągające się pola z
porozrzucanymi co kilkadziesiąt metrów wielkimi reklamami
aquaparków czy salonów meblowych. Przed słońcem nie chroniły nas
żadne drzewa czy wysokie budynki, więc uderzało prosto w dach i
okna. Nie dość, że było gorąco, to jeszcze oślepiały mnie
promienie i musiałam mrużyć oczy, bo bałam się wychylać do
plecaka po okulary. Jeszcze bym coś zepsuła, a tu nie mogłam nic
popsuć. Zastanawiałam się, czy Ignacego pieką policzki. Moją
mamę zawsze pieką, kiedy ktoś o niej mówi/intensywnie myśli.
Miałam nadzieję, że on tego tak nie odczuwa. Pewnie od razu
wyczułby, że to moja wina, że ja coś zrobiłam. Bo kto inny?
Kuba znów włączył radio, ale tym razem przyciszył je trochę i
po chwili szumów złapał odpowiednią stację. Teraz jechaliśmy,
słuchając co prawda spokojnej piosenki, ale im bardziej
wsłuchiwałam się w tekst, tym mocniej odczuwałam wiszące nade
mną fatum — facet pięknym głosem śpiewał, że zraniła go
dziewczyna. Czy nie było już piosenek o czymś innym? O drzewach,
pieskach kotkach, rewolucji? Tylko to, co potrafiło z dobrego humoru
wpędzić mnie w potworne poczucie winy? Znów wpadłam w tę dziwną
czarną dziurę i czułam, że dobrze mi tak. Słońce powinno mnie
spalić na popiół. Całowałam się z bratem Ignacego, a teraz
jechałam z nim do Koszalina, nie wiem po co. Trzeba było to
zostawić, a jeśli uszkodziłby auto, udawać głupią. O ile
przyjemniej by było. Spokoju nie dawała mi też inna kwestia.
Jakiś czas później nie mogłam już wytrzymać i kiedy
minęliśmy zieloną tabliczkę z napisem „Koszalin”, musiałam
się odezwać. Odwróciłam się w stronę Kuby i zerknęłam na
niego. Wydawał się pogodny. Raz kozie śmierć. Zwłaszcza takiej
głupiej jak ja.
— Mogę zadać ci pytanie?
Starałam się zabrzmieć niewinnie, neutralnie, ale i tak zadrżał
mi głos. Kuba odpowiedział mi dopiero, kiedy okrążyliśmy rondo,
a moje upierdliwe spojrzenie najwyraźniej go zirytowało.
Kiwnął głową.
— Dlaczego nie lubicie się z Ignacym?
Skrzywił się. Nie potrafił tego szybko zamaskować, widziałam to.
Przez chwilę czułam ulgę, ale teraz pożałowałam tego, że
jestem tak ciekawska. Ale kiedy niby miałam uzyskać od niego
odpowiedź? Teraz ani on, ani ja nie mogliśmy uciec. Mogliśmy
porozmawiać, tak jak chciałam od dawna. Wystarczyło nie myśleć o
tym, że coś dziwnego mnie do niego przyciąga, chciałam rozwiązać
chociaż kilka tajemnic, nawet jeśli zdawałam sobie sprawę, że
Rocky nie jest skorym do zwierzeń człowiekiem.
— Dlaczego mamy się lubić?
— Jesteście rodzeństwem — odpowiedziałam od razu. Uznałam to
za oczywiste.
Kuba prychnął.
— Masz rodzeństwo?
— Nie.
— Wątpię, że to zrozumiesz.
Miałam ochotę pacnąć go w głowę. Mówił do mnie jak do
krnąbrnego dziecka, w ogóle nie odpowiedział na moje pytanie,
tylko zachowywał się po swojemu. Nie zamierzałam się poddawać.
Już się odważyłam. Musiałam iść dalej. Wzięłam głęboki
wdech.
— Czy to moja wina, że jesteś dla niego taki wredny?
Kuba westchnął z, miałam wrażenie, poirytowaniem.
— Ewa, nie jesteś pępkiem świata. Przestań się obwiniać o
wszystko, bo niektóre rzeczy są od ciebie niezależne, a już na
pewno każdy najmniejszy wulkan nie wybucha, bo znowu potknęłaś
się na progu. Nie lubię Ignacego, bo jest egocentrycznym i
fałszywym dupkiem. Tobie to ja mogę tylko współczuć, ale sama
wybrałaś.
Zrobiło mi się zwyczajnie przykro. Kiedy wypowiedział ostatnie
zdanie, akurat zatrzymał się na miejscu parkingowym przy jakimś
budynku i odwrócił się w moją stronę. Patrzył na mnie tak, że
poczułam się zwyczajnie mała. Chciałam coś powiedzieć, ale
czułam, jak powoli opada na mnie wielki kamień i dusi mnie w
środku. Pożałowałam tego, że jestem taka wścibska i że w ogóle
pomyślałam kiedykolwiek o sobie.
— Poczekaj tu na mnie.
Jedynie kiwnęłam głową, a kiedy Kuba wyszedł z samochodu, nawet
nie odwracając się, by zerknąć, czy go posłuchałam, rozpłakałam
się. Po prostu wybuchnęłam płaczem, czując się okropnie. I nie
chodziło to, że był dla mnie niemiły, bo fakt, to co powiedział
było dobitne i miało na celu dać mi do zrozumienia, że powinnam
się odczepić. Chodziło o to, że Rocky był ze mną szczery i
wydało mi się to jeszcze gorsze niż nieszczerość Ignacego.
Aleś dowaliła, zupełnie się tego nie spodziewałam O.O To było jednocześnie tak lekkomyślne i bardzo Ewkowe, w sumie na swój sposób rozczulające. I zakończyłaś to tak, że chcę wincyj, zaraznatychmiast, a nie tu po maturze ;__; Będę cię za to gnębić na fejsie, tak.
OdpowiedzUsuńŻeby cokolwiek pisać bez presji, to muszę zdać maturę, więc dla opka to lepiej, trust me. :D
UsuńTeamowi Ignaś to się bardzo, bardzo nie podoba... Ten obrót spraw...
OdpowiedzUsuńTeam coxon przeprasza? :D
UsuńTeam coxon ma jeszcze czas na zrehabilitowanie się.
UsuńPo pierwsze: coxon, ja mam czternaście lat (jeszcze tylko przez miesiąc, ale jednak), i kurde bol nie prenumeruję Bravo. Bravo było modne, gdy miałam osiem lat. Och tak, wtedy kolumna z poradami pseudopsychologicznymi była przeze mnie ubóstwiana.
OdpowiedzUsuńPo drugie: mam wrażenie, że ten rozdział jest bardzo kurde krótki.
Po trzecie: dziwna ta Ewa i jej nagły płacz.
Po czwarte: dziwny ten świat.
Po piąte: dziwny dziś ten Rocky.
Po szóste: nadal nie lubię Tadeusza.
Podsumowując: team Rocky nadal, ale czy forever...?
^to miało zabrzmieć groźnie.
Pozdrololo ;D
DEJŻE NAM COŚ JESZCZE PRZED MATURĄ, DZIOŁCHA!!!
Matematyka, uwaga: jakieś dziesięć lat temu zbierałam Bravo, mając lat 9-10, według obliczeń Ewka miała wtedy 14, śledztwo rozwiązane, możemy się rozejść. :D w 2006 kto nie czytał Bravo, ten nie żył!
UsuńMa tylko pięć stron, bo więcej nie dałam rady, moja wena jest uschnięta przez rozpaczliwe próby doczołgania się do dwójki z matmy. :C
pumpernikiel zmienną jest, może jeszcze zaczniesz kibicować Ignasiowi? kto wie! zrobię skriny na potrzeby naukowe, żeby mieć DOWÓT!
(nie dam rady przed maturą, naprawdę, nie widziałaś mojego rozkładu pisania/mówienia, meh. :/)
W 2006 to ja tańczyłam do Nie daj się...
UsuńMama mówi, że jestem zmienna jak chorągiewka :D
W takim razie pozdrowienia na maturkach :> Ja w tym czasie będę przerabiać setkę stron do konkursu historycznego :D
Rozwód z team Rocky? NIGDY W ŻYCIU
Coxon, ja też przed maturą walczyłam z matmą, byłam bliska oblania tego, ale udało mi się wyciągnąć na tróję. XD Za to na maturze piękne 80%, a koksem jakoś z tego przedmiotu nigdy nie byłam, także tobie życzę tego samego. :D
UsuńW OGÓLE, PUMPERNIKIEL, JA NIE WIEDZIAŁAM, ŻEŚ TY TAKA MŁODA :OOO W ogóle po tobie nie widać, w ogóle. Piszesz lepiej niż niektórzy ludzie w moim wieku. Pełnam podziwu.
No to powodzenia, mnie czeka 30 stron rozszerzonej maturki z historii, łączę się w bulu i nadzieji. <3 Ja właśnie liczę, że mnie to spotka, muszę się doczołgać do 1,67, już mam 1,54, jest git, ale to mi nie pomaga w pisaniu, więc zarządziłam sobie przerwę.
UsuńI btw, ja też byłam zaskoczona, że pumpernikiel taka młoda, nigdy bym nie powiedziała, a styczność na fejsie z czternastkami mam, chociaż to takie typowe koksiary-selfiary. XDD
Ja mam styczność głównie z ludźmi w moim wieku lub starszymi (siłą rzeczy w sumie) i powiem wam, że momentami jestem przerażona tym, jak piszą; niektórzy zdają się kompletnie nie znać języka polskiego. To smutne :<
UsuńA o osobach młodszych to ja nie wspomnę, bardzo rzadko się zdarza, żeby się znalazł tam ktoś, kto w wieku gimnazjalnym potrafi dobrze pisać. Wiem, co mówię, często trafia mi się na betowaniu gimbaza. Tylko się łapię za głowę, czytając te teksty :>
Za miesiąc kończę piętnaście, wyglądam na osiemnaście, według mnie snapchat to gówno, mam instagrama, ale z pustą galerią, na fejsie nie mam nawet profilowego, nie jestem noł lajfem z dyskiem zawalonym grami. Jak rozdawali talenty matematyczne, stałam w kolejce po głupotę i w ogóle taki ze mnie dziwny przypadek jest ;D
UsuńA, no i... historia magistra vitae <3
Nie mam już pojęcia co się tutaj dzieje... Co za Koszalin i co ta Ewka najlepszego wyprawia? :P Biedny Ignacy... Tylko dlaczego Kuba ma o nim takie złe zdanie? Cóż, trzeba czekać na kolejne rozdziały, może się kiedyś dowiem ;)
OdpowiedzUsuńMatura to bzdura, coś o tym wiem :D Nie taki diabeł straszny, jak go malują ;) Zdawałam matmę na rozszerzeniu, więc kompletnie nie rozumiem strachu przed tym przedmiotem, ale oczywiście życzę powodzenia! Nie tylko na matmie, na wszystkim innym też :) Pozdrawiam i rzecz jasna zapraszam do siebie w wolnej chwili!
matko jedyna, Ewka potrafi być taka irytująca. Czasami zastanawiam się, jakim cudem ze swoim charakterem zdołała wyrwać dwóch facetów. No nikt o zdrowych zmysłach nie wytrzymałby z nią więcej niż dwa, w porywach do czterech, dni.
OdpowiedzUsuńCzasami naprawdę uważam, że jest biedna w tej całej pokręconej sytuacji. Choć w sumie sama zawiniła. Ale dzisiaj po prostu mam ochotę wyrzucić ją z tego samochodu. I pierwszy raz zgadzam się z Rockym, E. nie jest pępkiem świata i nie wszystko musi się na niej skupiać. Braterska niechęć może mieć tysiące powodów i akurat tu znowu dziesięć punktów wędruje do Kuby za to wypowiedzenie słów, że jak się nie ma rodzeństwa to się nie rozumie.
Choć dziewczyna to też dobry powód, żeby wbić topór wojenny.
Tak czy inaczej: co on robi w Koszalnie do jasnej anieli!? bo to jest jednak najbardziej interesujące i sama zaczynam się zastanawiać czy K. nie ma jakiś brundych interesów po kątach.
Trochę przerwy nikomu źle nie zrobiło, więc odpocznij trochę i po maturach rozal system, w sumie podczas matur też możesz, ale bez szaleństw :D
Pozdrawiam!
Czasem mam wrażenie, że Ewka ma okres przez cały miesiąc. Te jej nastroje zaczynają się robić mylące XD
OdpowiedzUsuńWciąż team Ignacy (niech wróci, bo tu się nieciekawie zaczyna robić...). Jestem strasznie ciekawa jak to się wszystko potoczy... Po cholerę Kuba jechał do Koszalina?
I tak jak Ewka zastanawiam się, dlaczego się nie lubią. Za tym jest jakaś historia.
Pozdrawiam!
Przybyłam, zobaczyłam, nadrobiłam. Dziś nie będzie porządnego komentarza, za co z góry przepraszam, bo nadrabiam w biegu moje kolosalne blogowe zaległości, ale czuję się w obowiązku poinformować, że twoje opowiadanie (i oczywiście Ewka!) urzeka mnie z każdym rozdziałem bardziej ♥
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco,
maxie
To było nieuczciwe, ale Ignacy też był wobec mnie nieuczciwy, byliśmy kwita. - #$#^$#$#, momentami ona jest tak dziecinna, że matko boska, tylko ją chwycić i nią potrząsnąć, bo po prostu się nie da. Ja będę się zachowywać źle, bo on się zachowuje źle!!! Łoesus, Ewka, czasem wkraczasz na niebezpieczne tereny ameby mózgowej.
OdpowiedzUsuń— Wybierasz się gdzieś?
— Nie.
Mogłam niemal usłyszeć odgłos tysięcy rąk uderzających w tym momencie w czoła. - dobra, EWA, przestań mnie rozczulać xD.
A chciałam tylko pójść na plażę, był taki piękny dzień. - brzmi to co najmniej tak, jakby Ewka spodziewała się, że Kuba wyrżnie zaraz pół wioski samochodem Ignasia :DDDD.
Czemu Ewa jest tak sfiksowana na punkcie tego, że Kuba to tylko złe rzeczy robi (ja rozumiem, paranoja, ale)? Albo ją chce zadźgać, zamordować, albo jedzie kupić czy sprzedać narkotyki, normalnie jakby ludzie parający się mniej lub bardziej nielegalnymi rzeczami nie mogli czasem jechać do sklepu po papier toaletowy... czy coś :P. I skoro myśli o nim jedynie w takich kategoriach badboya, niby podkreślając w poprzednim rozdziale, że to już na nią nie działa (tsa), dlaczego nie dojdzie do jakichś wniosków na ten temat? Że na przykład może lepiej nie jest włazić w związek z prawdopodobnym handlarzem narkotyków? Z facetem mającym chętkę na okazyjne mordobicie (w teorii mogłoby się dostać i jej, zna go miesiąc i parę dni)? I jeszcze nie widzącym niczego złego w okazyjnym mordobiciu? Ewa, przestań myśleć jajnikami, bo to się źle skończy.
"Po prostu wysunął dłoń przez uchylone okno i i wcisnął guzik." - dwa razu I napisałaś ;)
OdpowiedzUsuńIntryguje mnie Rocky. Właściwie nie wiem, co o nim myśleć. Jest taki... niby na luzie do wszystkiego podchodzi, a jednak wydaje się spięty. Taki... spięty i nie spięty. (Aha, i wszystko jasne). Ciekawe, po co jechali do tego Koszalina, co takiego Kuba musiał tam załatwić? (Hm, pewnie dowiem się w następnym rozdziale).